Skocz do zawartości

mklos1

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    8 379
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Wpisy na blogu dodane przez mklos1

  1. mklos1
    Na wstępie pragnę podziękować za wspólną jazdę pewnej nieznajomej rowerzystce, której wsiadłem na ogon pod Górą Śmieciówą i za którą ciągnąłem się do Janowa.
     
    Dzisiaj mimo upału pojechałem do Kampinosu. Jak las, to dzisiaj będzie trochę więcej o łażeniu boso...
    W mojej historii rowerowej był pewien okres czasu (kilka długich lat), kiedy to rower stał na balkonie i niemiłosiernie rdzewiał i rozpadał się na moich oczach. Ja w tym czasie, żeby zażyć choć trochę ruchu spacerowałem po lesie. Żeby było ciekawiej i przyjemniej spacerowałem boso. Był to okres kiedy tak jak do domu, do lasu nie wchodziłem w butach. Przeszedłem każdy kolor szlaku, który był w zasięgu komunikacji miejskiej. Najdłuższy szlak jaki przeszedłem boso miał około 16 km. To jest naprawdę możliwe. Żyję, nic mi się nie stało. Oczywiście trzeba iść ścieżką, a nie na przełaj... Ale za uczucie mchu i piasku pod stopami nie zapłacisz kartą Mastercard... Chociaż... Nie do końca...
     
    W 2011 roku w Gdyni powstała inicjatywa pod tytułem Marsz Neandertala. Nazwa trochę dziwna, bo Neandertalczycy inteligencją nie grzeszyli (dlatego prawdopodobnie wyginęli jako gatunek), ale niech będzie. Zadaniem uczestnika marszu było przejście boso przez las odcinka 7 km. Bardzo fajna akcja. Trochę ludzi się zebrało... Było mile i w ogóle - szkoda że zbyt późno się o tym dowiedziałem.
     




    (
    Więcej zdjęć i relacje wideo na stronie domowej marszu)

     
    Czekałem na edycję 2012. Chciałem wziąć urlop i jechać do Gdyni, ale była cisza ze strony organizatorów na temat reedycji. Długo długo nic i wreszcie pojawia się informacja. Będzie edycja 2012!!!. Hura! Jedziemy! Nagle na forum miłośników chodzenia boso pojawia się wzmianka o pieniądzach... Co? Jakoś nie chce mi się wierzyć. Wchodzę na stronę organizatora, przeglądam regulamin a tu ZONK! Cytat z regulaminu:
     
    Każda osoba dokonująca zapisu na listę startową drogą elektroniczną dokonuje opłaty startowej na pokrycie kosztów organizacji i zapewnienia bezpieczeństwa w kwocie 15 PLN/os. – udział w marszu lub 30 PLN/os. – udział w marszu i pamiątkowy odcisk stopy. Osoby zapisujące się w dniu imprezy – opłata odpowiednio 20 PLN/os. za udział w marszu i 40 PLN/os. za udział w marszu z pamiątkowym odciskiem stopy. Płatność w dniu imprezy przy potwierdzeniu/zgłoszeniu udziału w biurze zawodów.
     
    Rozumiem, że chodzenie boso po lesie może być ryzykowne, ale nie wymaga ono obecności karetki reanimacyjnej z chirurgiem ortopedą na pokładzie. Rozumiem też, że są przepisy, które nakładają na organizatorów pewne obowiązki, jeżeli chodzi o zabezpieczenia imprez masowych. Jednak dlaczego psuć taką fajną inicjatywę... Obstawiam, że edycja 2012 będzie klapą i frekwencja raczej nie dopisze. Może 15 PLN nie jest majątkiem, ale chodzi o zasady. Coś co jest inicjatywą prozdrowotną, ruch, przyroda powinny być propagowane kiedy tylko się da. Jeżeli są potrzebne pieniądze na promocję ruchu i zdrowia warto by ich poszukać w samorządach czy nawet w funduszach UE, zamiast sięgać od razu do kieszeni uczestników. No ale rozumiem. Tak jest niestety prościej i tu widać, że urząd zawsze frontem do klienta (( Smutne, ale w polskich realiach to norma.
     
