Pojawił się nowy wpis: http://blog.bosorowerem.pl/?p=798
Dywagacje na temat osprzętu SRAM. Dwa ciekawe filmiki porównujące pracę przerzutek Shimano i SRAM.
Pojawił się nowy wpis: http://blog.bosorowerem.pl/?p=605
Czyli o reklamacji. Czego powinniśmy oczekiwać od sprzedawcy i co powinniśmy "wybaczyć". Zapraszam do lektury i komentarzy.
Jak to mówią... Tylko krowa nie zmienia zdania...
W tym roku zacząłem dumać nad swoim rowerem transportowym. Jest nim Kross Trans Alp z 2011 roku. Za chwilę czeka mnie wymiana napędu. Ten żył się ciut szybciej niż poprzedni. Powód? Jeden potencjalny - ze względu na lenistwo/brak czasu zacząłem mniej o niego dbać. Czyszczenie fundowałem mu raz na kilkaset km, to dość rzadko. Przy moich dystansach powinienem to robić raz na dwa tygodnie. Jakie rozwiązanie? Wywrócenie roweru do góry nogami czyli:
- napęd ze zintegrowaną piastą
- pełna osłona łańcucha
- hamulce rolkowe
Napęd. Żeby móc pozbyć się problemu czyszczenia napędu co dwa tygodnie, potrzebuję piasty ze zintegrowanymi biegami. Co mam do dyspozycji na rynku:
- Shimano
- Sturmey Archer
- SRAM
- Rohloff
Przede wszystkim stawiam na dostępność i rozsądną cenę, zatem produkty Sturney Archer oraz Rohloff odpadają. Wybieram pomiędzy SRAM'a Shimano. Z produktów SRAM nie korzystałem - nie chcę się pakować w coś - czego nie znam. Żona przyjaciela miała SRAM dual drive - niby działało, ale podobno tuż przed kradzieżą roweru pojawiły się z nią jakieś problemy. Zatem zostaje Shimano. Jeżeli chodzi o ofertę piast zintegrowanych od tego producenta to mamy dwie grupy:
- Nexus. Grupa przeznaczona do rowerów miejskich. 3, 7 oraz 8 biegów.
- Alfine. Grupa "premium" o podwyższonej jakości komponentów. Piasty występują w wersji 8 oraz 11 biegowej.
Oczywiście chciałbym Alfine 11-biegowe... Przejrzałem ceny i mina mi trochę zrzedła... Sugerowana cena dla SG-S700 to blisko 2000 PLN. Odpada. Wersja 8-biegowa też cenowo nie powala - 1000 PLN. Sporo. Zatem patrzymy na Nexus'a. SG-8R36, 8-biegowa piasta pod hamulec rolkowy.
Cena za piastę pod 36 szprych to 600 PLN. No - powiedzmy że już jest ok. Teraz hamulce rolkowe. No i tutaj pewien dość poważny problem z ich dostępnością. Spodobał mi się model BR-IM70-R oraz BR-IM75-F. Zaskoczenie... Dostępność praktycznie zerowa, nie tylko w Polsce, ale także na świecie. Chyba trzeba będzie pozostać przy V-kach.
Do piasty potrzebna będzie jeszcze "zmieniarka". Najbardziej rozsądną wydaje się SL-S500
Ale oczywiście także problem z dostępnością... O co chodzi?
W poprzednim wpisie pisałem na temat objazdu, który "odkryłem" przypadkiem. Dzięki niemu da się ominąć 3 światła. Tutaj kolejny "objazd niegodny".
Jadąc w kierunku południowo-zachodnim (od centrum). Zgodnie ze znakami, powinno się jechać zgodnie z żółtą linią. Niestety, 8/10 rowerzystów wybiera drogę czerwoną - czyli pod prąd. Za skrzyżowaniem zaczyna się ścieżka jednokierunkowa. Pal sześć, ten odcinek, bo ścieżka jest szeroka rowerzyści spokojnie się mijają. Problem pojawia się dalej, bo jest wiadukt, gdzie nie dość że robi się wąsko, to jeszcze jeden podjazd jest kręty i nie ma szans, aby bezpiecznie wyminąć się z rowerzystą nieprawidłowo zjeżdżającym z wiaduktu. To jeszcze nie wszystko, czym skutkuje jazda "czerwoną ścieżką". Za wiaduktem nie ma już DDR, tylko jest chodnik i ulica. Aby dotrzeć do DDR, trzeba albo pojechać chodnikiem, albo pojechać ulicą pod prąd.
Wracając do objazdu, który "znalazłem". Przejechałem nim także dzisiaj. Po rozjeżdżonych/rozchodzonych ścieżkach przez trawnik widać, ze rower na tym wiadukcie jest dość częstym gościem.
Pojawiły się nowe nabytki. Sprawiłem sobie kominiarki na zimę. Ta fajna, która ma odsłonięte usta jest dość cienka i zimą jest zbyt chłodno. Kupiłem nieco lepiej ocieplaną wersję, oraz wersję na 3 otwory (oczy + usta). Zimą też pojawia się czasami problem z chłodnym powietrzem dostającym się pod okulary. Aby temu zaradzić kupiłem gogle. Marka Solsken. Jakiś chiński noname pewnie, ale dają radę, bo szkła są całkiem niezłe. Zobaczymy jak się sprawują podczas jazdy. Teoretycznie mikrowentylacja jest. Ciekawe jak bardzo będą parować.
Sytuacja codzienna, jak na załączonym obrazku. Droga do pracy.
