Skocz do zawartości

djzatorze

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    2 075
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    10

Zawartość dodana przez djzatorze

  1. A to cwaniaki, poprawili te durne podkreślenia rodem z Worda, mogłem screena walnąć Kończę niniejszym ten bezsensowny offtop.
  2. @Puklus: widzę że nie tylko mnie zaniepokoiło ustawienie pieca na czubku cienkiej rury, dobrze że podparłeś deską Obiekt owinięty czarnym polipropylenem również mnie niepokoi, ale nie w takim stopniu jak stabilność pieca. @Rambolbambol: Bynajmniej nie zapomniałem o konkursie; kiedy będzie święcenie pojazdów? @ugupu: Wiedziałem, że warto było wykorzystać resztę cukinii światłoczułej na dwa ujęcia... Nie jest to dokładnie to, co bym widział na podium, ale jak już się naświetliło...
  3. Chwytliwa nazwa tej Salsy, aczkolwiek Piła Ramowa brzmi po angielsku lepiej niż po polsku Piękny detal poprawiony... To gięcie... jestem na tak! BTW, czy to tylko dla mnie jest żenujące, że na bikerumorze wstawiają speckę, która jest screenem z Worda?
  4. Na takim siodełku się siada gdy się czeka na wolny wyciąg
  5. Haha, wiedziałem że mi się oberwie za ten rocznik Pamiętajmy, że rowery w innym tempie się starzeją niż ich użytkownicy
  6. No całkiem szybki staroć Coś w ten deseń już było, z tym że ten jest do jazdy we dwóch . Rekord "solisty" w tej konkurencji wg wiki należy do Freda Rompelberga, który na takim oto monstrum jechał 268,8 km/h i to w 1995!
  7. Hosting iv.pl działa nawet niegodnym, sprawdzałem. Wymaga tylko Adblocka, bo można przez przypadek kredyt zaciągnąć albo sweter kupić.
  8. Ojcze Założycielu, pięknym tym kadrem chwyciłeś mnie za serce, oczy i jelito grube. Co mnie wzrusza: papierowa sygnalizacja świetlna, uchylone drzwi pralki. Co radość życia niesie: trąbka na Cobiowej kierownicy, leżące na pralce dwa obłe obiekty. Co niepokój wzbudza: podejrzany kadr, cyfrowo wygenerowana winieta. Materiał światłoczuły zachowaj na kolejne fotografie, szkoda żeby jego potencjał na jedno tylko zdjęcie został wykorzystany.
  9. Głębi! Doznań! Szumu! Entropii! Zamaszystej kompozycji! Tego mi trzeba!
  10. Oj gdyby to było w Toruniu, to omieszkałbym fotografię powyższą zamieścić już dawno. Niestety w pobliżu rzeczonego miejsca przebywam dość rzadko, mimo jego wstrząsających walorów. Jest to siedziba mojego roweru drugiej kategorii, Altona. Na zdjęciu w parze z rowerem szóstej kategorii, którego marki jak i koloru nie potrafię jednoznacznie określić.
  11. Tylny zawias również nie jest pozbawiony finezji; nie wiem jak działa, ale wygląda to wszystko bajecznie A i zmiana przedniego amortyzatora wyjdzie taniej!
  12. Widzę że ktoś hopę zaczął sypać :>
  13. Czy ja wiem czy talent... może po prostu milej mi się pisze coś co nie jest pracą magisterską Chętnie wyjaśnię co jest niezrozumiałe, nie lubię być nierozumiany... Chodzi o nazwy przeszkód?
  14. Odnośnie zielonego Tranziszyna - do d*py. Ja rozumiem stalowość, sztywność i prostotę, ale 14,5 kg żelastwa z hamulcem torpedo, półmetrowe tylne widły... Jak dla mnie to krok w tył obłożony brokatowym marketingiem
  15. Jeżeli chcesz się naprawdę rozwinąć w tym sporcie, a nie walczyć o życie, absolutnie konieczna jest zmiana ramy. Czy wytrzyma to jest już sprawa jakości wykonania i przeciążeń przy nieudanych lotach. A do lotów kompletnie się nie nadaje rama XC. O wiele trudniej panuje się nad rowerem przy takich kątach ramy, a sztywny widelec może zdekapitować ramę XC przy byle niedolocie. Doradzałbym kupno używanego sztywnego widła i ramy i obie rzeczy przeznaczone do dirtu, nie do XC. Jeżeli budżet pozwoli to widelec brać amortyzowany, przynajmniej to Duro. Byle się nie rozsypywał, trzymał olej i nie miał za miękkiej sprężyny.