    Niestety nie będę miał odcisku swojej stopy, bo data marszu zgrywa się z moim urlopem. Może 2013 będzie bardziej szczęśliwy w tej kwestii.
     



     
    Wracając do dnia dzisiejszego... Po lesie oczywiście nie jeździłem boso, bo na pedałach MTB graniczyłoby to z cudem i wręcz głupotą... Ale w sandałkach już można... Więc jedziemy. Wczoraj mówiłem na temat śmieci... Dzisiaj widzę, że włodarze miejscy się postarali i zamówili ekipę sprzątającą. Śmieci zniknęły.
     



     
    Góra Śmieciówa. Nieczynna już od jakiegoś czasu, ale sprzęt jeszcze pozostał. Oto spych do ubijania śmieci.
     



     
    Instalacje przy kompostowni.
     



     
    Z Góry Śmieciówy uczepiłem się pewnej rowerzystki (podziękowania), za którą trzymałem się do Janowa. Tam oczywiście znalazłem jakąś figurkę.
     



     
    I za chwilę drugą.
     



     
    Mimo, że znam kolorowe szlaki w Kampinosie, ale znam je z punktu widzenia pieszego. Gdy człowiek porusza się na rowerze, łatwo przegapić jakiś znak. Dlatego zabrałem ze sobą nawigację z mapą topograficzną (z nałożoną mapą wektorową).
     



     
    Nabyłem ją w zeszłym roku. Sprawdza się fajnie, także jako piesza. Jedyne czym jestem zdegustowany to żywotność baterii. Przy nawigacji mapą wektorową (w sensie prowadź pod adres), bateria po prostu znika w oczach. Przy nawigacji mapą rastrową (czyli jako wyświetlacz mapy) jest to trochę dłużej. Podobno 8 godzin, ale ja obstawiam na góra 6 godzin. Nie mniej jednak nawigacja bardzo fajna i jestem z niej zadowolony. Bardzo precyzyjny odbiornik.
     



     
    Po drodze mijamy strumień. Musi być dość rwący, skoro taką dolinę wykopał.
     



     
    No wjeżdżamy do KPN w Laskach. Szlak niebieski, jedziemy na Górę Ojca. Dość pamiętna ścieżka... Tutaj też szedłem boso nie raz i nie dwa razy... Lajcik... Mimo kamieni. Jeżeli ktoś chciałby spróbować jak to jest przejść boso przez las kilka km, to polecam właśnie niebieski szlak na początek. Sporo piaszczystych ścieżek.
     



     
    Jesteśmy prawie na szczycie. Tablica informacyjna, trochę wiedzy można zaczerpnąć. Jednak oczywiście komuś już przeszkadzała. Co za naród...
     



     
    Góra Ojca to istna plaża. Można sobie przyjść i poczuć się jak nad morzem. Tylko szum wody trzeba sobie w iPhone przynieść...
     



     



     
    Ojcem duchowym Lasek był jakiś ksiądz... Na górze stoi krzyż ku jego pamięci.
     



     



     
    Mój rumak odpoczywa... Ja z resztą też.
     



     
    Rześko! Tylko 32.5 stopnia w cieniu.
     



     
    Moja serdeczna prośba. Przyrody i tak mamy już mało. Chrońmy to, co zostało.
     



     
    Przy wyjeździe w Dąbrowie. Jest tutaj parking. Sporo ludzi przyjeżdża do KPN właśnie tu.
     



     
    Ulubionym miejscem turystów niezrowerowanych jest polana Opaleń. W sumie to łąka. Miejsce do pikniku. Można tam rozpalić ognisko. Można usiąść i coś zjeść. Jest nawet plac zabaw dla dzieci. Ja też pozwoliłem sobie tutaj na dłuższy odpoczynek. Skończyła mi się woda, więc stwierdziłem, że muszę odpocząć przed powrotem do domu, bo może być nieciekawie.
     