Niebieska linia to moja typowa droga. DDR znika w podziemiu (trzeba rower znieść/sprowadzić po schodach), a po drugiej stronie wyjechać wprost na niebezpieczny przejazd. Światła raz, dwa... Trzy. Jak mam niefart, to trochę się stoi. Ostatnio podpatrzyłem "kolegę po kole", który omija to skrzyżowanie wiaduktem "autobusowym". Autobusowy, bo jest to dojazd autobusów z zajezdni na dworzec. Zysk jest niewątpliwy, bo mimo iż nadrabia się trochę metrów, to jednak w porównaniu z czasem stania na światłach i sprowadzaniem roweru do podziemia, jest szybciej... Szybciej, ale nie do końca godnie. Trzeba się po pierwsze wbić rowerem na teren dworca. Po drugie 1/3 drogi trzeba pokonać chodnikiem, zanim dojdzie się do DDR. Nie jest to dużo, ale jednak. Dużo większe faux pass popełnia się w w drodze powrotnej, bo na terenie dworca, trzeba pojechać pod prąd (stoi znak B-2). Ruch autobusowy nie duży, pieszy praktycznie zerowy... Ostrożnie, będzie bezpiecznie... Pytanie czy wypada?
Ciekawostka druga... Chyba mój blog jest najbardziej poczytny... 100 wpisów (w sumie niewiele), ponad 100 tyś wyświetleń. To już jest nieźle.
Fakt niezaprzeczalny. Taka jest kolej rzeczy - przynajmniej w Polsce. Trzeba pomyśleć o nowym ogumieniu na zimę.
Do roweru trekingowego mam Schwalbe Smart SAM w rozmiarze 1.75". Kupiłem je w zeszłym roku, jednak seria przeziębień pokrzyżowała moje plany dojeżdżania do pracy zimą, więc opony przezimowały lato na szafie.
Trochę pospieszyłem się wtedy z wyborem tych opon. O ile trzymają się całkiem nieźle w warunkach letnich, lekko wilgotnego terenu. Niestety przy większym błocie, takim jak błoto pośniegowe, jest już kiepsko. I w sumie to są doświadczenia z rozmiaru 2.10, który mam w MTB. Wymiar 1,75 ma nieco płytszy bieżnik, więc na śnieg - nie za bardzo. Chociaż z drugiej strony zadaniem roweru transportowego nie jest zapylanie na złamanie karku i łamanie się w zakręty 90 stopni z prędkości 30km/h, tylko w miarę spokojny przejazd z punktu A do punktu B. Z pewnością ta opona spisze się lepiej niż pierwsza lepsza opona miejska, która jest praktycznie bez bieżnika. Wczesną wiosną jeździłem po śniegu na Marathon Dureme... To była jazda... Dość emocjonująca... Tak więc trekingowy jest już obstawiony.
Więc zabieram się za MTB. Smart SAM w rozmiarze 2.10 spokojnie radzi sobie na zmrożonym śniegu. Gdy śnieg jest świeży lub mamy błoto, jest już znacznie gorzej. Na przełomie zimy i wiosny próbowałem pojechać w teren... Porażka. Ujechałem chyba mniej niż kilometr i zawróciłem, bo na odcinku 200m 3 razy byłem bliski gleby... Mam kilka typów:
Kenda Nevegal 2,35"
Ceny: 99 PLN (zwijana), 49 PLN (drutowa).
Co mi się w niej podoba to duże klocki z odstępem między nimi. Opona będzie się łatwo oczyszczać z błota.
Kenda Kinetics 2,35"
Ceny: 99 PLN (zwiana), 39 PLN (drutowa, 2,10")
Bardzo atakcyjna cena wersji drutowej, szkoda tylko że dostępna jedynie w wymiarze 2,10". Jest to typowa opona do DH, bo wyróżniony jest przód i tył - bieżniki nieco się różnią.
Przy pierwszym podejściu natychmiast wpadła mi w oko Maxxis WetScream. Jednak po dłuższym zastanowieniu chyba nie jest do końca szczęśliwym wyborem. Jeżeli przyjdzie mi na niej jeździć po ulicy, to komfort będzie bardzo daleki od idealnego, a i zużycie będzie dużo szybsze. Dlatego też obawiam się opon dedykowanych do DH/FR. Mieszanki są zwykle mniej odporne na ścieranie na asfalcie niż opony ogólnego przeznaczenia. Teoretycznie Medusa zachowywałaby się nieco lepiej, ale jej bieżnik nie jest zbyt głęboki.
Pod uwagę biorę zatem Kenda Nevegal, Kenda Kinetics lub Maxxis Minion. Co wybrać, by wilk był syty i owca cała?
Wreszcie zebrałem się, żeby oddać koło do centrowania. Wróciło jak nowe. Popatrzyłem tak z boku na klocki i stwierdziłem, że mają się ku końcowi. Postanowiłem je wymienić. Pierwotnie założone były klocki Clarks z wymiennymi okładzinami. Jeździłem na czarnych wkładkach, bardzo miękkich. Zatem postanowiłem wymienić na klocki tego samego typu... Wydawałoby się...
Klocki "pełne" czarne są nieco większe niż te z wymienną okładziną. Przy balonowej oponie wchodzą tak na styk. Ale udało się. Inna kwestia jest taka, że z pewnością czarna mieszanka w pełnych klockach jest inna niż czarna mieszanka we wkładkach. Hamulce straciły sporo modulacji. Na razie hamowanie jest ok. Zobaczymy jak będzie w praniu.
Dzisiaj odbyłem pierwszą jazdę na oponach Big Apple Plus. Powiem tak. Mam pewien dysonans poznawczy w stosunku do tych opon. Z jednej strony łykają nierówności jak młody bocian. Z drugiej strony nie ma nic za darmo. Mimo że Schwalbe na swoich stronach zapewnia, że opona lekko się toczy to nie do końca jest prawda. Opory wzrosły. Teraz należy odpowiedzieć na pytanie czy gra jest warta świeczki? Chyba tak. Komfort jazdy na ciśnieniu 20/30 PSI jest nieporównywalny. Przy takim ciśnieniu większość opon touringowych to flak.
