Skocz do zawartości

szy

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    934
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    5

Zawartość dodana przez szy

  1. Mówisz o tym krótkim odcinku? ... i tej szosie tam pod lasem? Jeśli tak, to ja bym sobie życzył więcej takich. To wcale nie 2-4 metry od szosy - to raz. A dwa - to górski teren, tu najnormalniej w świecie nie ma opcji by drogę prowadzić w inny sposób. Jechałem (samochodem) tej zimy drogą z Trzciany do Nowego Kubina i dalej - czyli przyszłą kontynuacją istniejącego odcinka od Nowego Targu. To też dolina rzeki, co prawda szersza, ale tam będzie pewnie podobnie jak przed Orawicami. Moim skromnym zdaniem to bardzo dobry deal dla rowerzysty . Szy.
  2. Dla turystyki im dłuzej, tym lepiej Z punkt widzenia Słowaka to świetnie - tworzą dłuższy, ale wygodniejszy wariant trasy, wciąż mając krótszy Drogą Wolności. Czyli mają dwie trasy wokół Tatr. I większą ofertę. Choć pewnie w praktyce chodziło o to, by zaliczyć większe miejscowości, które w ten sposób zyskują też drogi dla lokalnego transportu - takie są również założenia szlaku. Szy.
  3. Bardzo rowerowy jest Gościniec Jo-Jo w Brusach: http://www.gosciniecjojo.pl/Oferta_Rowery.jpg Kilka fajnych miejsc możesz znaleźć także w Airbnb. Przy okazji, nasze rowerowe Bory: http://www.znajkraj.pl/kaszubska-marszruta-bory-tucholskie-na-rowerze http://www.znajkraj.pl/majowy-rower-przez-bory-tucholskie-i-kaszuby I jeszcze trzeci post niedługo, tej jesieni. Szy.
  4. Masz oczywiście rację, choć... ja też nie jestem tak zupełnie bez racji Tak, miałem na myśli część Jury leżącą w granicach województwa śląskiego, tak nam się wygodnie ułożyły plany, że w kilka leniwych dni akurat ten fragment nam pasował. Ale rzeczywiście - przyznaję - czytelniej byłoby nazwać ją północną Jednak "Śląskie Smaki" to już niezaprzeczalny fakt, nazwa własna szlaku tematycznego, za którym podążam podczas rowerowych wyjazdów. Ot, jeszcze jeden motywator do zajechania tu i tam. I właśnie wspominane przeze mnie knajpy w Częstochowie czy smażalnia w Sygontce to punkty na trasie "_Śląskich_ Smaków" jakkolwiek może to dla Ciebie brzmieć dziwnie (i boleć, co naprawdę rozumiem). A co do szlaków rowerowych. Niestety, wydaje mi się, że jednak zmierzając do światowych standardów ludkowie jak Ty i zapewne wielu, wielu z Was tutaj na forum, jesteście na straconej pozycji. Trendy jednak zmierzają prosto w kierunku przygotowywania rowerowym turystom jednak asfaltowych dywaników, wypychając pozostałych rowerzystów na specjalne przygotowane górskie trasy, albo gdzieś na jakiś lokalny, bardziej dziki margines. I to wcale nie jest jakiś akt rowerowej, turystycznej agresji , a jedynie bardzo rozsądna kalkulacja. Brak drogi zniechęca do uprawiania turystyki osoby słabsze, młodsze, moze niepełnosprawne, rodziny z przyczepkami. Choć znowu - 100% racji, że musi to być robione z głową. I nawet co do pętli możesz mieć rację - my podczas naszego przejazdu "wzdłuż" Jury tej pętli nie wykorzystaliśmy. Więc może rzeczywiście wystarczyłby jeden wariant? ... ale na pewno zaraz się odezwie ktoś, kto widzi szansę dla Żarek i okolic w postaci stacjonarnych pobytów. I jego taka pętla cieszy... Nigdy wszystkim nie dogodzisz Btw, za chwilę Małopolska ukończy prawie 200 kilometrów własnie takiej drogi wzdłuż Wisły, potem dojdzie Dunajec, dalsze etapy trasy wokół Tatr. Śląskie wielkimi krokami zmierza ku pokryciu dawnych torowisk też takimi trasami. Dziesiątki tysięcy takich dróg służą już w Niemczech. Itp... Szy.
