„W pogoni za zorzą” / próba okrążenia Islandii zimą / cel osiągnięty
Podsumowanie wyprawy
Termin 02.01.2019/31.01.2019
Dystans:
- 1490 km / Google Maps
- 1590 km / wskazania licznika
Cele:
- okrążenie Islandii (zimą, samotnie, rowerem), zrealizowano
- zbiórka pieniędzy na Hospicjum w Pucku
uzbierano 4725 zł, stan na dzień 09.02.19
Całość trasy przebiegała poza linią koła podbiegunowego.
Trasa: - 1200 km rowerem, - około 400 km przeszedłem prowadząc rower. Pierwszy etap Finlandia tajga, potem Norwegia tundra i góry.
Noclegi: -2 razy spałem pod dachem - raz w domku, drugie miejsce niech na razie zostanie tajemnicą -3 noce w namiocie -reszta nocy w hamaku -kilkakrotnie spałem w górach.
Większość noclegów odbywała się w śniegu.
Woda, woda: Przez większość wyprawy używałem wody śniegowej, wody z potoków i wodospadów. Ostatni etap to woda rzeczna filtrowana. Najlepsze że nigdy mi jej nie zabrakło.
Straty: - 7 szprych w tylnym kole - zagubiłem garnki biwakowe - strata kubeczka metalowego kupionego na Nordkapp - 9,5 kg wagi.
Odwiedziłem: - linie koła podbiegunowego - zjechałem większość kraju Samów - Parlament Samski - Muzeum Samów - Nordkapp - Altę - Narwik
Ruszając na wyprawę miałem mieszane uczucia. Wybrałem dość trudną porę roku jak na takie przedsięwzięcie. Teraz wiem, że odruchowo człowiek podejmuje najlepsze dla niego decyzje. Zwłaszcza w trudnych warunkach. Przeżyłem przygody których nie da się kupić, czasami trudno je opowiedzieć, ale też nie można ich sprzedać. Dowiedziałem się ile jest warte słowo ludzkie i na kim można polegać ...
Przekonałem się o tym. Siedząc w mokrych przymarzających ciuchach, po zerwaniu przez wiatr namiotu i burzy śnieżnej. Polegać można na sobie ;) i dobrym słowie.
Niełatwy był pieszy etap wędrówki. W sumie pękło / "wyskoczyło" mi 7 szprych w tylnym kole. Nie byłem przygotowany technicznie do pieszej wędrówki, a do Narwiku trzeba było dotrzeć o własnych siłach. Bardzo często chodziłem w nocy. Wtedy ulice miasteczek wymierały. Człowiek wpadał w trans chodzenia. Arktyczny dzień i zmęczenie, dziwna mieszanka. Zazwyczaj około godziny 23.00 wpadało się w trans w którym nogi chodziły same, mózg działał niezależnie. Łydki nie bolały, kręgosłup nie sztywniał, nogi nie czuły rosnących pęcherzy. Swoista mantra w której trzeba było bardzo uważać na moment gdy człowiekowi zabraknie "paliwa". Wtedy momentalnie robi się zimno i natychmiast opadamy z sił. Szybki posiłek i można iść dalej.
Trwało to zazwyczaj do godziny 2 w nocy, rekordem była godzina 4, czy 5. Nie pamiętam dokładnie, pamięć w takich warunkach potrafi zawodzić a zmysły stają się otępiałe.
Na pamięć rozwija się hamak, udeptuje śnieg, przygotowuje posiłek i zasypia. Trzeba przy tym być na tyle dokładnym żeby nie zapomnieć o podstawach: zamarzających rzeczach / których nie możemy zostawić na mrozie, o bateriach z którymi śpimy bo inaczej się rozładowują.
Nie było łatwo ale dzięki wyprawie zobaczyłem wymarzoną północ i Arktykę (a właściwie jej skrawek). Byłem w miejscach o których czytałem i marzyłem jako dziecko.