Bracia Banach byli zafascynowani tą oponą w swoim artykule. Tak po prawdzie to właśnie po lekturze ich artykułu zdecydowałem się na zakup tych opon. W sumie nie dziwię się, że wystawili tak wysokie noty (poza jedną). Opona szosowo-miejska dla kogoś, kto "całe życie" przejeździł na oponie terenowej w pewnych zastosowaniach wyda się niemal cudowna. Ale nie do końca tak jest.
Gdybym miał sam ocenić oponę po pierwszej jeździe (rowerem trekingowym):
- Ubite ścieżki leśne bdb
- Szutr db+
- Asfalt bdb
- Miejska infrastruktura bdb
- Mokry asfalt db
- Mokry szutr db
- Opory toczenia dst
- Pokonywanie średnich krawężników przy dużej prędkości db
- Pokonywanie średnich krawężników przy małej prędkości bdb
- Pokonywanie małych i średnich przeszkód (dziury, nierówności) przy dużej prędkości bdb
- Waga dst--
Stwierdzam, że zaplatanie kół to nie jest robota dla pierwszego lepszego serwisu czy sklepu. Nowiuśkie koła, na nie takich ostatnich komponentach... Po 200 km zaczęły grać... Szprychy... Istna kakofonia dźwięków, szczególnie, gdy jest chłodno - jak dzisiaj rano. Kiedy temperatura się podniosła, po jakichś 25 km problem praktycznie zniknął. Pomacałem trochę szprychy... Nie są zbyt mocno napięte... Będę musiał iść z tym do serwisu, żeby je nieco podciągnęli. To już druga taka sytuacja. Gdy w zeszłym roku kupiłem koło, problem był podobny, tylko skończyło się to trochę bardziej widowiskowo, bo szprychy poluzowały się na tyle, że w pewnym momencie z koła zrobiło się jajo i nie można było jechać...
Mimo posiadania nawigacji turystycznej, zacząłem się interesować tematem nawigacji na system Android... Dlaczego? Mam/miałem starą nawigację samochodową GoClever... Jak ją kupowałem ponad 6 lat temu, bo była "na bogato"... Oprogramowanie MapaMap - nie było tak wysublimowane jak Automapa, ale dawało radę (bardzo dobrze zrobiona pani lektorka, płynnie mówiła, w... przeciwieństwie.... do... Krzyśka... Chołowczyca...) Niestety mapa się już zdezaktualizowała, upgrade nie wchodzi w grę. Bateria praktycznie nie istnieje, a rezystywny ekran chyba zaczął tracić swoje właściwości. Mimo tego daje radę, ale... W tym roku dwa razy krew mnie zalała, bo:
1) Gdy jechałem na majówkę, mimo iż trasa miała ustawiony priorytet na drogi krajowe, nawigacja poprowadziła mnie jakimiś zapadłymi dziurami, drogami o szerokości 1,5 samochodu, bo będzie o 1km bliżej... Jakaś porażka!
2) W Karpaczu wprowadziła mnie w leśną ścieżkę, bo stwierdziła, że też będzie lepiej.
Czara goryczy została przelana, i stwierdziłem, że trzeba kupić nowe urządzenie. Wybór padł na tablet/nawigację Peiying PY-GPS7007. Ekran 7 cali, 1GHz procesor i podstawowy wymóg - system Android. Do tego dokupiłem Automapę Europy. Trochę nie byłem w temacie wcześniej, więc się zdziwiłem. Licencja na Automapę kosztuje 150 PLN i jest tylko na rok. ZONK! No i nie ma innej opcji (legalnej) dla Androida. Trudno, przełknąłem. No i tu pojawił się pomysł rowerowy - bo mam "smartsrona"... W sam raz na rower...
Co jest potrzebne... Z pewnością sakiewka na smartfon - na ramę - nie widzę innej opcji. Nabyłem taką.
Oczywiście chińszczyzna, ale całkiem niezła. Godna polecenia. Zainstalowałem 3 mapy:
- NaviExpert (płatna, darmowe pierwsze 7 dni)
- BeOnRoad (darmowa)
- OsmAnd (darmowa, z opcją dopłaty do rozszerzonej funkcjonalności)
NaviExpert. Niestety płata, licencja 99 PLN/rok. W sumie pieniądze nie duże (w stosunku rocznym), więcej wydajemy na piwo... Grafika i mapa bardzo dobra. Bardzo podoba mi się tryb nocny. Ekran nie wali po oczach, a wszystko jest klarowne i wyraźne. Na chwilę obecną testowałem jedynie jako podgląd mapy. Przekalkulowałem sobie kilka tras. Wyglądały bardzo rozsądnie. Poważną wadą tej mapy jest to, iż jest online - w przypadku braku dostępu/zasięgu do internetu pojawi się problem. Jest to poważny minus. W tym sensie Automapa rządzi, bo jest offline.
BeOnRoad. Chyba najlepsza mapa z darmowych - w sensie wyglądu mapy i interfejsu. Kolejna zaleta - mapa offline. Darmowa wersja bazuje ma mapie OSM (OpenStreetMap), można dokupić mapę płatną.
OsmAnd. Jak sama nazwa wskazuje nawigacja oparta na mapie OSM. Mapa offline. Trochę mało intuicyjny interfejs, ale jest ok.
I tutaj mały (a może duży) kamyk do ogródka dla nawigacji darmowych. Niestety wyliczone trasy z punktu widzenia samochodu nie są wygodne. Dla tych nawigacji droga to droga - nie ważne, że 4-ta kategoria odśnieżania - jedziemy. Dlatego trzeba uważać, którędy prowadzi. Niestety płatna NaviExpert (lub Automapa) prowadzi dużo lepiej. Ale akurat rowerem jazda opłotkami jest dużo bardziej przyjemna niż drogą szybkiego ruchu (na drogach S- obowiązuje zakaz ruchu rowerów).
