Od kilku lat jeżdżę w kasku, ale dzisiaj pierwszy raz się przydał. Jechałem po PR na segmencie Stravy, była kałuża, wjechałem, ale było głębiej niż myślałem. Zaliczyłem lot przez kierownicę, a na koniec jak przyłożyłem głową w glebę nadzianą korzeniami to aż mi się gwiazdki pokazały. Z lewej strony czoła mam nawet obcierkę. Bez kasku różnie mogło się skończyć.