Skocz do zawartości

Klosiu

Elita
  • Liczba zawartości

    2 814
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Zawartość dodana przez Klosiu

  1. Toteż się nie wykłócam, sam też tego nie doświadczyłem, więc tylko zaznaczam że ponoć istnieje taka opcja .
  2. Czy ja coś takiego napisałem? Wydaje mi się, że pisałem, że diety tłuszczowej używam zawsze w okresie mniejszej aktywności treningowej, bo na niej się nie tyje, a wręcz chudnie i to bez większego wysiłku . Wyrzeczenie jest tylko jedno - pozbycie się węgli. Dla mnie to mało dokuczliwe, przyzwyczaiłem się już . Do wysiłku o większej intensywności węglowodany są niezbędne, organizm je wtedy preferuje, bo potrzebują mniej tlenu do spalania. Przynajmniej według mnie, bo istnieją ludzie, którzy twierdzą że trenują intensywnie na samych tłuszczach, choć dla mniej to dieta ekstremalna w sensie wyrzeczeń, bo potrzebuje dość głębokiej ketozy, więc nie tylko wywala się wszelkie węgle, ale i ogranicza białka do maks 1g/kgmc, żeby organizm z nich sobie nie wytwarzał zbyt wielkiej ilości glukozy. Czyli je się praktycznie same tłuszcze. Wtedy tempo spalania tłuszczy jest na tyle duże że wystarcza nawet na zawodach. Podobno. Ale i tak takie okresy diety wysokotłuszczowej mają tę zaletę że na bardzo długo poprawiają metabolizm tłuszczów, więc na zawodach większy procent energii idzie z własnego zapasu, co się przekłada na większą wytrzymałość. To się bardzo wyraźnie czuje, mogę równym mocnym tempem przejechać naprawdę długo. W Michałkach przyjechałem trzynasty open jadąc ostatnie 50km ze 100 samotnie. W okresie startowym odżywiam się mniej więcej w sposób, który opisał Friel w "Paleodiecie dla sportowców". Czyli nadal nie jem skoncentrowanych węglowodanów, chyba że w dniach przed zawodami/ciężkim treningiem, jem sporo mięsa, owoców i warzyw. Czasem nawet browarek .
  3. Spada, ale i tak jadłem za dużo na tradycyjnej diecie, bo tyłem i to bardzo dużo w okresie przejściowym. Zrób sobie eksperyment. Zjedz świeże buły z masłem i miodem np, do syta. A na drugi dzień spróbuj samego masła, albo tłustego boczku . Idę o zakład, że najesz się taką samą albo tylko nieco większą ilością samego tłuszczu, niż zjadłbyś razem z węglowodanami. Węglowodany powodują że tłuszcz lepiej smakuje i opóźniają nadejście uczucia sytości. Miło mi że w końcu mnie uznano za kulturalnego dyskutanta . Nie, przy zmianie z ~300-400g węgli na 50g. Przedtem byłem w okresie startowym, jadłem sporo węgli, jak już pisałem, choć i tak mniej, niż się zwykle zaleca. Węglowodany wiążą bardzo dużo wody w organiźmie, sam glikogen waży około 2.5-3kg, do tego zwiększona jest objętość krwi (większe ciśnienie na diecie węglowodanowej) i osocza. Powiedzmy że poszło 4.5kg wody, a reszta to tłuszcz . To zależy. Jeśli ktoś się odchudza dietą węglowodanową z dużym deficytem kalorycznym i jest permanentnie niedożywiony to traci cały czas dużo mięśnia, bo organizm z białek robi sobie dodatkowe węglowodany, poza tym naprawiając mikrouszkodzenia przenosi białka - z mięśni mniej używanych do bardziej używanych. Diety węglowodanowe z deficytem kalorycznym prawie zawsze zbyt ograniczają ilość niezbędnego organizmowi białka i musi sobie jakoś radzić.
  4. seb2k6 --> oczywiście że ketoza. Tyle że to nie jest szkodliwy stan. Wszyscy ketozę kojarzą z kwasicą ketonową, patologicznym stanem przy cukrzycy. Lekka ketoza pokarmowa to normalny stan przy małej dostępności węglowodanów. Stężenie ketonów jest tu kilkaset razy niższe niż przy cukrzycy. Ketonami częściowo odżywia się mózg przy braku dostępu do glukozy. Rano jak się obudzisz i podczas długiego treningu wytrzymałościowego też jesteś w ketozie. I co? Wywalenie wody to jest pryszcz. W 5 dni straciłem 5 kilo i więcej raczej tak szybko nie stracę. Tyle trwa "spuszczanie wody" . Ale tego oczywiście nie liczę.
