Skocz do zawartości

Tadeus

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 335
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Tadeus

  1. Mam takie podobne Meridy tylko, że trójstrefowe. Na początku człowiek czuje się trochę jak z włączoną kontrolą rodzicielską, ale potem już wyczuwa się, gdzie jest ostrożna strefa miękka, a gdzie ta do poważniejszego hamowania
  2. Ten rower nie jest zbyt dobry (jako nowy też nie), lepiej dopłacić do innych, podanych wyżej. No chyba, że nie masz 1000zł, ale czemu wtedy piszesz w tym temacie?
  3. http://allegro.pl/juz-jest-model-2013r-kands-energy-1300vb-alivio-i3232914584.html albo taniej: http://allegro.pl/rower-kands-1100-mtb-aluminiowy-acera-i3237821790.html Ten zalinkowany przez Ciebie odpowiednio 3 i 2 klasy gorszy.
  4. Znacznie lepszy jest Kands 1100, tylko wersja z 2013 (z 24 biegami) po 929zł.
  5. Tadeus

    Dobry wycisk w rytmie tętna

    Swoją drogą. Co tam masz za nowe koło? Nadal na wolnobiegu, czy już kasetka?
  6. No i poszło... Sezon zaczął się na dobre i nie ma żadnej wymówki, by nie wychodzić na rower. Jeździmy dość regularnie po pracy i często wracamy dopiero po zmroku, ciesząc się z przyjemnego chłodku wieczornej pory. W związku z tym ponownie zaczynam doceniać chinśką latareczkę z diodą Cree, którą nabyłem na Allegro za jakieś śmieszne pieniądze. Wreszcie też odkryłem jak przełączą się w niej tryby, wcześniej myślałem, że się psuję, gdy nagle zaczynała stroboskopować mimo że nie zrobiłem nic, by tak było Lampki te na forum mają bardzo mieszane opinie, więc jakoś w najbliższej przyszłości, gdy uda mi się zrobić zdjęcia, na których cokolwiek widać, postaram się stworzyć jakiś teścik. Póki co powiem tylko, że dla mnie z pewnością warta jest około 25zł, które na nią wydałem Dzisiaj pewnie osiągniemy granicę przejechanych w tym sezonie 300km, co uważam za przyzwoity wynik. Jeździmy tempem rekreacyjnym i po terenie mocno mieszanym, więc przekłada się to na całkiem sporo czasu spędzonego na rowerku. Minimalnym celem na ten rok jest 1000km, co obecnie wydaje się jak najbardziej osiągalne. Przy okazji moja żona zaliczyła też pierwszą rowerową glebę w swoim dorosłym życiu. Żeby było ciekawie, nastąpiła ona przy zabójczej prędkości... 0km/h Któregoś dnia po sporych opadach wyprawiliśmy się na jakąś obficie zalaną błotem ścieżkę przy Wiśle. Mieszczuch zakopał się w błocie, stanął i przechylił się na bok. Moja wspaniała połówka oczywiście dziarsko podparła się nogą, tyle że ta poślizgnęła się w głębokim błotku i rower wraz z pasażerem niespodziewanie kipnęli na bok. Byłoby śmiesznie gdyby nie to, że ramię korby dość niefortunnie i pod dziwnym kątem przytrzasnęło jej kostkę. Na szczęście jednak samemu stawowi nic się nie stało i poza chwilą strachu ten dość oryginalny wypadek pozostał bez dalszych konsekwencji. Ja po wymianie łańcucha, o której pisałem w poprzednim wpisie zmuszony byłem wymienić również wolnobieg (niestety tylne koło nie zużyło się jeszcze na tyle, by zmusić mnie do wymiany na odpowiednika pod kasetę), wybrałem więc standardowy tz21 (ok 30zł) montowany we wszystkich tanich markowych i nie-markowych rowerach. Muszę przyznać, że po wymianie łańcucha i wolnobiegu praca przerzutek stała się niemal wzorowa. Zaskoczyło mnie to trochę, sądziłem bowiem, że głównym objawem zużycia tych części jest przeskakiwanie łańcucha przy obciążeniu (czego u mnie w ogóle nie było), a zamiast tego poprawiła się znacznie ogólna płynność działania napędu. Obecnie jedynym co mi jeszcze trochę przeszkadza jest metaliczny wibrujący dźwięk gdzieś przy tylnej przerzutce, pojawiający się tylko wtedy, gdy jadę szybciej niż 20km/h. Brzmi trochę jakby jakaś drobna metalowa część wpadała w rezonans. Podejrzewam, że może mieć to coś wspólnego z kółkami przerzutki, które mają dość spory luz mimo ostatniego dokręcenia. Póki co jednak niespecjalnie chce mi się w tym grzebać, jeśli znajdą się pieniążki to może jeszcze w tym sezonie zmienię tylnego Tourneya na Acerę, które widziałem w necie za około 50zł i problem się rozwiąże. Kombinuję też, czy nie załatwić sobie strzykawki z jakąś grubszą igłą, by kapnąć olejem prosto w mocowanie kółka, obecnie przy standardowej buteleczce oleju nie za bardzo mam jak tam trafić bez rozkręcania całości. W najbliższy weekend może zbierzemy się na jakąś dłuższą wycieczkę i postaram się zamieścić relację.
  7. Ja często mam zwinięty polar na bagażniku albo w sakwie. Gorzej jak się nie ma ani bagażnika, ani sakwy:) Raz też musiałem przekonać się, że bagażnik bez błotników to nie zawsze dobra sprawa. Polar był w błotnej skorupce
  8. Tadeus

