Skocz do zawartości

kosmonauta80

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez kosmonauta80

  1. Jak dla mnie jest to kuszenie losu, tym bardziej na szosówce. Ale ok, nie moja sprawa
  2. Bo róg na Dąbiu Pozdrowienia z Krakowa. [/img]
  3. Bo ścieżka idealna jak pisałem istnieje, a to jej dalszy ciąg:
  4. Wyobraźcie sobie trasę, na której: - ilość zawalidróg, ameb, innych rowerzystów, spacerowiczów jest minimalna - na mój widok osoby spacerujące uswuają się na bok (np pewna pani z dzieciem) - można ją pokonać ze średnią prędkością co najmniej 25 km/h (jaki kontrast w porównaniu do tej cholernej trasy do Tyńca...) Bo istnieje takie miejsce. Oto moja ścieżka idealna:
  5. O tej porze zapewne można cisnąć do/z Tyńca ile fabryka dała. Ciekawe, czy zdarzają się ameby bez oświetlenia.
  6. A tutaj chyba mnie z kimś pomyliłeś:
  7. Czy to: Jest według Ciebie wyśmiewaniem?
  8. Nie. Dla mnie jest to po prostu smutne, że ludzie nie są w stanie na taki pagórek wjechać. W innym temacie ktoś pisał, że masakra bo znajomi po przejechaniu 20 km padają. I cisza. Więc skąd ta nagonka na mnie?
  9. 55 km po Krakowie i okolicach. Na przykład trasa do Tyńca, która została zablokowana przez zawalidrogi. Co chwilę hamuj, tocz się... Dobrze, że po Kryspinowie dało się jeszcze w miarę pośmigać. Bo wiesz, ten pagórek koło klasztoru dla większości to wielki problem, by pokonać na przełożeniu 1x5 :lol:
  10. Dzisiaj to w ogóle ludzie przeszli samych siebie: jednemu podczas jazdy wystawał zadek tj. "rowek". A innemu dosłownie spodenki w połowie się zsunęły i widać było bieliznę. Ludzie wstydu nie mają czy co? Inny z kolei stwierdził, że mnie wyprzedzi. No to dawaj stajemy na pedałach i wyprzedzamy gościa w kasku. Ale jestem pro... Oczywiście po kilkunastu metrach gościa dorwałem tj. dogoniłem jadąc stałym tempem. A co rzucało się w oczy, jak pan "zayebisty" dawał ognia stając na pedałach? Mokra plama na gaciach. Albo z wrażenia popuścił, albo pot, albo... Jak nie ślimaki, to świnie. Albo ci, co jadą całą szerokością ścieżki w parach. Jak nie pogonisz dzwonkiem, to ciele nie zrobi miejsca do wyprzedzania.
  11. 55 km zawrotną średnią 21,5 km/h. Po prostu załamany wróciłem. Jeździć się nie da po tym Krakowie... Co chwile zawalidroga. Co chwile hamuj i tocz się za takim, aż będzie się dało wyprzedzić. Wyobraźcie sobie, że nawet na niewielką skarpę nie dało się po ludzku podjechać (wjazd na ścieżkę). Myślę sobie, ok redukcja biegu i z młynka tego ślimaka. A gdzie tam. Facet staje na pedałach, a ja musiałem zwolnić. Rozumienie? Jadąc pod górkę musiałem HAMOWAĆ! Naprawdę, muszę poszukać jakiś innych tras. Bo prędzej czy później nie wytrzymam i dojdzie do rękoczynów.
  12. Opierać rower na tylnej przerzutce? A te przylepce na kolanie coś dają?
  13. Przecież każde wyprzedanie na tych krakowskich bulwarach, pełnych ameb to ryzyko. Ile razy musiałem myśleć za innych... Albo weźmy takich, co jadą na rowerze jak na kiblu: kadencja 10 obr/min, nogi rozkraczone (kolana na zewnątrz), naciskanie na pedały ŚRÓDSTOPIEM... A jak widzę, że ktoś na płaskim staje na pedałach, to mnie - jako osobę z początkami chondromalacji - zaczyna to "boleć".
