Skocz do zawartości

ktos123456

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    93
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez ktos123456

  1. Myślałem o tym, ale słaby to pomysł. Po pierwsze, nie masz prawa jeździć ulicą, gdy obok jest droga rowerowa. Pierwszy lepszy patrol policji wlepi ci mandat. Po drugie - ulicą jednak niebezpiecznie, za duży ruch zwłaszcza po południu, a często jezdnia jest na tyle wąska, że kierowca albo będzie sie wkurzać, że jedziesz 35 km/h i tamujesz ruch, albo zechce cię wyminąć na trzeciego, co jest skrajnie niebezpieczne, bo wyprzeda na styk - biorąc pod uwage, że wpierdzieliłeś się na ulicę, gdy obok jest droga dla rowerów, narazisz się na gniew kierowców i będą mieć rację. Cisnąć cały czas 50 km/h się nie da, zwłaszcza pod górkę, a jak zwolnisz do 35-40, a czasem poniżej 30 to już masakrycznie tamujesz ruch na ulicy.
  2. Tak, ponieważ pozostałe (oprócz wspomnianej sygnalizacji) to jest margines, po prostu zdarza się bardzo rzadko w moim przypadku. A sygnalizacja świetlna permanentnie, zawsze to samo.
  3. Mnie tak naprawdę mało rzeczy irytuje. Rrzeczywiście, piesi pałętający się po drodze dla rowerów - ale mam wrażenie, że ostatnio jest tego coraz mniej, no ale to zależy od rejonu miasta, w centrach miast faktycznie zdarza się to częściej, niż np na drogach rowerowych przy obwodnicach miast, gdzie siłą rzeczy pieszych jest mało. Ale to, co mnie najbardziej irytuje to sygnalizacja świetlna i ilość czasu, który się traci czekając na zmianę światła, gdy droga dla rowerów krzyżuje się z ulicą. Dochodzi do tego, że gdybym jadąc o 6 rano do pracy (gdy ruch samochodowy jest mały), na każdym gównoprzejściu z jakąś boczną dróżką (gdzie żadnego samochodu nie ma w zasięgu mojego wzroku), przepisowo czekał na zmianę świateł, to majac pół godziny w ruchu, mam dodakowe między 10 a 15 minut samych postojów (zmierzone za pomocą gps-a). Dochodzi do tego, że zawsze olewam czerwone światła w takich przypadkach i gdy jest bezpiecznie, przejeżdżam bo po prostu brak mi cierpliwości. I widzę, że nie tylko ja tak robię. Przejeżdżam też i przez większe skrzyżowania, gdy na horyzoncie nie ma samochodów, albo gdy stoją daleko i wiem, że mają też czerwone i ruszą dopiero za kilkadziesiąt sekund, a ja mam wolną drogę. To wszystko oczywiście tylko wtedy, gdy nie ma także w zasięgu wzroku żadnego radiowozu policyjnego. A już najbardziej strzela mnie ica na jednym odcinku, którym zwykle jeżdżę codziennie - bardzo fajny zjazd z górki, jedziesz sobie 55 km/h, po równej nawierzchni, a na dole - droga osiedlowa ze światłami i zgadnijcie co - w 95% przypadków jak tam dojeżdżam, to jest czerwone i siłą rzeczy trzeba się zatrzymać, żeby ocenić, czy można przejechać bezpiecznie - a nawet jak jest zielone, to i tak trzeba zwolnić, bo kierowca nie ma szans zauważyć takiego rowerzysty i go przepuścić. Za skrzyżowaniem jest już poziomo i trzeba znów się rozpędzać, cały impet poszedł w gwizdek i na szlifowanie klocków hamulcowych. Raczej mnie nie drażnią ci, co jadą wolniej, bardziej to mam satysfakcję, że jestem w stanie śmignąć obok niedzielnego rowerzysty, który sapie i poci się jadąc 15 km/h, a z reguły ludzie jednak jadą swoim pasem i nie zawadzają, nawet totalni amatorzy. Za to jeżdżą czasami obok siebie, zamiast gęsiego i zajmują całą szerokośc - za to należy się już kopniak w zad Pewnym problemem są też rolkarze, którzy bujają sie po całej szerokości drogi, ale to nie jest aż tak częste, żeby jakoś mocno drażniło, zdarza się sporadycznie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...