    Odbiór osobisty

    Ech, widzę, że moje Skąp-Fu jednak jest słabe. Dopiero teraz zauważyłem, że taki sam skuwacz można dostać bez logo Bike Handa za 12zł + 4,5zł przesyłki na Allegro. Jak nic przepłaciłem 3,50
  9. Osobiście nadal nie jestem przekonany To części za jakieś 300zł, używki kupisz pewnie za jakieś 100zł, czyli 200zł oszczędności na jednym rowerze. Chyba, że chcesz ryzykować częściami z twojej trzeciej kategorii które, jak sam zauważyłeś, mogą, ale nie muszą być sprawne. A do tego całego przedsięwzięcia trzeba mieć sporo doświadczenia i to nie tylko praktycznego, ale i rozeznania na rynku i Allegro. No i narzędzia i czas. Nie mówię, że się nie da, nadal nie widzę jednak jakiejś specjalnej oszczędności względem kupienia jakiejś fajnej nówki w korzystnej cenie. Przynajmniej jeśli chodzi klasy typu MTB/Cross, szosówki rządzą się trochę własnymi prawami, bo renowacja ich jest szalenie popularna ze względu na ceny obecnego nowego sprzętu
  10. Chyba żeś się z lekka zagalopował. Sam napęd klasy Alivio z manetkami (jak np. w Kandsach za 1000zł) to 450zł po najkorzystniejszych cenach z Allegro. Jakbyś się bardzo postarał to może wyjdzie ci taka sama cena, choć osobiście wątpię. W tej klasie imho nie opłaca się składać samemu. No chyba że nie dla oszczędności tylko dlatego, że jesteśmy pro i chcemy rower customowy pod siebie
  11. Obawiam się, że kolega Kiciok ma rację. Jeśli ten rower wygląda podobnie i nie kosztował kilku tysięcy złotych jak prawdziwy rower tego typu to jest to chińska podróbka marketowa i praktycznie nie ma żadnej wartości. Daj lepiej znać ile pieniędzy masz do dyspozycji. Przyzwoity nowy rower do spokojnej jazdy możesz mieć już za około 900zł.
  12. Tadeus

