Skocz do zawartości

maq7

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    191
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez maq7

  1. Ja zawsze z rowerami na dachu czułem się nieswojo. Raz nawet mocno zarysowałem dach Avensisa. Oczywiście, że jak nie ma haka, to trudno wytłumaczyć koszt jego montażu, chyba że się to zrobi samemu, a można. Sam hak, to często nawet poniżej 500 zł. Za autem rowery bezpieczne, nie spala się 2-5 litrów więcej na setkę i nie traci na dynamice. Do tego załadunek o wiele łatwiejszy, zwłaszcza na suvach. Ja ostatnio wiozłem mój i dwa juniorskie. Zero wpływu na jazdę, żadnych szkód i obaw o bezpieczeństwo. Jedynie ze środkowego musiałem zdjąć siodełko.
  2. Bo raz rowerem, a raz inaczej
  3. Znam jeden przypadek mojego kolegi, który połamał platformę Thule z trzema rowerami, jednak na własną prośbę. Nie wyczyścił kuli ze smaru i grzał na dziurach jak dureń. Rowery przeżyły, bagażnik nie.
  4. Dlatego należy kupować od sprawdzonych producentów. Mój wieszak jest z bardzo solidnego materiału i nie wazy dwa kilogramy, tylko z 10. Nie boję na to zaczepić rowerów. Jak sprawdzam czy jest stabilnie, to ugina się zawieszenie pojazdu. Sam bagażnik również nieco sprężynuje, rekompensując wyboje. Najważniejszy jednak rozsądek. Tak jak z przyczepą nie jeździ się 200 km/h, to i z rowerami za tylnym zderzakiem również trzeba brać na to poprawkę, ale nie aż tak bardzo oczywiście Trzeba również pamiętać, że do przyczepy kula haka ma być nasmarowane, a pod bagażnik nie. Jak ktoś się martwi, to po kilku kilometrach można się zatrzymać i dociągnąć śrubę.
  5. Wiem. Ale tam omegą bez silnika nie ma już frajdy. Na północ od Giżycka jest zabawa. Pod spodem lipa.
  6. Pomimo, że kilkanaście lat mieszkałem na Mazurach, to nad Wigry nigdy nie byłem. Żeglowało się za to od Sztynortu po Ruciane.
  7. Aż tak dobrze nie ma. Kierownicę trzeba przestawiać w dwóch rowerach. Idea takiego bagażnika wymusza dotykanie się rowerów, bo trzeba je do siebie przytulić, taśmą transportową, a nawet trzema. Przekładam je gąbkowymi otulinami do rur w miejscach styku. Da się to zrobić bardzo precyzyjnie i za drugim razem nawet dosyć szybko. Całość jest bardzo stabilna podczas jazdy. Nawet na sporych wybojach rowery są niewzruszone. Nie bez znaczenia był tutaj czynnik ekonomiczny, bo kosztowało to 480 zł. Do tagi nieużywane zabiera bardzo mało miejsca w garażu, a i do bagażnika wrzucić żaden problem.
  8. Ja przez ostatni tydzień na Mazurach raz na dwóch kółkach z pedałami, raz pojazdem terenowym, z kierownicą od roweru. Rozpędziłem się w Rynie moją Indianą na szutrze, a gość rusza autem nie patrząc w lusterka i zajeżdża mi drogę. Wydarłem się, to przyhamował i przepraszał rączką. Było szybko i przez chwilę niebezpiecznie, ale gdzieś czułem co dureń zrobi i byłem lekko przygotowany. Druga strona medalu, to jazda na silniku, koło Mikołajek, a mocy mam sporo. Dojeżdżam do pierwszeństwa, rozglądam się, droga wolna, a pani na rowerze tnie moim pasem pod prąd. Gdybym w porę nie spojrzał, to by była rozwałka. Kolejny przykład z tej samej górki w Rynie, gdzie mi gość renówką wyjechał. Lecę ponad 40 na Indianie, widzę z daleka rozweselone trzy rowery na całą szerokość drogi, dzwonię, a oni mi też... I się śmieją, że przesadzam. I na koniec „profesjonalni”, bo w kaskach i rękawiczkach, rowerzyści. A nawet MAMIL’e byli. Wpadam w zakręt pedałując ile wlezie, a po obu stronach drogi odpoczywają bicykle, serwisowane cholera wie dlaczego tu. Ci, co mają „bezawaryjne” rowery natomiast, stoją na środku drogi. Musiałem hamować awaryjnie, żeby sobie łba nie rozwalić, bo ichniejsze mnie nie interesują. Bardzo mnie rozczarowali tacy cykliści z sakwami. Dlatego jeżdżę jak najdalej od ludzi. Wilki i losie wolę zdecydowanie bardziej.
