Skocz do zawartości

Ranking

  1. forscher

    forscher

    Użytkownik


    • Punkty

      16

    • Liczba zawartości

      297


  2. nctrns

    nctrns

    Użytkownik


    • Punkty

      13

    • Liczba zawartości

      380


  3. sznib

    sznib

    Mod Team


    • Punkty

      11

    • Liczba zawartości

      10 595


  4. dfq

    dfq

    Użytkownik


    • Punkty

      10

    • Liczba zawartości

      773


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 01.11.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Bo dziś pracuję, to wczoraj trzeba było po pracy pokręcić
    9 punktów
  2. bo... kocham podróże na dwóch kółkach po Alpach
    8 punktów
  3. bo to fajna górka i świetna wycieczka była https://www.youtube.com/watch?v=VQ5oy_4gaqU
    8 punktów
  4. Bo w lewo Spalona, a pupa stłuczona
    7 punktów
  5. Wpisz sobie w forumową przeglądarkę frazę "gravel" i ciesz się 676 stronami treści. 🙄 Gdyby sztuka obsługi wyszukiwarki była ci obca, to proszę bardzo, zrobię to za ciebie. https://www.forumrowerowe.org/search/?q=jaki gravel&quick=1 Nie dziękuj.
    2 punkty
  6. na Wigry 3 też tri zaliczysz....ale chyba nie o to chodzi. Pod treningi i starty w tri kup sobie szosę. Możesz poszukać używanego karbonowego gianta tcra advance 1 lub 2 z lat 2017-2019 albo cos nowego....np. jakaś sensa na shimano 105 i alu ramie. Minus taki ze większość aluminiakow to raczej rowery endurance niż sportowe, ale w porównaniu do tego kandsa to i tak szybkie przecinaki... Nie wiem ile powinieneś jeździć, wszystko zależy od celu, planu i czasu jaki masz do dyspozycji. Ale na pewno powinieneś zaliczać treningowo dystans startowy choćby raz na jakiś czas.
    2 punkty
  7. Bo mostek nie całkiem drewniany (Sromowce Niżne - Czerwony Klasztor)
    2 punkty
  8. Cześć! Naszych szwajcarskich podróży część czwarta, tym razem Szlak Północ-Południe, czyli Nord-Süd-Route, numer 3 szwajcarskiego Velolandu. Oficjalnie to trasa z Bazylei do Chiasso, czyli dokładnie z północy kraju na południe, od granicy z Niemcami pod granicę z Włochami. Odwróciliśmy kierunek, żeby nie jechać pod słońce, a Chiasso zmieniliśmy na Lugano - ze względu na łatwy dojazd pociągiem. Obszerna relacja na Znajkraju, zapraszam serdecznie 👇 Szlak rowerowy Północ-Południe. Szwajcaria na lato (Znajkraj) W forumowej pigule z rowerowymi klimatami z trasy na pierwszym miejscu musi znaleźć się alpejska klasyka, czyli Przełęcz Świętego Gotarda. Ze stacji kolejowej w Airolo, obok której spaliśmy, na przełęcz do przejechania jest około 13 kilometrów w poziomie i do podjechania kilometr w pionie. W Alpach bywa więcej i dłużej, wiadomo, ale tutaj, z sakwami, to już jest i tak solidna rzecz do zrobienia. Klimatu podjazdowi dodaje sama droga - to zabytkowa trasa na przełęcz, powstała w okolicach 1830 roku, uważana za najdłuższy zabytek Szwajcarii. Czyli nienajmłodsza, niespecjalnie równa, choć na podjeździe nadal wciąż przyjazna, kostka brukowa, która ciągnie się przez około 10-11 kilometrów. I właśnie ten bruk to jeszcze jeden powód, dla którego lepiej tędy podjeżdżać, niż zjeżdżać, a przynajmniej z sakwami. Zakrętów z Airolo na przełęcz jest 39, więc sporo zabawy. Na szczęście, dzięki temu że równolegle, zwykle wyżej, nad Tremolą, biegnie szybsza, wygodniejsza, droga