Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 10.01.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
7 punktów
-
opracowałem kolejny plan tegorocznej wprawy rowerowej po Europie.. tym razem Tour de Austria z zahaczeniem o Węgry, Słowenię i północne Włochy. 🤠4 punkty
-
4 punkty
-
Dawno po czterdziestce, czwórka dzieci, pies (i królik, wąż, żółw, patyczaki, rybki ale na szczęście nie spacerujące), dom, ogród, etat…jeżdżę może 10% tego co kiedyś ale i tak załapałem się na foty Sobka. Zmontowałem sobie kilka retro rowerów, bez biegów, w głupiej konfiguracji i badam nieznane. Skoro nie mam czasu na ulubione traile przez cały dzień to szukam jakiegokolwiek zamiennika. Godzina na sztywnym singlu z 41c po mokrych liściach sprawia, że jestem turbo-zgrzany. Wyjazd z dzieckami też daje frajdę choć zostawia pewien niedosyt, dam im jeszcze kilka lat zanim ich zrzucę z Rychleb ale na razie szukam innych pozytywów (pierwsze wheelie, stoppie, przejazd po wymagającej linii itp.). Występowałem w lokalnej podstawówce przed czwartoklasistami jako mechanik i trener przed egzaminem na kartę rowerową. Błyszczące gały dzieciaków jak ogarnęły przerzutki to złoto! Pracuję (jeszcze) z rowerami, więc w pracy też się karnę parę minut. Miałem podobne rozterki co AT na początku kariery rodzicielskiej, ale należy zdać sobie sprawę z ciągłego progresu życia, regresu sprawności ze względu na wiek…nikt nie będzie szaleć jak student w wieku emerytalnym, więc trzeba zaakceptować i zaadoptować się do nowej sytuacji bez zbytnich emocji. Im jestem starszy tym mniej śpię, polubiłem nocne rajdy już jakiś czas temu - ulubione trasy nocą żrą inaczej, polecam! Dobrze tez kilka osób napisało - daj sobie zatęsknić do roweru. A zima to chyba najgorszy czas na takie rozterki. Dajcie se na luz do Marzanny i powinno być lepiej. Kilka dni, tygodni, miesięcy bez dwóch kółek sprawią, że wrócisz z nową weną na bajka. A jak nie to po co się oszukiwać, nie wszystko trwa wiecznie, jak się odpuściło i nie wróciło to tak miało być, et voila! I poślijcie dzieci do szkoły z internatem jak nadal czasu mało 🤡4 punkty
-
Pozwolicie, że i ja wrzucę tu swoje trzy grosze bo zauważyłem, że gro wypowiadających się tu osób ma już za sobą swoją pierwszą młodość i dumnie prezentuje czwóreczkę w swoim wieku, a do takich i ja należę. Na rowerze jeżdżę z różną intensywnością od siódmego roku życia. Był czas (szkoła średnia, studia), gdy robiłem rocznie kilkanaście tysięcy km trenując, startując w zawodach i walcząc o każdą urwaną sekundę na podjeździe na Przełęcz Karkonoską. Był też taki, gdy w ciągu roku tych kilometrów było zaledwie kilkaset. I nie wynikało to z niemożności częstszej jazdy, bo tak sobie życie poukładałem, że typowe "przeszkadzajki" (bez urazy dla posiadaczy takowych), czyli żona, dzieci czy praca po 12 godzin dziennie mnie się nie tyczyły i nie tyczą do dziś. Nie łapałem również w tym czasie żadnych poważnych kontuzji, które przeszkadzałyby mi w realizowaniu mojej pasji, którą był i do dziś jest rower. Tak naprawdę jedynym powodem tych wahań było znudzenie. Tak, nawet największa pasja może się w którymś momencie znudzić. Jeszcze kilka lat