     
    Krótki filmik z Góry Ojca oraz polany Opaleń. Niestety byłem w jej mniej ciekawym miejscu.
     

    http://www.youtube.com/watch?v=ebrbJKMozsI

     
    Kwiatki...
     



     
    Pomnik ku czci zgrupowania AK Kampinos.
     



     
    Brrr...! Znów się ochłodziło. Niecałe 35.1 stopnia. Potem temperatura spadła do 37 stopni, ale już nie miałem siły zrobić zdjęcia. Było za zimno, by się zatrzymać.
     



     
    Generalnie dzisiaj pobiłem rekord długości trasy rowerem MTB. 40 km. Łańcuch posmarowałem moją miksturą. Finish Line Ceramic Wax + Finish Line Teflon w proporcjach 1:1. Jest nieźle. Brud się nie czepia zbyt mocno a smar się trzyma dużo lepiej niż Krytech Wax. Zauważyłem jednak, ze czasami w smarze pojawiają się białe frukty. Jakby coś się ważyło. Ale mikstura niezła. Powoli się kończy, więc chyba będę musiał zakupić więcej...
  2. mklos1
    Dzisiaj trochę na temat prądu... A dlaczego? Jadę sobie do domu z pracy... Trochę łukiem, przez Warszawa-->Opacz Mała-->Reguły-->Piastów-->Pruszków-->Stare Babicie-->Warszawa. Stoję sobie na przejściu przez Aleje Jerozolimskie (Reguły) i czekam na zmianę świateł... Patrzę, bezgłośnie nadjeżdża zielona żaba...
     



     
    Chciałem zrobić zdjęcie, ale nie wypadało, bo przegapiłbym światła, a zatrzymałem przecież ruch... Samochód to Re-Volt. Pierwszy polski samochód elektryczny, produkowany seryjnie. No dobrze. Może nie seryjnie, bo nie da się go kupić w salonie, ale wchodzisz na stronę producenta, klikasz "zamów" i masz... Samochód jest brzydki. Pewnie dlatego nie zrobił furory. Cena też nie jest na polską kieszeń. No bo kto kupuje zabawkę do miasta za ponad 60 tyś, która może przejechać zaledwie 100 km. Zatem samochód nie okazał się być rewolucją, czy też buntownikiem - jak to określił producent.
     
    Co by nie było temat elektrycznie napędzane pojazdy zaczynają powoli wchodzić w nasze życie. Pojawiają się przede wszystkim rowery elektryczne... Przykład. Kross E Stream 2.0.
     




     
    Silnik w przedniej piaście o mocy 180W. Czyli tak naprawdę 3 rowerzystów jadących na jednym rowerze (człowiek rozwija moc około 100W). Akumulator 10Ah, jak deklaruje producent, jako wspomaganie starcza na 30 km. Pytanie czy to jeszcze jest rower... Silnik jest wystarczająco mocny, by ciągnąć rowerzystę na pełnej mocy przez nieco ponad godzinę. Definicja według wiki: Rower – pojazd napędzany siłą mięśni osoby nim kierującej za pomocą przekładni mechanicznej, wprawianej w ruch (najczęściej) nogami. Gdzie tu rower, skoro można jechać na motorku... Za taką wygodę wspomagacza trzeba zapłacić 5000 PLN. A co będzie jak człowiek przyzwyczai się do ciągłego dopalacza? Będzie potem w stanie pojechać rowerem, który waży 25 kg?
     
    A teraz trochę z dzisiejszej trasy... Opacz Mała. Ulica Szkolna. Bardzo cicho, mile i przyjemnie.
     



     
    Ulica Szkolna kończy się ścieżką, która prowadzi do stacji WKD Michałowice-Reguły.
     



     
    Przy stacji wybudowali jakieś nowe budynki. Przy okazji zrobili nowy chodnik i wyrwali parę drzew z korzeniami.
     