  5. Może to przez fakt, że rzadko której hodowli z własną restauracją odpuszczamy podczas rowerowej wycieczki i smaków smażonych lub gotowanych pstrągów mamy w głowach mnóstwo, ale aż tak nie byliśmy w Złotym Potoku zachwyceni. Było po prostu smacznie, tak jak powinno A naprawdę, większe wrażenie zrobiła na nas Sygontka oryginalnością smaków - tymi wspomnianymi wyżej potrawami. To może 10 kilometrów od Złotego Potoku, jeśli nie byliście, to warto choć raz "na spróbowanie" Szy.
  6. Cześć, pierwsza część rowerowych wakacji w tym roku - Jura Krakowsko-Częstochowska. Trasa krótka - po śląskiej części, bo jeszcze czekały inny miejsca. Auto zostaje w Częstochowie, na rower i powrót pociągiem z Zawiercia. Nie byłem na Jurze kilka lat, a na rowerze - ze 25. Mnóstwo rzeczy się zmienia. W większości na dobre, choć czasem ręce człowiekowi opadają gdy widzi, jak wygląda spędzanie wolnego czasu w Polsce. No cóż, wymagać by wszyscy jeździli podczas urlopu na rowerze to jednak za dużo Najfajniejsza rowerowa zmiana na Jurze - około 20-30 kilometrów regularnych, "europejskich" dróg rowerowych wokół Żarek - Żarki, Ostrężnik, Przewodziszowice, Mirów. Prawdziwe, asfaltowe trakty przez lasy, z miejscami postojowymi, z których kilka może być i biwakowymi - w spokojnych miejscach na uboczu. Oczywiście wyznakowane że tylko dla rowerów, ale i tak lokalne patafiany robią sobie skróty samochodami. Szkoda, bo jeśli na jednym kilku krętych zjazdów spotkać się wyjeżdżającym z zakrętu autem... Trzeba będzie mieć szczęście, dużo szczęscia, by wyjść z tego cało. Jednak drogi są, proszę jeździć dużo i głośno o tym mówić, by lokalne samorządy widziały, że zrobiły coś wyjątkowego. Bo zrobiły! Droga chyba ma jakiś istotny status, że stawia się na niej tablicę z nazwą miejscowości? Poza tym szlaki na Jurze są mocno "klasyczne". Tu jakaś gruntówka, tam kawałek przez las - taka zwyczajowa polska turystyka rowerowa. Większosć odcinków bardzo w porządku, klimatyczne odcinki po jurajskich lasach, czy nad Wartą, zaraz koło Częstochowy... ... choć czasem jest i tak, i tak: Nie są to na szczęście odcinki kilometrowe, ale czasem człowiekowi chodzą po głowie myśli, że trzeba mieć było sporo fantazji byakurat tam prowadzić trasę, podczas gdy niedaleko prowadzi rozsądny gruntowy objazd. A może to po prostu cisza przed kolejnymi inwestycjami i nie ma sensu już mieszać w dawnej rowerowej materii? Mam nadzieję. Generalnie cisza, spokój, także lokalne puste asfalty, szerokie szutrówki. Mimo niewątpliwej popularności regionu to wciąż takie okolice, że można sobie stanąć na środku drogi, wyciągnąć bidon i bezstresowo odetchnąć pełną piersią. Na Jurę jedzie się oczywiście po zamki. Tych jest sporo, nie ma co Wam tutaj przewodnika pisać, bo podejrzewam że Jura jest w topie tego typu wydawnictw. Więc tylko historia taka, która nam bardzo się podobała: zamek w Bobolicach. Kupił dawną, piękną ruinę człowiek - tę ze stojącą jedną ścianą z oknami, na pewno znacie. Nie było dawnych planów, wskazówek jak odbudować. Więc chyba tak trochę po swojemu zbudowali takie coś: Jak to w Polsce - jednych oburza, drugich mniej, a takich nas - w ogóle. Nam się podoba. Trudno nam widzieć w tym "disneyland", jak gdzieś czytaliśmy. Dla nas to rzeczywiście pobudzająca wyobraźnię próba przywrócenia historii. Gdyby tak odbudować więcej pałętających się po Polsce zrujnowanych zamków? I jest coś jeszcze wokół - jakaś minimalna klasa. Nie ma dziesiątek straganów, zapiekanek i hot-dogów. Jest elegancka kawiarnia, kawałek dalej hotel. Życzyłbym sobie więcej takiego miłego tchnienia Europy jak w Bobolicach. Z miłych nam akcentów jeszcze... jedzenie. Po raz kolejny na Jurze rowerową marszrutę wytyczały nam między innymi "Śląskie Smaki" - śląski smak kulinarny. I tak trafiliśmy do hodowli ryb w Sygontce, na północ od "właściwej" Jury, za Złotym Potokiem. Na talerzach rosół z jesiotra, a potem pierogi z pstrągiem i suszonymi pomidorami. Wyjazdowo miejsce kompletne - siadasz na słoneczku, na stole pyszne żarcie, obok piwko i wiesz, że u góry czeka na Ciebie łóżko. I że już naprawdę nic dzisiaj nie musisz... Następne takie rybne miejsce jest w Złotym Potoku. Z Sygontki, z której wyjeżdżaliśmy, to było ledwie kilka kilometrów, a że nie przywykliśmy takich miejsc opuszczać, więc rybę na obiad mieliśmy na śniadanie. Cały Złoty Potok ciekawy, z pałacem, dworem, Bramą Twardowskiego, wspomnianą hodowlą, fajnym szlakiem rowerowym lasem, zamiast przejazdu ruchliwą trasą, o, między innymi tutaj, nad stawem "Amerykan": To co nam się jeszcze wyraźnie rzuciło w oczy, to projekt unijny który przyniósł na Jurę dziesiątki miejsc postojowych jak to - tu w okolicach Zawiercia: Stawiane rzeczywiście przy szlakach rowerowych wyglądają efektownie, może skromnie, ale bardzo przyjemnie "eko". Gdyby jeszcze trochę podciągnąć w górę standard rowerowych tras i z piaszczystych, naturalnych zrobić je chociaż utwardzanymi szutrami. Jak w Borach Tucholskich, na Kaszubskiej Marszrucie? Byłby następny rowerowy hicior. I tyle rowerowo w pigułce. Więcej krajoznawczo, więcej wrażeń, 150 zdjęć i cały ślad trasy jak zawsze na blogu, zapraszam www.znajkraj.pl/szlakiem-orlich-gniazd-slaskie-na-rowerze Z pozdrowerem Szy.
  7. Potencjał Zachodniopomorskie ma nieziemski. Ciekawe, jak im wyjdzie planowana sieć dróg rowerowych. Koordynator to turysta (turystka!) rowerowy z krwi i kości, to czekam z nadzieją na fajną rzecz :] Szy.
  8. Rezerwat - sama zagroda? - był zamknięty, przejeżdżaliśmy obok. Właśnie, przypomniałeś mi, bym sprawdził dlaczego. Kopalnię oczywiście widzieliśmy , nawet "przeszedłem się" po hałdach: Jeleń odpuściliśmy, nie zdążyliśmy z czasem. I oczywiście pod kościołem w Inowłodzu też byliśmy. Naprawdę, sporo ciekawego do oglądania na niewielkim obszarze. A i tak z listy to pstrąga żałuję najbardziej * * * O żubrach ze Smardzewic - całe stado choruje na gruźlicę, kilka odstrzelono, zagroda zamknięta od dwóch lat do odwołania: https://www.kampinoski-pn.gov.pl/edukacja/ohz-w-smardzewicach http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/tomaszow-mazowiecki/a/zubry-ze-smardzewic-nie-zostana-zastrzelone-ale-czy-sa-juz-calkiem-zdrowe,9920321/ Szy.
