-
Liczba zawartości
66 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Galeria
Blogi
Kalendarz
Collections
Zawartość dodana przez IvanDrago
-
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
Ale długi ogon w czym przeszkadza? Wielkie opony ale krótki ogon i stąd ma być zwrotny? Jasne... EDIT: No offence. Wyjaśnijcie mi bo chyba czegoś nie rozumiem. Czy funkcjonalny rower, do jakby nie patrzeć - powolnego jeżdżenia w terenie musi być drogi? -
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
ale co jest nie tak z geometrią ramy w tym Julowym facie? -
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
Wiem, że już było, ale ten Fatbike z Juli kosztuje teraz 1499 zł, a z tego co macałem to zły nie jest. Rama alu, waga przyzwoita, opony bardzo przypominają Kenda Juggernaut. Mechaniczne hample na zimę chyba lepsze niż hydrauliki. Napęd i tylna przerzutka kiepskie, ale wymiana z 8 rzędów na 9 to nie są jakieś kosmiczne pieniądze. http://www.jula.pl/catalog/wypoczynek/rowery-i-motocykle/rowery/rowery-na-kolach-24-28-cali/rower-fatbike-630101/ -
DIYoda na węłtylu https://lh3.googleusercontent.com/VoLklu1P4N8VBxulM_9iAzZRbtrYPnNryKzacXDrg5PdD2zeK-XeIc0NmH-kdxeF8ktd5lEIZPxMr1ywwNLbp3u9EJ_2L3cGVn-OERmxSj0CgOPsvCr3td-A-M5GxHl-0AvbVmhNMqjXfXne_sYtgkBDltLinhBGCpm2gt5_lM2fDT-V-KAyfY2b1kML_3C0HHK333aVDUkvQzK5dnwzhT7ho88pf4omh7tiVHTVaR9oh0ZQiWVrCFF-O4mtNjyV3CMwOJxWesYQFNY254FEFrHOFOQfTVAU18Qmi9x38kN2B4k1NjixLTLZ4aMXgAlvqWH-8oobPWAxYlmJQN-deXJCwIlzlpy37vtQ32eGTBVmdruIEWTARwkzDTGUA6QR-TA1B4v_2TwXyOFCX2ts0yqRWwcF-Mpf3DPM28-Z4uDXU-eTUnoAfeL3-q3XiqoygDJhhTTLTvFCgC9kETtmWTMIkxAOt3HVNdvOKsjxmX46duYj7OniTa_qGYNF3aWHXPK3G0YTYRwJLVsapckAz2UvGhkHg-D7q3UrZH_Wwm7QQwuxxY8EhCpqeKty_eMyzXK5UHLyQMU9AGR45twcRAneuozEmvmVwpB4pam6xShsAQGI=w1038-h778-no
-
Może to był taki "credit card bikepacker". Przy sobie wystarczy mieć tylko rower, ubrania na sobie i ten magiczny kawałek plastiku
-
No ja śpię w kalesrakach termoaktywnych, ale nie takich bardzo ciasnych. A na chłodne wieczory i ranki mam tylko polarek z Decathlonu, taki ze stójką i krótkim zamkiem. Da się w nim też spać a nawet jechać na rowerze (np. pierwsze kilometry rano, zanim się rozgrzeję). Coby było przyjemnie, do spania mam bawełnianego T-shirta. A na łeb obowiązkowo czapka, cienka, nawet latem. W ogóle zauważyłem, że od zimna bardziej trzeba chronić głowę (czapka), szyję (buff) i korpus (polar, strecz, kamizelka, puchówka, przeciwdeszczówka) niż nogi (wystarczą ciepłe skarpety i ew. worki foliowe żeby nie zmoczyć ich od butów/trawy). EDIT: O Semow mnie ubiegł
-
Decyzja jak zwykle na spontanie: Wieczorem sprawdzam pogodę i rano myk rowerem na PKP. Bilecik Lublin-Puławy i już po godzinie jadę przez Wisłę starym mostem Puławskim. Most jest bardzo sprytny, ledwo mijają się na nim jadące z przeciwka TIRy… …ale dość niedaleko jest piękny i nowy. Zaraz za mostem w lewo odbija zielony szlak rowerowy. Plan miałem jechać wzdłuż Wisły, ale myślę: szlak rowerowy, ktoś to pewnie przemyślał, przygotował, powinno być dobrze. Yhym… jasne. Na początku OK, potem jednak trafiam do lasu, w plątaninę dróg i ścieżek i szlak jakoś się gubi. Licząc na asfalty i szutry zabrałem dość cienkie oponki, które słabo sobie dają radę na leśnych duktach rozwalonych przez traktory. Mimo to staram się utrzymać jakąś rozsądną prędkość aby nie trafić w kłujące objęcia komarów i gzów, których w tym roku jest pełno. Nie mając innego wyboru jadę nasłonecznionym skrajem lasu. ,,Idealne miejsce na wygrzewanie się dla