     
    Jako, że było dzisiaj o prądzie, to nie może obejść się bez ciuchciajki.
     



     
    Rewelacja. Ze stacji Salomea do Stacji WKD Śródmieście kolej dociera w 15 minut. Ktoś podejmie się próby pokonania tego samego odcinku samochodem?
     



     
    Figurki będą już chyba moją tradycją. Ta stoi tuż przy chodniku.
     



     
    Linia kolejowa w Pruszkowie.
     



     
    Wydawałoby się, że zwykłe skrzyżowanie Mostowa-Poznańska, jednak krzyż stoi. Ktoś wie dlaczego?
     



     
    Jak się przedostać na drugi brzeg nad autostradą? Nie wiadomo. Jest tajemne przejście. Chyba skonstruowane dla rowerzystów i pieszych. Ale jakoś nikt się z nim nie afiszuje, że w ogóle ono istnieje. Rowerzyście wjeżdżają na dość ruchliwą ulicę, zamiast skorzystać z wygodnego przejazdu. Jadąc od strony Pruszkowa trzeba się nieźle naszukać, by to przejście odnaleźć.
     



     



  3. mklos1
    Zauważyłem, że najlepsze wycieczki to te nieplanowane. Dzisiaj, co prawda blisko, bo na Tarchomin, ale nigdy tam nie jeździłem. Byłem raz, ale przelotem i to dobrych 5-6 lat temu.
     



     
    Z Bemowa najlepiej dojechać na Tarchomin przez Most Marii Skłodowskiej-Curie, ale ścieżka rowerowa wciąż jest nieczynna (ale o tym potem). Pojechałem przez Młociny, przy moście MSC, tamtędy, gdzie ścieżka jest już otwarta.
     



     
    Wokół mostu robota wre. Ale jakoś nie za bardzo. Impet robót nieco przysiadł. Ot przykład. Urwana ścieżka czy chodnik. Nie wiem co to jest, ale w takim stanie jest już kilka miesięcy, a w okolicy nic się nie rusza.
     



     
    Potem wzdłuż Wisły do Mostu Grota-Roweckiego. Tam jeszcze da się przejechać we w miarę komfortowy i bezpieczny sposób. Po drodze mijamy teren prywatny na rzecze.
     



     
    Na moście asfalt sprzed kilkudziesięciu lat rozpływa się już w temperaturze 25 stopni. Czułem się, jakbym brodził w błocie. Na szczęście nie przykleja się do nóg. Z mostu prosto na Tarchomin. Tak po prostu przed siebie, gdzie ścieżka czy droga poniesie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym osiedlem. Co prawda daleko od centrum i poranne wydostanie się z niego graniczy z cudem, ale jednak jest przyjemnie. Cisza, spokój. Moim celem była Kępa Tarchomińska, czyli ścieżka wzdłuż Wisły. Droga solidnie ubita, równa. Po drodze trafiłem natrafiłem na rozpadające się drzewo.
     



     



     
    A także domek zabity dechami...
     



     
    Wyschniętą rzekę...
     



     
    Nagle gdzieś w "głuszy" wyjeżdża się na piaskową autostradę.
     



     
    Czas godzi. Trzeba wracać. Powrót górą wału. Ścieżka wąska, ale równa. Kolejny prztyczek w nos dla orędowników MTB w mieście. Trekingowym rowerem po takiej ścieżce bez problemu leci się 20-25 km/h.
     



     
    Mijamy rezerwat Ławice Kiełpińskie. Skoro to jest rezerwat, to nie staramy się go rozjeżdżać rowerem.
     



     



     
    Coś, co nie zdarza się na dużym miejskim osiedlu. Krzyż, który zapewne stoi tutaj od czasów, kiedy Tarchomin był jeszcze podwarszawską wsią.
     