  9. Hej, Do Łódzkiego w zeszłym roku trafiłem jesienią - między innymi do Sieradza, Uniejowa i Poddębic. W tym roku, już z Olą, spędziliśmy dwa dni w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego - nad Zalewem Sulejowskim, a potem w dolinie Pilicy. W niepozornej okolicy, jaką setki razy mijałem samochodem jadąc z Gdańska na południe, a także którą często mija wielu z Was jadąc gierkówką z Warszawy w kierunku Piotrkowa, spędziliśmy dwa fajne dni na pustych, cichych rowerowych szlakach. Miejscem centralnym były Smardzewice, skąd pierwszego dnia zrobiliśmy trasę na południe - dookoła zalewu, a drugiego na północ, w większości po lasach Spalskiego Parku Krajobrazowego. Ciekawe miejsca? Sporo: opactwo cystersów w Sulejowie z efektownym, zaraz 1000-letnim kościołem, Tomaszowska Okrąglica - czyli Skansen Rzeki Pilicy, Groty Nagórzyckie i Niebieskie Źródła, robiący wrażenie bunkier hitlerowskich pociągów specjalnych w Konewce, czy olimpijska Spała, która ma sporo więcej do pokazania, niż olimpijczyków. I olimpijki Całe nasze rowerowe Łódzkie w ostatnim numerze Rowertouru i na naszych blogowych stronach, zapraszam: http://www.znajkraj.pl/parki-krajobrazowe-nad-pilica-lodzkie-na-rowerze W fotoskrócie: Bardzo "owocna" była jazda - jeżyn do oporu: I grzybów trochę: Trzymaliśmy się zielonego szlaku "ścieżki rowerowej Zbigniewa Goliata", która w najlepszym razie wyglądała tak - idealnie: Ale też czasem tak: Lub tak: Generalnie zawsze przejezdnie, choć czasem z przyczepką to pewnie byłoby trochę walki. Miejsca na trasie - opactwo cystersów w Sulejowie-Podklasztorzu - romański kościół... ... z barokowym wystrojem. Fantastyczne schronienie przed skwarem, a potem na piwo do hotelu w d. klasztorze. Przyjemne wrażenia pozostawia Tomaszkowska Okrąglica - zebrane w jeden projekt trzy miejsca koło Tomaszowa: Groty Nagórzyckie... ... rezerwat przyrody Niebieskie Źródła... ... i skansen Pilicy - z wieloma różnymi eksponatami związanymi z terenami nad Pilicą. Potem była Spała, która okazała się także rezydencją carów i prezydentów RP, ze wspaniałą drewnianą Kaplicą Prezydentów właśnie: No i niezły historyczny smaczek - bunkier niemieckich pociągów specjalnych w Konewce: Ze sklepem spożywczym w synagodze w Inowłodzu na koniec: Dwa kółka wyszły nam na koło 150 kilometrów, idealnie na sympatyczny rowerowy weekend. Dokładna trasa - na blogu. Z pozdrowerem Szy.
  10. Świetne. Zazdroszczę! :] Też byliśmy na Jurze w tym roku, z Częstochowy do Smolenia, Podzamcza i w końcu Zawiercia. Ale w większości na rowerowych szlakach. A że i te czasami dawały nieźle popalić, to wyobrażam sobie, co się mogło dziać na pieszych! * * * Nie wiem właściwie, nie pamiętam, jak mówią turystyczne przepisy, ale bezpieczniej dla rodziny wydaje się zostawić ojca z tyłu, w ten sposób ten najsilniejszy może mieć oko na całą grupę, a i zdecydowaną, przemyślaną postawą na tyłach może powstrzymać jakiegoś natarczywego samochodziarza przed zbyt odważnym wyprzedzaniem. Szy.
  11. Fajny pomysł. Jeździłeś w barwach? ;] Szy.
  12. Jeśli pytasz o odcinek gotowej drogi rowerowej po linii kolejowej - około 20 kilometrów od granicy PL-SK do Trsteny (Trzciany). A jeśli o moją trasę, tę z linka - około 180 km (od granicy przez Liptowski Mikułasz i Szczyrbskie Jezioro do granicy). Szy.
  13. Anja, niestety, drogi rowerowe na mojej trasie to: - Nowy Targ - Witanowa (trzeba zjechać przed Trsteną), - okolice Orawic - nad rzeką, z lewej strony szosy, - okolice Liptowskiego Mikułasza, - przed Tatrzańską Kotliną. Tylko pierwszy fragment to dłuższa jazda, pozostałe niestety raczej krótkie. To jednak nie znaczy, że całą resztę jedzie się na jakichś ruchliwych szosach. Tatrzańska Droga Młodości i Droga Wolności, czyli szosa wzdłuż Tatr po słowackiej stronie, właściwie cały czas mają szerokie pobocze, jakby stworzone dla roweru. Jedynym mniej przyjemnym fragmentem jest wjazd do Polski i okolice Zdziaru, gdzie robi się wąsko i kręto. I można trafić w niefajny szczyt komunikacyjny, jak pisał Atizylak. Jeśli napisałem to niejasno, przepraszam. Wydawało mi się, że jasno daję do zrozumienia, że powstał na razie pierwszy etap? Przy okazji - odcinek koło Nowego Targu jest także pierwszą częścią nowej trasy VeloDunajec, którą Małopolska sukcesywnie oddaje do użytku. Właśnie powstało 14 kilometrów w okolicy Tarnowa. Szy.