  5. Hmm, moim ulubionym posiłkiem po maratonie jest spora porcja karkówki duszonej z zieloną papryką . Zapycha natychmiast. Do diety tłuszczowej trzeba zrobić parę podejść moim zdaniem, organizm latami karmiony węglowodanami potrzebuje sporego czasu, żeby się przestawić na korzystanie głównie z tłuszczy. Pierwszy raz spróbowałem w sierpniu zeszłego roku i wszystko było ok przez dwa dni, później skończył mi się glikogen i ledwo wróciłem z treningu do domu mieląc na szosówce 25km/h . Dość nieprzyjemnie jest gdy organizm się przestawia, przez jakiś czas jest obezwładniające poczucie słabości, zawroty głowy przy wstawaniu (spada ciśnienie krwi) itp. Mija po jakichś dwóch tygodniach. Drugie podejście zrobiłem w październiku i już było lepiej, mogłem robić spokojne treningi jedząc głównie mięso, niewiele owoców i sporo warzyw, straciłem też w miesiąc 4 kg bez głodu. W tej chwili już wrzucam restrykcyjną dietę tłuszczową (~50g węgli dziennie) zawsze jak jestem uziemiony, po prostu nie mam zamiaru utyć . Na codzień, gdy trenuję stosuję dietę paleo - mięso, owoce i warzywa, jakieś 40% węgli, przed maratonem jeszcze dodaje jakąś kaszę itp. Teraz akurat jestem na diecie tłuszczowej, bo jestem na 2 tygodnie uziemiony. Wczoraj np jadłem na śniadanie kawałek kurczaka i dwa jajka sadzone na smalcu, na obiad sałatkę z pomidorów, kiełbasy i sporej ilości majonezu, na kolację parę plastrów szynki z masłem (brzmi strasznie, ale jest bardzo dobre ) i to chyba wszystko . Ważne żeby ograniczając węgle dodać do jedzenia tłuszczu. Bardzo dużo ludzi obcina węgle, ale podświadomie ciągle boi się tłuszczu i je chude mięso + warzywa. Wychodzi niskokaloryczno-wysokobiałkowa dieta podobna do Dukana, co nie jest zbyt korzystne. Jakiś substrat energetyczny musi być, białko lepiej trzymać na poziomie między 1-2g na kgmc. Mnie osobiście słodkiego nie brakuje, po jakimś czasie bez szybkich węgli zmienia się mocno smak i rzeczy słodkie robią się mdląco słodkie. Normalnie słodkie robią się owoce . Nawet na maratonie po paru godzinach zaczynam lać na bufetach wodę, bo mam odruchy zwrotne po izotonikach przez słodki smak. http://www.dietdoctor.com/ Polecam stronkę, kompetentnie prowadzona przez lekarza i zawiera sporo ciekawych informacji. W Szwecji skąd pochodzi autor ponoć 20% ludzi korzysta z diety lchf (low carb high fat).
  6. Wyjaśnię ci to jak chłopu na polu . Tempo pobierania energii z własnego tłuszczu u większości ludzi nie jest zbyt szybkie. Owszem, są zawodnicy którzy np opędzają ultramaratony na samym tłuszczu, ale i oni jedzą w czasie biegu - tyle że słoninę, smalec i tłustą śmietanę . Bo nie są w stanie spalić własnego tłuszczu w tempie 60g na godzinę, mimo że mają optymalnie wykształcone przemiany tłuszczowe. Człowiek który je sporo węglowodanów nie jest w stanie uzyskać z własnego tłuszczu nie to że 500-600kcal/h jak oni, ale nawet nie 500kcal dziennie. I dlatego jeśli przy zapotrzebowaniu powiedzmy 2500kcal obetnie tysiąc, to ma 500kcal niedoboru objawiającego się głodem i zmuszającego organizm do spowolnienia metabolizmu po pewnym czasie. Głód jest sygnałem, że deficyt jest zbyt duży i komórki nie mają dość pożywienia, więc organizm musi spowalniać metabolizm, w tym sensie jest zły. Poza tym, o ile można przy dużej motywacji wytrzymać dwa tygodnie głodzenia, to pół roku prawie nikt nie wytrzymuje, i miażdżąca większość porzuca dietę. Dlatego zalecenia dietetyczne "mniej jeść" brzmią może prosto, ale nie działają u ogromnej większości ludzi. Co do twojego ojca, to nie przekonałeś mnie . Mój ojciec też uważa że lubi mięso. Ale żywi się głównie węglowodanami, do mięsa ziemniaczki, do szyneczki chlebek. Do wszystkiego węglowodany, myślę że mimo że myśli że lubi mięso, to z węgli lekko licząc pobiera 60% kalorii. Twój ojciec jakby miał jeść tylko mięso i warzywa już po połowie dnia tęskniłby za węglami, a apetyt by mu się mocno zredukował. Tak jak opisałeś wygląda właśnie apetyt na diecie wysokotłuszczowej. Najwyraźniej masz bardzo dobry metabolizm insuliny. Możesz się cieszyć, bo to rzadkość, ale człowieka z gorszym metabolizmem albo wręcz z insulinoopornością nie zrozumiesz, bo ich głód jest wręcz morderczy w porównaniu do tego. Wiem bo porównanie mam, stosunkowo źle znoszę węgle i gdy jem ich sporo miewam wręcz ataki głodowe . Teraz jestem na diecie tłuszczowej i jest spoko, właśnie tak jak opisujesz. Objętościowo jem jedną trzecią tego co normalnie, a i nie ma żadnego problemu, jak z braku czasu opuszczam posiłek, po prostu o nim zapominam.