temu miałem podobne rozkminy wewnętrzne jak wielu z Was zapewne miało, ma, albo mieć będzie, że jak to ja, taki wielki fan kręcenia na rowerze budzi się nagle w piękny słoneczny dzień, patrzy przez okno na góry, lasy, schodzi do garażu, patrzy na te wszystkie rowery i kompletnie nie ma ochoty ich dosiąść? Przecież coś musi być ze mną nie tak! Pewnie to praca mnie zmęczyła. Albo rodzina. Albo sytuacja w kraju. Albo rower już ma trzy lata i trzeba go zmienić. A może to wina sąsiadki, bo ruda i krzywo na mnie spojrzała... Szukałem powodów wokół i nawet przymuszałem się to tego, żeby jednak nakręcić choć kilkanaście km z nadzieją, że może mi najdzie ochota, ale to działało odwrotnie - im bardziej wmawiałem sobie, że muszę, tym mniej mi się chciało. I któregoś dnia odpuściłem. Powiedziałem sobie że trudno, że czas roweru minął, że może pora poszukać innej zajawki. I to była jedyna słuszna decyzja. Po paru miesiącach ochota na rower zaczęła wracać, sama z siebie. I tak rozpędza się powoli do dziś. I wiem, że nie wrócę już do tych kilkunastu tysięcy km rocznie, ale w ogóle za tym nie tęsknię. Czerpię radość nawet z kilkunastu kilometrów, bo przy okazji zrobię jakąś fotkę, albo rozbiję sobie hamak, usmażę kiełbaskę na ognisku. I nie panikuję, jak w ciągu miesiąca ani razu nie wsiądę na rower. W życiu tak po prostu bywa, że czasem chce się bardzo, a czasem w ogóle. Wiem, że ten wpis nie do końca jest odpowiedzią na problem założyciela tematu, bo jemu ciągle się chce, a nie bardzo wie jak, ale pomyślałem, że takich którzy wiedzą jak, mają czym, ale im się nie chce też znajdzie się pewnie kilku. I taka rada na koniec - jak już Was najdzie ta niechęć i stwierdzicie, że koniec z rowerem, to wstrzymajcie się parę miesięcy ze sprzedawaniem swoich rumaków, bo później wydacie cztery razy więcej jak będziecie chcieli wrócić do poziomu sprzed "kryzysu". A prawdopodobieństwo, że wrócić będziecie chcieli, jest wielce prawdopodobne.4 punkty
-
4 punkty
-
3 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Czołem. To będzie luźny upust myśli, może coś będziecie chcieli dorzucić od siebie. Od lat mniej więcej 10 jeżdżę rowerem. W 2012 kupiłem miejski rower, w 2013 zbudowałem sobie single speeda typu vintage, potem poszło: szosówka, potem szosówka na Columbusie, potem przełajka, potem XC, potem trailówka, potem znowu przełajówka przerobiona na gravela... Zawsze miałem 2 czynne rowery, nieużywane sprzedawałem. Nie wyobrażam sobie generalnie życia bez roweru. Jarało mnie bardzo jeżdżenie daleko, mocno, w dzikie miejsca i na nowo złożonych rowerach. Bo sam je składałem. Tak się złożyło że w 2017 urodziło mi się dziecko. No i już tego czasu tyle nie było więc rower poszedł w kąt. Do dziś nie mogę wrócić ani do formy ani tej radości z jazdy. Tak jak to wspominam zawsze lubiłem tę swobodę jaką daje rower i dlatego te rowery z szosowych przeszły w bardzie terenowe. Jak miałem zajawkę żeby pocisnąć "trening" - brałem coś szosowego. Jak poeksplorować - MTB. Trochę się ścigałem, ale napinka na wyścigach to nie moja bajka. Jeździłem z grupką, ale tam też napinka. Sporo patrzyłem w Stravę ale głównie dla własnej radochy że cośtam