Nawigacja przydaje się raczej osobom, które dużo jeżdżą w mieście lub przemieszczają się z rowerem do różnych miast. Przydaje się jednak także mapa elektroniczna, najlepiej topograficzna (czyli to, co mam w mojej TwoNav ######va). Androzic. Jest to bardziej mapa niż nawigacja. Zaletą jest to, że dostępne jest kilka darmowych map do wyboru, w tym OSM, OpenCycleMap, Hike Bike Map z zaznaczonymi szlakami turystycznymi. Za pomocą tego oprogramowania można także użyć mapy offline, ale trzeba ją zainstalować własnoręcznie. Nawigacja jedynie na podstawie śladu gpx. Z tego typu oprogramowania popularny jest jeszcze Trek Buddy, ale jest to oprogramowanie dość siermiężne i mi osobiście się nie podoba.
I w tym miejscu trzeba przejść do spraw smutnych... Smartfon + nawigacja = potrzeba zasilania. Bateria w moim LG Swift L-9 przy korzystaniu z NaviExpert starcza na około 1,5h, przy włączonym ekranie przez cały czas i włączonej transmisji danych. PowerBank jest niezbędny, gdy wybierzemy smartfon jako nawigację. Tego typu urządzeń na rynku jest pełno, w różnych cenach i różnej jakości - do wyboru do koloru. Ja oczywiście chciałem ten najbardziej pojemny, więc wybrałem taki zbudowany na ogniwach 18650. Dość duży, pojemność deklarowa 20Ah, realna podobno 15Ah. Zaletą takiego akumulatora jest to, że ogniwa 18650 są powszechnie dostępne. W razie potrzebny można je wymienić i cieszyć się pełną sprawnością. W przypadku PowerBank'ów z dedykowanymi celami urządzenie jest praktycznie do wyrzucenia.
W moim Trans Alpie oryginalnie była lampka diodowa Axa Sprint. Ogólnie nie była zła. Dawała wystarczająco duże światło, jak na światło awaryjne (tak je traktowałem). Używana 24h/356d. W zeszły poniedziałek jednak się skończyła... I to w dość ciekawy sposób... Jadę... Czuję... Pachnie tarczą to cięcia metalu... Po kilkuset metrach hamuję - znów to samo. Po jakimś czasie także... Myślę sobie... Bateria w komórce mi się pali czy jak... Ale patrzę - coś z lampką dzieje się dziwnego. W pewnym momencie zaczęła świecić coraz słabej... Zgasła i już się więcej nie zapaliła. Jak przyjechałem do domu, do od razu wyczułem skąd zapach... Z lampki... Już wiedziałem, ze trzeba kupić nową.
Dzisiaj zrobiłem sekcję zwłok.
Tak wygląda płytka z "elektroniką". To co wyparowało, to najprawdopodobniej był tranzystor - wnioskuję po pozostałościach. Temperatura musiała być naprawdę duża bo laminat wokół zwęglił się. Po drugiej stronie płytki znajduje się dość duży rezystor. Jedna nóżka się urwała. Nie wiem tylko czy urwała się w wyniku działania temperatury, czy właśnie urwana nóżka była powodem "pożaru".
W ten weekend dokonałem barbarzyństwa na platformach z pinami. Jako, że jest/był problem z kupieniem pedałów VP-409S, postanowiłem coś zmienić. VP-409S miały pewne wady. Dość są dość wąskie, co czasami przy jeździe boso jest mało komfortowe. To raz... Ale są dwie trochę ważniejsze kwestie. Mają nieuszczelniane łożyska, przez co błotko z ulicy (w deszczu) ładnie wnika do środka... I najważniejszy problem... Tworzywo z jakiego wykonane są te pedały pęka bardzo szybko, co powoduje, że parę pedałów mam góra na jeden sezon. Niby nie są drogie, bo parka kosztuje mniej niż 20 PLN, ale jest to trochę upierdliwe, żeby je często serwisować. Dlatego wpadłem na szatański pomysł. Kupić platformy z pinami, pozbyć się pinów i co dalej? Kupiłem pedały HT A120S.
Piny wykręcić - żaden problem. Ale siedziałem około godziny z pilnikiem, by pozbyć się dwóch pinów "stałych". No i co dalej... He! Niektórzy jeżdżący boso na rowerze robią cuda. Na pedały dokładają jakieś dziwne konstrukcje itp. Ja natomiast kupiłem zwykłą gumę - zelówki do butów, butapren i efekt pracy jest następujący...
Może nie jest to szczególnie estetyczne, ale działa... Tzn nie wiem jak działa, ale za chwilę zobaczę. HT 120S to najtańsze platformy alu, które znalazłem (i kształtem były ok). Jeżeli patent z zelówką się sprawdzi pewnie w przyszłości kupię jakieś lepsze platformy na maszynach. Łożyska maszynowe sprawdziły się w w APD-427.
Jakiś czas temu na forum pojawił się wątek na temat gadżetu ICEStripe. Jest to swego rodzaju "nieśmiertelnik" w postaci opaski na rękę. "Nieśmiertelnik", gdyż nie do końca jest on nieśmiertelnikiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Opaska jest palna, więc w razie takiej ewentualności, blaszka niechybnie odpadnie od ciała... Kiedyś zastanawiałem się nad klasycznym nieśmiertelnikiem, ale jakoś nie zebrałem się do kupy i pomysł nie doszedł do skutku. Gadżet gadżetem, ale jest on przydatny. Numery ICE w telefonie komórkowym (który już praktycznie każdy ma przy sobie zawsze), to nie do końca dobry pomysł, gdyż komórka zawsze może się rozładować lub uszkodzić podczas wypadku. Zerwanie lub zniszczenie takiej opaski jest mało prawdopodobne, chyba że w sytuacji naprawdę ekstremalnej (wybuch atomowy, "zeźre" mnie jakiś wilk lub niedźwiedź razem z opaską). Rowerem jeżdżę zwykle sam. Jak coś mi się stanie, to pewnie chwilę potrwa zanim dojdą, to to jest... Opaski sprawiłem dwie. Wyglądają tak:
Jedna jest na pasku parcianym, druga na silikonowym. Parciany jest ok, ale trochę szeroki. Silikonowy też niczego sobie, zapięcie typu zegarkowego. Jest jednak pewien problem. Silikonową trzeba sobie skrócić na własną rękę. Nie powinno być to trudne, choć co prawda nie można tego zrobić dłutem i młotkiem. Trzeba otworzyć zatrzask, najlepiej podważyć śrubokrętem. Przyciąć gumę nożyczkami i zamknąć zatrzask - banalne. Guma jest przyjemna w dotyku. Chyba będzie się dobrze nosić. Blaszka jest wykonana w technologi wypalenia laserem, więc nic się nie zetrze ani nie zblaknie. Koszty: 29 PLN za parcianą i 39 PLN za silikonową. Cena przesyłki poleconej wliczona w koszt. Zatem nie jest źle.