  14. Po cholerę wyprzedza, jak nie jest w stanie jechać moim tempem?
  15. Wkurza mnie takie kozaczenie w wykonaniu "cywili", jakiego doświadczyłem wczoraj. Jadę sobie te 25 km/h dbając o odpowiednią kadencję i wskazania pulsometru. Zbliżam się do 2 takich, więc na spokojnie ich wyprzedzam. Akurat z górki było, więc sprawę miałem ułatwioną. Kilkanaście sekund dalej mnie wyprzedzili. Jeden do drugiego powiedział coś w stylu "no to teraz dawaj". Olałem to, dalej jechałem swoim tempem. Dojechaliśmy do takiego pagórka. I co? Ja jadąc młynkiem zbliżyłem się do nich. Oni w tym czasie jechali... STAWAJĄC na pedałach. Nie rozumiem takich ludzi. Na skrzyżowaniu każdy pojechał w swoją stronę. Innym razem jadę bulwarami w Krk. Wyprzedził mnie jakiś starszy pan, taki "pół-cywil". Ok, niech jedzie. Jak zwykle jadę swoim tempem i naturalnie uważam na ameby, których na tej ścieżce pełno. Jakieś 2-3 minuty później gościa dogoniłem i wyprzedziłem. Cały czas jadąc swoim tempem. WTF? Przypomina mi to baję o żółwiu i zającu.
  16. Wkurzyło mnie to, co dzisiaj na pewnej leśnej drodze ujrzałem: jakiś tuman/debil/idiota zdecydował, by wysypać tam kamienie o średnicy 2-3 cm. I tak, o ile wcześniej zasypane dołki płynnie się pokonywało rowerem, to teraz jazda tam przypomina balansowanie na linie. Za cholerę nie przejedzie się tam komfortowo na oponach 1.9'. Być może fatbike da radę, ale nie moje rowery. Czyli na razie tam nie będę się zapuszczał. Tym bardziej, że mało co się nie wywaliłem. Bo przednie koło złapało uślizg na jednym z tych ##%U%)(QI%I#() kamyczków Pozostają asfalty.
  17. 30 km zakończone wypadkiem jakieś 300 metrów od domu W sumie to mało śmieszne, bo mogło dość do jakiegoś złamania. Po prostu poślizgnąłem się na szutrze koło chodnika i poleciałem na prawo. Straty w rowerze to nieznaczne obtarcia pedału SPD, linki od przerzutki tylnej oraz przerzutki. Dodatkowo hak tej ostatniej się wykrzywił do wewnątrz, ale ręcznie to naprostowałem i napęd wydaje się działać dobrze. Rozumiem, że takie ręczne prostowanie jest ok? Ze strat w ubraniu to lekkie obtarcia na bucie SPD oraz na daszku od kasku. I weź tu nie jeździj w kasku, albo w rękawiczkach. Niestety kolano troszkę się podrapało, ale po wytarciu wacikami z alkoholem tak źle nie wygląda. Przez najbliższe 2 dni spodziewam się pobolewania obtłuczonych fragmentów ciała. Ale tak źle chyba nie było, bo bez problemu zrobiłem awaryjny serwis roweru. Myślę, że Opatrzność tu czuwała. Muszę się zastanowić nad przyczyną. Bo to nie jest ok, jeżeli 2 raz w przeciągu kilku miesięcy dochodzi do podobnego wypadku tj. uślizg przedniego koła. Szkoda trochę roweru, ale z drugiej strony on jest do jazdy, a nie błyszczenia w pokoju.
