Na początek - w sezonie 08/09 straciłem dwa kaski - jeden za pomocą kamienia z(pod) TIRa(strach myśleć co by było gdyby...) drugi raz również TIR ale rajdowiec, zepchnął mnie na barierki. Pomogło to też w przekonaniu do kasku żony. Dla mnie kask to podstawa.
Mieszkam na takiej prowincji gdzie moja jazda w kasku po mieście jest dla mieszkańców nie lada atrakcją, a po wsiach gdy jadę dzieci rzucają za mną kamieniami bo straszę kury, a krowy nie chcą się doić
Próbuję sobie wyobrazić wcielanie w życie nowelizacji Ustawy Kodeks Ruchu Drogowego - nakaz jazdy w kasku na rowerze.
Już i tak granatowi u mnie chowają się za kioskiem i czatują na babcie wychodzące z kościoła i olewające istnienie pasów. Jeszcze ciekawiej wyglądałby taki patrol pod Biedronką gdzie przyjeżdża masa rowerzystów z okolicznych wiosek.
Próbuję sobie wyobrazić mojego sąsiada - Pana Stanisława, który mimo swoich 70 lat codziennie ok 8 rano jeździ, bez względu na pogodę, do piekarni po chleb oraz na targ po mleko od rolników.
Dla mnie taki nakaz byłby bez sensu i nie ma co gdybać bo nie zostanie wprowadzony.
Bardziej sensownym byłoby wprowadzenie obowiązku jazdy w kasku dla młodzieży powiedzmy do 15 roku życia. Z drugiej strony kto będzie tego pilnował? Kolejny martwy przepis.
Co do spisku - zbyt dużo mamy producentów kasków by można było mówić o jakichś spiskowych teoriach i lobby. Załóżmy, że dobry kask, dobrej firmy będzie kosztował 99 zł to małe chińskie rączki są w stanie wyprodukować i wrzucić na nasz rynek szpanersko wyglądający kask za 49 zł - więc jaki sens miałoby lobbowanie na rzecz obowiązku jazdy w kasku?