szybciej przejechane. Był też aspekt zdrowotny. Od studiów w zasadzie miałem i mam pracę siedzącą. Forma zaczęła rosnąć, choć przyszły inne problemy - alergia, drogi oddechowe. No ale jeździłem dużo, w szczytowym sezonie pod 10 000 km rocznie. Ale znów, taka forma ruchu jest fajna, ale jednostajna. Nie jest wskazane żebym po pracy dalej siedział. Powinien raczej chodzić i raczej dźwigać i dbać o mobilność, siłę i sprawność. Wszedłem mocniej w kalistenikę i trochę w kettle i to jest me-ga-dob-re dla mnie. Takie 2-3 treningi w tygodniu, ale bardzo ciężko utrzymać regularność. Ale bez tego od razu czuję że organizm domaga się ruchu. Niestety, dużo częściej jestem przeziębiony bo mi dzieciak przynosi regularnie jakieś mikroby. Poza tym, czas leci, mam prawie 37 lat. Formy już nie mam takiej jak w 2015 choć jeżdżę codziennie bo to mój jedyny transport. Organizm nie regeneruje się też tak szybko więc i jeżdżenie musi być utemperowane. No i tu dochodzimy do punktu w którym jestem dziś. Chciałoby się jeździć więcej, ale forma nie ta a są inne priorytety. A dodatkowo, jak wsiadam na rower, to wiem, że zaraz muszę wrócić na chatę, a jednocześnie takie zajeżdżanie się bez treningu powoduje że następnego dnia będę zombiakiem. Nawet nie mam pewności że uda mi się wyspać bo do tego nie mam warunków w mieszkaniu. Żona ma inny tryb życia trochę, dzieciak mnie budzi w nocy jak przychodzi chociaż ma 6 lat. A jeszcze jest robota w której też trzeba ruszać głową, więc każde niedospanie powoduje duże straty w efektywności. Jestem ciekaw czy któryś z zacnych weteranów to przerabiał i jak z tego wybrnęliście. Ja najbardziej liczę, że jak się niedługo przeprowadzę to i miejsce do spania będzie lepsze. Ale czy jeżdżenia będzie z tego więcej? To może czas na nowy rower?1 punkt
-
Właśnie się kapnąłem, że odpowiadam nie tej osobie , co trzeba. Mea culpa...1 punkt
-
Miałem obie. Terra Trail jest dużo bardziej przyczepna. Różnica widoczna w terenie i szczególnie na mokrych nawierzchniach ( nawet asfalcie). Thundero za o bardziej żywotna i cichsza na asfalcie. Na szutrze sytuacja się odwraca bo Tufo sypie piaskiem po ramie jak głupia. Co do odporności na przebicia to na Conti nie złapałem nic ( chociaż po sezonie było widać dużo pocących się śladów). Na Tufo jedna większa dziurka zatkana knotem.1 punkt
-
Żeby wkładka była na właściwym miejscu i się nie przesuwała. Bez szelek należałoby jedną ręką trzymać kierownicę a drugą podciągać spodenki z tyłu. Spodenki najlepiej zmierzyć przed zakupem.1 punkt
-
Może i starczają jeżeli jeździsz tak, jak opisałem to w pierwszej odpowiedzi. Jeżeli ktoś potrafi obsługiwać manetkę przerzutki to nie zajedzie nic w tysiąc kilometrów. Co do Foxa: tak rythm to kiepski amor, lubi się wycierać anoda, więc trzeba robić regularnie serwisy, ale mimo wszystko, jakość pracy w stosunku do 35, którego po prostu nie da się dobrze ustawić to przepaść.1 punkt
-
