Znowu spotkałem gościa z czerwonym światłem z przodu, tym razem idąc jako pieszy. Przejście przez DDR, nawet oznakowane "zeberką", ciemno. Rozglądam się, bo sam jadąc nie lubię jak mi ktoś wyskakuje, widzę czerwone, znaczy, już mnie minął, idę. I mało brakło, a doszłoby do kolizji! Ale tylko skończyło się na "jak k**** leziesz gamoniu" i odjechał. A wyjeżdżałbym samochodem z podporządkowanej to "puszkarz" byłby winny, bo "nie zachował i nie dostosował". Skąd się tacy kamikadze biorą?