węży”. Sekundę po tej myśli tuż sprzed kół leniwie odpełza jakieś łuskowane, podłużne cielsko. Niebezpieczna sprawa. Zsiadam z roweru i prowadzę go sporo przed sobą aby dać czas gadom na uciekanie. Grunt to nie zaskoczyć żmii, nie wiem, może najechana na ogon akurat trafiłaby zębami na moją łydkę? Wypełzam z lasu i trafiam na piękną drogę za kasę z UE. No więc teraz ognia! Szybko dojeżdżam do Janowa, po drodze nawet dołącza łaskawie zgubiony szlak rowerowy. Zamek w Janowcu z dołu: Pod wejście do zamku prowadzą strome kocie łby. Klasyczne i piękne, moim zdaniem pod każdy zamek powinny prowadzić takie kocie łby Wejście do zamku (niestety płatne) Jeden z ciekawszych obiektów A tak serio, to szkoda, że nie można sobie pochodzić więcej, do zwiedzania udostępniona jest tylko mała część zamku. Jest też dość skromne muzeum w którym na ścianach wiszą np. części nagrobków Firlejów, rodziny która zbudowała ten zamek. Bardzo dobry pomysł! Też chciałbym, aby po mojej śmierci ktoś odłamał kawałek pomnika z mojego grobu i przyczepił do ściany mieszkania w którym żyłem W okolicy zamku jest park, w pełni zachowany dwór, spichlerz z muzeum prezentującym wiślańskie łodzie i inne sprzęty z minionych epok. Zjeżdżam w dół na prom aby przeprawić się do Kazimierza Dolnego. Niestety właśnie mi ,,uciekł” Na szczęście pływa wahadłowo, bardzo często. Ku mojemu zdziwieniu mimo, że na pokładzie jestem tylko sam i rower to prom nie czeka, odpływa na drugi brzeg. Na drugim brzegu nie zajeżdżam już do Kazimierza bo… bo jakoś mi się nie chce. Mijam bokiem i dzida do domu czerwonym szlakiem rowerowym. Szlak jest urozmaicony: zjazdy, podjazdy, asfalty, szutry, piaski. Najbardziej jednak w pamięci utkwią mi te wspaniałe, strome podjazdy dnem wąwozów, wyłożone płytami-dziurawkami. Dzień po jeździe, nie bolały mnie prawie wcale nogi, tylko kark od wstrząsów na tych cholernych płytach Trzeba jednak przyznać, że szlak jest ciekawy i poprowadzony bocznymi drogami, często kręto, nie do końca logicznie, ale za to bardzo bezpiecznie. Trochę mi się spieszy więc wracając zatrzymuję się tylko raz na kanapkę i zakup wody. Takie ciekawe urządzeni pompujące wodę do czyjegoś gospodarstwa: I z oddali sanktuarium w Wąwolnicy: Potem oczywiście gubię szlak, nadkładam drogi, jadę na czuja (bo nie zabrałem drugiej mapy), ale ostatecznie docieram do domu jeszcze przed dobranocką
-
Niedaleko na północ od Lublina znajduje się wielka, podmokła równina o nazwie Polesie. Polesie jest ogromne, ciągnie się daleko na wschód, przez Ukrainę i Białoruś, a w Polsce ma swój zachodni kraniec. Skoro jest płasko i rozlegle, to wiadomo, że na piechotę można się tam zanudzić. A więc myk tam rowerkiem! Wstaję rano niewyspany, prawie bez planu i niespakowany. Zanim się ogarnę, posklejam skserowane mapy, przygotuję jedzenie i dopompuję rower robi się skandaliczna godzina dziesiąta. Wyszedł człowiek z wprawy, oj wyszedł. Jeszcze się waham czy zmienić opony na szersze czy nie. „E, nie chce mi się, jakoś dojadę na calowych slickach”. Przyjdzie mi za to odpokutować. Zdjęcie z wiaduktu jeszcze będąc w Lublinie: Korzystając ze ścieżek rowerowych, potem bocznymi drogami, aby unikać samochodów wyjeżdżam z miasta. Sprawę dość poważnie utrudnia budowana obwodnica, ale nic to. Wiatr lekko w plecy, drogi asfaltowe i szutrowe, chłodno, jedzie się idealnie. Zaczepiony na kierownicy namiot, mimo wcześniejszych obaw, nie telepie się i nie powoduje nadsterowności. Fajnie. Mijam rzekę Wieprz i robię krótki odpoczynek