  7. Zdaję sobie z tego sprawę. Tylko że to taki przepis, w którym ten niedobór jest w całości i bez problemu rekompensowany przez wewnętrzne zapasy organizmu. Dlatego nie ma uczucia głodu. To jest ten drobny szczególik odróżniający dietę tłuszczową od diet redukcyjnych węglowodanowych, w których świadomie obcinamy część kalorii z dziennej dawki, ale nie usuwamy przeszkód utrudniających korzystanie z własnych zapasów. Stąd głód i konieczność walki z nim. Organizm ciągle pracuje na deficycie, bo za mało energii wykorzystuje z własnych zapasów i w końcu jest zmuszony do zmniejszenia własnego wydatku kalorycznego. Jaca, nieprecyzyjnie napisane. Deficyt jest - w energii dostarczanej z pożywieniem. Wyrównywany jest z własnego zapasu tłuszczu i w idealnej sytuacji wyrównywany jest do zera - wtedy nie ma głodu. Jeśli organizm nie jest w stanie go wyrównać (bo np nie może swobodnie sięgać do zapasu, albo dostarcza mu się za mało pokarmu) to reaguje głodem, spadkiem energii i w końcu obniżeniem tempa metabolizmu, żeby w ten sposób wyjść na zero.
  8. Deter, jeśli nie można dostarczać mniej energii niż się wydatkuje, to skąd bierze się na przykład spowolnienie metabolizmu na debilnych dietach typu 1000kcal? Organizm to nie maszyna prosta i przez pewien czas wytrzymuje niedostateczny dowóz kalorii - z zewnątrz i od wewnątrz. Ale reaguje spadkiem energii i w końcu ogranicza bazowe przemiany energetyczne, więc po zakończeniu diety półgłodówkowej najczęściej tyje się tym szybciej. Organizm reaguje na za małą ilość dostarczanej energii (sumarycznej, zewnętrznej i wewnętrznej) prostym objawem - głodem. Analogicznie na diecie wysokowęglowodanowej można być głodnym, mimo że dostarczyło się więcej energii niż potrzeba - insulina kieruje zbyt dużą część energii "przymusowo" do komórek tłuszczowych i utrudnia jej wydostanie się stamtąd. Pozostała reszta nie wystarcza i organizm reaguje głodem. Je się częściej i więcej niż trzeba, ale to nie jest problem psychiczny, tylko fizjologiczny. Tak można najprościej opisać mechanizm tycia.
  9. Deter --> nie. Podstawową różnicą jest inne określenie przyczyn i skutków. Według teorii bilansu kalorycznego pierwotną przyczyną otyłości jest nadmierne spożycie kalorii. W ogóle nie bierze ona pod uwagę biochemii organizmu, po prostu zje się za dużo = utyje się. Teoria powiedzmy insulinowa traktuje otyłość i nadmierny apetyt jako objaw, skutek zaburzonej równowagi hormonalnej, w zasadzie nieważne z jakiego powodu. Zauważ, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuci obżarstwa i lenistwa osobie z niedoczynnością tarczycy, choć jest ona gruba (czyli je ewidentnie więcej niż potrzebuje) i niechętnie się rusza. Wiadomo każdemu że za jej otyłość odpowiada zaburzona równowaga hormonalna. Tym bardziej niesamowite dla mnie jest zarzucanie obżarstwa i lenistwa ludziom "normalnie" otyłym, choć mechanizm odkładania się tkanki tłuszczowej znany jest od 60 lat (zdaje się że mniej więcej wtedy przyznano za to nobla). Ostatnio czytałem na stronie o cukrzycy, że szczególnie są na nią narażone osoby grube. To jest podobne, nagminne odwrócenie przyczyny i skutku. Szczególnie są na cukrzycę narażone osoby z podniesionym przez większość czasu poziomem insuliny we krwi,które przy okazji, z tego samego powodu są otyłe. Ale otyłość nie jest przyczyną cukrzycy.
