Ja kiedyś umawiałem się, że co np. 500 km McDonald's full wypas co zechce. Ale do Macka, też dojeżdżamy rowerem, z 10 km w jedną stronę . A teraz już tak na to nie patrzą, ot jeździmy gadamy, miło sympatycznie, bez stresu. Pamiętać o przerwach, by nie przeforsować. No i na każde dziecko jest inna marchewka Jakoś tak przywykli i tylko najmłodszy czasem lekko marudzi. Aha, że to chłopcy, to czasem za pewien pokonany dystans czy wyjazd obiecane były gokarty :p ale tak jak mówię, teraz to już nie jest zasadą. Ot radość z bycia z ojcem, bez telefonów, gier, potem w domu w coś pogramy, a na jeździe daję i zachęcam ich do wygrania się i nie wiem czy więcej kręcenia nogami czy językami. I oczywiście czas na jakieś małe popisy, ciekawszy teren, hopki, kałuże, żeby nie było zbyt monotonnie. Powodzenia, bo z młodymi jazda na luzie jest super.