w miejscowości Zawieprzyce. Są tu ruiny zamku i kolumna na pamiątkę że ktoś tam kogoś zamurował chyba w wieży tego zamku z jakiegoś tam powodu… prawdopodobnie. Kieruję się w stronę Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Wiatr wieje z boku, bardzo silny, aż czasem spycha na pobocze. Czasem pada, ale też szybko suszy przez ten wiatr. No i chmury robią się bardzo fotogeniczne. Dojeżdżam nad jezioro Rogóźno. Zwykle jest tu od groma ludzi, dzisiaj pusto, zimno i mokro, tylko jeden wędkarz na pomoście. Za jeziorem Rogóźno jest rezerwat Brzeziczno. O tyle ciekawe miejsce, że to tak naprawdę jezioro, ale porośnięte kożuchem roślinności. Czyli chodzi się po mokradle ze świadomością, że gdyby się to przerwało czeka na nas pod spodem kilka metrów wody. Zaczyna lać, warunki wodno-błotne robią się nieprzyjemne więc porzucam pierwotny plan zobaczenia jeszcze niezarośniętej części jeziora i wracam na szlak. Jest już późnawo, a muszę dotrzeć do Urszulina, do budynku dyrekcji Poleskiego Parku Narodowego aby dowiedzieć się gdzie można rozbić legalnie namiot. Budynek dyrekcji na szczęście czynny długo po godzinach urzędowych bo trwa dyżur przeciwpożarowy. Wjeżdżam polami na najwyższy punk w okolicy. Wokół roztacza się widok na przytłaczającą płaskość terenu. Roztacza się też skisły smród gnojówki. Pykam parę fotek i uciekam. Po nabraniu wody rozbijam się w wiacie na polu namiotowym w Babsku. Pole fajne: w środku lasu, tylko wiata, śmietnik i tojtoj. Jest też studnia, ale woda w niej jakaś mętna i nie ma jak zaczerpnąć. Pewnie nadaje się tylko dla koni, których jest tu kilka śladów (pole jest przy Poleskim Szlaku Konnym). Zjadam co tam mam, zaznaczam na mapie jutrzejszą trasę i uderzam w kimę. Cisza i spokój, tylko wokół namiotu namolnie krąży zwiadowca z pobliskiego gniazda szerszeni. Na paręnaście minut nawet wpada pod tropik. Jak dobrze, że dzieli nas moskitiera Z rana chłód i rosa wróżą dobrą pogodę. Zmarznięte szerszenie w gnieździe nad głową siedzą cicho. Moim dzisiejszym celem jest zobaczenie obozu koncentracyjnego w Sobiborze (na wschód od noclegu) i, jeżeli się uda, przejazd ścieżką rowerową Mietiułka na terenie Poleskiego Parku Narodowego (na północ od noclegu). Wyruszam o rozsądnej godzinie 7.30 w stronę wschodniej granicy UE. Jadę wzdłuż Bagna Bubnów i z wieży widokowej pykam fotkę. Wszystko jest płaskie, na szczęście rower pozwala przyspieszyć zmiany krajobrazu i uniknąć nudy. Droga staje się coraz gorsza, w końcu zamienia się w regularną piaskownicę. Muszę prowadzić rower. Wydostanie się z kilkukilometrowego odcinka piasku kosztuje mnie dużo sił, ból pleców i dwie godziny cennego czasu. Wreszcie dopadam asfalt. Tzn. „asfalt”, bo o ile drogi północ-południe są na tym terenie uczęszczane i remontowane, o tyle te prowadzące na wschód się po prostu rozsypują. Logiczne, po co jechać w stronę granicy, kiedy nie ma przejścia granicznego. Dojeżdżam do rezerwatu Żółwiowe Błota. Dziewicza, zielona trawa i połamane na równej wysokości brzozy jakoś kojarzą mi się z terenem po wybuchu meteorytu Po kolejnej walce z piaskiem wjeżdżam do Sobiboru. Malutka miejscowość, można powiedzieć, że środek lasu, cisza i spokój. Tu był obóz koncentracyjny gdzie przez szaloną ideologię zginęło 250 tysięcy osób z całej Europy. Nie ma budynków obozowych, wszystko zostało rozebrane, wyrównane i obsadzone lasem przez wycofującego się okupanta niemieckiego. Myśleli, że uda się zatrzeć prawdę. Rosnący na terenie obozu, przyjemnie szumiący