He he... To się będzie w tym wątku działo... Zanosi się na kontynuację pierwszego ostro-singlowego tasiemca w w dziale szosowym. Fajno.
Tak dla padrażnienia razgawora... Dlaczego akurat taka konfiguracja? Co Was pcha do takiej ascezy w świecie, w którym technologia oferuje kosmiczne materiały, nieskończoną ilość przełożeń i decymetry ugięcia amortyzacji?
Sam sobie spróbuję odpowiedzieć, choć nie jestem pewien, dlaczego to robię. Myślę, że w moim przypadku głównie to przekora, takie szuranie pod jakiś absurdalny wiatr imieniem Więcej. Na pewno też wygoda serwisowania. No i te miny wyżyłowanych hartów na wyżyłowanych rowerach - bezcenne.
Dziś już zapominam trochę o walorach treningowych takiego roweru, choć odczuwam je za każdym razem, gdy dosiadam bujaka z przełożeniami. Nie ma co gadać - technikę to mocno wyrabia.
Nie daje mi jednak zapomnieć o sobie radocha, jaką taki sprzęt daje w mniej wymagającym terenie. Zanim nie dosiadłem singla nie podejrzewałem, że głupia manetka może odciągnąć uwagę od tego, co ciekawe wokół. To fajne uczucie, jak w głowie nie kołacze żadna zbędna myśl w stylu "trochę za ciężko, może by tak zmienić...".
A dlaczego stal? Dla owej "łzy cieniów minionych". Niby było dawno temu, a można wciąż mieć. Mam w dooopie komfort (dosłownie i w przenośni) - tu chodzi o estetykę filigranowych rurek, skrywająca moc większą niż pękate węgle, jak i o cały depozyt historii, jaki ten materiał w sobie niesie.
A dlaczego wielka kicha? Na ta chwilę bez filozoficznych podtekstów - trochę dla sprawdzenia, trochę z pragmatyzmu - kości już niemłode i jednak trochę trzeba im ulżyć wygładzeniem terenu. Nie jestem orthodoxem - niewykluczone, że wrócę do 26'.