Skocz do zawartości

Brombosz

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    2 817
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Zawartość dodana przez Brombosz

  1. Czyli chcesz nam powiedzieć, że wiesz jak się na tym zachowa, pająk z tworzywa sztucznego? Zastanawia mnie to, czy robiłyby się wgniotki w tworzywie gdyby się okazało, że insterty nie są idealnie symetrycznie rozłożone. No... i czy to się przyda komuś, kto nie ma kasety bez pająka? Bo tylko w takim przypadku widzę sens całej operacji. Jeśli nie tak, to zmiana będzie typowo kosmetyczna. Tak czy inaczej, czekamy na opis i fotki.
  2. Nie no nie opowiadaj nam tu bajek. Stoi przy drodze widzi mnie i nagle start i leci.... I sprawdzałem jak je mijam wolno to robią dokładnie to samo tylko startuja jak je minę. A najczęściej to jak sie jedzie w kilka osób to gonią ostatniego. I to mnie utwierdza w przekonaniu, że nie chcą się bawić ani nie chcą sie wybiegać a poprostu polują. Jedzie stado zwierzyny łownej to wybierają najsłabsze i lecą za nim. @KrisK Zgubiłeś kontekst. Moja wypowiedź dotyczyła psów prowadzonych na smyczy lub przebywających w pobliżu właściciela (cytat, który przytoczyłem jasno na to wskazywał). Chyba sam przyznasz, że lepiej takiego psa uprzedzić wcześniej, niż śmignąć obok niego, prowokując do zerwania się ze smyczy i zdać się na bardziej lub mniej udaną reakcję właściciela. Poza tym słowo "głównie" ma inne znaczenie od słowa "zawsze" i ja wcale nie twierdzę, że wszystkie psy zachowują się tak samo... Wiadomo. Są na wichurach burki biegające luzem, które czasami za rowerem polecą nawet po to żeby ugryźć, ale to przecież są sytuacje patologiczne, które nas, rowerzystów spotykają od czasu do czasu... Nie można przecież twierdzić, że każdy pies na świecie chce mnie ugryźć, jak na 100 spotkanych po drodze, gonił mnie może jeden czy dwa... To dopiero byłaby bajka z elementami fantastyki. Nie kupuj gazu. Nie mówię Ci tego bo jestem jakimś przeciwnikiem, tylko dlatego, że gaz zwyczajnie się nie przydaje. Było kilka różnych sytuacji, po których zdecydowałem się na taki zakup i potem cztery lata woziłem to na mostku zamiast licznika, nie używając ani razu... Może i miałem to szczęście, że nie musiałem, ale jakby przyszło co do czego to i tak pomoc jest niewielka. Podczas ucieczki rowerem jest problem żeby trafić. Jak mocniej wieje to w ogóle może się to nie udać. Jak się zatrzymasz i pies nie odpuści, to użycie gazu odbierze pewnie jako atak, na który odpowiedź może być fatalna. Do tego gaz na psy jest dużo słabszy od takiego zwykłego, obronnego i raz, że zadziała dopiero po chwili, to dwa, nie licz na za dużo w przypadku spotkania z Amstaffem, Bullterrierem, Rottweilerem, Pittbullem czy innym Staffem... szczególnie kiedy są nastawione wrogo. Chciałoby się dodać, że chociaż na właściciela będzie dobry, ale niestety i tu się nie sprawdzi. Tak słaby roztwór Kapsaicyny zamiast obezwładnić delikwenta (oczywiście w sytuacji gdzie jest winny i się należy), zaostrzy jedynie konflikt i narazi nas na same nieprzyjemności... W skrócie: Nie polecam. Jedynym małym plusem jest efekt placebo posiadania, który daje na początku troszkę więcej pewności siebie, i co za tym idzie, większe szanse na zaniechanie ataku przez psa... Bo one też zazwyczaj głupie nie są. Strachliwi rowerzyści mają gorzej. PS. A gdybyś faktycznie chciał kupić, to mogę ci mój z pokrowcem oddać za jakieś ciemne piwo. Nówka, nie użyty ani razu. Przestałem go wozić bo to było bez sensu.
