Mieszkam chyba w podobnym terenie. Jeśli chodzi o rowery, to:
- miałem 50/34 i 11-34 (jeśli mnie pamięć nie myli) i z sakwami pojechałem na nim do Austrii, gór i stromych pagórów było sporo i sporo wypychania roweru ale przy trasie ~100 km/dziennie trochę tyłek odpoczywał A w górach czasami trasa wiodła po takich dziurach, że i tak nie szło jechać; to był tani rower z Dekla - alu na stalowym widelcu;
- teraz mam takie przełożenie w gravelu, na oponie 30 - traktuję go jako szosę - pomęczyłem się na nim trochę w Górach Sowich (asfaltem) - jest twardo ale daje radę (10% zaliczone);
- w drugim, "turystyku", który lada moment dostanie bagażnik i ruszy w trasę, mam 46/36 i 11/34, opona 40 - i tu się już fajnie jeździ, jeśli chodzi o tłumienie nierówności, też byłem nim w Górach Sowich i też daje radę.
Ponieważ oba rowery mają korby i tarcze od FSA to chodzi mi po głowie, żeby zamienić małe tarcze i wtedy miałbym w turystyku 46/34
Ogólnie, na takich twardych przełożeniach wjeżdżam najwolniej i najekonomiczniej jak się da, duma do kieszeni, grzecznie odpowiadam "cześć" tym, którzy mnie mijają i jadę swoje
Podsumowując - wg mnie większym problemem na tego typu rowerach przy długich dystansach jest komfort jazdy. Mnie zawsze nogi bolą ale bardziej plecy albo ręce. Nogę zawsze rozjezdzisz, wypychanie roweru z sakwami od czasu do czasu też ujdzie. Ewentualnie można coś kombinować z przełożeniami.
Powodzenia!