las, kontrastuje ze straszną prawdą historyczną, którą przypominają tablice ustawione wzdłuż ścieżek. Niby zwykły las …ale tablice mówią: Stoisz w miejscu, gdzie segregowano ubrania… Stoisz w miejscu, gdzie strzelano do leżących ludzi… Stoisz w miejscu, gdzie zaczynają się doły z prochami… Stoisz w miejscu, gdzie był ogród z warzywami dla niemieckiej załogi obozu, a ziemię użyźniano prochami ludzkimi. Nie do pojęcia, środek Europy, cywilizowany naród, „rasa panów”… Pora zrobiła się późna, a kilometrów ubyło na razie nie za dużo. Wyruszam więc z powrotem przez inną część rezerwatu Żółwiowe Błota. Z dużym trudem docieram do wieży widokowej aby zobaczyć taflę stojącego wśród bagien jeziora, ta jednak okazuje się zawalona. Dalej jakieś tam jeziora się jednak objawiają. W lesie o nazwie Irkuck (dziwna nazwa) na drodze spotykam żmiję zygzakowatą. Spory okaz a w połowie długości ma spore zgrubienie, może połknięta mysz czy coś. Jeżdżąc samemu takich spotkań się właśnie obawiam, że mnie to to ugryzie i nie będzie wesoło. Tupię, żmija nic. Decyduję się rzucić w nią grudką piasku, żmija się porusza, ale nie odpełza. Albo była tak nażarta, co raczej mało możliwe, albo jakaś chora/uszkodzona. Może ktoś ją wcześniej najechał na łeb? Zmierzam w stronę Wytyczna aby przejechać przez ścieżkę rowerową Mietiułka. Pora jest jednak dość późna i chyba nie dam rady. Jadę wzdłuż Krowiego Bagna, czyli ogromnej łąki długości kilkunastu kilometrów. Ta łąka była kiedyś bagnem ale odwodniono je kopiąc wzdłuż ogromny rów. To tak zwany „Więzienny Rów”, wykopany rękami męczenników Sobiboru „dla dobra III Rzeszy”. Przy okazji odkrywam, że jazda po płaskim nie jest dla mnie wcale łatwiejsza niż po pagórkach. Wolę trochę pomęczyć się pod górę, potem przyspieszyć w dół, niż kilometrami trzymać stałe tempo po równym terenie jaki oferuje Polesie. Wreszcie docieram do jeziora Wytyczno, gdzie znajduje się pomnik żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Jest już dość późno, rezygnuję więc z Mietiułki, objeżdżam jezioro dookoła i udaję się na to samo pole namiotowe co dnia poprzedniego. Na polu znowu nikogo nie ma, ale tym razem wyraźnie słychać tupot szerszeni w ich papierowym gnieździe, więc zachowuję większy dystans. Rano budzę się jakoś późno bo o 6.30. Rutynowo jem śniadanie, przygotowuję coś na drogę i zwijam namiot. Wtem znagła niespodziewanie odzywa się natura. Rzucam więc pakowane graty i pośpiesznym krokiem udaję się do tojtoja. Po dłuższej chwili słyszę coś jakby jadące czołgi. Uchylam więc drzwiczki, a tu na mojej polanie zawraca właśnie lora na drewno. Pilotujący ją leśniczy radośnie uśmiecha się. No bardzo miłe spotkanie, ale dlaczego akurat w tak kluczowym dla mnie momencie! Dla oszczędności czasu do początku ścieżki rowerowej Mietiułka docieram szosą. Z platformy widokowej roztacza się widok na Durne Bagno, czyli unikalne torfowisko wysokie. Bardzo ładne kolory, człowiek ma ochotę wytarzać się w tej bujnej, zielonej trawie. Jadąc wzdłuż rzeki Mietiułki co chwilę płosze dzikie ptaki. Coś wielkiego rzuca się też do wody. Może to była wydra lub bóbr? Podobno jest ich tu wiele. I wrzosowiska. Dojeżdżam prawie do Sosnowicy i kieruję się na Lublin. Polesie żegna mnie płaskim krajobrazem i… gnojówką. Po jakimś czasie pojawiają się górki i dolinki, zaczyna mi się jechać dużo lepiej, robię tylko jeden dłuższy odpoczynek. Jak głosi pewna smętna pieśń: Polesia czar, to dzikie knieje, moczary Polesia czar, to dziwny wichru jęk No i tak właśnie było!