  10. Pocałowałem się z drzewem jadąc autem . Dwa tygodnie co najmniej nie wsiądę na rower, więc niestety mam dużo czasu . To jest świetny przykład, bo możliwy do zaobserwowania "gołym okiem", każdy tu może zobaczyć, jak działa insulina. Ale nie ma najmniejszego powodu, żeby przypuszczać, że węglowodany o niskim indeksie glikemicznym nie powodują tego samego. Tylko w mniejszym stopniu. Wiesz ile się przytyje w ciągu roku, jeśli ten błąd regulacji hormonalnej skieruje dziennie zaledwie 20kcal za dużo do tkanki tłuszczowej? Kilogram. A przecież to błąd tak niewielki, że praktycznie nie do stwierdzenia. Może być spowodowany całkiem niewielką ilością węglowodanów. Spoko . To że dieta bogata w tłuszcz tak naprawdę poprawia profil cholesterolowy (choć nie zmniejsza ogólnego poziomu cholesterolu, to zwiększa HDL, co jest ważniejsze od poziomu ogólnego), zmniejsza ciśnienie krwi i poziom trójglicerydów to jest ogólnie znany fakt medyczny, i nie da się dobrać badań tak, żeby temu zaprzeczyć. Tyle że ogółowi jest dość mało znany, bo i nie trąbi się o tym przesadnie, trzeba samemu poszukać . marcinusz --> decydują o tym same zasady ewolucji. Gdy gatunek przejmuje nowy rodzaj pokarmu, ten początkowo niezbyt mu służy, ale wytwarza się ciśnienie ewolucyjne preferujące osobniki lepiej znoszące ten pokarm. Po prostu są zdrowsze, bardziej atrakcyjne płciowo, mają więcej potomstwa i żyją dłużej. Tak pewnie było i z mięsem, gdy przodkowie człowieka zmuszeni sytuacją (cofnięcie się lasów w Afryce) zaczęli sięgać po padlinę i łapać małe zwierzęta. Tylko że nie trwa to 12 czy 15 tyś lat, raczej trzeba liczyć setki tysięcy. Oczywiście że gdyby cukry były dużą częścią naszej diety przez bardzo długi czas przystosowalibyśmy się do nich. Ludzie na bliskim wschodzie, gdzie zboże zaczęto uprawiać najwcześniej, znoszą je nieco lepiej niż Europejczycy. Z kolei ludzie z północy Europy w większości nieźle tolerują mleko, którego w ogóle nie trawią np Chińczycy. Ale w tej chwili ewolucja już nie postępuje, bo generalnie przeżywają wszyscy, niezależnie od tego jak są przystosowani do warunków.
  11. marcinusz --> im dłużej pokarm jest spożywany przez dany gatunek, tym lepiej ten gatunek jest do niego przystosowany ewolucyjnie. To oczywiste. Im dłużej gatunek się przystosowuje do danego pokarmu, tym lepiej ten pokarm mu służy. A mięso jest w naszej diecie od 2.5 mln lat. kawerna --> wydaje ci się. Jeszcze 40 lat temu osobnik biegający w trykotach po mieście był co najwyżej śmiesznym wariatem. W Stanach, bo u nas był wariatem jeszcze 10 lat temu (a zauważ, że u nas media alarmują o epidemii otyłości dopiero od paru lat - powtarza się schemat taki jak w stanach, przejmujemy podobny sposób żywienia i tyjemy. Paradoksalnie tradycyjna tłusta polska dieta tuczyła mniej). Boom na fitness, siłownię czy aktywną rekreację na rowerach to też ostatnie 20-30 lat.
  12. Cholerka, a ja akurat po wypadku jestem i też siedzę w domu i się nudzę Fundamentalne prawa fizyki, jak już pisałem, mówią nam tylko, że jak się zje za dużo, to się utyje. Nie mówią ani słowa o tym dlaczego się je za dużo . A to jest podstawowa sprawa. Bo w tej chwili zalecenia oparte na podstawowych prawach fizyki są proste: mniej jeść i więcej się ruszać. Problem tylko, że to kompletnie nie działa! Ludzie nigdy nie ruszali się więcej niż teraz, i równocześnie nie byli bardziej otyli. Nawet jeżeli komuś uda się schudnąć przez półgłodówkę, to na 99% nie utrzyma tej wagi dłużej niż dwa lata. Ostatnio czytałem, że w Niemczech przyszedł na świat otyły siedmiokilogramowy noworodek. Co on ma wspólnego z tymi fundamentalnymi prawami fizyki? Wydaje mi się, że twój sprzeciw bardziej budzi to, że ja twierdzę, że na diecie tłuszczowej można jeść ile się chce. Od razu podkładasz sobie, że "ile się chce" to znaczy obżerać się po uszy, bo faktycznie to to znaczy przy diecie bogatej w węglowodany. A to nie jest tak, bo na diecie tłuszczowej apetyt jest mocno ograniczony i zaspokajany bardzo szybko, i chodzę najedzony cały dzień jedząc dwa razy dziennie porcje śmiesznie małe porównując do diety opartej na węglowodanach. De facto jem mniej niż wynosi moje zapotrzebowanie, to oczywiste, bo chudnę. A dlaczego nie jestem głodny? Bo nie ma żadnej przeszkody, żeby korzystać z własnych zapasów tłuszczu, więc korzystam z nich w celu pokrycia brakujących kalorii. Komórki dostają odpowiednią ilość kalorii i nie reagują głodem. Bo głód nie jest wywoływany przez łakomstwo czy mózg, tylko to objaw tego, że komórkom brakuje energii. Dieta podwyższająca insulinę kieruje sporą część kalorii od razu w zapas i utrudnia wydostanie go stamtąd. Ludzie jedzący cały czas sporo węglowodanów poziom insuliny umożliwiający trawienie własnego tłuszczu na większą skalę osiągają właściwie tylko w drugiej połowie nocy. Dlatego częściej są głodni i muszą jeść więcej. Dieta uboga w węglowodany nie podnosi insuliny, cały czas można korzystać z własnych zapasów. W konsekwencji głód nigdy nie jest bardzo nasilony, i bardzo szybko daje się zaspokoić. Rozumiem twój sprzeciw, bo dość ciężko w to uwierzyć po 50 latach prania mózgu przez autorytety medyczne. Sprawa jest bardzo podobna do okoliczności wprowadzenia butów minimalistycznych w bieganiu. Nawet się pokrywa czasowo. Od mniej więcej lat siedemdziesiątych firmy obuwnicze wmawiały biegaczom, że należy biegać na piętę, w tym celu budowano buty na coraz grubszych, bardziej amortyzowanych podeszwach z "systemami" mającymi ułatwiać przetaczanie stopy i tym podobne pierdoły. Trwało to 30 lat! Aż 10 lat temu sprawa się rypła i okazało się, że wszystko jest oparte na myśleniu życzeniowym, nikt tego tak naprawdę naukowo nie sprawdził i te wszystkie bajery są tak naprawdę nikomu niepotrzebne, a najlepiej się biega w lekkich butach bez żadnych systemów, bez amortyzacji i na śródstopie, czyli w sposób fizjologiczny. Kiedyś byłem w szoku, że marketing do tego stopnia przez wiele lat jest w stanie lansować fałszywą teorię nie mając na jej poparcie najmniejszych dowodów. Może dlatego łatwiej mi przyszło spróbować z ciekawości diety tłuszczowej. I to się sprawdza, więc polecam poświęcić miesiąc i się przekonać . http://nowadebata.pl/2011/08/03/insulinowa-teoria-otylosci-w-pigulce/ Poczytaj sobie to, może cię zaciekawi.
