Wstaję rano i sobie myślę: prognozy pogody były pomyślne, więc cyk na rower. Patrzę za okno: pochmurno i mokro, zayebiście, no nic jest przecież orbitrek w mieszkaniu.
Ale około 14:00 było już na tyle sucho, że się zdecydowałem. Tak przynajmniej wypatrzyłem na kamerce, która pokazuje zakole Wisły koło Wawelu (dobry wyznacznik "suchości )
I tak zaliczyłem skromne 41 km. Widać już niestety spadek kondycji (pulsometr coś za dużo pokazuje...). Widać też, że są już inne warunki do jazdy. Bo po 3 minutach jazdy zatrzymałem się i założyłem grzecznie czapkę po kask. Szkoda by było załatwić się dzisiaj, kiedy to na służbę zdrowia nie ma co liczyć. Przy okazji przetestowałem kurtkę z Decathlonu. Pod spodem miałem tylko podkoszulek i dała radę