Wczoraj coś koło 90km w 6 czy 7 godzin. Taka tułaczka po lasach. Bliskie spotkanie z dwoma wilczurami [Dobrze, że właściciel był w pobliżu], bo jadąc ścieżką wzdłuż warty okazało się, że znalazłem się na prywatnym terenie [znaczy się wjechałem komuś na podwurko] o czym nie wiedziałem bo od strony rzeki nie ma płotów.
Jak już zawróciłem w stronę domu to jakaś dziura w dętce mi się zrobiła. Dobrze, że mam duże laczki i dziura była mała bo udało mi się zrobić jakieś 40km. Pod koniec myślałem, że nie dam rady dojechać do domu bo już tak niskie ciśnienie było, że opory opony były naprawdę odczuwalne. Ale dzięki temu pierwszy raz miałem okazję zobaczyć jak przy tak niskim ciśnieniu opona "pływa" na obręczy w zakrętach [co wcale nie było fajne].
Dzisiaj na rower niestety się nie udało ale był mały serwis czyszczenie klejenie dziur, w kilku dętkach od razu i smarowanie.