  13. Zgoda, ewolucja generalnie służy do jak najlepszego dostosowania gatunku do zastanego środowiska. Także do diety. Z tym że postępuje na tyle wolno, że 10 czy 12 tysięcy lat praktycznie nic w gatunku nie zmienia, a już na pewno nie tak fundamentalnej rzeczy jak dostosowanie do konkretnego typu pożywienia. Z kolei szybkość wyewoluowania neandertalczyka - który w ciągu 100-200tyś lat przystosował się do diety całkowicie mięsnej w okresie zlodowaceń pozwala przypuszczać że już przedtem mięsto stanowiło dużą część zjadanego pożywienia. Spójrz na szympansa - wspólnego przodka mieliśmy jakieś 3 miliony lat temu, a nadal da się zauważyć podobieństwo, mimo takiego okresu rozbieżnych ewolucji. Ba, od biedy moglibyśmy pewnie jakiś krótki czas funkcjonować na szympansiej diecie złożonej z dzikich owoców (owoce dżunglowe z reguły są mało słodkie i niesmaczne), niektórych roślin i niewielkiej ilości mięsa. Choć na pewno by nam specjalnie nie posłużyła. Człowiek zaczął ewoluować w inną stronę po włączeniu do diety pożywienia gęstszego energetycznie niż rośliny - mięsa i tłuszczu, i było ono elementem jego diety przez 2.5 mln lat, łącznie z dzikimi roślinami. Nie da się od tego odzwyczaić przez 12 tys lat, tym bardziej że obecnie ewolucja (w rozumieniu preferowania przeżycia osobników najlepiej przystosowanych do środowiska) jest praktycznie całkowicie zahamowana. 60 lat to był przykład, żeby uzmysłowić, że średnia długość życia potrafi wprowadzić w błąd . Niemniej, analizy grup łowiecko zbierackich przeprowadza się od 150 lat, a ich warunki życia wiele nie odbiegały od pierwotnych. 60 latków było tam zaskakująco dużo, w okolicach 10% populacji. A pamiętaj że nie mieli opieki lekarskiej, a życie było niebezpieczne. Byle skręcenie nogi mogło być przyczyną śmierci. Złamanie było prawie pewną przyczyną. Zresztą wykopaliska potwierdzają że starzeli się podobnie jak my, czterdziestolatek był mężczyzną w sile wieku, a nie starcem. To da się wywnioskować po kośćcu. Teraz wyobraź sobie, ile przeżywaliby ludzie w dzisiejszych warunkach, ale kompletnie bez opieki medycznej. Zresztą duża dzietność i wysoka śmiertelność noworodków była normą jeszcze 200 lat temu i to była największa przyczyna zaniżania średniej długości życia. Nie ma powodu przypuszczać, że 30 tys lat temu było inaczej.
  14. Czyli rozsądnie . Spadek wagi był pewnie adekwatny do obniżonego poziomu insuliny. Im więcej wywalisz z diety pozostałych węgli, tym bardziej schudniesz dodatkowo. Dlatego właśnie jesień jest najlepsza na takie chudnięcie, nie ma mocnych treningów => nie potrzeba węglowodanów. Tylko przygotuj się na jakiś czas osłabienia przy drastycznym obcięciu węgli, organizm przystosowany do palenia glukozy reaguje jakiś czas sporym spadkiem mocy, później wszystko w miarę wraca do normy, poza najintensywniejszymi treningami. No i jedną z najważniejszych rzeczy wtedy jest jedzenia takich ilości, żeby nie być głodnym. I tak schudniesz jeśli nie będzie w diecie wielu węglowodanów. Ludzie mimo że ograniczają węgle, często nadal panicznie unikają tłuszczy i wychodzi dość niekorzystna dieta wysokobiałkowo-niskokaloryczna. Nie ma sensu hamować sobie metabolizmu. http://www.dietdoctor.com/ Tu jest sporo podstawowych informacji na temach low carb high fat.
