Jeśli chodzi o urzędowy nakaz noszenia kasków, jestem przeciw. Każdy sam ma prawo decydować o swoim zdrowiu. Rozumiem, że wielu rowerzystów wybiera jazdę bez ochrony głowy. Sam kilka lat temu ironicznie odnosiłem się do "opancerzonych", posądzając ich o zbytni lans. Ale od kiedy zacząłem jeździć trochę więcej i szybciej po lesie, kupiłem kask. O wiele bezpieczniej i pewniej się czuję, gdy mam na głowie styropianową skorupę. W razie czego ona trzaśnie, nie moja czaszka. Wiadomo - w razie poważnej gleby zwykły kask MTB raczej nie uchroni nas od wszystkich obrażeń, ale na pewno je zminimalizuje, dając użytkownikowi większe szanse na oszczędzenie sobie bólu, czy w ekstremalnych przypadkach zachowanie życia. W mieście, jeśli nie jadę po przysłowiowe "bułki", tylko poruszam się dłużej po jezdni, np. jadąc na uczelnię, również zabieram kask.
Ponadto, na dobry kask wcale nie trzeba wydać 5 stów. Ja swojego Giro Indicator'a kupiłem w zeszłym roku za 129 zł w GoSporcie. A i taniej można wyszukać niezłe modele.