Żeby nie być posądzonym o kryptoreklamę, należy pokazać co ma konkurencja na popularnym portalu aukcyjnym.
Najtańszy nieśmiertelnik, amerykański klasyk, z tłoczonymi literami. Koszt: od 14,99 PLN (bez wysyłki). Wiele znaków się tam nie mieści:
W cenie 20-29 PLN (bez wysyłki) dostaniemy nieśmiertelniki grawerowane. Grafika i litery. Grawerunek jest zwykle dwustronny, więc do dyspozycji jest dość spora powierzchnia. Oczywiście grawer nie zapewnia dowolnej grafiki, bo frez ma jednak swoją grubość.
W cenie 30-39 PLN (bez wysyłki) możliwe jest "grawerowanie" grafiki w wysokiej rozdzielczości. Nie wiem jaka to technologia wykonania, ale podejrzewam, że jest najmniej trwała, gdyż podstawą jest anodowania powierzchnia, z której ta anoda jest usuwana (w jakimś procesie). Podobnie jak w przypadku frezowanych, obróbka jest 4-stronna.
Zatem jeżeli chodzi o ceny, to ICEStrip wpada dość drogo. Ale jest fajna.
Dzisiaj wyruszyłem w dziewiczą podróż moją szosą. Dystans przejechany: 15 km.
Specyfikacja:
- Rama: Ridley model nieznany prawdopodobnie Pegasus, po renowacji
- Widelec: Noname prawdopodobnie nie jest od ramy.
- Piasta przód: Novatec NT-A171
- Piasta tył: Novatec NT-F192
- Obręcze: Alexrims R450
- Szprychy: CnSpoke + Mach1
- Opony: Schwalbe Luango 700x23
- Kaseta: Shimano CS-HG50-9 14-25
- Przerzutka tył: Shimano RD-3500 GS
- Przerzutka przód: Shimano FD-3503
- Korba: Shimano FC-3503
- Suport: Shimano SM-BB7900 (M36, gwint włoski, element z najwyższą grupą w tym rowerze - DuraAce, najtańszy dostępny na ten gwint)
- Łańcuch: Shimano CN-7701
- Hamulce: Shimano BR-3400
- Mostek: PRO LT 120mm
- Kierownica: Satori 31.8mm/600mm
- Stery: Noname Ahead 1" (niezintegrowane)
- Manetki: Alivio SL-M430
- Klamki: Avid FR-5
- Pancerze: Jagwire L3
- Sztyca: Smica Pro
- Siodłko: San Marco Ponza Power
- Pedały: Authon APD-427
- Licznik: VDO MC 2.0 WR z wysokościomierzem barometrycznym
Koszty: Nie wiem, ale taniej byłoby kupić w sklepie - rowerów nie opłaca się składać od zera. Zysk jest znikomy, o ile w ogóle jest. Kross Vento na zbliżonym osprzęcie kosztuje 2999 PLN. Być może przekroczyłem ten budżet, gdyż musiałem się doposażyć w klucz do HT2 oraz narzędzie do nabijania gwiazdki, z którym pojechałem na bogato.
Waga: Nieznana, ale co mi tam - piórko w porównaniu z MTB (14 kg).
Celem projektu nie było złożenie roweru po taniości, a przede wszystkim spróbować po raz pierwszy w życiu złożyć rower od totalnego zera. Nie obyło się bez wtopy z suportem - zerwany gwint, który spowoduje problem w przyszłości (gdy będzie konieczna wymiana suportu) i pewny dyskomfort związany z linią łańcucha przy bieżącej eksploatacji.
Rower co dopiero złożony, pierwszy raz na szosie od jakichś 15 lat. Zatem muszę nauczyć się jeździć. Różnica jest wyraźna. Rower jest niewspółmiernie lżejszy od dwóch pozostałych. Opony 700x23, więc trzeba uważać, żeby nie wpaść w żadną dziurę. Czuć każdą nierówność. Z hamowaniem też trzeba czujnie. Hamulce są mniej skuteczne niż V-ki, ale co z tego jak i tak przy tak wąskich oponach bardzo łatwo o poślizg nawet na suchej nawierzchni.
Pierwsza jazda, więc przerzutki za chwilę trzeba będzie trymować jak trochę popracują. Korba już się praktycznie się dotarła. Bałem się, gdyż stawiała bardzo wyraźny opór w jednym położeniu i mogłem coś uszkodzić w łożyskach podczas nabijania. Ale z tego co widziałem na YT dla HT to normalny objaw dla nowego suportu. Nie zauważyłem z tyłu trochę nie ułożyła się opona. Trzeba poprawić.
Kaseta wybrana bardzo dobrze jak na pierwszą szosę. De facto kadencję ustawia się przednim przełożeniem, a tylnym tylko się robi delikatnie +/-. Trafiłem chyba w swoje preferencje.