  15. To że dieta ograniczająca kalorie przestaje działać po 6-12 miesiącach to jest oczywistość. Prowadzono wiele badań takiego długoterminowego ograniczania kalorii i wyniki nie pozostawiają wątpliwości. Chudnie się przez pół roku, później waga staje, a nawet odzyskuje się kilogramy. To oczywiste z dwóch powodów: raz że metabolizm organizmu hamuje i dostosowuje się do zmniejszonego dostępu do kalorii, a dwa to nie można po prostu wiecznie chodzić głodnym . W zbyt restrykcyjnych dietach nie można wytrzymać, a gdy wraca się do poprzedniego sposobu odżywiania, odzyskuje się kilogramy. Przy dietach niezbyt restrykcyjnych organizm się dostosowuje i zaczyna mniej spalać. Jednak uważam, że badaniom można wierzyć, tylko trzeba je ostrożnie dobierać. W końcu nawet eksperci Macierewicza się skompromitowali . Z reguły wiarygodne są badania np z pubmedu (publikowane na stronach medycznych), epidemiologiczne (na bardzo dużych próbkach, rzędu kilkudziesięciu tysięcy ludzi), randomizowane badania kliniczne i podające dokładne liczbowe dane. Niewiarygodne są badania na małych próbkach, o nieprecyzyjnie postawionych warunkach, i prowadzone przez krótki okres czasu. To się naprawdę da z reguły ocenić.
  16. Mógłbym się z tym zgodzić, gdyby nie to, że chudnę najbardziej w momencie, gdy najmniej trenuję . W momencie największej intensywności treningów nie chudnę w ogóle. Z tym że jak pisałem nie ograniczam w żaden sposób kalorii, liczyłem kiedyś z ciekawości przez 2 miesiące i wyszło mi średnio między 3 a 3.5 tys kcal dziennie. Chudnę wtedy, gdy jem dziennie poniżej 100g węgli dziennie, nieważne że wtedy nie trenuję, jeżdżę sobie najwyżej na wycieczki. Przy intensywnych treningach jem 300-400g węgli co stanowi mniej więcej 40% zapotrzebowania kalorycznego i wtedy nie chudnę. I to nie jest tak że mogę jeść co chcę, mam prawie 40 lat i gdy jadłem standardowo, z dużą ilością węgli, potrafilem przybrać w okresie przejściowym 10kg, a później duszenie tego wiązało się z ciągłym głodzeniem. Nie potrafiłem nad tym zapanować jedząc dużo węglowodanów.
  17. Rozumiem że używasz hermetycznego języka po to żeby mnie odstraszyć, bo innego sensu nie widzę, tym bardziej że w ogóle nie jest związany z odżywianiem, tylko z logiką . Takie bardziej zaawansowane czepianie się słówek. Odniósłbyś się do np fizjologii. Mechanizm powstawania tkanki tłuszczowej jest dość dobrze zbadany i wiadomo że podwyższony poziom insuliny powoduje magazynowanie tłuszczu w komórkach tłuszczowych i utrudnia wydostanie się go stamtąd. Prawa fizyki mówią nam tylko tyle, że jak się zje więcej niż trzeba to się utyje. Masło maślane. Nic nie mówią o tym, dlaczego je się więcej. Z takim logicznym podejściem powinieneś to łatwo zrozumieć. Link który podałeś to nie jest żadne badanie, tak samo nie są badaniami liczne przypisy . Myślałem o czym w tym rodzaju : http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/j.1467-789X.2012.01021.x/abstract;jsessionid=7396D07C42DB2B84642D35158B132AF9.d04t04 Coś do czego można się w jakiś sposób odnieść. Uzasadnienie jest takie, że diety bardziej obfite w węglowodany zostały wprowadzone po rozpoczęciu uprawy zbóż dopiero mniej więcej 12 tys lat temu na Bliskim Wschodzie, u nas mniej więcej 4-5 tys lat temu. W skali ewolucji gatunku ludzkiego trwającej 2.5 mln lat to chwila, zbyt mała żeby zaszły jakieś znaczące zmiany ewolucyjne. Spożycie węglowodanów wzrosło lawinowo dopiero w ciągu ostatnich dwustu lat. A histeria antytłuszczowa rozpoczęła się w Stanach jakieś 40-50 lat temu i zbiegła się z epidemią otyłości. W każdym razie ewolucyjnie jesteśmy przygotowani do zupełnie innej diety. Zachowanie nie ma tu absolutnie nic do rzeczy. Co do średniej długości życia: wiesz że jak dwoje ludzi dożywa powiedzmy 60 lat i ma ośmioro dzieci, z których dwoje też dożywa 60 lat, a reszta umiera jako niemowlęta (bo warunki życia są surowe a nie ma opieki lekarskiej), to ich średnia długość życia wynosi 24 lata?