    Wybieramy rowery

    Myślę, że z rowerków będziecie zadowoleni, są idealne do waszych potrzeb. Jasne, dopytując o wszystko z tydzień na forum i wyszukując intensywnie promocji w internecie pewnie znaleźlibyście lepsze okazje, ale nikt by wam tego nie skręcił i nie wytłumaczył na żywo. Tylko nie polegajcie zbytnio na tym zakupionym zapięciu, bo wasza przygoda z rowerami się szybko skończy Czekamy na wrażenia z jazdy.
  13. Twoje nerwy są warte więcej niż marne paręnaście złotych... Nie jestem już nawet w stanie zliczyć ile razy powtarzałem sobie powyższe zdanie brnąc przez jakieś podwarszawskie postindustrialne pustkowia w poszukiwaniu baraku z internetowym sklepem, w którym zakupiłem towar z tą przeklętą formą "dostawy". Przez lata zakupów na Allegro zaliczyłem już prawie wszystko, od miejsc, do których dało się dojechać tylko jednym rozklekotanym autobusem jeżdżącym raz na 40 minut, przez olbrzymie komunistyczne biurowce pełne nieskończonych korytarzy i nieoznakowanych biur, niczym z jakiegoś koszmaru Kafki, aż po zamknięte pofabryczne tereny, na których luzem biegały strażnicze psy. I zawsze przeklinałem siebie, za chęć nadmiernego oszczędzenia. A jednak nadal to robiłem! Fakt, gdy już raz odnalazło się dany sklep, dużo łatwiej było do niego trafić, człowiek wyrabiał sobie metody sprawnego dojazdu i bezpieczne trasy, które omijały większość zagrożeń czyhających na błądzącego tam przy pierwszym pobycie kupującego... Dzisiaj dla przykładu po szybkim zakupie na Allegro udałem się do zaufanego sklepu rowerowego, w którym kupowałem już parę razy. Tym razem, dumny z nabytego doświadczenia wybrałem najsprawniejszą trasę (nie da się jej oczywiście odnaleźć w jakdojade.pl) i już po godzince stałem przed znanymi mi doskonale drzwiami Sprzedawcy. Tylko po to by przeczytać kartkę, że przeniósł się na drugą stronę Warszawy... Wkurzony odpaliłem na telefonie stronę aukcji. Faktycznie, nowy adres wpisany w miejsce starego i zero ostrzeżeń o zmianie. Jak miesiąc temu u nich kupowałem, był jeszcze stary. Szkoda że jak dzisiaj tam dzwoniłem nikt mnie nie uprzedził... Jakby tego było mało był to tylko jeden ze sprzedawców, u których kupiłem tego dnia, następny był, a jakżeby inaczej następną godzinę drogi zarówno od starego adresu, w którym teraz byłem jak i nowego, który dopiero co poznałem... Po niecałych czterech godzinach sfinalizowałem moje zakupy... Zmarznięty, wkurzony i z mocnym postanowieniem wybrania następnym razem wysyłki... Czyli prawie jak za każdym razem A co kupiłem? To, że rower po siedmiu latach użytkowania bez wymiany jakiejkolwiek części będzie wymagać nowego napędu było dla mnie jasne. Wstrzymywałem się z tym jednak, bo wszystko jeszcze w miarę działało, choć kultura pracy przerzutek była raczej mierna. Wiedziałem, że jak wymienię łańcuch, to powinienem i wolnobieg, korba też zbyt dobrze nie wyglądała... A może od razu wymienić piastę na taką na kasetę? Ale co dalej? Wtedy również i manetki i przerzutkę, by mieć 3x8... Nieskończona seria powiązanych ze sobą i mało sensownym w pojedynkę zmian. Do tego, jako że postanowiłem sobie, iż wszystko robię przy rowerze sam, musiałbym również kupić pasujące do tych części narzędzia... Załamany tą przytłaczającą perspektywą, nie wymieniałem nic, czekając aż coś się rozpadnie i zmusi mnie do zmian. Ostatni pomiar rozciągnięcia łańcucha mnie jednak trochę otrzeźwił: Dla wytłumaczenia, łańcuch powinien dać się odepchnąć maks do połowy ząbka, a tutaj bez większych problemów mógłbym odepchnąć go nawet na dwa ząbki. Masakra Po szybkim umyciu napędu i wrzuceniu zdjęć na forum (jesteście świetni!) poradzono mi bym póki co spróbował zmienić tylko łańcuch. Wolnobieg o dziwo nadal po tylu latach był w znośnym stanie. Jakiś czas zastanawiałem się, czy wybrać lepszy model HG łańcucha, stwierdziłem jednak, że cała reszta napędu chodzi na prymitywniejszym UG nie będę więc w stanie w pełni wykorzystać jego zalet. W końcu stanęło na łańcuszku UG51 za 16zł - takim samym jaki był w rowerze od nowości. Przy okazji postanowiłem również nabyć odpowiednie narzędzie i spinkę do łańcucha, która pozwoli mi nareszcie, niczym zaawansowanemu rowerzyście, wygodnie zdejmować i szejkować mój łańcuch miast dotychczasowego przepuszczania go przez szmatę nasączoną benzyną ekstrakcyjną i męczenia namoczoną benzyną szczoteczką. Po konsultacji z odpowiednimi poradnikami wybrałem Powerlinki SRAMa do łańcuchów ośmiorzędowych: Spinki tego typu były bardzo zachwalane i zestaw kosztował tylko koło 5zł, więc postanowiłem wybrać je zamiast tańszych i (jeśli wierzyć moim poradnikom) beznadziejnych jednoczęściowych, dedykowanych do mojego łańcucha. Na skuwaczu również nie oszczędziłem. Najtańsze były za około 10zł, jednak nawet jak dla mnie, fana oszczędzania były zdecydowanie zbyt tandetne. Zbyt często czytałem o skuwaczach, które rozpadały się już przy pierwszym użytku i na logikę, narzędzie to przy oddziałujących na nie siłach faktycznie potrzebowało odpowiednio stabilnej budowy, poświęciłem więc 20zł na zakup powyższego narzędzia (Bikehand YC-329), ciesząc się, iż do mojej narzędziowej skrzyni trafiła następna zabawka. W sumie to dziwna sprawa, poza rowerem raczej nie jestem majsterkowiczem i nawet najprostsze prace domowe czasem przychodzą mi z trudem, ale grzebanie przy moim bicyklu naprawdę sprawia mi sporą przyjemność. Poza tym narzędzia mają w sobie coś trwałego. Jak jest z rowerem każdy wie, jeden mi już kiedyś ukradli, obecny też mogą. A narzędzia? Mogą przetrwać i pół życia, dlatego też ogólnie postrzegam je jako lepszą inwestycję, niż części do roweru i każdy zakup prawdziwie mnie cieszy. Poza tym z każdym narzędziem przychodzi nowe doświadczenie, umiejętności i fragment roweru, który nie bez satysfakcji mogę sam serwisować. Ale wróćmy do dzisiejszych wydarzeń... Po powrocie do domu bez większych problemów rozkułem stary łańcuch (chyba tylko cudem nie wypychając pina zbyt daleko, wbrew temu co napisane było w poradnikach nie czułem bowiem wyraźnej różnicy w oporze na różnych etapach). I stanąłem przed problemem odpowiedniego skrócenia nowego i zamocowania w nim spinki. Dobre 20 minut patrzyłem jak idiota na stary i nowy łańcuch próbując wyobrazić sobie, co stanie się gdy w danym miejscu go rozkuje i jaką wtedy będzie miał długość i końcówkę... W końcu się udało... idealnie odmierzony łańcuch zawisł na rowerze, gotowy pod spinkę. Według filmiku, który znalazłem na Youtubie powinno się tę spinkę dać założyć spokojnie zrelaksowanym ruchem ręką... (Akcja zaczyna się na 1: 23) Ja męczyłem się dobre trzy godziny, testując na tej przeklętej spince wszystkie moje narzędzia i ich różne, często dość fantazyjne kombinacje. Nic to nie dawało, łańcuch był wyraźnie o pół milimetra zbyt szeroki. Próbowałem go ścisnąć kombinerkami, lekko przypiłować, wszystko na nic. Przy okazji dowiedziałem się, że sprężyna tylnej przerzutki jest wystarczająco mocna, by wystrzelić niedopiętą spinkę ze sporą mocą przez całą długość mieszkania Dopiero gdy już się poddałem przypomniałem sobie gdzieś, że czytałem o tym, iż może się ułożyć dopiero w czasie jazdy pod dużym obciążeniem. No ale ona się ledwo trzymała... starczyłaby jakaś nierówność, podczas której łańcuch przestałby być napięty i moja nowa spineczka poszybowałaby w najbliższe krzaki i nigdy już bym jej nie znalazł. Zrobiłem to więc w domu na sucho. Wsiadłem na rower, zacisnąłem hamulce i z całej siły naparłem na pedały. Pode mną rozległo się lekko upiorne chrupnięcie (oczywiście od razu pomyślałem, że z moim szczęściem pewnie właśnie coś zepsułem). Ale nie, o dziwo spinka zaskoczyła. To był ciężki dzień. Ale napęd chodzi wyraźnie lepiej i ostatecznie cieszę się, że nie wydałem dodatkowej kasy na wysyłkę
  14. Nie wysunąłeś jej może delikatnie poza sugerowaną bezpieczną długość? Wygląda trochę jak wieża w Pizie ;]
  15. Fajna impreza. Ktoś już w galerii wspomniał, ale o co biega z tą sztycą? Ona tak specjalnie?
  16. Tadeus

