Rano zabrakło jakieś 500 m do pracy bym nie przemókł... po pracy.. juz obojetne, ale złapało w połowie trasy... mokro i zimno ale co tam, rower popłukał się w końcu z letniego kurzu... jeszcze w to lato tak nie zmokłem w sumie to u mnie prawie wogóle było bez deszczu...
Jeszcze wczoraj kręcenie w sporym obciązeniu pleców - plecak z dowożeniem różnych rzeczy na szykowanego mega grilla dla wspaniałych znajomych i potem, a właściwie juzdziś p 3 nocny powrót... nie smaowite rowery aż mokre od rosy i chłooooodno Ale było świetnie... km nie istotne hehe
Dzisa waściwie wczoraj juz roboczy standard, działkowy standard... i waśnie z nocnego samotnego z cichąmuzą w tle... ponad 15 na wolnym tempie... z myślami...no i na koniec małe depnięcie do oporu...
Rodzinnie w południe leśnymi ścieżkami 20 km, w tym zaliczone 2 zjazdy z czego jeden koś szykował na downhill chyba, bo była skocznia zrobiona... młodemu bardzo sie podobało i chce tam wracać
Dzis troche jazdy w upał, naprawa znajomej licznika, rodzinny powrót, niestety z upadlkiem młodego, bo siepopisywał i w reazultacie jeszcze 2 rowery leżały.. ale po za obtarciami.... ogólnie ze 20 km wyszło
Niby roboczy standard plus na działke (ale tu koło 5 km z pelcakiem wazącym 8 kg) i jeszcze kilka km przed powrotem.. i ponad 15 nie wiadomo kiedy w upale wpadło...