Skocz do zawartości

Grendel

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    98
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Zawartość dodana przez Grendel

  1. Po roku względnej wolności od objawów choroby, znów atakują mnie bakterie. Borelioza wraca z nową siłą, dziś znów miałem problem by poruszać palcami... Znów stawy stają się ciepłe i czerwienieją... Here we go again... Czym prędzej muszę znaleźć lekarza który w ramach kontraktu NFZ podejmie się leczenia antybiotykami w kroplówkach i zastrzykach, bo powrotu do tabletek nie ma - ostatnie 5 serii kosztowały mnie zmaltretowaną wątrobę i nerki. Poprzednia terapia kosztowała mnie coś z tysiąc złotych. następna -kroplówkoowa kosztowałaby drugie tyle. Wszystko przez genialnych gryzipiórków z NFZ którzy nie raczą refundować pewnych leków, jak na złość - koniecznych do wyleczenia. Mam dziś odebrać rower z serwisu po przeglądzie i regulacji (centrowanie kół, smarowanie łożysk i inne pierdółki) i jechać na rower do Rud... Nie wiem czy w tej sytuacji w ogóle mi się chce
  2. Co do dość oczywistych urazów twarzoczaszki to nie zgadzam się z wielkimi kwantyfikatorami (zresztą, nie zgadzam się z nimi w każdej sytuacji z wyjątkiem matematyki). Kaski full-face jednak chronią, choć zabawnie wyglądałby rowerzysta na szosówce w wielkim wzmacnianym kasku full-face. W moim przypadku sprawdził się znakomicie - gdyby nie on, zaliczyłbym uderzenie w okolice skroni w zderzeniu ze słupem. Dlatego uważam że kaski są potrzebne choć nigdy nie twierdziłem i nie twierdzę, że powinno wprowadzać się prawny obowiązek ich używania. To trochę jak z airbagami - statystyki pokazują że zmniejszają obrażenia, znane są 2-3 przypadki uszkodzenia ciała gdy airbag zadziałał nie wtedy kiedy powinien (w tym głośny przypadek w Polsce), jednak statystycznie lepiej takiego airbaga mieć, niż go nie mieć. Ale obowiązku nie ma i jest prywatną sprawą każdego kierowcy czy chce je mieć. Podam jeszcze jeden przykład - kaski u narciarzy. Kiedyś były obiektem zgryźliwych dowcipów. Znajomy narciarz dużo czasu spędzał w Alpach i nigdy nie używał kasku. Do momentu kiedy nie był świadkiem wypadku - gość stał sobie na stoku i wjechał w niego inny, mocno rozpędzony narciarz. Obrażenia głowy spowodowały śmierć na miejscu. Drugi przeżył, bo miał kask - skończyło się na połamanych żebrach i lekkim wstrząśnieniu mózgu. Tego samego dnia w pobliskim sklepie narciarskim ustawiła się długa kolejka i nikt już nie śmiał się z "motocyklistów na nartach".
  3. Polak to dziwny twór... Żeby coś od niego uzyskać, trzeba zażądać czegoś uzpełnie przeciwnego - wtedy nam na złość zrobi to czego chcemy. Wiele lat temu wprowadzono przepisy o obowiązku używania pasów bezpieczeństwa w samochodach. Podniósł się lament, że "ja w pasach jeździł nie będę, bo wariatem nie jestem"... Do dziś krążą "urban legend" jak to wszyscy się uratowali a zginął tylko ten który był przypięty pasami. Ja osobiście znam tylko jeden taki przypadek. Wszystkie inne wypadki na drodze pokazują, że pasy ratują życie. Ale do dziś, kilkanaście lat po wprowadzeniu tych przepisów, nadal niektórzy wolą mędrkować niż dostosować się do przepisów. Później wprowadzono obowiązek jazdy na światłach. Do dziś trolle na onecie czy wp przy każdej dyskusji o samochodach mędzą o zniesieniu obowiązku jazdy na światłach. Choć każdy dzień pokazuje, że to właśnie w słoneczne dni warto mieć światła włączone, zwłaszcza jak się jedzie szaroburym samochodzikiem. Mnie samemu kilkanaście razy w ciągu ostatnich 10 lat zdarzyło się nie zauważyć samochodu bez świateł. Nie chodzi o to że doszło do jakichkolwiek zdarzeń - po prostu uświadamiałem sobie że zauważyłem samochód znacznie później niż inne, oświetlone samochody. 20-30 lat temu może oświetlenie nie było ważne, bo jeździło samochodów kilkanaście razy mniej. Pamiętam lata '80 - po e40 koło mojego domu jeździły może 3-4 samochody na minutę. Dziś jeździ ich kilkadziesiąt na minutę. Jeżdżą też wielokrotnie szybciej. Kiedyś dominowały maluchy i polonezy, dla których 80km/h to już wchodzenie w nadprzestrzeń, gdzie lusterka odpadają ... Dziś mamy to co mamy i róbmy wszystko, by być widocznym na drodze (dotyczy to też pieszych i rowerzystów!) No i dochodzimy do kwestii kasków. Ja pierwszy rok przejechałem bez kasku. Kiedy kask założyłem? W drugim roku, kiedy przyspieszyłem i zacząłem jeździć po mieście (pierwszy rok praktycznie cały jeździłem po parku chorzowskim, lub innych leśnych kompleksach). W kwietniu autobus miejski zepchnął mnie z drogi. W maju jednego dnia miałem dwie sytuacje,gdzie mało brakowało a przeleciałbym przez maskę samochodów prowadzonych przez idiotów. Kiedy następnego dnia kolejny idiota wymusił na mnie pierwszeństwo na rondzie, postanowiłem kupić kask, ale do tego czasu jeździć więcej chodnikami. Parę dni później małe dziecko dosłownie wskoczyło mi pod koło. Miałem do wyboru - rozjechać szkraba albo się wywalić. Wywaliłem się, zaliczając lekko pobliski słupek. Skończyło się gdybanie - pojechałem do sklepu i kupiłem najdroższy kask jaki w tamtej chwili był na stanie. Po co jest kask? Po to, by chronić cię wtedy, kiedy sam już nie będziesz w stanie tego zrobić. Wielu przeciwników kasku powtarza że "jak będę upadał to się wybronię"... Otóż kask jest tak jak pasy w samochodzie - potrzebny wtedy, kiedy natura będzie silniejsza niż ty. Kiedy trzaśnie cię samochód i polecisz w powietrze, upadając z pewnością się połamiesz. Może wtedy nie będziesz już na tyle świadomy by chronić głowę. Kiedyś miałem szkolenie z pierwszej pomocy, prowadzone przez pielęgniarzy z pogotowia ratunkowego. Powiedzieli mądrą rzecz - "ofiara wypadku musi przeżyć. Jeśli połamie sobie, albo wy - reanimując ją - połamiecie jej żebra, to będzie to niewielka strata - chirurdzy sobie poradzą. Ale jeśli uszkodzeniu ulegnie czaszka, szanse na przeżycie spadają drastycznie. Chrońcie głowę i kark ofiary." Dało mi to do myślenia - podobnie jest na rowerze. Jeśli wlecę na maskę, drzewo czy upadnę na asfalt i się połamię, to 6-8 tygodni w gipsie załatwi sprawę. Jeśli roztrzaskam sobie czaszkę o asfalt przy prędkości 50km/h, nie będzie co ratować. Dlatego w ciągu ostatnich 2 lat tylko raz zdarzyło mi się przejechać bez kasku 20km ale to w lesie, z dala od samochodów a i tak czułem się jak goły.
  4. Grendel