    Ćwiartka na mokro

    Hehe, dzisiaj przeprawialiśmy się przez podobne błotko dodatkowo z ostrymi wybojami i mega-kałużami. Mieszczuch żony niestety nie dał rady, wróciliśmy po 15km. To nie są godziwe warunki dla rowerzystów niedzielnych
  17. Tadeus

    Okazje, wtopy i gadżety 2

    A gdzie nie pisałem o pancerzach? Chyba wszędzie pisałem właśnie o pancerzach (w tym przypadku przerzutki). Sama linka to już w ogóle nie stawia żadnego oporu Zupełnie nie umiem nagrywać filmików, ale tutaj pokazałem na szybko jak to wygląda, w jednej ręce komórka, a w drugiej obcinak, więc trochę chwiejnie Pancerz to standardowy Clarks tego typu: http://allegro.pl/pancerz-przerzutki-clark-s-niebieski-i3236999610.html
  18. Tadeus

    Okazje, wtopy i gadżety 2

    O, u Pedrosa te same obcinaczki 160zł: http://allegro.pl/pedro-s-obcinaczki-cable-cutter-cyklomania-i3188207276.html To se godziwie policzyli
  19. Gdzieś w tamtym kierunku jest Puszcza Kampinoska... Mieliśmy dzisiaj wybrać się na pierwszą wycieczkę w tamte rejony, upakowałem już nawet pieczołowicie sakwy i przygotowałem mapy. Niestety, jak widać na powyższym zdjęciu pogoda z lekka nie dopisała... W związku z tym dzisiaj znów będzie domowo. Na początek odniosę się do wyników ankiety z wpisu "Orzeł może", w którym pytałem o wykorzystywanie siodełka/wkładki w spodenkach. Zagłosowało 19 osób i zdecydowanie (57% głosujących) wygrała opcja z twardym, wąskim siodełkiem i spodenkami z wkładką, na drugim miejscu znalazło się szersze siodło anatomiczno-żelowe bez spodenek z wkładką (21% głosów) i dalej sama decha bez specjalnych spodenek (15% głosów). Zero głosów na kanapy, czy tanie siodełka piankowe, które były już z rowerem. Przyznam, że jak na blog o jeździe "niedzielnej" wyniki są dość zaskakujące, bo stawiałem raczej na to, że większość użytkowników będzie w tych ostatnich dwóch kategoriach. Może tacy czytają bloga, ale nie głosują? Jesteście gdzieś tam, rowerzyści niedzielni? Żeby nie było, wyniki zostały już zastosowane w praktyce. Jeden ze znajomych z dość drogim MTB Cube'a chciał wymienić wysokiej klasy (ale twarde) siodełko, które miał w tym modelu na coś szerszego i żelowego, poinformowałem go jednak, iż popularniejszą i statystycznie lepszą opcją w jego przypadku będzie pozostanie przy obecnej desce i dokupienie szortów z wkładką. Głosujący, przyczyniliście się więc do tego, by jego życie stało się lepsze Ale przejdźmy teraz do obecnych tematów. Wrażenia z użytkowania przecinaczki do drutu i pancerzy firmy NEO i sakw rowerowych z Allegro. Sakwy 2x10L, nierolowane, Codura Sakwy zwane też podróbką Crosso, sprzedawane od co najmniej roku przez sprzedawcę krzysztof366. Na forum sakw od tego sprzedawcy używa co najmniej kilku użytkowników i z wypowiedzi wynika, że są z nich zadowoleni. Oni wybrali jednak droższe, rolowane wersje (85 albo 110zł), ja w danym momencie potrzebowałem na gwałt sakw, ale miałem bardzo małe fundusze, zakupiłem więc najtańszy model za 60zł. Poza oszczędnością podobało mi się też to, że miały zaledwie 2x10L, lepsze modele miały 2x27L dla mnie do codziennego użytku miejskiego było to zdecydowanie zbyt wiele. W 20L pakuje się akurat na całodniowe wycieczki, szczególnie, że dodatkowo mam przecież miejsce na górze na bagażniku, by dodać tam jakąś torbę/koc/polar czy inny wielkogabarytowy przedmiot. Na początek wypada zaznaczyć, że Codura, to nie markowa Cordura, z której szyją droższe firmy. Jest to materiał dość znany z obszaru outdoorowego. Codura pod żadnym względem Cordurze nie dorównuje, jest jednak materiałem o podwyższonej odporności, który starcza do codziennego rekreacyjnego zastosowania. Obecnie z tymi sakwami przejechałem ponad 500km i nigdzie nie widać śladów zużycia, mimo że zdarzało mi się używać ich często niezgodnie z przeznaczeniem, znaczy zamiast ekwipunku na wycieczkę, który człowiek stara się dobierać, tak by był lekki, ładowałem do niego po burty supermarketowe zakupy pełne słoików, konserw, butelek i innych ciężkich przedmiotów. A potem często wjeżdżałem z nimi na wyboiste leśne drogi, bo szkoda mi było od razu wracać do domu Sakwy nigdy mi się jeszcze nie wypięły, jednak zakładam że po jakimś czasie mocna gumka przyciskająca spód do bagażnika może się rozciągnąć. Słyszałem też, że jedna odpięła się raz komuś w górach przy