  18. Zacytuj choć jedno badanie które jasno określa, że zwiększone spożycie tłuszczów pogarsza stan zdrowia. Chętnie poczytam. Jeżeli posiłkowanie się badaniami jest mało sensowne, to co jest sensowne? Posiłkowanie się snami albo przeczuciami? Przypominam, metoda badawcza polega na tym, że wymyśla się hipotezę tłumaczącą jakieś zjawisko (np tycie - ty twierdzisz że mechanizm tycia jest czysto psychiczny, czyli przyczyną jest obżarstwo i lenistwo, ja twierdzę że otyłość to objaw zaburzenia równowagi hormonalnej, nieważne czy chodzi o hormon tarczycy, czy np podwyższony poziom insuliny, który powoduje nadmierny apetyt i/lub nieruchawość. Zalety powiedzmy moralne mają z tyciem tyle wspólnego, co z wysokim albo niskim wzrostem), a później przeprowadza się badania, które hipotezę potwierdzają albo falsyfikują. Tego że tłuszcze szkodzą wielokrotnie usiłowano dowieść, bez większego efektu, a doświadczenie uczy, że jeśli przez 40-50 lat usiłuje się czegoś dowieść bez większego efektu, to to raczej nie jest prawda. Nie całkiem. Przy podwyższonym poziomie insuliny spora część kalorii idzie w tłuszcz i nie może się z niego wydostać. Pozostałe komórki nie otrzymują wystarczającej ilości paliwa i reagują głodem. Można zachować często niską masę, ale nie niski procent tkanki tłuszczowej, po prostu niedożywione mięsnie się redukują kosztem tłuszczu. Ten proces nasila się z wiekiem, i dlatego o ile nastolatek może być szczupły przy sporej ilości węglowodanów w diecie, to już jako trzydziestolatek często budzi się z 20kg nadwagą. Wysiłek fizyczny polepsza metabolizm insuliny. Nie ma tu sprzeczności. Ok. Teraz przelicz sobie ile tlenu kosztuje spalenie cząsteczki glukozy, a ile cząsteczki tłuszczu. Spalanie glukozy zużywa znacznie mniej tlenu dla uzyskania jednostki energii i dlatego przy większych intensywnościach jest preferowane. Wegetarianizm to nie jest naturalna dieta dla człowieka. Żadna społeczność ludzka nie odżywiała się w ten sposób w naturalnym środowisku. Ergo nie może być tak zdrowa jak dieta naturalna, złożona z mięsa i różnych roślin, ale bez np zboża czy strączkowych, bo nie jesteśmy do niej ewolucyjnie przystosowani. Więc nie mogę traktować poważnie człowieka który mnie przekonuje że taka dieta jest dla nas najlepsza. Ok, jest zdrowsza od diety złożonej głównie z przetworzonych produktów, ale nie wytrzyma porównania z dietą złożoną z mięsa, owoców i warzyw. Ile masz lat? Przed ukończeniem 25 roku życia możesz sobie jeść praktycznie byle co i przy minimalnym ruchu zachowywać wagę albo chudnąć. Pogadamy jak będziesz miał ponad 35 lat i będziesz insulinooporny .
  19. parmenides --> uważam się za ruszającego się, i to dużo . Zacząłem eksperymentować z dietami wysokotłuszczowymi od końca zeszłego sezonu i w tym znacznie poprawiłem wyniki w zawodach. Zakładam że dieta, która pozwala poprawić wyniki sportowe nie może być niekorzystna dla ogólnego stanu zdrowia, bo wyniki też ściśle od stanu zdrowia zależą. Więcej tłuszczu jem jesienią i zimą, i wtedy najłatwiej chudnę, latem jem sporo węgli (około 40% kalorii) i wtedy nie chudnę wcale. Ale to dlatego pewnie, że w żaden sposób się nie głodzę ani nie liczę kalorii, uważam że prawidłowo wyregulowany organizm pobiera tyle kalorii ile mu potrzeba. Węglowodany w dużych ilościach tą równowagę zakłócają - głównie przez nadmierny poziom insuliny we krwi. I tyle. Przy czym dieta wysokotłuszczowa to nie samo mięcho i smalec , warzywa które zawierają bardzo niewiele węglowodanów można jeść praktycznie bez ograniczeń, więc ewentualne zarzuty o braki witaminowe czy błonnikowe odrzucam z góry .
  20. Parmenides, to fakt. Często się mówi o tym, że przy drastycznym ograniczeniu kalorii traci się więcej masy z mięśni niż z tłuszczu. Zresztą czasem widać takie chudo-tłuste kobiety na ulicy - ofiary permanentnej półgłodówki. Schudnąć przy minimalnej stracie masy mięśniowej to już nie jest taka oczywistość. Herodot -> dieta to z greki sposób odżywiania. W tym sensie wszystko jest dietą . Generalnie dla mnie węglowodany i tłuszcze to substraty energetyczne, a białko to materiał przede wszystkim budulcowy. Białko pomińmy, a substraty energetyczne można stosować wymiennie w zależności od zamierzonego efektu. Do mocnego treningu pewna ilość węglowodanów jest niezbędna, bo przy wyższej intensywności są głównym paliwem. Ale przy nieaktywnym trybie życia albo spokojnych treningach są w większosći zbędne, zupełnie wystarczą te z owoców i warzyw. Tłuszcze dają lepsze efekty, nie stymulują nienaturalnie apetytu, nie podnoszą insuliny, sycą na dłużej, obniżają ciśnienie krwi, poziom trójglicerydów i poprawiają stosunek HDL do LDL, A wiadomo, że dla stanu naszego układu krążenia bardziej liczy się właśnie stosunek HDL do LDL, a nie ilość ogólna cholesterolu.
