Kiedyś w piękny jesienny dzień, wypuściłem się po pracy rowerem na pobliskie pagórki. (40km od domu) Tak trochę po podjeżdżać, trochę pozjeżdżać i tak się stało, że źle sobie to obliczyłem w czasie. Całą drogę powrotną grzałem ile fabryka dała bo zrobiło się późno, ciemno i zimno. Wróciłem po godzinie 20. Tyle co się umyłem, zjadłem i poszedłem spać bo rano do pracy na 6. To był duży błąd. Rano nogi miałem tak sztywne, że był problem zejść z łóżka. Do roboty ledwo się dotoczyłem, a i jeszcze tam chodziłem jak kaczka do godziny 9. Od tamtej pory dbam o to żeby nie zalec w wyrku od razu po większym wysiłku i przez te 3-4 godziny wcinam kalorie i staram się chodzić, jak nie po domu to gdzie indziej. Taka trochę inwestycja na drugi dzień rano ale się sprawdza.
Jak z krótkimi drzemkami to nie wiem bo nie mam w zwyczaju, ale dłuższe kimono zdecydowanie odradzam. Zakwaszony mięsień po mocnym wysiłku lepiej jest rozruszać zanim nastąpi całkowity relaks.
Jak tak patrzę na te twoje sakwy, to na niektórych byś był, tyle, że dosyć krótko.