Wczoraj też przebiłem (a w zasadzie wysadziłem w powietrze) pierwszą dętkę, zanim jeszcze rower wyjechał na asfalt. Huk był taki, że ogłuchłem na jedno ucho przez jakiś czas. Ciśnienie rozerwało dętkę (wiosek po inspekcji dziury). Dętka Kenda. Strzeliła przy około 140 PSI (9,5 atm, 9,65 bar). Gdyby nie chiński gratis, który dostałem do ramy, rower dzisiaj nie wyjechałby na szosę. Muszę kupić spory zapas, bo coś czuję, że nie będzie tak różowo jak w przypadku MTB czy trekingowego.
Prawdopodobnie jeszcze w tym roku dojdzie do zbezczeszczenia tego roweru, gdy założę sobie pedały "letnie" by móc jeździć boso - z tym jeszcze zobaczymy, bo nie mam zapasu a jest problem z ich nabyciem VP-409-S.
Oczywiście nie będzie o łapówkarstwie tylko o nowych nabytkach, które poczyniłem do mojej szafy serwisowej. Ostatnio byłem bardzo zirytowany konsystencją mojego smaru Shimano. Wygląda on tak:
Jak producent twierdzi przeznaczony jest do łożysk itp... Może jest przeznaczony, ale moim zdaniem to nic nie warty olej zagęszczony jakimś mydłem. Smar po dłuższym okresie leżenia się rozwarstwia, wytrąca się olej. Ostatnio musiałem zamieszać, bo nie nadawał się do użytku. Jakiś miesiąc temu przesmarowałem nim pedały. Kulki już słychać. Jeżdżę często w deszczu, więc nie mogę sobie pozwolić, żeby smarować pedały raz w miesiącu, bo smar się wypłukał... Oczywiście w niektórych zastosowaniach smar rzadki się przydaje, ale jako smar ogólnego przeznaczenia - odradzam. Zatem postanowiłem pójść tradycyjnie i kupiłem klasyczny ŁT43... Ni gniotsja ni łamiotsja.
Odpowiednia konsystencja - na której mi zależy. Dodatkowo kupiłem LT-4 S-2. Puszka kosztuje dosłownie nic, więc wziąłem na próbę. Konsystencją przypomina ŁT-43 - w zasadzie to to samo Trzecia sztuka. Smar molibdenowy - z myślą o pedałach. Jest droższy, gdyż puszka 500g kosztuje około 25 PLN.
No i ostatnie dwa nabytki. Smar silikonowy w spray'u - bo SPD potwornie mi piszczą oraz ciekawostka - smar litowy w spray'u - z myślą o przerzutkach po przyjeździe z myjni.
A teraz przedstawiam mojego Pegaza. Skompletowany, prawie wyregulowany. W przyszłym tygodniu ruszę na szosę. Jakość zdjęć kiepska...
"Pojechałem" dzisiaj do serwisu... Chciałem, żeby przycięli mi widelec i nabili gwiazdkę (czy tam szyszkę). Zapłaciłem... 150 PLN!!! Najdroższy serwis w historii. Gdzie taki serwis? U mnie w domu. Sprawiłem sobie narzędzie Park Tool TNS-4. Służy do obsadzania gwiazdek w rury sterowe 1" oraz 1-1/8". Gdzie tu rozsądek... Nabicie jednej gwiazdki kosztowało jakieś chore pieniądze (149 PLN).
Może ktoś się śmiać i powiedzieć, że jestem idiotą, bo gwiazdkę można nabić za pomocą byle śruby. Można - oczywiście że tak. Są na Youtube magicy co potrafią układy BGA lutować opalarką. Ja takim magikiem jednak nie jestem. A ten klucz gwarantuje właściwe nabicie. Nie ma opcji, aby gwiazdkę obsadzić krzywo. Jedyne o co trzeba się martwić to właściwe unieruchomienie widelca. Operacja trwała może 10 minut wraz z przycięciem widelca (90% czasu). Gwiazdka weszła jak w masło na odpowiednią głębokość, bez narażania widelca...
Mam jeszcze dwa narzędzia Park Tool: obcinaczki do linek i pancerzy oraz klucz do łożysk Hollowtec. Obcinaczki są warte swojej ceny. Są ostre i precyzyjne. Klucz... Tutaj to już się przyznam sam - nieuzasadnione burżujstwo. Są inne klucze równie dobre - np marka BikeHand robi niezłe narzędzia w dobrej cenie - mam klika narzędzi tej marki.
Żeby nie było, że robię na forum kryptoreklamę, to powiem, że są inne marki - tańsze:
Mighty (65 PLN), instalacja tylko w rurze 1-1/8"
Pedros (99 PLN), instalacja gwiazdek 1" oraz 1-1/8"
BikeHand (36 PLN), do instalacji gwiazdek w rurze 1-1/8".
Park Tool TNS-1 (??? PLN), uboższa wersja TNS-4. Instalacja w obu rozmiarach rury
Pierwsze śliwki robaczywki... Założyłem korbę i osprzęt. Korba wchodziła bardzo opornie, mimo obfitego posmarowania osi. Musiałem użyć gumowego młotka. Ale udało się - chyba bez szkody dla niej... Tak jak przypuszczałem... 2mm podkładka ratująca suport popsuła linię łańcucha. Na przełożeniu 30x25 przekos jest wyraźny. Tragedii nie ma. Da się jeździć. Może z czasem znajdę kogoś, kto się podejmie ponownego przegwintowania suportu (kolega blat23 już mi podrzucił lokalizację).
Waga roweru... Jest nieźle. Szkoda, że wziąłem korbę 3-rzędową. Ciężka jak nie wiem.