Co do samej marki to Ci konkretnie nie odpowiem, bo ani ja ani nikt z moich znajomych radonów nie mieli. Oczywiście to kwestia samej ramy bo reszta to wolna amerykanka, ale chyba to rozumiesz. Dobre jest to, że nie mają prowadzenia linek przez stery, za to wielki plus i unikaj tego jak ognia. Odesłałem Canyona z tego powodu, większość rowerów z tym systemem ma stery Acrosa które są tak gówniane, że głowa mała i niczym nie da się ich zastąpić. Jeżeli chodzi o fulle, ich geometria jest nieco zacofana względem marek droższych, ale nie sądzę aby w twoim wypadku miało to wpływ na wybór bo w towim wieku już nie sądzę abyś atakował tym trudne trasy o kolorze czarnym. Za to będą po prostu wygodne do szwędania się po bardziej płaskim terenie. Chyba odpuścił bym teń tańszy model ze względu na RS35 i SRAM NX, rozumiem, że ktoś może byc mało wymagający, ale będą cię te 2 rzeczy mocno irytować. Hardtail jak hartail, taki jak wiele ich na rynku, tu patrzyłbym tylko na osprzęt i jego stosunek do ceny roweru. Co do silników, na Boshu nie jeździłem, więc się nie wypowiem, choć słyszałem dobre opinie o tej generacji ich napędu. A do samej idei zakupu elektryka - zachęcam, ludzie pieprzą różne głupoty ale w rękach kogoś kto umie się nim posługiwać, to cudowne narzędzie. Są oczywiście typy ludzi którzy cisną na najmniejszej zębatce na turbo z kadencją 10rpm i narzekają, że 25kmh to za mało i w ogóle seryjne elektryki to szajs, lepiej zrobić własnego ulepa na Bafangu - jeżeli się (mam nadzieje ) do nich nie zaliczasz, będziesz wniebowzięty.1 punkt
-
Ze strony Rock Shox: RockShox products are designed for optimal performance in temperatures ranging from 0° C (32° F) to 38° C (100° F). As temperature affects performance, some adjustment of air pressure and damping may be required within this range. Product performance will degrade in temperatures outside this range. RockShox products are not recommended for use in temperatures below -12° C (10° F) and above 49° C (120° F). https://suport.rockshox.com/hc/en-us/articles/4412304124187-Why-does-my-RockShox-suspension-fork-not-work-well-in-temperatures-below-freezing-1 punkt
-
1 punkt
-
Materiał Endurofiny o plecaku Evoca i jego kieszeniach na pasach biodrowych gdzie się ponoć idealnie mieści w jednej dron a w drugiej sterownik. Oczywiście mówię w odniesieniu do plecaka i to dużego na wyprawy i to raczej MTB ale może komuś się przyda info - minuta 13:55.1 punkt
-
Polecam po prostu komplet. Są super szybkie, w miarę odporne na przebicia, zakładanie/zamleczanie banalne. Ja w tym roku przeszedłem na 45mm dla komfortu ale u mnie trasy raczej odwrotnie niż u Ciebie.1 punkt
-
To wrzucę swoje 3 grosze. Tył Tufo Thundero skończył się po 5 tys km. Kupiłem Tufo Swampero HD 40mm, mam na nich ok 2k przejechane. Na razie żadnych wad nie potrafię wskazać. Jeszcze nie przebiłem dętki, bieżnik jest znacznie wyraźniejszy i to pomaga w terenie, a jednocześnie nie czuję tego na asfalcie. Nie było żadnego wrażenia kowadła po przejściu z Thundero. Na dodatek zakładało się je wyjątkowo łatwo. Nie wiem jak z mlekiem. Właściwie jedyną wadą jest ich dostępność, wtedy kupowałem w sklepie producenta w Czechach.1 punkt
-
@grudazone Terra Trail są całkiem spoko. Tyle, że u mnie tył się zużył po ok 3000 km. Dawały radę w różnych warunkach. Był tylko problem i po zamleczeniu dość długo opona się pociła. Poza tym musiałem do 2 dni dopompować Finalnie temat ucichł i teraz spokojnie mogę dobić raz na kilkanaście dni. Poza tym ok. Skoro się zużyły to kupiłem Pirelli Cinturato Gravel H o szerokości 45. Będą montowane na wiosnę.1 punkt
