Nowy rower. taka myśl chodziła za mną już od dłuższego czasu, ale z realizacją był problem nie tylko finansowy ale i wagowy. Nie ma co ukrywać ważę sporo i z rozmów ze sprzedawcami tak naprawdę nie powinienem kupować roweru przy swojej masie, a już na pewno nie za rozsądne pieniądze. Padały propozycje wytrzymałych górali za kwoty w okolicach 5 tyś. co mnie w ogóle nie interesowało. Jak miałbym wydać kasę na rower to max 2000 i to wydaje się dla mnie sporo. Podczas rozmów ważyłem 145 kg, ale dzięki budowie mojego ciała nie miałem obowiązku przyznawać się do tak dużej masy ciała. Nie wyglądam na tyle. Z reguły przyznawałem się do 125 góra 130. pewnego razu pogadałem ze swoim znajomym, który sam niegdyś wyglądał podobnie do mnie. Powiedział że zaczynał swoją przygodę od crossowego roweru za niecałe 1500zł i nic się nie stało poza tym że stracił sporo kilogramów. uznałem więc rozmowy ze sprzedawcami za niebyłe i postanowiłem jednak przyjrzeć się rowerom które mnie się podobają i są w moim (rodzinnym) zasięgu cenowym. Dodatkowo postanowiłem też rozejrzeć się za jakąś dobrą dietą aby wspomóc nieco wytrzymałość roweru i swoją kondycję. Nadchodziła jesień i jak znałem swoje przyzwyczajenia i lenistwo wiedziałem że kupowanie roweru w tym czasie mija się z celem.
Zima dla mnie grubasa to straszny okres. Po powrocie z pracy jest już ciemno nic się nie che, pogoda, często deszczowa jesienią i śnieżna zimą, dodatkowo zniechęca mnie do przejawów jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Trochę czasu spędzałem z bądź co bądź małym dzieckiem a jak córka kładła się spać wieczór zostawał na rozmowy, spotkania ze znajomymi, telewizję, pizze i piwo. W takim okresie to o co najbardziej się obawiałem to waga. Zimą zawsze przybieram na wadze. To co miałem już przerażało, a widmo kolejnych kilku kilogramów przekreślało by moje wszystkie plany rowerowe. Przy tej masie ciężko jest się poruszać na własnych nogach i postać chwilę w metrze czy tramwaju, a co tu mówić o jeździe na rowerze. Zanim straciłbym te kilogramy, które zyskałem zimą znowu przyszłaby jesień i kółko się zamyka.
Postanowiłem przez jesień i zimę mocno się kontrolować aby nie przybrać na wadze. Przyszła wiosna na ulicach zaczęli pokazywać się pierwsi rowerzyści więc przyszedł czas na test "wagi". Cyferki na wyświetlaczu mówiły 143,3. Hura pomyślałem. Nie dość że nie przybrałem to jeszcze udało mi się maleńkie co nieco zgubić. Dla mnie to był ogromny sukces. W sklepach sportowych wycofano narty i łyżwy a w to miejsce wstawiono rowery i było co oglądać. Pierwszą kategorią był dla mnie wygląd rowerów poszczególnych producentów. Nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie dla czego, ale postawiłem na markę Kellys. Zacząłem przyglądać się więc poszczególnym modelom. Koniecznie chciałem mieć krosa. Zawsze bardziej ciągnęło mnie do szosy i długich wycieczek niż do lasu i bezdroży(taki ze mnie typ). Poza tym uznałem że na początek ani waga, ani kondycja nie pozwolą mi na skakanie po leśnych górkach.