Rama Ridley, po renowacji. Niestety lakier nie jest najwyższych lotów - zwykły. Zaleta - dał się szybko i bezboleśnie usunąć. Wada - trzeba na niego uważać. Rama jest lekka będzie fajny rowerek. Smuci mnie tylko to, że nie bardzo wiem, w jakim stanie była rama przed renowacją... Jeżeli była spawana, to została pospawana całkiem nieźle, gdyż nie widać, by spawy różniły się stylem wykonania. Albo szpachla przykryła wszystko... Nie mniej jednak. Stery nabite (po akcji z suportem, nie chciałem ryzykować - poszedłem do serwisu). Teraz tylko przyciąć widelec i nabić gwiazdkę.
Osprzęt full Sora (odstępstwo na kierownicy Alivio/Avid). Suport (i łańcuchy) Dura Ace - najtańszy z gwintem M36 (włoski), który znalazłem. Zobaczymy, czy uda mi się go w przyszłym tygodniu postawić.
Parafrazując kapitana Picarda: "Opatrzność strzeże małe dzieci, głupców i ramy o sygnowane logiem Ridley... ". Kilka dni temu o mały włos nie przegwintowałem sobie haka gwintem 10x1.5 (powinien być 10x1.0) - uratowałem... Dzisiaj, mimo że udało się oczyścić gwint suportu, nie oczyściłem gwintu wkładu z jakiegoś niebieskiego świństwa i jeszcze wkręcałem na sucho... Skutek. Zniszczony gwint we wkładzie. Szczątki gwintu skleiły się z gwintem w środku i nie idzie ich usunąć. Szczęście w nieszczęściu uszkodził się koniec. Po podłożeniu podkładki około 2mm (która i tak byłaby konieczna), wkład daje się wkręcić i trzyma się dobrze. Niestety bez przegwintowania ramy nowego wkładu nie da się wkręcić. Jak nie znajdę serwisu, który ma gwintownik pod gwint włoski (M36), to rama będzie jednorazowego użytku dopóki nie zniszczy się wkład...
Wpis ten dedykuję mojemu pierwszemu pracodawcy, który nie znając właściwej wymowy słowa Kärcher, mówił soczyście [kreszer].
Ostatnio szlag mnie trafił, bo gdzie się nie dotknąłem mojego roweru, tam byłem umazany ciemnym pyłem z ulicy. Zatem stwierdziłem, że jednak będę jeździł na myjnię - a niech się dzieje. Na myjni byłem już 3 razy. Jak dotąd nic się nie stało i po wnikliwych obserwacjach nic się nie stanie, przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności.
Zalecenia:
1) Rower myjemy w pozycji stojącej. W żadnym wypadku nie kładziemy go ziemi.
2) Demontujemy wszelką elektronikę (wyjmujemy licznik z bazy, wyjmujemy baterie z podtrzymania lampki), wyłączamy lampki, jeżeli nie ma możliwości prostego demontażu.
3) Podczas mycia piast, suportu należy uważać, aby strumień wody był pod kątem około 90 stopni do osi. Położenie roweru na ziemi i skierowanie strumienia na piastę lub sport skończy się niechybnie wciśnięciem sporej ilości wody do wnętrza.
4) W przypadku mycia kasety należy skierować strumień w podobny sposób. Kąt 90 stopni do osi lub jak kto woli równolegle do płaszczyzny koronek.
5) Podczas mycia zachowujemy odstęp 30-40 cm od mytego komponentu. Jeżeli komponenty są delikatne, typu lampki, manetki itp należy oddalić lancę jeszcze bardziej, żeby bez potrzeby nie zalewać wody do środka. Niektóry typ brudu na ramie jest trudny do usunięcia. Wtedy można punktowo przyłożyć lancę odpowiednio bliżej.
6) Pod żądnym pozorem nie używaj opcji woskowania. Wosk z lancy poleci wszędzie, także na tarcze i klocki...
O przerzutki i łańcuch nie należy się martwić. Lepiej je zalać wodą pod ciśnieniem, niż pozwolić by pracowały ubłocone. Może się to zemścić w przyszłości (piasek w zakamarkach uszkadza gwinty). Podobnie linki i woda wdzierająca się do pancerzy... Pancerze i linki tak czy inaczej trzeba wymieniać co jakiś czas (raz na 2 lata - moje już się do tego kwalifikują), więc co za różnica od czego on zardzewieje... Od deszczu, soli czy od myjni.
Po myciu i osuszeniu wypadałoby golenie amortyzatora zabezpieczyć Brunox'em, a przerzutkom dać po mikrokropelce oleju.
Rower byłem na myjni z zielonym słoneczkiem. 5 PLN wystarczy. Chwila mycia detergentem, a potem spłukanie czystą wodą.
Dzisiaj przydarzył mi się bardzo miły przypadek. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu spotkałem bosą rowerzystę! Czyli nie tylko ja wpadam na pomysł, że latem na rowerze można jeździć bez butów. Uciekaliśmy przed burzą, więc to bardzo taktyczne podejście. Pytanie, czy zdarza jej się to częściej, czy potrzeba chwili. Podejrzewam, że skoro wpadła na taki pomysł to raczej nie potrzeba chwili - było jeszcze sucho, nie padało. A ja? Wstyd - kapki na nogach (na szczęście później się poprawiłem). Ale nie o tym...
Achtung! Minen!
Dostąpiłem zaszczytu wyjazdu służbowego do Ustki, by nadzorować uruchomienie systemu, nad kostką którego moja firma pracowała przez ostatnie dwa lata. Dwa tygodnie bez roweru? Nie możliwe rzecz jasna. Na szczęście dostałem samochód kombi, więc z zapakowaniem się nie było problemu. Wziąłem MTB. Byłem już w Ustce raz na wakacjach, więc okolicę znałem. Wiedziałem, że jest gdzie jeździć. Oczywiście pierwsze dni pokręciłem się tylko po mieście, odwiedziłem stare śmieci. Przyszedł jednak weekend. Na mapie wypatrzyłem czerwony szlak w kierunku Rowów, więc jazda... Jazdaaaa Do orzechowa jeszcze było ok. Potem już bardzo ciężko. Nie dość, że gęstwina, bardzo stromo, to sporo piachu. Widoki jednak rewelacyjne.