  18. A mnie dzisiaj mało co szlag nie trafił. Bo o ile zaliczyłem 60 km w większości po fajnych miejscach (lasek, mało uczęszczane asfalty koło pewnej wioski), a także dostrzegłem, że na podjazdach wcale nie zdycham jak kiedyś* (koło Tyńca jest taki pagórek), to kilka km musiałem pokonać bulwarami wiślanymi. No to jest po prostu tragedia i paranoja jak ludzie jeżdżą... Jak można tak się toczyć, wlec!? Co chwilę musiałem zwalniać i czekać, aż takiego zawalidrogę będzie dało się wyprzedzić. Naprawdę nosiło mnie jak "jechałem" tempem takiego osobnika. Co to za jazda w ogóle... Podobny wysyłek jest podczas siedzenia na kanapie. Nie dość, że ludzie się wleką, to jeszcze słychać im było nienasmarowany łańcuch. To nie wszystko... Wiecie, jak niektórzy pedałowali? Naciskali na pedały piętami lub śródstopiem... Już nie mówię, że kolana jakoś tak dziwnie na bok koślawili. Ludzie, co się z wami dzieje? Oczywiście kilka razy musiałem hamować, bo jakiś brzdąc chciał zrobić crash-test (przy takiej różnicy ma oj...). Ale to było pod kontrolą. Widząc brzdąca, nawet gdy pilnują go rodzicie automatycznie zwalniam i aktywuję Achtng Mode. Wniosek taki: jak chcecie w weekend pośmigać bulwarami w Krakowie, to róbcie to rano. Popołudniu jest blokada przez "kaleków" * jazda z kadencją 90 obr/min robi swoje
  19. 44 km i 2 ciekawe sytuacje: a) Jadę koło bloku, a tu jakaś babka na głos (stała koło drzwi) "zasrani rowerzyści" b) Mały pagórek, no to zwalniam, redukuję bieg i szykuję się do wjazdu "na młynek" . W tym momencie wyprzedził mnie gość na szosówce. Ok, z takimi nie mam szans (śmigam na crossie z oponami 28 x 1,5). Pagórek zaliczony, jedziemy po płaskim i coś go doganiam. Jakoś niemrawo jechał. W pewnym momencie wkurzyłem się i wyprzedziłem go. Co prawda miałem puls na poziomie 150-160, ale po dłuższej chwili daleko mu odjechałem. Nie wiem czy facet po prostu jechał swoim tempem, nie był w formie czy jak? Przy okazji zauważyłem też, że ostatnio muszę mocniej kręcić, by puls łaskawie był wyższy, niż 130. Rozumiem, że to oznaka lekkiej poprawy formy?
  20. 43 km w ramach odspaślaczania się Zrobiłem test napędu Warp na odcinku Kraków - Tyniec. Konkluzje są dwie: 1) Jest nieźle, bez problemu mogę cisnąć z pulsem 140-150 uderzeń na minutę przez kilka km 2) Jest jeszcze zapas w postaci 2 niewykorzystanych koronek z tyłu Miałem też okazję przetestować w praktyce wnioski z niedawnej lekcji (tej, co doszło prawie do kraksy): 1) nie wyprzedzałem na trzeciego na wąskiej ścieżce, tylko grzecznie czekałem na okienko 2) widząc "kotłowisko" (para z brzdącem, 2 osoby jadące obok siebie, ktoś stojący obok ścieżki) zwalniałem i na spokojnie z zapasem bezpieczeństwa omijałem to 3) bezlitośnie goniłem zawalidrogi za pomocą dzwonka, niby mały dzwoneczek, ale skutecznie "czyścił" trasę
  21. 40 km na odstresowanie się. No i ważna lekcja: widząc coś podejrzanego (z daleka) lepiej zwolnić. Ktoś obok ścieżki podejrzanie się zachowuje, albo na ścieżkę wchodzi debil, co nawet się nie rozejrzy. O tym mówię. Bo mało co nie doszło do kraksy z moim udziałem. Ciężko powiedzieć z czyjej winy, na pewno jestem wśród podejrzanych, ale chyba miałem więcej szczęścia na rozumu. Bo gdyby doszło do tej kraksy, to raczej by potrzeba było wezwać pogotowie. Mogło dość do czołówki. Czasami złoszczę się, że same zawalidrogi na mojej trasie. Non stop kogoś wyprzedzam nie licząc szosówek. Ludzie jeżdżą jak tłuste cielęta z kadencją 10 obrotów na minutę. Z drugiej strony powinienem z pokorą poruszać się w takich miejscach. A nie zapieprzać ponad 30 km/m na zatłoczonej ścieżce. Oj człowiek uczy się na błędach. Na szczęście bez konsekwencji.
  22. Gdzie najlepiej oddać koło do centrowania? Cena nie gra roli.
  23. Właśnie wróciłem. W trakcie jazdy nic nie bolało. Co do wzmacniania to wstępnie już mam ustalone treningi na siłowni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...