  3. Mam XT-M8000 na dwóch pająkach. Dociągnąłem nakrętkę kasety na ~70-80Nm albo i więcej... i co z tego? Ostatnie pięć zębatek, w pół roku weekendowej jazdy po górach, sprawiło, że bębenek wyglądał tak: (na fotce jest już po kilku wyrównujących szlifach) Też tak myślałem. Początkowo plan był taki żeby zbierać pilniczkiem zadziory i jakoś to będzie... Niestety nie będzie. Z bębenka zaczęło jeszcze szybciej ubywać. Potem stwierdziłem, ze tak zostawię aby spowolnić pojawiające się wżery, a zębatki przy ściąganiu podważałem śrubokrętem... i to też był błąd. Dopiero niedawno odkryłem, że przesunięcie tych 5 koronek o te 2-3mm sprawia, że przedni blat zużywa się dramatycznie szybko. Na kasecie brak śladów zużycia, a przód jak po 10 000 km. I gdybym nie myślał wcześniej tak jak ty teraz, to cała operacja skończyłaby się na 3 drucikach... a tak to doszła mi jeszcze zębatka przód i pewnie nowy łańcuch. Wszystko kwestia tego jak się jeździ. Jak ktoś przy pedałowaniu polega głównie na sile grawitacji naszej planety, to wiadomo, że nie zaora tego tak szybko jak ten, który na rower idzie poszaleć. PS. Dodam, że u siebie pręciki osadziłem na klej dwuskładnikowy. Jak trzeba będzie to da się oderwać, a tak mam pewność, że podczas jazdy nie będzie mi się tam gromadził żaden syf, który mógłby powodować korozję insertów (bo nie sprawdziłem z jakiej są stali ;). Dorzucam fotki. Wygląda brzydko bo narzędzia i metody były nieprofesjonalne, ale pod kasetą nie widać.
  4. Daruj sobie. Mój Dremel jakiś czas temu się spalił, więc zamiast niego rzeźbiłem to wkrętarką, kombinując z zakładaniem frezów, tarczek, kamyczków itp... Nie było ani łatwo ani przyjemnie. Pilnikiem będziesz to robił tydzień i porysujesz ten bębenek tam gdzie nie trzeba. Upgrade jak najbardziej potrzebny, ale jakbym miał to robić ręcznie to już bym wolał za to komuś zapłacić.
  5. W takich przypadkach to ostrzeżenie jest bardziej dla psa. Ja jak widzę czworonoga przy właścicielu to zawsze zadzwonię dzwonkiem, pisnę tarczą, zakręcę ratchetem, czy zrobię cokolwiek innego co poinformuje psa o mojej obecności. Za rowerzystą rzucają się głównie jak są zaskoczone. Podejrzewam, że już sporo nieprzyjemnych sytuacji mnie ominęło, tylko dlatego, że patrzyłem na reakcję zwierzęcia zamiast czekać na to co zrobi właściciel jak pojadę bliżej.
  6. Zrób sobie listę tego co potrzebujesz w różnych wariantach i poluj na olx przez jakiś czas. Normalnie napisałbym, że szkoda zachodu, ale sam taką zimówkę ostatnio tanio uzbroiłem w połowę brakujących części i cena za dobre jakościowo używki wyszła śmieszna... Jeżeli jednak nie musi być tanio, albo wiesz, że nie ogarniesz, to najrozsądniej będzie myśleć o nowym rowerze w odpowiednim rozmiarze.
  7. Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że kluczowe w takich przypadkach jest nachylenie terenu. To przecież nie od Sarny zależy z jaką siłą na nią wpadasz. Z mojego doświadczenia wynika, że takie bliskie spotkanie z naturą, jadąc rowerem ok. 40km/h, powoduje tymczasową chęć do zmiany swojego hobby na myślistwo... Mi przeszło dopiero po około dwóch tygodniach, kiedy to siniaki już były zaleczone, a nowa klamka hamulca zamontowana w rowerze. PS. Autem przez 10 lat jazdy było trochę lepiej. Jadąc lasami jakoś zawsze udawało mi się je ominąć... ale też do czasu, aż się jedna sztuka nie przyplątała na środek powiatowego miasta i nie raczyła rzucić się przed 6 rano na maskę mojego samochodu.
  8. Skoro już takie tematy, to mam do kolegów sprawę. Może mi ktoś wysłać na PW ile wart jest Bomber Z2 z 1996r? Mam opcję wyrwać takiego jak ze zdjęcia poniżej. Sprawny. Żadnej ryski na lakierze, już nie mówiąc o goleniach. Jak w środku nie wiem... Wziąłbym bo mi pasuje do zimówki pod kolor, ale ani ja, ani sprzedawca nie ogarniamy ceny i temat na razie ucichł. EDIT: Wybaczcie offtop ale tak się złożyło.