  21. Zdziwisz się, ale do tej pory nie udało się udowodnić naukowo, że duża ilość tłuszczów w diecie (poza sztucznymi tłuszczami trans) w jakikolwiek sposób szkodzi. Mimo że próbowano. Więc nie wiem dlaczego uważasz, że wysokotłuszczowa dieta szkodzi? Masz po temu jakieś podstawy poza przekonaniami? Bo na przekonaniach właśnie opierają się współczesne zalecenia żywieniowe. To jak działa paniczne ograniczenie tłuszczu przy zwiększeniu podaży węglowodanów najlepiej widać na zalanej obecnie otyłością Ameryce. Nic nie pisałem o białku. Białka zwykle jem tyle ile się zaleca -1.5-2g na kilogram masy ciała. Napisałem low carb high fat. Koszt energetyczny trawienia tłuszczu jest prawie identyczny jak koszt trawienia węgli. Na tłuszczach się nie tyje, bo nie podnoszą insuliny i na dłużej sycą mniejszą objętością. Nie żyjemy w Etiopii ani w Kenii, nie jesteśmy tak biedni i nie trenujemy tyle co oni. Często się pomija nic nieznaczący fakt, że chudzi są tam ci, którzy praktycznie nic innego nie robią, tylko trenują i pracują. Reszta wygląda normalnie, a nawet często jest otyła mimo biedy. To tak jakby u nas wejść na obóz lekkoatletyczny i na tej podstawie wysnuć wniosek, że wszyscy Polacy są ekstremalnie chudzi. W pierwszym roku życia masa mięśniowa jest znikoma w stosunku do masy ciała. Procentowo to nic, porównując do choćby trzydziestolatka. Nic dziwnego że zapotrzebowanie na białko jest mniejsze.
  22. Owszem, ciężko się trenuje na diecie niskowęglowodanowej, ale jak dla mnie jest ona idealna na nadchodzący właśnie okres roztrenowania. Nie trzeba liczyć kalorii, nie trzeba chodzić głodnym, jedyne ograniczenie to maksymalne wywalenie z diety węglowodanów. Apetyt momentalnie spada, i jedząc do syta chudnie się 3-4kg na miesiąc. Gdy mówi się o insulinie to najczęściej w tym kontekście, że obniża ona poziom cukru we krwi po zjedzeniu "szybkich" węgli. To tylko najbardziej zewnętrzne działanie, bo przede wszystkim wysoki poziom insuliny blokuje uwalnianie tłuszczu z komórek tłuszczowych, a uruchamia tryb składowania tłuszczu w tych komórkach. Dlatego osoby jedzące dużo wysokoglikemicznych węglowodanów tyją. Wystarczy usunąć z diety węglowodany i oprzeć się na tłuszczach i białku, insulina spada bardzo nisko i automatycznie jest się mniej głodnym (bo spora część zapotrzebowania kalorycznego jest zaspokajana z zapasów własnych tłuszczu) i się chudnie bez głodu. Zawsze najwięcej w sezonie chudnę właśnie w okresie przejściowym, gdy przechodzę na low carb high fat, a bardzo wielu ludzi trzymających się diety wysokowęglowodanowej ma ogromne problemy z utrzymaniem wagi po zaprzestaniu intensywnych treningów. Trenować można, ale spokojnie, jak dla mnie do 30km/h na szosie albo do tempa 5:30/km w bieganiu. Czyli w idealnej intensywności w tym okresie .
  23. kawerna, ja jak nie biegałem latem, to zimą regularnie miałem kontuzje przy przebiegu 25km/tydz. To dowodzi tylko, że ścięgna do biegania przystosowują się długo, niezależnie od kondycji. I faktycznie początkujący ma lepiej od zaawansowanego, bo i tak nie pobiegnie długo i mocno, więc stóp ani stawów nie przeciąży. Najgorzej mają właśnie kolarze, bo mogą od razu biegać długo, a aparat ruchu mają kompletnie nieprzystosowany. Tak czy inaczej, odradzanie komuś rozpoczynania nauki biegania od naturalnego dla człowieka biegu ze śródstopia jest lekko nielogiczne .
  24. Więszego niż M raczej się nie opłaca, przy 175cm mam Grand AL 7.9 w tym rozmiarze i jest super. Mimo krótkich tylnych widełek miejsca jest aż nadto, opony 2.25 wchodzą z dużym luzem, a rower jest bardzo zwrotny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...