asfaltowa, Tremola jest niemal pozbawiona ruchu samochodowego. Wszystkie drogowskazy w okolicy prowadzą na przełęcz tym lepszym asfaltem, więc na Tremolę trafiają wyłącznie ci kierowcy, którym na tym bardzo zależy ze względów turystyczno-krajoznawczych, a tym samym jadą powoli, ostrożnie, nie odbierając komfortu rowerzystom. Nawet motocykli było mało podczas mojego podjazdu. Zaskakująca - dla mnie - obserwacja: na jakąś może nawet setkę rowerzystów, którzy wyprzedzali mnie w drodze pod górę i na kilku, których minąłem ja, aż jakieś 90% to były klasyczne rowery. Elektryków - kilka, zaledwie! W tym współczesnym rowerowym świecie, który tak bardzo rozwija się w stronę elektrycznego wspomagania, najwyżej co dziesiąty rower był elektrykiem. Większość rowerzystów to oczywiście szosowcy. Przełęcz Świętego Gotarda na fotach - chronologicznie, najbardziej lubię dwie ostatnie: Na przełęczy dużo ludzi, większość naturalnie z samochodów. Można coś zjeść, wypić, zrobić selfika z jednym z kilku pomników. Warto zobaczyć też pokaz filmowy w stosunkowo nowym muzeum - 20 minut ciekawej opowieści o losach przełęczy i jej okolic, w tym dużo o historii przewozów przez Gotarda, także o tunelach i innych kwestiach. Wszystko pokazywane równolegle na trzech ekranach z wykorzystaniem wielu starych zdjęć i nagrań. Patrząc z punktu widzenia szerszej dostępności takiej podróży przez Szwajcarię, warto wiedzieć, że wspinaczka na Przełęcz Świętego Gotarda nie jest elementem... obowiązkowym. Oczywiście, dla większości z nas to punkt rowerowego honoru, by podjechać samemu, wiadomo, ale jeśli za partnera macie partnera/partnerkę/dzieci, które nie widzą przyjemności w takim siłowaniu się z górą, to z Airolo na przełęcz jeżdżą żółte, alpejskie autobusy, które zabierają rowery. Warto pamiętać, że jeśli są wolne miejsca na haku, jechać można "z buta". Ale jeśli chętnych będzie więcej lub haki będą zarezerwowane, można zostać na przystanku z niczym. I dlatego wszędzie pod rozkładami rowerowymi widnieje informacja o rezerwacji miejsc na rower - wystarczy zadzwonić i po niemiecku lub angielsku zarezerwować miejsca do godz. 16 poprzedniego dnia. Sam szlak jest przeważnie prowadzony "po szwajcarsku", czyli opłotkami, cichymi drogami, często leśnymi, naturalnymi lub szutrowymi drogami. Szwajcarzy stawiają na kameralność turystyki rowerowej, odsunięcie od ruchu samochodowego, a gdy nie ma wyjścia, prowadzą rowerzystę po drogach publicznych, ale wtedy niemal zawsze po malowanych pasach w jezdniach. Na zdjęciach widać żółty kolor linii - w Szwajcarii to kolor pieszych i rowerzystów, łatwo więc i kierowcom, i nam rozróżnić pieszo-rowerową infrastrukturę na drogach. Dodatkowo, gdy rowerzysta znajduje się w miejscach szczególnie niebezpiecznych, pasy rowerowe malowane są na czerwono, zwracając uwagę na naszą obecność. Fajne! Z krajów Europy po których jeździmy, to chyba właśnie ten szwajcarski schemat jest tym, w którym widać największą dbałość o nasze - rowerowe - bezpieczeństwo. Kilkukrotnie trafiamy też na specjalne, wąskie lewoskręty dla rowerzystów, kilka razy jedziemy po drodze "dwa minus jeden" - ostatnie zdjęcie: Niestety, o ile na innych przejechanych przez nas szlakach, jak Szlak Renu czy Szlak Jezior, jest prawie w 100% bezpiecznie i spokojnie, w tym po