Skocz do zawartości

Goostuff

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    7
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia użytkownika Goostuff

Świeżak

Świeżak (1/13)

  • Pierwszy post
  • Reaktywny
  • Od tygodnia
  • Od miesiąca
  • Od roku

Ostatnio zdobyte

9

Reputacja

  1. Torba na kierownicy: Namiot 2 os. (1150g), materac (300g), poduszka, zestaw do gotowania (300g), kosmetyczka (300g), ręcznik Mała torba na kierownicy: przekąski, powerbank (220g), ładowarka do telefonu, telefon gdy padało, rękawiczki gdy nieużywane, buff, plecak Sea To Summit Ultra-Sil i skałdana nerka z deca na wypadek potrzeby rozszerzenia przestrzeni ładunkowej. Trójkąt na ramie: Apteczka, ciśnieniomierz, scyzoryk, pompka, DEET na upierdliwce oraza apteczka do roweru (~1000g) Mój staruszek dał radę, ale nie byłem w stanie zaufać mu przed podróżą, więc w apteczce do roweru znalazły się: 2 dętki, zestaw naprawczy do dętek, 3 łyżki do opon, 2 klucze nastawne, 4 pełnowymiarowe imbusy, spinacz do łańcucha, zapasowy łańcuch, złączki do łańcucha, trytytki, taśma izolacyjna, pełnowymiarowy wkrętak krzyżakowy. Zestaw na 100% antylight, ale wolałem w tym konkretnym wypadku być przygotowanym na wszystko. Torba bagażnikowo-podsiodłowa: Wszystkie moje ciuchy (???g) i śpiwór (500g) Kijki trekingowe doczepine do ramy (480g) Nieuzbrojony rower waży 22 kg Przed podróżą z 1,5 l zapasem wody ważył 35 kg W nawiasach podałem orientacyjną wagę cięższych rzeczy, gdyby była potrzeba mogę zważyć dokładniej.
  2. @zws też jechaliśmy jak najbliżej brzegu. Zamiast Twojej trasy przez bagna w Klukach ~22 km jak mówił gość z latarni w Czołpinie, my wybraliśmy "łatwiejszą" opcję bo krótszą, czyli plażą 12 km. Niestety nie przewidzieliśmy, że dotarcie do plaży jest przez malownicze wydmy, cudowne dla pieszego, niekoniecznie tak samo odbierane przez rowerzystę z tobołkami w ponad 30 stopniowym upale. 1 km - 1 h pchania maszyny zakopanej 10 cm w piachu. Roztropnie przed wyruszeniem zaopatrzyliśmy się w zapas wody. Zanim dotarłem do plaży połowy już nie miałem ... Kobitka zaczepiła kumpla, że chyba zabłądził, a on, że nie zabłądził i doskonale wie dokąd idzie - moim zdaniem nie wiedział ;P Jak dotarliśmy na plażę, praktycznie bez słowa, zrzucenie ciuchów i kąpiel.Trzeba przyznać, że jedwabista! Potem 2:20 h dreptania w moim wykonaniu, kolega trochę pojechał gdzie było twardziej. Mnie się udało maksymalnie przejechać 3 metry i około 10 próby stwierdziłem, że szkoda energii. Powoli ale do celu. Jak schodziliśmy z plaży i zobaczyłem tą wielką widokową Wydmę Łącką, to sądziłem, że tam mamy się wdrapać. Już miałem się wieszać, czy ciąć 10 kroczków i przystanek (kroczków nie metrów), zziajany zdyszany jak ta lokomotywa, znowu dyszka i tak w kółko. Najfajniejsze jest coś takiego, że jak walczysz z samym sobą, to myślisz sobie: "nie dam rady, to ponad moje siły, po kiego grzyba to wybrałem, trzeba było te 44 km asfaltem na około zrobić itd. itp." Jak dopniesz swego to już jest inna perspektywa: " w sumie to nie było tak źle, dałem radę i przynajmniej coś zobaczyłem" Widok plaży bez ludzi i parawanów ... ... bezcenny.
  3. Nie mam pewności czy chodzi Ci o tą małą torbę: Kupowałem ją z dużą torbą i to na niej są przyszyte taśmy z czterema klamrami, które pasują do tych węższych pasków oddalonych na obrazku o 182 mm.
  4. Za Słownikiem Języka Polskiego PWN: koczownictwo «tryb życia polegający na ciągłej zmianie miejsca pobytu» , nie wiem dlaczego kempingi, w których spałem nie dłużej niż jedną noc, zawijając się z nich skoro świt, miałyby nie pasować znaczeniowo do mojej wypowiedzi. Nie pisałem nic o dzikiej głuszy, survivalu itp. ale parokrotnie rozważałem nocleg na łonie natury. Jadąc wybrzeżem non stop obcowałem z masą ludzi, a wieczorny prysznic na kempingu nie dość, że zmywał ze mnie słoną morską wodę po kąpieli to pozwalał wyjść wieczorem do ludzi na przysłowiowe piwo, a kolejnego dnia jazdy nie zaznaczać swojej obecności na kilometr - od tego mam dzwonek. Sakwy kupiłem pod inny rower, który jak pisałem jeszcze do mnie nie dotarł. Zabrałem mieszczucha, bo tylko taki rower posiadam w tej chwili. Nie zdecydowałem się na pożyczkę sprzętu od kogoś, pomimo takich propozycji, ze strachu na uszkodzenie czyjejś własności albo jej kradzież. Ochota na dalszą drogę była, pomysły też np. żeby zrobić trasę tam i z powrotem, ale doszedł jeszcze jeden czynnik: ograniczenie czasowe, a tego nie przeskoczysz.