-
[Druciarstwo] Największe rowerowe druciarstwo
IvanDrago odpowiedział djwiocha → na temat → Druciarstwo rowerowe
Na czym by tu powiesić rower w trakcie regulacji przerzutek? https://lh3.googleusercontent.com/iPWa14lCNPh2rlB8dlzpL9CTjzuMTO2wDVErrGWgP5hSgx0DFPO6u01S92EfvJQpFgl8-s8hTWOxiQ=w2000-h1125-no- 2 056 odpowiedzi
-
- Druciarstwo
- rower
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jakiej mordzie jaki fioletowy? Ja te balony pompką rowerową dmucham. Wraz z zawiązaniem minuta-dwie na jeden.
-
No dobra, trochę dałem dooopy wrzucając temat balonowego uszka bo był już. I tak po prawdzie to pokrowiec na balony uszyłem już jakiś czas temu, ale wciąż nie mam odwagi na tym spać Klapexy są idealne takie jakie są. Nie spadają absolutnie bo je do stopy rozciągliwa taśmo-guma trzyma. No chyba że się w nich chce pokonywać rowy melioracyjne w poprzek
-
Tu mie się nie o wagę, a raczej o rozmiar rozchodzi. To jest tylko cienki pokrowiec i balony + mała rurka. Bez problemu składa się do rozmiaru pięści. Złożone w kiełbasę wchodzi do sztycy. Kosztuje tyle co nylonowa tkanina + 50 gr za balon. Uszyje to każda krawcowa lub firaniara. Sprzęt ultralekki, ultrapakowny, i to za mało $$$. Mina kolegów na biwaku za pewne bezcenna. No ale... na długą wyprawę trzeba duuużo balonów bo są jednorazowe. No i największe ALE: jeszcze na tym nie spałem, nie wiem czy można polecić. Na moim bagażniku ta mała sakwa Crosso nie odstaje bardziej niż pedał, więc bardzo w pchaniu nie przeszkadza.
-
Dzień dobry! Przeczytałem cały ten temat (serio ). Jeżeli można coś dorzucić w tematach okołobikepakersko-sakwowo-turystycznych to mam dwie propozycje: 1. Ultralekkie klapki DIY ze starej karrimaty i szerokiej gumy od majtek: https://lh3.googleusercontent.com/TF-PB6j8ZPITeg3KwnDQnkWtW8SOySfaHCOdJ2huTeEHXgzqGY72oLz4ViEyakApyBkM1f-uAE7lig=w2000-h1125-no Waga pary 25 g. Składają się do grubości zastosowanej karrimaty. Dziury w karrimacie robiłem lutownicą, wtedy się nie rwą tak łatwo. Przewaga nad japonkami oczywista: da się nosić do tego skarpety. Super na biwak czy pod prysznic na kempie. Najdłużej w nich szedłem ze 4 km po zalanych łąkach 2. Spanie z balonów klaunowskich: http://www.balloonbed.com/ Uszyłem sobie takie coś samemu z nylonu a balony kupiłem w sklepie z zabawkami. Do tego kawałek amelininowej rurki, żeby dało się pompować to pompką rowerową (balony są dość "twarde" i płucem nie da rady). Waga mojego chałupniczego zestawu to 130 g (+pompka, którą i tak każdy wozi) https://lh3.googleusercontent.com/s1jnHUMiy8UYx_wPbZuRrZWxkk1dtfulq-vtLK2aLu23AdTOX9iX0_LqfOHT0-KmITsLYW9VtcpqWQ=w2000-h1125-no https://lh3.googleusercontent.com/zuqF1SUT_ep5KAJ6V7VA5PblOmklBhvPDMOk9jnVb2cnKMbsSh5TBP75j07yFZnq3_cK7JCWaPEQyA=w2000-h1125-no Jeszcze na tym nie spałem, dopiero leżałem. Dość twardo, ale lepiej niż na karrimacie. Balony są wiązane, jednorazowe, ale kombinuję żeby zamykać je takimi koszyczkami: Powinny się wtedy stać kilku-razowe. Na takie akcje to ja biorę po prostu jedną, małą sakwę Crosso powieszoną z lewej strony bagażnika. Z lewej bo wtedy jej prawie nie czuję (powieszona z prawej ciągnie rower w prawo, chyba gdy jej masa doda się do napędu to brak symetrii już mocno czuć).
