Sorry, moze jestem troche zacofany ale nie mam pojecia co to znaczy .
Pozatym, to wczoraj zalapalem sie na charity bike run. w sumie tylko 40km. Swiecie bylem przekonany, ze to bedzie jazda po drogach utwardzonych. Ale jak zobaczylem na parkingu ludzi z rowerami gorskimi to mi rura troche zmiekla.
Okazalo sie to jako gravel path w lesie, w sumie nawet ladnie utwardzony wiec jechalo sie dobrze.Jedyne co mnie martwilo to to ze zaraz zlapie kapcia. Nic takiego sie nie stalo. Bylo sucho wiec moja szosowka dala rade. Ale mina moja kiedy to zobaczylem, bezcenna. Polowa drogi caly czas pod gore przewyzszenie to 400m. potem druga polowa w dol. W sumie udzial w tym bralo jakies 80 osob. Moze ze 20 rowerow szosowych. Reszta gorale i przelaje. Niby nie wyscig ale jak zobaczylem ludzi od samego poczatku na pelnym gazie to postanowilem troche pocisnac, wstalem w pedaly i jako piewszy wjechalem na szczyt Waskerley w Stanhope. Widzac to wiedzialem ze na zjezdzie mnie juz nikt niedogoni bo swoja mase mam a ja raczej czasowcem jestem anizeli goralem. Wiec poszedlem w trupa. W dol jechalem jakies 50kmh z wielkim bananem na ryju. Zjechalem pierwszy i uzyskalem 3 minuty przewagi nad kumplem z pracy, ktory zjechal jako drugi.
Ale mialem ubaw i to w 100 % przekonalo mnie ze musze sobie przelajowa zabawke kupic i sie troche ubrudzic. Bo rower moj wypucowany na ten przejazd niezle sie przykurzyl. Zabawa przednia i szczerze to sie zakochalem. Widoki niesamowite ale niestety czasu na fotki nie mialem, bo cel byl inny.
Najsmieszniejsze to ze moi koledzy z pracy, ktorych bylo 4 (wszyscy na carbonowych szosach) od samego poczatku mowili. Nie przyjechalismy sie tu zeby sie scigac. Nieminelo 5 minut a ja sie na koncu peletonu znalazlem z jednym z nich , a reszta na poczatku nadawale mocne tempo. Wtedy zrodzil sie moj plan, a ze nogi byly mocne wczoraj to sie udalo.
Pozdrawiam