     
    Teraz wracamy do tematu Mostu Marii Skłodowskiej-Curie. Jak wiadomo ścieżki tam nie ma. Są dwa sposoby na pokonanie go. Zaznaczam, że oba nielegalne. Możemy wjechać na ulicę i po prostu przejechać go wraz z samochodami. Zrobiłem to raz. Tuż po jego otwarciu, kiedy mało ludzi o tym wiedziało i ruch w niedzielę przed południem był znikomy. Potem ruszył ruch i stało się zbyt niebezpiecznie, żeby jeździć po ulicy.
     



     
    Dzisiaj most pokonałem ponownie, w sumie przez przypadek. Chcą nie chcąc pojechałem za starszym panem na szosówce, który wdrapał się ścieżką na most. Robotnik polecił nam chodnik. Dostanie się na chodnik oznaczało dla mnie spacer boso przez plac budowy. Średnio bezpieczne, ale żyję - nic mi nie jest. Rower mam szeroki, ze względu na sakwy. Jedzie się bardzo fajnie. Chodnik wystarczająco szeroki. Po drodze można obserwować postęp prac nad linią tramwajową.
     



     
    No i na końcu mostu ZONK! Na chodniku zaczynają wyrastać latarnie. Robi się jeszcze mniej miejsca na przejazd niż na moście Grota. Latarni jest kilka. W ogólności porażka. W pewnym momencie zwątpiłem i zrobiłem coś, za co powinienem smażyć się w rowerowym piekle. Poczekałem, aż nie będzie nic jechać, przełożyłem rower przez bariery energochłonne i pojechałem końcówkę ulicą. Nie polecam ani jednego ani drugiego sposobu. Najlepiej jest nadrobić kawał i pojechać mostem Gdańskim, gdzie jest kulturalna ścieżka...
  4. mklos1
    To najdłuższa jak dotąd wycieczka bez odpoczynku dłuższego niż 10 minut. 79 km. Warszawa--->Łomianki--->Dziekanów Polski-->Czosnów-->Modlin (i z powrotem). Polecam ten odcinek wszystkim, którzy nie lubią walczyć z samochodami o życie. Pomiędzy Łomiankami a Czosnowem jest bardzo długi prosty i przede wszystkim spokojny odcinek. No, ale zacznijmy wszystko od początku. Generalnie nie miałem pomysłu na dzisiejszą wycieczkę. Wstępnie chciałem pojechać do Jabłonnej, ale chciałem także zwiedzić Łomianki od strony Wisły. Zatem padło na Łomianki.
     



     
    Standardowa trasa z Bemowa do Łomianek przez Estrady. No i miałem przykrość trafić na autobusiarza, który nie lubi rowerzystów. Pierwszy raz wyminął mnie na Nocznickiego, przejeżdżając dość blisko mnie - no bo trzeba się na trzeciego zmieścić... Potem minął mnie na Wółczyńskiej, ale to już było specjalnie po chamsku. Ulica pusta, a koleś wyminął mnie tak, że mną zabujało... Kwalifikowało się to, do zrobienia fotki numeru bocznego i zgłoszenia do ZTM'u. Mściwy nie jestem, więc sobie odpuściłem, ale żałuję teraz trochę, że jednak nie podjechałem na tą pętlę. Bo mi może nic się nie stało, ale kolejna ofiara "miłośnika rowerzystów" może dostać się pod koła... No cóż. Następnym razem nie będzie miłosierdzia...
     
    Pierwszy przystanek w Łomiankach Dolnych. Bardzo miła okolica, aczkolwiek w samych Łomiankach sporo ruchu.
     



     



     
    Oczywiście zostawiłem tam swój odcisk w błotku. Nigdy nie mogę się powstrzymać...
     



     
    Nie wiem jak nazywa się ta rzeczka przepływająca przez Łomianki, ale wygląda na dość zapuszczoną... Choć w sumie to jest zaleta, że człowiek nie próbuje ingerować w środowisko. W sumie tak powinno być.
     



     
    I to jest właśnie droga, o której wspominałem na początku. Długa, prosta i spokojna. Rewelacyjna. Chyba będzie to moja druga ulubiona trasa na dłuższe wypady.
     



     
    Kościół w Łomnej.
     