Ponownie wybrałem się do sklepu z kellys'ami i zacząłem rozmowę ze sprzedawcą. Wagę oczywiście zaniżyłem, ale z człowiekiem rozmawiało się naprawdę bardzo rozsądnie, o wiele rzeczy mnie wypytał zanim zaczął udzielać rad co do dostępnych dla mnie modeli. Stwierdził że jak dla mnie powinien nie najgorzej sprawdzić się Axis. Cena akceptowalna. Teraz musiałem tylko przekonać jakoś żonę że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. zadanie było o tyle utrudnione że już raz kiedyś namówiłem ją na tani rowerek stacjonarny obiecując że będę zawzięcie ćwiczył. Popedałowałem na nim może ze trzy razy i od tamtej pory robi za dodatkowy wieszak w pokoju. Jak tu teraz przekonać pamiętliwą kobietę że tym razem będzie inaczej. Było ciężko, oj bardzo ciężko, ale po kilku dniach dyskusji udało się ją namówić na taki wydatek.
Czas na zakupy. Zacząłem więc szukać możliwie najtańszej oferty na ten rowerek. Allegro pustki - podobno, jak się później dowiedziałem, jest zakaz sprzedaży tych rowerów na tym portalu - nie mam zielonego pojęcia dla czego, ale pomijając ten temat trafiłem na sklep internetowy gdzie w cenie sklepowego axisa mogłem dostać nowego neosa model z 2009r. Długo się wahałem. Wiedziałem jaki rozmiar ramy potrzebuję po dość ciekawej rozmowie z jednym ze sprzedawców, o którym pisałem już wcześniej, jednak zakup przez internet roweru z odległego miejsca w Polsce przerażał mnie o tyle że w razie kłopotów, trzeba by go pakować i odsyłać co jest dość problematyczne i kosztowe. Jednak po kilku kolejnych rozmowach z różnymi ludźmi, którzy twierdzili że w tych rowerach nie ma co się psuć zaryzykowałem i kupiłem.
Ach dieta - ten temat też wszedł w fazę wykonywalną. Po dokładnym przyjrzeniu się kilku wynalazkom zdecydowałem się na dietę proteinową dr. Dukana. Efekty zaczęły być zauważalne od pierwszego dnia. Z dnia na dzień gubiłem około 1,5 kilograma i tak przez kilka pierwszych dni.
Przyszedł rower. Zamówiłem dostawę do firmy, bo wszyscy kurierzy zawsze jeżdżą wtedy kiedy normalny człowiek pracuje. Postanowiłem złożyć go sobie w pracy po godzinach i wrócić na nim do domu. Zwłaszcza że rozmowa że sprzedawcą przekonała mnie że powinienem sobie dać z tym radę. Dowiedziałem się co będzie potrzebne, dokupiłem kilka rzeczy i byłem gotowy. Po wyjęciu nowego zakupu z kartonu sprawa wydawała się być dość prosta. Wszyscy sobie wyszli więc zabrałem się za składanie. Tu teoria mocno rozbiegła się z praktyką. Nie miałem zielonego pojęcia od czego zacząć. Nigdy się tym nie zajmowałem, nie znam się na tym i przez moment chciałem wsadzić wszystko do kartonu, zabrać do domu i tam z pomocą googla kilku forów i ludzi dobrej woli w kilka dni go poskładać. Jednak chęć przejechania się na nim była tak silna że jednak nieporadnie zabrałem się za składanie elementów. Najwięcej problemów sprawiła mi regulacja linek przerzutek - było naprawdę ciężko. Zamiast planowanej godziny składałem go 3,5 godziny ale po wielu poprawkach osiągnąłem na tyle zadowalający efekt że uznałem iż do domu powinienem dojechać. Zostało zamontować tylko zakupiony wcześniej licznik. W końcu przydałoby się wiedzieć ile kilometrów przebyłem w czasie swojej pierwszej jazdy po 25 latach przerwy.
Moja waga: 140kg
Plecak z laptopem
i osprzętem około 15kg
Dystans: 10,1 km
Stan po dojechaniu: krańcowe wycieńczenie
To było strasznie ciężkie, ale zarazem niesamowicie przyjemne doświadczenie. Rower dojechał w jednym kawałku jednak postanowiłem oddać go w ręce specjalistów, aby mu się przyjrzeli i poprawili kilka rzeczy, zwłaszcza regulację przerzutek.