-
[Powitania] Do nowych forumowiczów cz.3
IvanDrago odpowiedział Puklus → na temat → Rowerowe forum na max - ogólna dyskusja
Witam wszystkich. Związek z moim obecnym rowerem trwa już 16 lat. Jeżdżę nim codziennie do pracy. Raz do roku z sakwami na kilkudniowe namiotowanie. Ostatnio z dzieciakiem w przyczepce. Raz na jakiś czas chcę go wyrzucić albo zostawić na zawsze w piwnicy. Nie, nie dzieciaka. Tzn. dzieciaka też czasem, ale częściej rower. Koniec końców zawsze po jakimś czasie się godzimy. Długoletni związek ma swoje prawa. Oczywiście to zawsze ja muszę kupować jakieś fanty na pogodzenie, a czasem nawet wysupłać kasę na serwis. Jazdę traktuję utylitarnie: z punktu A do punktu B w celu XY. Ma być tanio i skutecznie. Nie jeżdżę dla przyjemności. Przyjemnie to mi jest w weekend wreszcie odpocząć od kręcenia Materialnie mój rower nie jest nic wart. Mimo to chyba bym się rozpłakał, gdybym go stracił -
[Wózek z kół roweru] Jak połączyć oś z ramą bez widelca?
IvanDrago odpowiedział JakubST → na temat → Druciarstwo rowerowe
8 kg na dwa koła to wypada po 4 kg na koło. Nawet jak będzie się to trzęsło i skakało, to nie sądzę, aby obciążenie przekroczyło 10 kg na koło, czyli prawie nic. Ja bym zaryzykował i dokręcił te koła bezpośrednio do ramy, po prostu używająć tylko jednej strony osi. Zwłaszcza, że (z tego co na zdjęciach widać) masz pełną, gwintowaną oś z nakrętką a nie jakieś tam szybkozamykacze. -
[DIY] Projekt taniego błotnika rowerowego
IvanDrago odpowiedział brave → na temat → Druciarstwo rowerowe
Znacie jakiś projekt błotnika DIY żeby mi bucików i spodni w mieście nie ochlapało? Takie co zakrywają ponad 1/4 obwodu koła przedniego i co najmniej 1/2 koła tylnego. Roweru używany do jazdy po mieście (woda, błoto pośniegowe). W lecie używam opon 700x32 i błotników które były oryginalnie przy rowerze. Jest w miarę ok. Ale zimą pojawia się problem, bo stosuję opony 700x35 o wysokich klockach, które niekiedy trą o błotnik. Nie mogę za bardzo odsunąć błotnika od opony, bo i tak zaczepiam stopami o przednie koło przy zakrętach. Tej zimy planuję włożyć opony 700x47. Wtedy będą za szerokie do obecnych błotników. Przydałyby mi się "długie" błotniki, które zakrywałyby dużą część obwodu koła. A jednocześnie szerokie, by pomieściły oponę szerokości 50 mm. Nie widziałem czegoś takiego, stąd pomysł aby zrobić samemu. Tylko nie mam pojęcia jak się do tego zabrać. EDIT: No dobra, są np. Zefal Paragon szerokości 52 mm, ale kosztują za dużo $$$ jak na mój stary rower. -
[SAKWY] Crosso Dry- czyszczenie, konserwacja i smród
IvanDrago odpowiedział kolanko → na temat → Sprzęt turystyczny
Crosso Dry mają wnętrze całe z plastiku. Nie ma się tam co rozkleić bo szwy są spawane/zgrzewane. Ja bym się nie obawiał i mył tym samym co się myje podłogi, kuchnię i łazienkę. Albo zalał na noc wodą z niewielkim dodatkiem domestosu. Zabije to wszelkie grzyby i bakterie. A potem wylać, wypłukać i wystawić otwarte sakwy na słoneczko, akurat mamy upały. Dobrze wysuszyć zwłaszcza od strony płyty usztywniającej. EDIT: Odradzam stosowanie płynów do płukania. Niektóre tworzywa sztuczne zaczynają być od nich śliskie lub lepkie! Również koszulek i spodenek rowerowych nie powinno się płukać w płynie.- 3 odpowiedzi