  5. Witam wszystkich serdecznie jako, ze jest to mój pierwszy post na tym forum. Czytelnikiem jestem już od jakiegoś czasu, jednak do założenia konta zmusiło mnie poniższe "wywołanie do tablicy": Niestety nie zdążyłem zająć stanowiska przed swoją eskapadą, więc czynię to teraz. Po co? Po to by coś zobaczyć, skosztować, poczuć, zmęczyć się, powalczyć ze sobą. Jednym słowem przeżyć przygodę. Zrobić coś dla siebie. W połowie czerwca kupiłem sobie rower przez internet, miał być dostępny w następnym tygodniu. W następnym tygodniu dowiedziałem się, że muszę na niego poczekać jeszcze miesiąc. Po kolejnych 7 tygodniach dostałem informację, że rower będzie na początku września ... Tyle to ja czekać nie chciałem 6-go sierpnia wyruszyłem na wycieczkę ze Świnoujścia na Hel, lecz tak zasmakowałem koczowniczego życia, że zatrzymałem się tam, gdzie już nie mogłem dalej jechać mianowicie przy granicy z Rosją na mierzei wiślanej. Oto mój wehikuł transportowy miejski rower Gazelle Impala, któremu dzień przed wyjazdem gwintowałem ramę żeby móc zamontować koszyczki: Startowałem stąd (widok z latarni w Świnoujściu 06.08.2018 r. - umowne 0 km, umowne bo dotarłem do Świnoujścia pociągiem i ze stacji zrobiłem rozruchowe 5 km): Spałem tak: Jadłem tak: Dbałem żeby się nie odwodnić: Jechałem na rowerze tak: Strzelałem z dętki tak: Międzylądowałem tu (latarnia na Helu - 406 km): Dotarłem tu (granica - 530 km): Wróciłem do Gdańska na dworzec główny i tam zakończyłem pedałowanie (13.06.2018 r. - 606 km) Wszystkiego dokonałem zabierając to: Całość trasy wyglądała tak (jest parę dziur, ponieważ zapomniałem włączyć śledzenia ścieżki): Podsumowując Nie ważne na czym! Ważne, że sprawiło przyjemność. Nie żałuję, polecam, nie mogę się doczekać na więcej takich wypraw, których sobie i reszcie forumowiczów z całego serca życzę. PS. Powieliłem posta i mam nadzieję, że teraz jest wszystko ok, a administracja się na mnie nie pogniewa i zrobi porządek. z poprzednim postem.
  6. hmm dziwne, bo wszystkie są z tego samego albumu z photos.google.com edit: Zdjęcia pojawią się gdy zalogujesz się na konto googla w danej przeglądarce Musiałem coś naknocić z udostępnianiem dodając zdjęcia do albumu. Niestety nie mam możliwości poprawy liknków, edycja posta zablokowana
  7. Witam wszystkich serdecznie jako, ze jest to mój pierwszy post na tym forum. Czytelnikiem jestem już od jakiegoś czasu, jednak do założenia konta zmusiło mnie poniższe "wywołanie do tablicy": Niestety nie zdążyłem zająć stanowiska przed swoją eskapadą, więc czynię to teraz. Po co? Po to by coś zobaczyć, skosztować, poczuć, zmęczyć się, powalczyć ze sobą. Jednym słowem przeżyć przygodę. Zrobić coś dla siebie. W połowie czerwca kupiłem sobie rower przez internet, miał być dostępny w następnym tygodniu. W następnym tygodniu dowiedziałem się, że muszę na niego poczekać jeszcze miesiąc. Po kolejnych 7 tygodniach dostałem informację, że rower będzie na początku września ... Tyle to ja czekać nie chciałem 6-go sierpnia wyruszyłem na wycieczkę ze Świnoujścia na Hel, lecz tak zasmakowałem koczowniczego życia, że zatrzymałem się tam, gdzie już nie mogłem dalej jechać mianowicie przy granicy z Rosją na mierzei wiślanej. Oto mój wehikuł transportowy miejski rower Gazelle Impala, któremu dzień przed wyjazdem gwintowałem ramę żeby móc zamontować koszyczki: Startowałem stąd (widok z latarni w Świnoujściu 06.08.2018 r. - umowne 0 km, umowne bo dotarłem do Świnoujścia pociągiem i ze stacji zrobiłem rozruchowe 5 km): Spałem tak: Jadłem tak: Dbałem żeby się nie odwodnić: Jechałem na rowerze tak: Strzelałem z dętki tak: Międzylądowałem tu (latarnia na Helu - 406 km): Dotarłem tu (granica - 530 km): Wróciłem do Gdańska na dworzec główny i tam zakończyłem pedałowanie (13.06.2018 r. - 606 km) Wszystkiego dokonałem zabierając to: Całość trasy wyglądała tak (jest parę dziur, ponieważ zapomniałem włączyć śledzenia ścieżki): Podsumowując Nie ważne na czym! Ważne, że sprawiło przyjemność. Nie żałuję, polecam, nie mogę się doczekać na więcej takich wypraw, których sobie i reszcie forumowiczów z całego serca życzę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...