Jak dla mnie, to nie ma czegoś takiego jak komfort zimą - przy większej intensywności i tak się spocę, niezależnie czy jestem ubrany w 2, 3, czy 4 warstwy - przy ok. - 5 zdarzało się zakładać dwie koszulki rowerowe + softshell (ogólnie nie jestem fanem, bo oczywiście pod spodem wszystko mokre - czasem jak z pralki) + cienka wiatrówka. Ubranie się w mniej warstw wiązałoby się z większym uczuciem chłodu - tu nie zapominajmy, że opór powietrza rośnie do kwadratu prędkości, więc np. w porównaniu do pieszego wzrasta +/- kilkunastokrotnie, co przy nawet lekkim wietrze robi swoje (nawet jak staram się chować w łysym lesie, to i tak gdzieś na otwartej dostanę wmordełinda, a wilgotność potęguje efekt - to najbardziej czuć w okolicach zera). Cała sztuka polega na tym, żeby się nie zatrzymywać, bo wtedy dopiero robi się nieprzyjemnie (kiedyś raptem przy -3 postałem kilka minut, a potem przez kilkanaście km nie byłem w stanie się rozgrzać)... Obawiam się, że opatulanie nóg i tak by nic nie dało - przecież to one wykonują największą pracę, i raczej poza stopami nie marzną, a 4 itery przy odpowiedniej intensywności i tak są zapocone... No, może zmieniłbym zdanie, gdybym dostał te najdroższe ciuchy z technologią kosmiczną (jeżdżę w rowerowych ze średniej półki)
PS wiem, że niektórzy mogliby jeździć i w puchowym kombinezonie, a przy tym się nie spocić , dla mnie to kompletnie nierealne...