Niestety czerwony szlak mnie pokonał. Nie jestem wytrawnym połykaczem ścieżek XC, więc czerwony szlak Ustka<-->Rowy jest dla mnie za ciężki. Odpadłem w miejscowości Poddąbie i wróciłem szosą do Ustki. Na odcinku Ustka <--> Poddąbie suma podjazdów 127m. Oczywiście to były raczej podejścia niż podjazdy...
Dnia następnego próbowałem dojść plażą z Ustki do Rowów... Niestety nie dałem rady także. W Poddąbiu zawróciłem. Zrobiłem sobie "kuku" w stopę. Syndrom nieużywanych stóp. Słabe mięśnie, stopy nie przyzwyczajone do chodzenia po miękkim piasku. Coś sobie naciągnąłem. Bolało przez tydzień...
Zachodnia strona wydaje się być dużo lepsza. No i okazała się! Trasy dużo łatwiejsze, łagodniejsze podjazdy, chociaż dwa razy odpadłem od "ścianki", niemalże łamiąc sobie nogę. W ogólności jednak teren dużo ciekawszy dla niewytrawnych XC'ów. Oprócz licznych ścieżek można po prostu pojechać przez las na rympał. Tak też robiłem. Opłaca się. Oto co zobaczyłem.
Teren rewelacyjny. Polecam wszystkim. Obok jest poligon. Bardzo łatwo zaplątać się na teren wojskowy. I tutaj uwaga. Bez zgody dowództwa nie można oczywiście wjechać - formalnie. A nie formalnie można tam spotkać na leśnych ścieżkach wozy bojowe piechoty, a taki pojazd jest naprawdę niebezpieczny! Podobno w okresie wakacyjnym (kiedy nie ma ćwiczeń) poligon jest otwarty dla cywili (wycieczek). Polecam. Bardzo ładne tereny. Jeżeli ktoś będzie miał możliwość legalnie i bezpiecznie zapuścić się tam rowerem, to tylko pozazdrościć.
Z nierowerowych atrakcji polegam Bunkry Bluchera (http://www.bunkryustka.pl/ustka-bunkry/). Nowo otwarta inicjatywa prywatna. Prywatne osoby uratowały baterię przeciwlotniczą przed zapomnieniem. Wejściówka jest dość droga, bo 10 PLN (zwiedzanie z przewodnikiem), ale warto. Ze znajomymi weszliśmy jako ostatnia grupa zwiedzających. Zwiedzanie z przewodnikiem trwa 40 minut... Zapytaliśmy o to i tamto... Z 40 min zrobiło się chyba półtorej godziny. Naprawdę pasjonaci! Warto!
Miejsce, gdzie zostały poczynione zdjęcia: Aleje Jerozolimskie do Aleje Jerozolimskie - Mapy Google
Pomijając fakt, że ścieżka rowerowa leci po obu stronach Aleji Jerozolimskich, jak widać padał deszcz, a rowerzysta według zeznań kolegi naparł wiaduktem, gdzie podobno nawet autobusy ZTM nie przestrzegają ograniczenia prędkości (jak wieść gminna niesie). Zdjęcia zostały zrobione w 05.11.2012. Z tego co kojarzę to kolega "po kole" jest chyba tam częstym gościem, bo kolega, który jest autorem zdjęć minął już go trzeci raz. Ja też kojarzę parę razy rowerzystę, który jechał alejami przeciskając się przez korek.
Potem ludzie się dziwią dlaczego kierowcy nie lubią rowerzystów. Nawet jeżeli dzięki jakiemuś kruczkowi prawnemu (nie chce mi się tego analizować) mógł jechać ulicą... Jeżeli prawo na coś pozwala, to utrudnianie życia innym, tylko dlatego że można to robić, to... Cóż. Ręce opadają.
Wreszcie zmusiłem się do wymiany przedniej przerzutki. Poprzednia była wadliwa - krzywe prowadnice. Trochę czasu spędziłem, żeby doprowadzić ją do stanu używalności za pomocą młotka (o kombinacjach z podkładkami pod suportem nie wspomnę). Niestety problem dość szybko powrócił. Przerzutka znów zaczęła kiepsko pracować, więc stwierdziłem, że czas ją wyrzucić.
Pojechałem na myjnię, wypucowałem pojazd.
Wymieniłem wersję down swing na top swing. Podobno schodzą bliżej ramy - to prawda i pracują nieco lżej. Też prawda. A że szybciej dostają luzów? Trudno. Alivio majątku nie kosztuje. Najwyżej wymienię sobie za jakiś czas na nową.
Nie dość, że wyregulowała się praktycznie od pierwszego przymiaru, to wkręty są wkręcone/wykręcone na rozsądną głębokość. No i wszystko działa wreszcie jak należy. Przy okazji wymieniłem klocki w tylnym zacisku. Chyba stanął mi jeden tłoczek... Na klockach żywicznych zrobiłem ponad 2000 km. Fakt nie jeździłem w jakimś ekstremalnym błocie... Ale przesadą są opinie, że wystarczają na 500 km...
Dzisiaj chciałem zrobić "życiówkę", ale się nie udało bo z połowy trasy wypłukał mnie deszcz. Udało mi się uciec, bo zmókłbym dwa razy. A uciekałem przed taką chmurą...
Tak się zastanawiam... W jakim celu stoi ten znak, a w szczególności biała tabliczka pod nim: "na odcinku 1,0 km". Wszem i wobec wiadomo, że ta tabliczka oznacza, że tego fotoradaru tam nie ma! Zatem jaki jest sens stawiania tego znaku? Ludzie jadąc i widząc "fotografa" z białą tabliczką, dobrze wiedzą, że nic im nie grozi... Zatem jaki jest sens wydawania pieniędzy na znaki?