Ja mam w rowerze dwa airtagi. Jeden po prostu airtag, w torebce podsiodłowej, przerobiony na silent. Ale nie jest klasycznie wrzucony, tylko wsadzony pod podszewkę i umieszczony w takim miejscu, że nie ma prawie żadnych szans go wymacać. Nie widać nic ani od zewnątrz, ani od wewnątrz.
Drugim airtagiem jest u mnie Knog Scout, tutaj klasyczek, przykręcony pod bidonek, służy za alarm i lokalizator, działa znakomicie.
Czyli tak. Inni ulegają cudownemu marketingowi, ale nie @pecio, bo Pecio nie ulega, bo JUŻ nie zapina, czyli dawniej ULEGAŁ bo jednak to wszystko kupił?
A ja napiszę tak; find my apple jest genialne. Nieważne jakiego urządzenia dotyczy i czy jest ono włączone czy wyłączone. Gubisz, masz szansę odnaleźć. I nie ma alternatywy, Samsungowe lokalizatory działają znacznie gorzej a ludzi z tymi telefonami jest zdecydowanie mniej niż z jabłkami, zatem skuteczność jakiegokolwiek innego rozwiązania jest zdecydowanie mniejsza. Więc tak, skoro za gówniane sto złotych można kupić małą szansę na zlokalizowanie roweru po kradzieży, to moim zdaniem lepiej z tej możliwości skorzystać, niż olać i nie mieć żadnego zabezpieczenia. Jedyna kwestia, to cwana lokalizacja taga.