     
    Praktycznie w połowie drogi. Zjechałem na jakiś dziki tor przeszkód, na którym było pełno opon. Tutaj autoportret na postoju. Rower stał pod wierzbami, które bardzo mocno płakały... Tragedia. Ten sok jest bardzo trudny do wytarcia. To nie jest woda...
     



     
    Były kałuże więc oczywiście nie mogłem się powstrzymać...
     



     
    Tory kolejowe do Modlina. Miasto się nie rozwinęło za bardzo, ale infrastruktura coraz lepsza...
     



     
    No i to jest to, za co lubię Modlin. Twierdza i rzeka Narew. Niestety nie da się tego przedstawić na zdjęciu takim kiepskim aparatem i obiektywem...
     



     



     



     



     
    No i kompletnie nie planowana, wisienka na dzisiejszym torcie. Twierdza Modlin zdobyta! Zwiedzałem ją parę dłuuuugich lat temu, jeszcze za czasów studenckich. I stwierdzę, że nie warto tego robić na własną rękę. My jako grupa załatwiliśmy sobie przewodnika. Był nim jakiś wojskowy z jednostki. Wziął wtedy od nas 150 czy 200 PLN, ale to było 4 godziny zwiedzania i ciekawych atrakcji, których zwykli turyści nie mogą zobaczyć. Byłem np w części, gdzie jeszcze w latach komuny było więzienie... Byłem w podziemnych tunelach, które są pod całą twierdzą...
     



     



     



  5. mklos1
    Ostatnio się trochę zdziwiłem, gdy zobaczyłem kółeczka przerzutki. Przebieg ~12 tyś km. Wyglądają tak:
     



     



     
    Można powiedzieć, ze są zużyte, z adnotacją, że górne zniszczone jest nieco mniej. Mimo że zakupiłem już nowe (nie oryginalne, zamienniki), to stwierdziłem, że jeszcze na nich pojeżdżę, bo na wiosnę przyszłego roku planuję wymianę całego napędu. Korba jest już w takim stanie, że trzeciej wymiany napędu już nie przyjmie i wyrządzi większe szkody na łańcuchu niż ewentualna oszczędność.
    Ciekawostka jest taka... W trakcie tych 12 tyś km wózek przerzutki otworzyłem dopiero pierwszy raz. Myślałem, że spustoszenia będą większe - ale nie. tuleje są w naprawdę niezłym stanie. Podlałem smarem litowym w spray'u i więc pojedziemy...
     
    Przy okazji eksperymentów myślowych na temat kółeczek, trafiłem na ciekawy artykuł: http://www.bikeradar.com/gear/article/friction-facts-bigger-pulleys-really-are-more-efficient-37615/
    Podsumowując (przekładając z polskiego na nasze): Duże kółka są lepsze, gdyż łańcuch musi zawijać się pod mniejszym kątem, dzięki czemu są mniejsze straty na tarciu w ogniwach. Oczywiście na końcu pojawia się "gwiazdka". Są to rozważania czysto matematyczne, gdyż jak pokazuje eksperyment, zysk jest pomijalny dla przeciętnego rowerzysty.
    Jest jednak pewien inny zysk praktyczny, o którym artykuł nie wspomina. Większe kółko zużywa się mniej. Widać to bardzo dobrze na przykładzie korby i kasety. Korba z racji że jest większa, jest w stanie przetrwać 2-3x dystans, który przejeżdża kaseta.
    Ciekawi mi, dlaczego Shimano stosuje duże kółka tylko w niektórych modelach niskich grup Tourney/Altus/Acera.
  6. mklos1
    Kolejny bubel, który znalazłem w swoim rowerze. Rower za blisko 2000 PLN ze standardowymi klockami hamulcowymi. Jakby tego było jeszcze mało, były źle ustawione, co powodowało ich nierównomierne zużycie. Nie zauważyłem tego, bo klocki właściwie dolegały do obręczy, ale w momencie przyłożenia większej siły ześlizgiwały się powierzchni, co widać na zdjęciu. Twardy materiał powodował, że hamulce miały skuteczność taką sobie - jak na rower turystyczny ważący 17 kg. W niskiej temperaturze efektywność hamowania spadła już wyraźnie, dlatego postanowiłem dokonać zmiany. Kupiłem klocki CLARKS CP513. Klocki mają wymienne okładziny, co nie jest zbyt szczęśliwe, ale działają zgodnie z oczekiwaniem. Założyłem czerwone okładziny, bo podobno są skuteczniejsze. Mam jeszcze czarne (standardowe) oraz zielone (do obręczy ceramicznych). Są nieco dłuższe niż oryginalne. Pierwszy przejazd w temperaturze około 7 stopni. Sprawują się nieźle!
     