  9. Dzień jak co dzień... Duża część pieszych nie potrafi niestety skojarzyć dźwięku dzwonka jako dobrowolnego gestu rowerzysty, który ma na celu dać czas na manewr obu stronom. Nie mówię tu o wszystkich, ale głownie o tych, którzy z rowerów i samochodów nie korzystają. Ci zazwyczaj mają największy problem żeby się postawić na miejscu rowerzysty i zastanowić się co, kto i kiedy powinien zrobić. Z czasem nauczyłem się olewać takich szeryfów chodników. Jak sytuacja się zdarza tam gdzie rowerzysty być nie powinno, np. na chodniku bez DDRu, to siedzę cicho nawet jak komuś się zbierze na kazania pomimo braku jakichkolwiek przyczyn... Jednak jak ktoś wytyka mi używanie dzwonka, tam gdzie mam prawo jechać pomimo ruchu pieszych, to jak już zdobędę się na dyskusję, zazwyczaj słyszy, że miał 3 opcje do wyboru: 1. Zareagować na ten "denerwujący dzwonek". 2. Udawać, że mnie nie widzi i zdać się na moje umiejętności wymijania, nie znając moich zamiarów. 3. Zrobić coś co mnie zaskoczy i zaliczyć strzał kierą przez plecy lub wjazd oponą w d... Ewentualnie jedno i drugie. Wulgarnych krzykaczy olewam. Czasami tylko jak padnie pytanie w stylu "No i na ch.... na mnie dzwonisz?" to rzucam krótkie "Żebyś użył mózgu." i odjeżdżam. Wyjątkiem są jedynie uparte typy rowerzystów, którzy często jadąc z naprzeciwka (sami lub w grupie), zajmując cały DDR, chodnik, ulicę itp, i bezczelnie prowokują do zabawy w to kto ustąpi pierwszy. Zazwyczaj są to łepki w wieku szkolnym, ale trafiają się też "dorośli inaczej". Dla takich nie mam litości. Zaliczyłem już tyle drzew, że się zwyczajnie nie boję...
  10. A trochę później na OLX: "Stan dobry, sprawny, serwisowany, trzyma ciśnienie... Delikatne ryski na prawej i lewej goleni. Nie mają jednak wpływu na pracę uszczelek."
  11. Wy też po kliknięciu w pierwszy link, zapomnieliście o drugim? EDIT: Ehhh... zalogowałem się poprzez Google i cały czar prysł. :/
  12. Tak musisz kropkować żeby pasowało pod 2-3 wyrazy. W polityce się sprawdza to tu będzie.
  13. Tia... Poczytaj sobie bo nie chce mi się drugi raz wywodów pisać. W skrócie to jawny, udany szantaż zwolnieniami dla około tysiąca osób w jednej firmie, gdzie po osiągnięciu celu te zwolnienia i tak były i dalej będą. Gdzieś tu było: Ja kiedyś gołębiem w ryja oberwałem. Efekt jakby Gołota mi liścia skleił.
  14. Hmmmm... To jak wygrać skoro wojny jeszcze nie ma? No i odwrotnie - jak już wygrasz, to co takiego, skoro wojna jeszcze się nie zaczęła? Coś tu nam kręcisz i nie mówisz wszystkiego. Tyle by mi wystarczyło żeby objechać bokiem zaistniałą sytuację. Stwierdziłbym, że gościa już wystarczająco los pokarał, żebym jeszcze ja mu coś od siebie dokładał. Ścieżka ścieżką, ale mi też czasami zdarzało się lawirować w tłumie pieszych po chodniku. To macie zupełnie odwrotnie. Ja od 4 dni mieszkam praktycznie w garażu, bo się wziąłem za 4-5 robót na raz. Uczciwie mogę powiedzieć, że od 15 lat nikt tyle tam nie zrobił. Druga strona medalu jest taka, że wolałbym aby to nie był mój tegoroczny urlop, ale niestety jest.
