Też miałem problemy w okolicach 70km . Jak robiłem po 100km to po tych 70km musiałem robić przerwy nawet co kilkanaście minut, byłem zrezygnowany i ciągnąłem ostatkami sił. Postanowiłem jeździć z głową a testem tego miał być przejazd 200km. Zrobiłem go łatwiej niż wcześniej robiłem 70 . Rano śniadanie a potem szykowanie siebie i roweru. Akurat na to schodzi mi około godzinki przy takiej wyprawie. Co zmieniłem:
- jazda trochę wolniej niż zwykle. Głupie 1-2km/h to ogromna różnica w obciążeniu.
- na zjazdach odpoczywam, żadnego dokręcania (no chyba że to szybki zjazd i marznę to wtedy trochę kręcę, żeby mięśni za bardzo nie wychłodzić.
- picie: nawet jak nie czuję potrzeby to minimum 1 bidon na godzinę (600ml).
- jedzenie po drodze: zaczynam po godzinie a potem regularnie przynajmniej co 30min. Mi wystarczają batony zbożowe, banany, galaretki z decathlona, 7 days, hot dog na stacji benzynowej i czekotubki. W zasadzie bez dużego obiadu po drodze.
- pozytywne myślenie. Pewnie nie tylko ja nie lubię powrotów i odliczania ile zostało do domu.