Wczoraj na XC na Kazurze wytrwałam całe 20 minut. Zabił mnie mega atak kataru siennego i upał a serducho powiedziało stanowcze "yyytam". DNF po pierwszej rundzie. W sumie dobrze się stało bo jak ruszyłam rowerem do domu to tylna przerzutka też powiedziała "yyytam" i się po prostu rozpadła na części (!). Dobrze, że to się nie stało podczas wyścigu.
Ale runda czad, mocno zmodyfikowana trasa, na trasie drop (!) i dwa małe rock-gardeny. Trudna, kondycyjna, techniczna. Polecam warszawiakom się przejechać jak ktoś nie był