-
1 punkt
-
45% dni rodzinka razem, 20% dzieci z Tatą, 20% dzieci z Mamą, 15% dzieci z Dziadkami... co przekłada się na dajmy na to 5 godzin tygodniowo na indywidualny rower, 1 godzina basen plus dajmy na to 1,5 godziny siłownio-rehabilitacji i 0,5 godziny biegania. Do tego dochodzi nielimitowany czas na wycieczki z przyczepką https://photos.app.goo.gl/rZmeBUCVjzANTLKx7 i 2 godziny chodzenia z dziećmi na ich "treningi" do szkoły pływania. Sportu mi nie brakuje*. *choć pierwsza jesień Syna w przedszkolu sprawiła że od października do grudnia byłem w zasadzie ciągle chory, więc dopiero zaczynam nadrabiać. Dzieci 1 i 3 lata, po zakończeniu karmienia Żona sobie pojechała z koleżanką w góry i wiosną planuje powtórkę, ja mam ustawione dwa wyjazdy w góry na rower bez dzieci. Da się żyć 😉1 punkt
-
Swego czasu za młodu jeździłem w takich i niższych temperaturach.Mój rekord to -20 na termometrze .Po godzinie-dwóch literalnie wszystko zamarzło .Amortyzatory ,linki w przerzutkach i hamulce .A na końcu ja .Szkoda by mi było sprzętu na takie warunki.Nie bez powodu wielu z nas na zimę ma zimówki .1 punkt
-
Ja w sumie nie pytam o radę, bo wiadomo, życie nie jest jak rower, że wymienisz jedną przerzutkę na inną i działa to lepiej. Bardziej byłem ciekaw jak w oryginalnym pytaniu, jak inni sobie to wewnętrznie poukładali. Wiecie, taka zwykła rozmowa. Zdjęcia Sobka chyba najlepiej to oddają jak to zrobić dobrze bo wszystkie mordki uśmiechnięte 😁😁😁 To chyba nie jest narzekanie a stwierdzenie obiektywnego faktu: chciałbym więcej niż realnie mogę czasowo ogarnąć. Skoro pracuję to w kwestii sportu muszę starać niwelować efekty siedzenia w pierwszej kolejności. Za nic bym tej mojej rodzinki nie zamienił1 punkt
-
A tak zupełnie na poważnie to rower czasem jest przyjemnością, a czasem nie…. lepiej pożądać i nie móc , niż móc i nie pożądać :)))) Przynajmniej w kwestii roweru1 punkt
-
A co mają powiedzieć dziewczyny? Facet zwany mełżem o intelekcie żaby gra nocami w strzelanki, , dwójka ssaków w pampersach, pasożytów, jeszcze pies albo kot , siostra z bliźniakami, i teściowa hegemon o uroku elektrowozu… i taka dziewczyna dzieci i męża ogarnie, wysprząta ugotuje wysuszy włosy zrobi pracę zdalną, napisze siostrze rozdział doktoratu, a nie przepraszam między 5:30 a 6:30 zanim dzieci wstaną skoczy na szosę żeby potrenować… i … nie narzeka :))) Na marginesie pro- i rekreacji : z jazdy na rowerku tak jak z przytulania do misia czasem się wyrasta… i trzeba się z tym pogodzić. Wróci chęć na rower- wrócimy ma rower, nie ma co się zadręczać. 😛 do przytulania do misia jednak nigdy nie wróciłem, o choroba , co będzie z rowerem … hmmm1 punkt
-