  7. mklos1
    Chyba jeden z najgorszych zakupów jaki zrobiłem do roweru... Poskąpiłem. Kamera Drift X170 jest bardzo kiepska. Nie chodzi o to, że nie jest HD. SD wystarcza. Jednak jakość obrazu jest kiepska. Kamera ma słabą dynamikę obrazu. Nie radzi sobie ze scenami o dużej dynamice a wartość ekspozycji zmienia się skokowo, co jest widoczne w obrazie. Jako plus można zaliczyć kąt patrzenia. Praktycznie 180 stopni. Ślinka mi leci na HD170. Jest dużo droższa i jeżeli jest takiej samej jakości, co wersja X, to jej szeroki kąt nie jest wart ceny...
     

    http://youtu.be/bBGwHwFs2Ek

  8. mklos1
    No i zgodnie z zapowiedzią pojawiły się rowery na Bemowie. Koszt wypożyczenia - 0 PLN za pierwsze 20 minut, potem 4 PLN/godzin. Cena dobra, dla ludzi, którzy na rowerze jeżdżą okazjonalnie. Problem w tym, że rowery są niestety na powietrzu, bez zadaszenia. Przetrwają w relatywnie dobrym stanie max 2 sezony. No i ciekawe ilu znajdzie się amatorów części/całych rowerów... Fotki robione w deszczu... Co powinno być widać. Więcej na portalu wypożyczalni: http://www.bemowobike.pl/
     



     



     



     



     



     



     



     



  9. mklos1
    Przez dłuższy czas na Piastów Śląskich panowała patologia w oznakowaniu. Zgłosiłem do ratusza (w zły sposób, bo przez Twarzoksiążkę), zgłosiłem w serwisie naprawmyto.pl, ale jako że w Warszawie to oficjalnie nie działa, to nikt się nie zainteresował. Zatem zdenerwowałem się i napisałem pismo do ZDM'u. No i w niecały miesiąc sprawa została rozwiązana od ręki. Nie wiem kiedy to zrobiono, ale dzisiaj 22.12.2012 oznakowanie jest już poprawione. Niestety pozostał tam znak DDRiP. Zauważam to, co zauważa także użytkownik demek. Jak jest problem z pieszymi, to tworzy się DDRiP i sprawa załatwiona. Podobnie jest tu.
     
    Musze także stwierdzić, że Ci, którzy siedzą na czterech literach i narzekają nie mają prawa głosu. Wystarczy tylko chwila (napisanie pisma nie trwało pół dnia) i wysłać je pod właściwy adres. Zatem kochani narzekacze... Jak nie podobają Wam się przepisy, to pretensje zgłaszamy do Ustawodawcy (Sejm - jakby ktoś nie wiedział), a nie pod adres Policji. Jak jest problem z oznakowaniem, to sprawy zgłaszamy do zarządcy drogi a nie na Policję. Trzeba wykazać trochę własnej inicjatywy zamiast pluć na wszystko naokoło i rzucać mięsem. Oczywiście jak wyślecie pismo, w którym język będzie na poziomie dresiarza z niepełnym podstawowym, to też nikt Was poważnie nie potraktuje... Trochę wysiłku i świat będzie lepszy.
     






×
×
  • Dodaj nową pozycję...