  14. A tego to nie wiem , ale następnym razem - śmiało Szy.
  15. Mapa obiektów powiązanych ze szlakiem dookoła Tatr w okolicach Nowego Targu i Czarnego Dunajca: https://www.google.com/maps/d/viewer?mid=1cL81976QNAZMQnqKnB3kLpyDGM8&hl=en_US Szy.
  16. Fajne. Jak to z tą solą jest - przedstawiłeś to jak jakiś krytyczny problem, a z Bornholmu zupełnie takiego problemu nie pamiętam. Tam jest inaczej? Szy.
  17. Nie przepadam za trasami od-do, ale tu całkiem sympatycznie wyszło Następnym razem do Gdańska zdecydowanie przyjemniej przez Żuławy . I na cypel w Rewie - nigdzie indziej takiego miejsca nie zobaczysz, a byłeś tak blisko. I latarni na Górze Szwedów szkoda. :] Szy.
  18. , dzięki Pewnie, miejsc było mnóstwo. Z zastrzeżeniami . Trochę tam obszarów tatrzańskich parków narodowych. Z jednej strony przyzwoitość, by szanować ochronę miejsca, z drugiej - zdaje się, że całkiem słuszne mandaty od strażników TANAP-u. Ten nocleg z namiotem, gdy spałem przed Zuberzcem, chciałem by było gdzieś tuż przed TANAP-em. Nawet nie wiem, czy mi wyszło, ale rozbiłem się bez stresu, na wysokim polu nad wsią. A kolejna sprawa to... niedźwiedzie . To była późna jesień, zwykle aktywny okres dla misiów. I dlatego, kiedy drugi nocleg przypadał mi na okolice Szczyrbskiego Plesa - a więc centralnego, wysoko położonego obszaru TANAP-u, to nawet nie myślałem o spaniu na dziko, chociaż okolice kusiły. Spałem w domu turysty, jakieś 80 złotych za noc, jeśli dobrze pamietam. Jako ciekawostkę warto dodać, że tej wiosny właśnie w Szczyrbskim Jeziorze niedźwiedzie "sterroryzowały" miasteczko, a burmistrz Wysokich Tatr wydał wyjątkową zgodę na użycie broni w razie zagrożenia. I tak jak zwykle można się uśmiechać w odpowiedzi na takie kwestie, to chyba właśnie ten najwyższy odcinek trasy dookoła Tatr jest naprawdę realnym miejscem na takie spotkania http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19890839,zagrozenie-z-powodu-niedzwiedzi-pod-tatrami-wladze-slowacji.html Przepraszam, że dopiero odpisuję! :] Szy.
  19. Przepraszam Koleżeństwo za zaniedbanie wątku! :] 100% trasy. Chyba tylko w Szczyrbskim Jeziorze wokół samego jeziora kawałek po szutrowej ścieżce jechałem. Kilosów wyszło 255 dokładnie. Mogłoby być mniej, gdybym nie zaglądał do znajomej w Murzasichlu na pizzę :] Dni - to juz zależy od Ciebie . Ja turystycznie, z sakwami, z przystankami na zdjęcia. Trzy dni. Ale są tacy, na bank nawet wśród czytających ten wątek, którzy na lajcie w dzień to zrobią. Podjazdy - raczej spokojne. Może są ze 2-3 męczące odcinki - gdzieś za Orawicami, przed Liptowskim Mikułaszem jeszcze, gdzieś koło Zdziaru jest kawałek męczący. Ale to naprawdę niewielka skala trudności. Najdłuższy jest podjazd z L. Mikułasza do Szczyrbskiego Jeziora, ale łagodny i to nawet przyjemne kilkadziesiąt kilometrów. Mam w planach zmiany na stronie. Kiedyś zawsze były do ściągnięcia, potem zrezygnowałem. Ale często dostaję o nie pytania. Więc wrócą. Tymczasem: http://www.gpsies.com/map.do?fileId=cwupmcdkuwlmwepb Dzięki wszystkim za dobre słowo :] Szy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...