    blaski i cienie spd...

    Ja pierwszego dnia miałem taki typowy przypadek chyba... Wsiadłem na rower, uradowany jak dziecko przekręciłem 40km. Wracam na parking powolutku, świadomie przymierzam się do zejścia z roweru - wypinam prawą stopę...zatrzymuję się powolutku, powolutku i stawiam stopę na ziemi... Ale zapomniałem że moją dominującą stopą jest prawa, więc odruchem to ją zostawiam na pedałach żeby móc szybko ruszyć np. ze strzyżowania a to stopę LEWĄ zawsze stawiam na ziemi. Tym raziem też postawiłem, ale razem z sobą i całym rowerem. Nic mi się nie stało, do końca trzymałem kierownicę krzycząc jak bohater kreskówki położyłem się na ziemi. Kiedy zorientowałem się co się stało, wybuchnąłem gromkim śmiechem. Pozbierałem się z ziemi, otrzepałem, zjadłem coś i wróciłem na trasę. Przez następne 2 godziny co jakiś czas wybuchałem śmiechem przypominając sobie swoją głupotę. Drugiego dnia już się nie smiałem, bo walnięcie było potężne. Dłoń mam fioletową, nic nie złamane, bo wyłbym z bólu, ale raczej obite, kciuk lekko sztywny. Kolano obite, kostka sztywna. Dobrze że i tak planowałem rower do serwisu oddać na parę dni do przeglądu i regulacji, to zdążę się przed weekendem wykurować.
  5. Drugi dzień na spd, drugi upadek... Tym razem już poważniej, bo przy większej prędkości - okazało się że brat który wcześniej używach tych pedałów, "skręcił" je na max. Pedały fajne, sztywne, ale przy upadku nie wypięły się - ani wczoraj ani dziś... łapa spuchnięta, kolano obite z obu stron... Z jednej strony spd fajne, bo noga pracuje znacznie efektywniej, palce u nóg nie drętwieją, ale z drugiej strony jeszcze kilka takich upadków i stracę zdolność do jazdy Nauczka do głowy przez zadek... Usiadłem na ścieżce i poluzowałem pedały.
  6. Używam Meridy od zeszłego sezonu i zrozumieć nie mogę jak można jeździć bez kasku - zwłaszcza po naszych kochanych drogach z równie kochanymi akwizytorami za kółkiem. Co do pytania o "ruchliwość" kasku to możliwości masz dwie - albo regulujesz plastik, wtedy powinien trzymać głowę w miarę sztywny, albo zapinasz pasek pod brodą i wtedy można trochę poluzować 'plastik' dzięki magicznemu kółku meridy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...