infrastrukturze jak wyżej, to na Północ-Południe zauważalną część przejeżdża się jednak w pełnym ruchu samochodowym. Z prostego powodu - są miejsca, gdzie nawet Szwajcar nie da rady odizolować ruchu samochodowego od rowerowego, kwestia topografii. I jest tak: - w dwóch miejscach po kilka kilometrów na podjeździe między Giornico a Airolo, - na zjeździe z przełęczy Gotarda do Hospental, - na zjeździe z Andermatt w kierunku Jeziora Czterech Kantonów. Wszędzie tam jest wąsko, czasem stromo i nie ma innego wyjścia, trzeba to przejechać. Albo wsiąść w żółty autobus. Wśród zdjęć malowanych pasów pojawia się Axenstrasse - to droga poprowadzona w skałach nad Jeziorem Czterech Kantonów. Obecnie samochody jadą "nowymi" tunelami, wydrążonymi w skałach, a rowerzyści po dawnych drogach często wykuwanych ze skał nad wodami jeziora - piękny kawał trasy i nie mogę sobie wybaczyć, że uznałem, że jest zbyt ciemno na latanie dronem i mam tylko takie foty z roweru. To drugi najładniejszy fragment trasy po podjeździe pod Gotarda. I to na tym odcinku okazuje się, że trwa remont Axenstrasse i druga jej połowa jest niedostępna. Przy drodze pojawia się jednoznaczna informacja - zakaz jazdy dla rowerzystów, który zwraca naszą uwagę na tablicę, która okazuje się rozkładem jazdy busa komunikacji zastępczej dla rowerzystów. Akurat tam śpimy, więc rano zjawiamy się na przystanku i przyjeżdża po nas busik z przyczepą. Jedziemy łącznie w dziewiątkę. I jeszcze pociąg, którym dostaliśmy się na start naszej trasy, czyli InterCity z Bazylei do Lugano. Tak wyglądał przedział rowerowy - wyjątkowo estetyczny, czysty, z wykładziną, podświetlanymi półkami, dużymi symbolami na ścianach. Do dziś mam skojarzenia bardziej z wnętrzem mieszkania, niż "po prostu" aranżacją pociągu dalekobieżnego. Można? A na koniec parking rowerowy przed dworcem kolejowym SBB w Bazylei, właściwie pod Placem Dworcowym. To 800 płatnych i 800 bezpłatnych miejsc rowerowych, także boksy rowerowe, z kilkoma wygodnymi wjazdami z różnych stron i - jak w pociągu - z estetyką na dużym poziomie. Jeśli jedziecie na pociąg od strony Renu i Starego Miasta, przez parking można przejechać w drodze na pociąg i obejrzeć sobie wygodnie cały obiekt. Na pierwszym zdjęciu widać wjazd na parking, a w tle dworzec z flagą Szwajcarii - całą tę odległość pomiędzy wjazdem a dworcem zajmuje podziemny parking rowerowy. Pozostałe wrażenia na Znajkraju, zapraszam 👇 https://www.znajkraj.pl/szlak-rowerowy-polnoc-poludnie-szwajcaria-na-lato Bardzo polecamy Szwajcarię na rowery. Z turystyką rowerową jest tu tak samo jak z zegarkami, serami, komunikacją... Top! 💚 Szy.
    1 punkt
  9. A po co są obecnie zakładane szerokie gumy np. w XCO ? To może nieco niefortunne porównanie, bo technicznie to czasami dawne enduro, albo i lepiej - patrz np. błotne strome zjazdy w Leogang, gdzie część zawodowych kolarzy sprowadza, albo leci przez kierę... Szerszy przód ma poprawić przyczepność w zakrętach. Trudniej opanować uślizg przodu, więc w ten sposób minimalizuje się to w pewnym stopniu. Tam gdzie jest nieco łatwiej technicznie (pojęcie względne - dla doświadczonego zawodnika już łatwo, a dla sezonowego casuala nadal trudno), a np. rama nie pozwala założyć dajmy na to 2.4", tam można nieco poprawić chociaż przyczepność przodu, bo amortyzatory