  9. Bo serwis po mazurskich 30 km.
  10. Bo limousine na drodze.
  11. Bo zawsze się koło niego zatrzymuję.
  12. Jak miałem z 10 lat i bawiliśmy się w wyścigi z chłopakami w latach 80’ na asfalcie, to ktoś wyciągnął grubą gałąź na środek drogi. Wpadłem na to na juniorskiej kolarzówce i miałem taki szlif, że zdarłem chyba z polowe naskórka. Długo się goiło. Do tej pory dzwonek robi robotę, ale trzeba kupić głośniejszy. Odpowiednio wcześniej ostrzegać i jak brak reakcji, to zwolnić. Nie ukrywam też, że hamulce tarczowe służą. Przy V-brekach nie ma o czym gadać. Teraz koło niemal natychmiast wytraca prędkość. Nie miałem takich, to i nowość. Rozwiązanie doskonale.
  13. Wczoraj stwierdziłem, że mam za cichy dzwonek. Najpierw pani z pieskiem się władowała na DDR i czekała, aż inny przejdzie obok, żeby się nie pogryzły. Dzwoniliśmy z synem, ale to i tak nic nie dało. O mało na nią nie wpadł. Potem oczywiście codzienny trening z kolegą i tuż przed końcem widzę jak gość stoi na normalnej drodze za swoim autem i patrzy w telefon. Czułem, że coś będzie i z daleka zacząłem dzwonić. No i co? wlazł nam pod koła. Opony zapiszczały i ominęliśmy do z dwóch stron. Jeszcze idiota miał pretensje, ale opieprzyłem i się zamknął. Wrrrr.
  14. Ja stronię od ścieżek rowerowych jak tylko mogę. Nawet mamy na wsi krótkie odcinki, przy małym ruchu samochodowym, które świadomie omijamy jadąc asfaltem. Ostatnio widziałem natomiast starszą panią z balkonikiem z małymi kółkami, która powoli poruszała się po ścieżce rowerowej. Obok chodnik z wybojami, po którym za żadne skarby nie mogłaby jechać. I teraz co?
  15. Ja dzwonię, żeby osoba przede mną, na rowerze czy pieszo, w ogóle wiedziała że się zbliżam. Zazwyczaj wolno nie jadę. Jak już mnie widzi, a dryndam nawet i ze 30 metrów wcześniej, to się "dogadujemy" zazwyczaj. Pieszy schodzi na bok, a rowerzysta przestaje jechać szlaczkiem. Tyle mi wystarczy.
  16. A widzisz. Co mnie jeszcze denerwuje, bo o tym piszemy, to budowane ścieżki rowerowe. Otóż ta najbliższa mojego domu jest ułożona tak: najpierw asfalt, potem pół metra krzaczków, chodnik, DDR i trawnik, na którym stoją ławki. Siedzący na nich trzymają nogi na DDR, a i rowery lubią obok stać, czy też wózek, że nie wspomnę o butelce piwa. Do tego jak ktoś idzie z psem, to też po DDR, bo oddziela ona chodnik od trawnika.
  17. Tu chyba podałeś receptę na spokój. Otóż jak najdalej od ludzi. Im ich dookoła mniej, tym robi się przyjemniej i bezpieczniej. Nie, żebym się nie lubił piwa z kolegami napić, ale jak akurat przypadkowo nie piję, to najlepiej mi w lesie, albo na polnych dróżkach.
  18. Poczułem się wywołany. Pisząc "pod prąd" miałem na myśli lewym chodnikiem do Warszawy, ale oczywiście na ścieżce prawą stroną Trzeba było typa zatrzymać i kazać jechać z powrotem. Coraz bardziej zastanawiam się nad kamerą, żeby potem było łatwiej wytłumaczyć to i owo.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...