ostrzejszym zjeździe. W oryginalnych sakwach Crosso jest tam ściągacz, wtedy można sobie ją po prostu skrócić, tutaj gdyby się rozciągnęła trzeba by ją pewnie przeszyć, bądź wymienić. Póki co jednak trzyma się bez problemu. Suwaki wszyte są tak, by nie były napięte i nie ciągnęły za nie siły oddziałujące na sakwę, co z pewnością wydłuży ich żywotność. Takie rozwiązanie pod względem (szczególnie) wodoodporności, czy długowieczności nie może się jednak równać z zamknięciem rolowanym, które do poważniejszego użycia pozostaje jednak rozwiązaniem idealnym. By sakwy się dobrze trzymały najlepiej wybrać bagażnik, który na dole będzie miał takie oczko. Oczko jednak oczku nie równe, słyszałem, że np w niektórych bagażnikach Krossa takie oczka są, ale są za wąskie na haki tego typu sakw. Są też bagażniki, które zamiast oczka mają na dole poziomy pręt, o który można zahaczyć hak. Czasem jest on jednak zbyt wysoko, lepiej więc najpierw kupić sakwę, a potem przymierzyć się w sklepie, albo poprosić jakiegoś właściciela o zmierzenie Generalnie z sakwy jestem super zadowolony. Poprzednio miałem taką jednoczęściową podwójną klasyczną sakwę na rzepy, których jest pełno (markowych i mniej markowych) na Allegro, ale to wszystko to totalna lipa w porównaniu z systemem nośnym bazującym na hakach (z jakiegoś powodu różne odmiany tego systemu stosowane są w końcu w najlepszych wyprawowych sakwach, nie?). Tutaj wypięcie/założenie sakwy to dwie sekundy i zero problemów. Sakwy zdecydowanie polecam, choć zaznaczam, że ich wodoodporność ze względu na suwak jest minimalna. Jeśli ktoś chce sakwę wodoodporną to w grę wchodzi tylko rozwiązanie rolowane. Przecinak do drutu NEO To jest oryginalny przecinak do linek i pancerzy znanej firmy Bikehand oferującej dedykowane narzędzia do rowerów (koszt ok 50-60zł): A to jest mój przecinak do drutu niededykowany do rowerów (koszt ok 30-40zł): Na tym właściwie mógłbym zakończyć tę recenzję i wszystko byłoby jasne, pokuszę się jednak o rozwinięcie Gdy dostałem mój rower część problemów wyglądała tak: Pancerze były połamane, linki zardzewiałe. Przeczytałem przewodnik opisujący jak to wszystko wymienić, puszczając mimo uszu ostrzeżenia o tym, iż cięcie pancerzy to nie lada sztuka i bez drogiego dedykowanego albo elektrycznego narzędzia (którego nie miałem) to niezła mordęga. Przewodnik miał rację. Jeden pancerz przerzutki moim przecinakiem bocznym (który akurat w tamtym czasie miałem) ciąłem niemal godzinę. Musiałem ciąć praktycznie każdy drucik pancerza osobno i na końcu obcinaczka była prawie do wyrzucenia. A przy okazji oczywiście nie posłuchałem ostrzeżenia, iż te pancerze już firmowo mogą być zbyt krótko obcięte i należy wymierzyć je samemu, by nie wchodziły do manetki pod zbyt ostrym kątem. Oczywiście nowe, wycięte przeze mnie kawałki okazały się za krótkie i wchodziły pod zbyt małym kątem Gdy musiałem zbyt daleko przekręcić kierownicę (np manewrując rowerem w komunikacji) przerzutki się same przestawiały, gdy rower mi upadł i kierownica przekręciła się gwałtownie, pancerze przy manetkach znowu pękły. Tym razem kupiłem opisywany tu przedmiot (za namową użytkownika forum dejtrejder) i z absolutnym zdziwieniem odkryłem, że cięcie pancerza nie powinno zajmować więcej niż sekundę. Wsadzam pancerz, naciskam (wcale nie mocno, a jestem raczej małosilny), a pancerz robi klik i rozpada się na dwie połówki. Niesamowite w porównaniu do tego co było wcześniej. Nie wyobrażam sobie, by dało się to zrobić łatwiej. Obecnie (sporo na zapas) poprowadziłem pancerze tak: Może trochę (bardzo) przesadziłem z długością, dodatkowo poprowadziłem linkę od przeciwnej strony mostka, na około, by kąt wejścia w manetkę był jeszcze łagodniejszy. Teraz mogę robić co chcę, a pancerze są bezpieczne Przy okazji w sklepie widziałem jak pancerze cięto jeszcze droższym Bikehandem (tym za 70-80zł) i wyglądało to dokładnie tak samo. Jak przez masło. Dla mnie narzędzie za tę cenę (dałem 36zł) rewelacja. Ostrzegam też przed innymi narzędziami, które są opisywane jako przeznaczone do cięcia drutu, ale ich ostrza tnące wyglądają inaczej, to nie jest to samo. Ma być taki papuzi dziób jak w dedykowanych narzędziach rowerowych I na tym kończę ten wpis. Mam nadzieje, że moje zakupowe doświadczenia pomogą komuś podjąć właściwą dla niego decyzję
  20. Tadeus