  16. Jest takie powiedzenie, że rower jadący w dół napędza grawitacja, a pod górę - siła woli. Ugryzę ten temat swoim aluminiowym zębem przy okazji wypluwając parę osobistych przemyśleń. Cofnijmy się dwa tygodnie wstecz. Rzecz się działa - a gdzież by indziej - na toruńskim dzikim leśnym torze. Jedno z dziesiątek spotkań zjazdowo-budowlanych. Wspólnymi siłami odbudowaliśmy wtedy coś, co można nazwać dirtem. Ten kto wyobraził sobie teraz wysoką na trzy metry skocznię z jeszcze wyższym lądowaniem, będzie rozczarowany. Mowa o hopuchnie pokazanej na gifie w komentarzu pod poprzednim wpisem. Zwiemy ją dirtem, bo ma dość mocno wypionowane zarówno wybicie, jak i lądowanie. W praktyce jest to niemal stolik (takie coś, że nie ma dziury między wybiciem a lądowaniem; różnica fizycznie żadna, bo i tak leci się w powietrzu, ale psychicznie znaczna). No i ta oto hopuchna była od roku w stanie nie-do-polecenia. Nie wiadomo było co z nią zrobić, niby było wybicie, niby było lądowanie, ale wszelkie próby kończyły się niedolotem od którego trzeszczała rama i kręgosłup. Rzeczonego dnia starannie wyprofilowaliśmy to cudo i zasypaliśmy dziurę niebezpiecznie bliską lądowaniu. Po wygładzeniu ostatniej zmarszczki na budowli i wbiciu szpadli w grunt, nastąpiła ta chwila. - To co, trzeba oblecieć! - [nerwowy śmiech] No! Otóż drodzy bracia i siostry w korby zbrojni, rower jadący w dół również jest napędzany siłą woli. Ja wiem, grawitacja się przydaje, ale to tylko połowa sił potrzebnych do poruszenia kompleksu kolarz-rower. Ba! Bez siły woli to grawitacja zrobi tyle samo co wiadro wody obok młyńskiego koła. Ale wróćmy na trasę. Wypych na górę. Kolega robi przymiarkę, czyli zjazd z wyhamowaniem na wybiciu. Ja również. Dygresja: jest to bardzo dobry sposób zapisania sobie w głowie kierunku i sposobu pokonania przeszkody. Kolejny wypych (nachylenie jest w tamtym miejscu potężne, niegdyś na mojej maszynie do połykania podjazdów dałem radę wjechać tam tylko do połowy). Chwila na zebranie się w sobie i kolega poszedł. Szszszsz-hop-cisza-hop-szszchrz. Zgrabnie to wyglądało, przejazd płynny, jeździec ukontentowany. Tera ja. Zapis monologu wewnętrznego przebiegał z grubsza tak: Kurde bela no dobra buta otrzep lewy pedał z przodu dociśnij mocno stopę dobra pojadę lajtowy jest przecież no kurde widać było no jak nie jak tak prawa noga dociśnij bujnij palce na klamkach luźno okej jadę Potem już tylko zjaździk z drżeniem rąk, które oczywiście tłumaczyłem sobie twardym amortyzatorem, i wyskok - wyraźnie odczuwalny, krótki i emocjonujący nacisk gruntu na przód roweru i ręce. Lot - bardzo krótka chwila, która się wydaje trzy razy dłuższa niż jest - lekkość, wiatr, same miłe rzeczy Lądowanie - tutaj znalazłem czas na milisekundowe zdziwienie - jak gładko! Jak płynnie! W następnej milisekundzie zauważyłem że jadę z podobną prędkością jak tuż przed wybiciem, czyli szybko. Hamowanie (bo wtedy trasa kończyła się nagle krzakami) było dłuższe niż się spodziewałem. Wydałem z siebie dźwięk takowy: ŁUUUUUHUUUUU! Nie pamiętam kiedy ostatnio tak zawyłem z radości. To było świetne. Ręce trzęsły mi się jak menelowi z delirium. Jeszcze godzinę potem byłem nakręcony Oczywiście kroki swe skierowałem z powrotem na wypych i pojechałem dirta jeszcze raz. Świetny jest. Tego dnia zabraliśmy