Nienawidzę zimy.
Nie żebym marudził po prostu mam ochotę podzielić się swoimi wrażeniami.
Mieszkam w mieście i rowerem jeżdżę codziennie do pracy. Dotychczas jak tylko spadł śnieg rower szedł w odstawkę i wracał po roztopach. No ale skoro w zeszłym roku przesiadłem się na fata to tylko czekałem aż napada tego białego syfu żeby spróbować. No i żeby mieć jeszcze lepsze porównanie to do pracy pojechałem na letnim ciśnieniu 20 psi, a na powrót popuściłem wiatru - dokładnie nie wiem ile bo manometr w pompce nie chce pokazać nic poniżej 10 psi więc dobrałem "na oko", tak żeby oponka się ładnie uginała. No i chyba dobrze dobrałem: amortyzacja oponą znacznie podniosła komfort jazdy, self-steering pokazał się ale leciutki, przyczepność bardzo się poprawiła no i wzrosły opory toczenia. Ale...
Przyjemność z jazdy: niet. null. nada.
Na ubitym śniegu fat pomyka aż miło, zwłaszcza na niskim ciśnieniu. W świeżym puchu prze jak czołg na gąsienicach w sumie niezależnie od ciśnienia. No ale wystarczy odrobina klasycznej miejskiej syfiastej solanki i fat dryftuje jak każdy jednoślad, a wręcz bardziej efektownie bo jest większy. A że w mieście syfiasta solanka jest w przeważającej większości to namordowałem się z nią niemiłosiernie. Jedynym pozytywnym akcentem dnia był komentarz żony gdy już wtoczyłem się padnięty do domu: "to z seksu dzisiaj nici? zima już cię wyru....?"
Całe szczęście nie złożyłem sobie fata z myślą o zimie bo byłbym srodze zawiedziony. No i nie poddam się i nadal będę się mordował w syfiastej solance bo jednak fat "daje radę" ciut lepiej od innych i mam wrażenie że jestem w tych warunkach najsprawniejszym pojazdem na mieście. Ale zimy nie polubię.