    Robaczek

    No dobra, dzięki. Więc jednak olej dla leniwych nie istnieje :/ Zaoszczędzę więc na butelce FL i kupie sobie rozkuwacz i spinkę. I tak bym w końcu musiał. Przepuszczanie łańcucha przed szmatę nasączoną benzyną ekstrakcyjną to jednak na dłuższą metę nie jest rozwiązanie.
  21. Tadeus

    Robaczek

    Hah, za szybka zmiana tematu jak na mój zatarty rozum. Przez dobry moment się zastanawiałem jak ci ten lubrykant pomaga na owady Dla mnie to dzisiaj pierwszy dzień, w którym robale dały się we znaki. Wcześniej było ich równo zero, mimo że jeździłem po ich ulubionych terenach. No cóż, wszystko co dobre się kiedyś kończy. Ja w tym roku planuję przesiadkę z zielonego Finish Line'a na czerwony. Przynajmniej do czasu aż wreszcie zainwestuje w rozkuwacz i będzie mi się chciało shake'ować łańcuch.
  22. Tadeus

    Słonko

    Mistrzu, skrobnąłbyś jakiś wpis To pierwszy blog jaki zacząłem tu czytać i doskwiera mi brak nowych treści.
  23. Nie wytrzymałem w domu... Po pracy powinno się wypocząć, a nie kisić w takiej saunie. Wziąłem więc rower i... Ruszyłem nad Wisłę przewietrzyć się w rowerowym pędzie i przy okazji pocykać obiecane fotki z tamtejszych lasów łęgowych. Miała być krótka przejażdżka... A wyszło jak zawsze. Rower po prostu ma coś takiego w sobie, iż pcha ku dalszemu. Może to i przesada, by nazywać to zaraz przygodą, ale w człowieku odżywa uśpiona na co dzień chęć poznania, którą gdzieś tam w tyle głowy pamięta jeszcze z lat dziecięcych. Zaczęło się jednak całkiem zgodnie z planem, od ścieżek edukacyjnych we wspomnianych wcześniej lasach. Zwiedziłem też przystań promową (na drugim zdjęciu, w oddali widać już drugi brzeg Wisły) i dowiedziałem, że bezpłatny prom w tym roku pływa już od pierwszego maja (tylko weekendy i święta). To doskonała wiadomość, jeśli skusimy się na wycieczkę do Kampinosu, bo z tego co się orientuję po drugiej stronie zaczynają się jego szlaki. Przy okazji wśród drzew znalazłem też coś takiego: Czy to nie przypadkiem jakaś zagroda z tunelem przystosowanym do podstawiania pod niego klatki ze zwierzęciem? Ciekaw jestem co tam wpuszczali. Może moje kochane dziki? Na tym niby miała się skończyć wycieczka, ale pedały jakoś tak kręciły się prawie same, a myśl o zaduchu panującym w domu raczej nie zachęcała do powrotu. Wjechałem więc na wał i... To naprawdę piękna trasa. Ciągnie się i ciągnie... Nigdy mi się nie udało jej całej zaliczyć. Niestety, w pobliżu Tarchomina, gdzie ten szlak jest utwardzony zbiera się dość spory tłum spacerowiczów. No i rowerzystów. Czasem jest naprawdę tłoczno i nie wszyscy przepadają tam za przemykającymi użytkownikami rowerów, głośno wypowiadając swoje wątpliwości, czy to aby na pewno szlak rowerowy... Z tego co patrzyłem oznaczenia szlaku pojawiają się dopiero dużo dużo dalej, na mojej mapie jednak całość zaznaczona jest jako Velo Mazowia Prawobrzeżny... czyli jednak szlak rowerowy i piesi nie mogą mieć pretensji. Ale fajnie by było, gdyby dało się im to udowodnić znakiem, a nie jakąś tajemniczą mapą z internetu Dalej robi się bardziej dziko i pusto, ale pojawia się nowy problem, a wygląda on tak: Ciężko to opisać ale ta ścieżka jest wyjątkowo wąska i lejkowata. Starczy mała nierówność, by otrzeć bokiem opony równolegle o jej brzeg, a przez to, że są one lekko wzniesione i porośnięte