-
- sakwy
- crosso dry
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
Stery są A-Hed'owskie, nie powinno być problemu. A na jakie jeszcze "pułapki", które utrudniłyby mi późniejsze zmiany osprzętu na lepszy, mam zwrócić uwagę oglądając tego fata w sklepie? Jedną już znalazłem: kaseta 6 rzędowa. Z tego co się orientuję, to w szóstkach jest krótszy bębenek i nic szerszego się nie wsadzi. Ale z przodu dam dwie tarcze i nauczę się żyć z 2x6. -
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
Zaiste, ciężki to on jest bardzo. Na pewno jednak lżejszy niż rower z sakwami spakowanymi na kilka dni, a do takiej jazdy jestem nawet przyzwyczajony. Nie planuję tym jeździć po jakiś górach. A rama wydaje się dobra na mnie, a nawet ciut za duża (za długa), co planuję zniwelować wstawiając króciutki mostek. -
[5"] Dwa kilo gumy czyli pretekst do dyskusji na temat fatbike'ów
IvanDrago odpowiedział adriansocho → na temat → Nietypowe
Witam wszystkich! Ja po mieście głównie jeżdżę, z pracy i do pracy. I zimą też. I nie dorabiam do tego żadnej filozofii. Ma być tanio, bezpiecznie i skutecznie. No, czasem się na wycieczkę kilkudniową rowerem wybiorę, z namiocikiem i sakwą. Też bez filozofii. Kilka lat temu moim stabilnym światem zachwiał fatbike, a właściwie chęć posiadania owego. Wyobrażam sobie jak pokonuję nim ośnieżone miasto, wjeżdżam po schodach, jadę nim do lasu na zimowy biwak (a bo zimowe namiotowanie też lubię). To tak tytułem przydługiego wstępu, bo to pierwszy mój wpis tutaj. A teraz konkret: W supermarkecie zobaczyłem fata za... 800 zł. O takiego: https://www.ecarrefour.pl/sport-i-turystyka/rowery/rowery-nb/rower-victoria-fat-bike-24 Komponenty słabe, napęd nie ma prawa wytrzymać długo. No ale rama wydaje się być solidnie pospawana. Wideł jest. Koła ma (podobno na maszynówkach). Czyli trzy najdroższe elementy fatbajka są. Ciężkie, ale są. Za 800 zł! Mam plan taki, aby to cudo kupić i jeździć zimą. Bez szaleństw: nizinne lasy, ośnieżone pagórki, piasek, miasto dla lansu. I tu moje pytanie: czy warto wchodzić w rower za taką cenę? Normalnie nigdy nie kupiłbym roweru w markecie. Ale akurat sztywny fatbike to rzecz, w której chyba nie ma co zepsuć. Spaw w ramie mi raczej nie pęknie (60 kg ważę). Koła, przy takiej szerokości obręczy nie powinny się centrować. Opony - chyba nawet najsłabsze będą się toczyć. To ma być rower "dla zabawy", do szczególnych zastosowań, więc nie spodziewam się, że przejedzie więcej niż 500 km w sezonie. Przy mojej wadze i takim przebiegu to chyba nawet najsłabsze komponenty wytrzymają kilka sezonów. A jak się napęd się zużyje to zmienię, oczywiście na lepszy. Może nawet pokuszę się o wycięcie otworów w obręczach. Dobrze rozumuję? Jak myślicie, brać czy nie brać?