mają większy zapas miejsca na szerszą oponę. Może nie każdemu to potrzebne do szczęścia, ale jest na pewno grupa osób, która z tego korzysta i docenia takie rozwiązanie. Przód ma też z reguły niższe ciśnienie, a im szersza opona, tym predyspozycje w kierunku jego obniżenia są większe, albo raczej przy takim samym ciśnieniu będzie lepiej pracowała od swojego węższego odpowiednika, co jest na plus. Producenci nie montują opon różnej szerokości tylko dla tzw. picu, i nie robią tego z powodu braków magazynowych szerszych opon na tył, czy węższych na przód
    1 punkt
  10. Mam nadzieję, że to literówka i nie ważysz 186kg, bo to bardzo utrudnia zakup. Jak córka kupowała gravela w tym roku, to też chciała za 6000, a okazało się, że trzeba 7000, ale teraz jesień, może jakaś promka. Poza dopisaniem się do wypowiedzi Spidellego, dodam, że poza właściwym typem gravela, warto mieć takie atrakcje jak gravelowy, a nie szosowy napęd i hamulce hydrauliczne (no chyba, że jakieś wybitne mechaniki). Córce zależało na właściwościach terenowych, wybrała Rondo Mylc - jeden z tych progresywnych - długich rowerów. Jest super zadowolona po fajnym sezonie.
    1 punkt
  11. Nowy silnik EP8 kosztuje 2,8k aktualnie. Z fakturą na alledrogo. Dalej twierdze że wolałbym po 3 latach wymienić silnik na nowy niż co roku ładować 1k na serwis. Ale tak jak wcześniej pisałem, to mój wybór i nikogo do niego nie namawiam. Przy okazji, Tobo to zrozumiałe, że skoro masz serwis to wpadają Ci silniki do naprawy. Jaki jest ich stosunek ilościowy do wszystkich okolicznych działających? odwieczne pytanie- warto serwisować ( takie niby ubezpieczenie) czy nie? Wybór należy do użytkownika oczywiście.
    1 punkt
  12. Czyli jak kiedyś tak przepuszczałem na podjeździe i przez to zwaliłem się do rowu, to bałem się o życie i zdrowie? Wiesz, jakaś uprzejmość i rozsądek jednak na drogach nadal istnieją. Mimo wielu zestresowanych i śpieszących się, to jednak normalni też są. Trochę o czymś innym pisałem. W Hamburgu zdarzyło nam się iść grupą po ścieżce rowerowej, był normalny dzwonek, zeszliśmy, problemu nie było. W tym samym miejscu inna osoba jechała rowerem po jezdni (jakaś boczna droga) i nikt nie miał z tym problemu. Generalnie ludzie tam przestrzegają zasad, ale jak są jakieś drobne przewinienia to nie ma takiego oburzenia jak u nas. Ogólnie na drogach widać mniej stresu, jest spokojniej. Jak tam z przekraczaniem prędkości nie wiem. Z biletami pewnie różnie, bo by nie było tak szczelnych bramek np. do metra (zdarzyło mi się widzieć jak ktoś skakał przez nie). Doświadczenia z jazdy za granicą mam z Czech i widać różnicę. Ludzie spokojniej wyprzedzają, nie pchają się tak blisko jak u nas.
    1 punkt
  13. Przepraszam, wygłupilem się nie doczytując ostatniego akapitu! W rowerach XC to pewnie masz rację.
    1 punkt