się za pociągnięcie trasy dalej, do połączenia ze ścieżką, zatem lotów dalszych już nie było. Tydzień później. Trasa już przedłużona i dołożona mała hopka co by nudno nie było. Trochę szaro, jesień idzie, godzina 16:00 minęła. Oblatujemy na rozgrzewkę stolik. Potem wypych na stanowisko startowe do nowego dirta. Kumpel leci. A ja... Okej otrzep podeszwę lewa z przodu o kurde ale wysoko jest trochę nie no w sumie lajtowy jest widziałem jak poleciał ładnie kurde no stromo w h*j ale już leciałem to dobra teraz o kurde nie no wywale się leciałem już to no co jest Kumpel zdążył już się wtoczyć z powrotem na start. Puściłem go przodem. Potem jeszcze raz. Nie mogłem. Tak bardzo nie mogłem. Straszne, czułem już po prostu ten osławiony przez kolegę adamsmaster napis DU*A na czole. Pojechałem w bok, na stolik. Wypchnąłem, nadal blokada w głowie, znowu skręcam na łatwy stolik. We łbie słyszę tylko "ech, ech". Wtaszczam pojazd na górę. Blokada nie ustąpiła. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego dusza moja zniewieściała była w tejże chwili bardziej zniewieściała niż zwykle. No nie mogłem. Już nawet zastanowiłem się, czy to po prostu zwykły strach przed zaliczeniem tzw. bajabongo bez telemarku, czyli gleby. Ale w sumie już wywalałem się nie raz i przywykłem do tego że czasem się troszkę grzmotnę. Kask chroni doskonale, a dzięki adrenalinie niewiele się czuje przy upadku A ja ciągle nie mogłem i nie mogłem, jak ten Gałkiewicz z "Ferdydurke". Kumpel zdiagnozował u mnie brak zajawki. No tak. W zasadzie do tego się to sprowadza. Zdjąłem na chwilę kask, popatrzyłem sobie na drzewka i listki. Potem, nie myśląc absolutnie nic, założyłem kask, otrzepałem podeszwy butów z lepkiej gliny, postawiłem lewą stopę na pinach pedała i... - NO JA NIE POLECĘ?! Szszszsz-hop-cisza-hop-szsz-hop-hop-szszszszchrz. Poszło nawet zgrabnie. Fakt, nie było takiej frajdy jak za pierwszym razem, ale blokada puściła na starcie i zniknęła na dobre z chwilą zamaszystego przyhamowania na końcu trasy. Napis DU*A z czoła zniknął bez śladu. Prawie biegiem udałem się z powrotem na start, by powtórzyć zjazd. Już rozluźniony, zauważyłem że przedłużona trasa z tą małą hopką ma fajny ficzer - lądowanie owej małej hopki mocno przyspiesza rower. Najlepsze co mi przychodziło wtedy do głowy na określenie całej tej traski to jedno słowo - szatan! Tak oto kolejna bitwa z samym sobą została wygrana, oraz udowodniona została wyższość siły woli nad grawitacją przy frirajdowych zjazdach. Dziś z kolei mała hopka na tejże trasie została nieco powiększona. Jeszcze nie stawiłem jej czoła. Jeszcze.
  17. Grzejmy kotlet póki gorący! Rower, nie jakaś specjalna nowinka ale całkiem świeże zdjęcie (sprzed 2 miesięcy) w HaDe i w kolorze:
  18. Takie problemy rozwiązuje się w ten sposób: strumyk-gap
  19. Mmm korbka niezła, beemiksiarska jakaś Ale gurna ruła do luftu, naprawdę nie w moim guście. winna być prosta i równoległa do podłoża, jak pradziadowie przykazali!
  20. Z albumu: Rzeczy

    Wykonane na zamówienie ekstra miękkie sprężyny do mojego Skareba. Tzn. potrzebna byłe jedna, ale nie byłem pewien twardości; zamówiłem więc zwykłą i progresywną (rzadsze zwoje od połowy). Progresywna okazała się idealna - nie za miękka i szybciej twardnieje wraz z postępującym ugięciem. Wymiary: długość: 237 mm, średnica zewnętrzna: 22 mm, średnica drutu: 3 mm (w oryginale 4 mm). Nadają się teraz dla jeźdźca o wadze 45 kg (sprężyna zwykła) i 50 kg (progresywna). Stay tuned!

    © copyleft

×
×
  • Dodaj nową pozycję...