  15. Chyba wiem. Docieranie rożnie spasowanych ze sobą elementów napędu? Zgadłem?
  16. Ja tylko raz w życiu miałem sytuację, w której jakbym typa dopadł, to konsekwentnie, nie patrząc na nic, pozbawiałbym go zęba po zębie aż by się skończyły, niezależnie od wieku. Normalnie jestem oazą spokoju i opanowania, ale tak mnie gość wytrącił z równowagi, że raczej nie miałbym nad sobą kontroli. Najlepsze, że on pewnie o tym nie wie, bo jadąc grubo ponad 100km/h dwupasmówką (prawym pasem) po zabudowanym, wyszedł z zakrętu i nie zauważył w ogóle sygnalizacji świetlnej i przejścia dla pieszych na którym od kilku dobrych sekund widziałem zielone (dla niego czerwone). Miałem akurat przyjemność wchodzić na to przejście ale się zawahałem w połowie drugiego kroku. Nie wiem dlaczego. Czy to speszył mnie dźwięk silnika bez widocznego auta, czy intuicyjnie jakoś organizm zareagował, czy może jakiś szósty zmysł się odpalił. W każdym razie jakbym dokończył krok i stał te 40-50cm dalej to bym zginął na miejscu a bezwładny lot mojego ciała to byłoby myślę minimum 10-15m. Nie widziałem nadjeżdżającego auta bo było jeszcze za zakrętem (długi łuk koło drzew) i patrzyłem akurat w drugą stronę, ale było tak rozpędzone, że i tak nie zdążyłbym się odwrócić. Najpierw poczułem mocny podmuch i usłyszałem trzask, potem skumałem, ze to odjeżdżające auto go spowodowało uderzając samym kantem lusterka w zamek mojej bluzy i dopiero gdzieś po 10 minutach dotarło do mnie jak blisko było. Zapamiętałem też jeden szczegół jak odprowadzałem go wzrokiem. Jego światła stopu nie mignęły nawet na pół sekundy, co oznacza, że cały czas cisnął gaz i nawet chyba nic nie zauważył. Nie wiem kto to był ani jakiej marki był to SUV. Blach też nie miałem czasu przeczytać. Wiem tylko, ze to mężczyzna, który miał szczęście, że się nie zatrzymał, bo bym go wysłał do szpitala nie patrząc na konsekwencje. A że zazwyczaj jestem spokojny luzak, to aż do teraz mnie ciekawi moja reakcja. Normalnie człowiek się szybko denerwuje i potem się stopniowo uspokaja, a tu było odwrotnie. Najpierw szok, potem rozkmina o co chodziło, a dopiero potem narastała wściekłość. Nawet kolega, który później doszedł w ten rejon nie chciał się do mnie odzywać taki byłem podminowany. Wg. jego relacji w okolicy znajduje się zoo, ale jaka to ulica była to nie wiem. Za rzadko tam bywam. Dziwne jest też to, że od tamtego dnia minęło kilka lat, a jak sobie przypomnę to dalej mi ciśnienie skacze i agresja się wzmaga. Może świadomość, że ktoś prawie pozbawił mnie życia wyzwala jakieś reakcje obronne w formie ataku... nie wiem. Wolałbym tak nigdy nie wybuchnąć bo się może skończyć sankami albo i gorzej.
  17. @Kemusi Nie lubię takich punkowych klimatów jak oprawa tego filmu, ale te błotniste traski mi się spodobały. Właśnie na podobnych ślizgawkach odkryłem, że prawdziwe "flow" to nie prędkość ani płynność przejazdu, tylko przekroczenie granicy zaufania do sprzętu i spisanie się na jego łaskę. Fajne emocje targają człowiekiem po tym jak już się pogodził ze zbliżającą się glebą, a sprzęt go wyciąga mimo paniki i pełnego pampersa.
  18. Coś jednak widać jakieś niewielkie pozytywy tej pandemii. Z urlopu mnie orżnęli, niedługo potem zwolnili z pracy, ostatnią kasę wydałem zanim się o tym dowiedziałem, cała rodzina chodzi zasmarkana, ja z kolei to zlepek różnych kontuzji, rower się co chwilę psuje, auto zdechło w najgorszym okresie... ale garażu to od 15 lat nie miałem tak wysprzątanego jak dzisiaj.
  19. Dziadków to ja też widuję. Czasami nawet jestem przez nich wyprzedzany, i to nie tylko pod górkę... ale jak widzę starszą kobietę na MTB to słowo "babcia" jakoś za cholerę nie pasuje.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...