  14. .To ma być absolutnie podstawą. Kojarzysz fakapy brose? Na ile (czasu) obliczasz swoją cierpliwość przy czekaniu na rozpatrzenie reklamacji czegoś czego nie możesz podmienić i czego (nadal) w naprawie nie ogarnia 99% sklepów sprzedających elektryki? Skąd 3 lata? Żaden silnik który serwisowałem i który wymagał naprawy nie miał 3 lat. Miał raczej przebieg. Dla mnie 3 lata oznaczałyby ok 25 tysięcy km. Żaden E który trafił do mnie na serwis nie miał nawet połowy tego mimo że ich część miała więcej lat niż moje. Żaden silnik który otwierałem nie pozwalał stwierdzić że nie wymagał przynajmniej serwisu konserwacyjnego. Wymagały z reguły więcej. Kilka innych elektryków miało dość obszerny serwis I były ogólnie w stanie "średnim", właściciele nie chcieli nic z nimi robić; jednak stan całości w moim przeczuciu zdecydowanie wynagal też serwisu silnika. Od 10 lat mam styczność z gotowcami i nie powiedziałbym że kryterium serwisu jest daleko na liście priorytetów. Podam ci kilka sytuacji które możesz brać pod uwagę jako część zabawy w zakup E. 1. Kupujesz rower X. Reklamujesz jakiś komponent Y. W większości przypadków jak to ogarniesz? Wszystkie części, poza uszkodzeniem ramy, możesz podmienić i jeździć. Jeśli masz jakiś problem z elementami systemu elektrycznego to przypuszczam że w większości sklepów w Polsce poza jakimiś z giga przerobem na stanie nie mają nic co mogliby ci udostępnić. Ty też raczej nic z tych zabawek nie masz. Inne ciekawostki 2. Zmam dwie osoby które od kilkunastu lat (jedna z nich prawie 30) zajmują się sprzedażą. Elektryków od kilku. Ani jedna ani druga nie wykonałaby serwisu silnika. Dopiero biorą to pod uwagę przyszłościowo. 3. Sprzedawałem rowery pewnej firmy. Były na produktach 2 firm , wyższe modele na shimano. Zadałem pytanie właścicielowi/mojemu szefowi: jak wygląda obsługa gwarancyjna czy łatwość ogarnięcia napraw rowerów które mamy na shimano? Jego odpowiedź: łatwość zerowa. Dlaczego? Bo całkowita ilość komponentów Shimano którą udało im się pozyskać na rok 2024 to te które zamontowali w wyprodukowanych rowerach. Nie mają na stanie ani sztuki komponentu na podmiany gwarancyjne. Czyli jak wygląda reklamacja? Wygląda jak wymiana roweru albo zwrot pieniędzy, raczej to drugie. Żaden nie jest skomplikowany w naprawie z punktu widzenia czynności serwisowej. Jednak przynajmniej to z czym miałem styczność naprawę traktowano jako wymianę. Zakładając że sklep X jest autoryzowanym sprzedawcą jakiejś marki producent roweru współpracując z producentem systemu wspomagania mógłby bez problemu przeszkolić pracowników do wykonania obsługi serwisowej i napraw silników. Nie jest to ani skomplikowane ani bardziej czasochłonne niż np serwis widelca. Montaż i demontaż w obu przypadkach trzeba wykonać. Sam serwis silnika nie wymaga narzędzi innych niż wymiana łożysk maszynowych w piastach. Jest prostszy niż wymiana łożysk w wielu ramach fs. Widziałem różne cuda i od nastu lat mam styczność z zapewnieniami producentów i one zeroprocentowo przekładają się na realia. Powtórzę jeszcze coś: ja nie jestem powiązany ze sprzedażą rowerów czy czegokolwiek innego. Jestem w łańcuchu handlowym na końcu bo trafia do mnie to co ktoś inny sprzedał bądź odsprzedał. Nie ma znaczenia czy komuś coś polecę bo z typowego handlowego punktu widzenia - niewiele ode mnie zależy. Moje opinie na temat czegoś zawsze są zdeterminowane aspektem używalności i bezproblemowości w eksploatacji. Problem z komponentami systemu jest taki że nie da się ich zamienić na alternatywy. W przypadku silników do niektórych z nich dostępnych jest wiele części, do innych tylko niektóre, co w przypadku problemów komplikuje przywrócenie do życia. Pozostaje kupno używki z całym zakresem ryzyka lub nówki za kupę kasy. Co ciekawe - zabójcą silników nie jest eksploatacja jako taka tylko brak serwisu. Czytając sugestie tych którzy się tym stale zajmują to mechanicznie te silniki nie podlegają zużyciu jako takiemu jeśli zadba się o ich ochronę przed penetracją przez wodę. Wtedy realnie to co twierdzi producent - kilkadziesiąt tysięcy km - jest bez problemu wykonalne. Wyjątek z dużych producentów to yamaha ze względu na rodzaj smaru. Sam aspekt serwisować czy nie wg mnie jest absurdalny - zakładając że to dość skomplikowana miniaturowa maszyna. Elektryk to powiedzmy te minimum 10 tysięcy wzwyż - koszt przeglądu to (takie info znalazłem w Polsce) 200-300 pln. To niewiele zakładając ile kosztuje taki rower i że za oczywiste uznaje się konieczność okresowych serwisów wszystkiego co fp niego przykręcone, włącznie z serwisem zero amortyzacji czego większość użytkowników już nawet nie kwestionuje (jakkolwiek jest to absurdalne). Przyjmijmy że kupujesz fulla za 20 tysi i weźmiesz pod uwagę sugestie zaawansowanego serwisu zero: amortyzacja, stery, piasty, naciąg szprych, dropper, odpowietrzanie hamulców (?) . Co generuje koszt powiedzmy 1000. Można przyjąć że, z doświadczenia ludzi, ma to spory sens. Nie widzę powodu dlaczego takiego sprawdzianu nie miałby zaliczyć silnik. Czy ma to sens? Nie mi to oceniać bo ja gotowcami nie jeżdżę. Osobiście bym to zrobił kupując używkę. To tyle
    1 punkt
  15. Mając okazję zwiedzić kilka miast w krajach o dużo lepszym poziomie kultury drogowej mam nieco inne spostrzeżenia. Np. szokiem była obserwacja jak w Paryżu piesi masowo szli na czerwonym (nie przez główne i ruchliwe drogi, przez boczne jak nic nie jechało), takim samym że zielone dla pieszych zapalało się równo z czerwonym dla samochodów i faktycznie kierowcy równo stawali, a nie późne zielone bo zdążę. W Anglii widziałem dwupasmową drogę, z murkiem na środku, który co jakiś czas miał przerwę, żeby dało się przejść na drugą stronę i nie, nie były to przejścia dla pieszych. Różnica między rozwiniętymi społeczeństwami, a "dzikimi" jest w podejściu do tych przepisów. Tam gdzie kultura jest niska, to przepisy są łamane masowo, w sumie bezrefleksyjnie. Z drugiej strony jest bardzo ostra krytyka łamania, wręcz wynoszenie przepisów do świętości. Tam gdzie kultura jest wysoka, przepisy generalnie są respektowane, ale też nikt nie robi problemów, nie burzy się jeżeli się je z rozsądkiem złamie. Generalnie jest też więcej spokoju na drogach, mniej stresu.
    1 punkt
  16. Bo kolejny kawałek gruntówki wyasfaltowali
    1 punkt
  17. Bo pierwszy raz w górach na nowym rowerze
    1 punkt
  18. Bo z górki na pazurki jeszcze szybciej (jez. Czorsztyńskie)
    1 punkt
  19. 1 punkt
  20. Ataki paniki to nie temat do przegadania na forum. Jasne, można wymienić się doświadczeniami, sposobami radzenia sobie, ale nic nie zastąpi wizyty u lekarza. Czasami trzeba odwiedzić dwóch, trzech, dziesięciu... ale nie można tego zaniedbać. Życie jest krótkie, szkoda, aby strach nas blokował Mam nadzieję, że u autorki posta jest już OK.
    1 punkt
  21. Ewidentnie kłopoty autora tematu nie mają nic wspólnego z rowerem poza tym,że akurat miał na nim atak paniki .Mam nadzieję,że poszedł z tym do lekarza bo porady randomów z internetu to słaba opcja.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...