sztywną, stawiającą opór trawą traci się na moment kontrolę nad rowerem. Trochę jak przy podjeżdżaniu bokiem pod krawężnik. Jakiś czas można spokojnie kontrolować kierownicę, by jechać centralnie, ale po parunastu minutach utrzymanie się na tym torze jest naprawdę niezłą sztuką. Wygląda jak nic, a jest wyjątkowo upierdliwe, szczególnie że fragmentami idzie przy samej krawędzi wału. Widziałem sporo mniej wprawnych (żeby nie powiedzieć niedzielnych) rowerzystów na szlaku, którzy mieli z tym spory problem. Nie chcąc wracać tą samą trasą zjechałem w przytulnie wyglądający lasek koło Jabłonnej, bo pamiętałem, że tam gdzieś były fajne ścieżki rowerowe. Niestety, urokliwy las, którym jechałem skończył się bezpośrednio jezdnią, po której z dość nieprzepisową prędkością mknęło naprawdę sporo samochodów (czarna kropa na mapie). Jak to na nie-dzielnego rowerzystę przystało, mina mi zrzedła. Zastanawiałem się chwilę, ale w końcu podkuliłem ogon, pamiętając, że kawałek wcześniej w lesie w odpowiednią stronę odbijała dzika ścieżka. Wróciłem do niej i okazało się, że to jakiś samochód wjechał sobie na chama głęboko w las kosząc wszystko na swojej drodze... hmmm... z mieszanymi uczuciami pojechałem jego niszczycielskim śladem, wiedząc, że w tej chwili wcale nie jestem lepszy od niego. I wtedy przejechałem młodą konwalię, która wyrastała z miejsca, gdzie jeszcze niedawno samochodowe koła zmasakrowały ściółkę... I dotarło do mnie, że kroczę Ciemną Stroną Mocy. Wróciłem się do jezdni i... Okazało się, że musiałem jechać nią tylko niecałe dwie minuty, bo zaraz za najbliższym zakrętem zaczynały się luksusowe ścieżki rowerowe Jabłonnej. Jak widać ostatecznie opłaca się postępować właściwie Na zakończenie wypada dodać, iż bardzo cieszę się, że wziąłem ze sobą wodę, czapkę z daszkiem i koszulkę z wysokim kołnierzykiem. Skwar na odkrytych fragmentach wału był naprawdę zabójczy i paru nieprzygotowanych rowerzystów, których mijałem wyglądało jakby zaraz miało paść trupem. A trasę oczywiście polecam, choć następnym razem wróciłbym pewnie tą samą drogą po wale i ominął epizod z Jabłonną
  24. Tadeus

    Nareszcie!

    Hah, też mieliśmy pomysł, by wrócić "eksperymentalnym" szlakiem przez las, więc pewnie skończyłoby się jak u was Ale miętcy jesteśmy i nie zaryzykowaliśmy. Teraz, przez te upały już pewnie całe urokliwe błotko wyparowało, więc raczej już brnięcia przez breję w najbliższym czasie nie nadrobimy
  25. Tadeus

    Dziękuję Ci Boziu....

    To nie jest takie proste. To związek bazujący zarówno na niechęci jak i na miłości. Jakże bym mógł mój zasłużony rowerek tak bez zapięcia zostawić? Toż byłaby to jawna zdrada wszystkiego tego co nas łączy! Na kupowanie lepszych części szkoda mi pieniążków. Ale jakby tak rower zupełnie zniknął? Wtedy nie byłoby wymówek i byłbym zmuszony zebrać pieniądze i kupić jakiś, by było na czym jeździć. A przy obecnych cenach, jak powszechnie wiadomo, nie opłaca się nabywać czegoś zbyt taniego, bo przecież wszędzie tyle okazji, promocji... Starczy tylko dopłacić stówkę, by mieć już o wiele lepszy sprzęt, a potem następną stówkę i jeszcze lepszy... Kupowanie roweru na słabym osprzęcie przy tylu okazjach to głupota... Więc musiałbym kupić jakiś lepszy... Taaak... Idę o zakład, że nic z tego nie wyjdzie:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...