@JWO czyli niby rodzina nie ma dużego wpływu na narzekanie, ale jak się jej nie ma, to zamiennie będzie ktokolwiek/cokolwiek innego. Zatem lepiej narzekać na rodzinę i sąsiadkę, czy samą sąsiadkę? 🙂 Ponadto założyciel sam jasno napisał o dość klasycznym przypadku, który obserwuję u wielu znajomych: "Tak się złożyło że w 2017 urodziło mi się dziecko. No i już tego czasu tyle nie było więc rower poszedł w kąt. Do dziś nie mogę wrócić ani do formy ani tej radości z jazdy." Jeśli napisanie takiego zdania na forum nie jest narzekaniem, to czym? @Mentos haha, nie aczkolwiek jak już poruszasz ten temat to widzę to jak w jednym ze standupów. Też lubiłbym dzieci, gdyby przychodziły do mnie raz w tygodniu, na godzinkę. Śpiewały, że jestem za(..)isty, dawały a nie brały kasę i później od razu wracały do swoich domów.1 punkt
-
Lepkość oleju zmienia się z temperaturą, normalna sprawa. Jeżeli często jeździsz zimą przy ujemnych temperaturach, to zalewaj tłumik sezonowo mniej lepkim olejem - inaczej problemu nie przeskoczysz, model amortyzatora raczej nie ma tu nic do rzeczy.1 punkt
-
Dlatego ja uzależniłem lokalizację domu od tras MTB. Uważam, że jak w ciągu 10-15 minut będę w stanie dojechać do lasu i mieć możliwość zrobić godzinną rubdkę, żeby zamknąć się w max 1:45 to będę w stanie robić to praktycznie kiedy chcę.1 punkt
-
1 punkt
-
Dobra, też coś dorzucę, lat mam 44, jeździłem na rowerze będąc w szkole średniej (MTB), następnie życie potoczyło się tak, a nie inaczej i miałem prawie 15 lat przerwy, może nawet więcej. Udało mi się ustatkować, mam żonę, dwóch dorastających synów, jeden 15 a drugi 18. Jakieś 6 lat temu postanowiłem sobie kupić rower, kupiłem jakiś trecking za 60€, z takim średnim osprzętem, doprowadziłem go całkiem tanim kosztem do użyteczności, pojeździłem na nim, i znowu "to" poczułem. Jednak mając pod nosem górki i wszystkie z tym związane atrakcje stwierdziłem, że jednak asfalt i szutry to nie dla mnie, wróciłem do MTB, pierwsze MTB po latch to był Rockrider, ten podstawowy model za jakieś 300€. Dał mi masę frajdy i stwierdziłem, że to znowu we mnie żyje. Od tamtego czasu przeszedłem jakieś 4 rowery, różne geometrie, osprzęt, jednak jak dziś wyskoczyłem na szlak, po imprezie, to znowu poczułem się szczęśliwy Wiec czasem trzeba sobie zrobić przerwę. (Ten pierwszy rower za 60€ sprzedałem na 250€, to dało mi budżet na pierwsze MTB )1 punkt
-
Dobra, to ja podam spojrzenie na temat z drugiej strony i absolutnie nie wkładam kija w mrowisko. Ot, jak ja to widzę. 40 lat, brak siwych włosów, wiele spełnionych marzeń, czuję się na 25-30, robię co chcę. Może wolnego czasu nie mam w dużej ilości, bo sporo pracuję ale za to robię to co lubię. W moim przedziale wiekowym większość osób to niestety narzekacze (na życie), ponadto praktycznie nie da się z nimi spotkać. Każdy ma miliard spraw na głowie, z reguły związanych z rodziną. Na rowerze części nie chce się już jeździć a jeśli nawet, to w wydaniu, którego ja nie lubię. Jeśli już się spotkamy, to nie ma o czym rozmawiać. Bo nawijka o tym, że ktoś jest stary (kiedy nie jest), narzekanie na drugą połówkę, brak czasu czy przedstawianie siebie jako kogoś, kim się nie jest to słabe tematy. Moja recepta jest bardzo prosta i zakłada 3 główne aspekty: 1. Żadnych dzieci. Szczerze mówiąc od dawnych lat zastanawiałem się po co ograniczać sobie życie na własne życzenie 2. Brak żony i związanych z tym zobowiązań. Niejako podpisanie cyrografu w zamian za nic - też jakoś do mnie nie trafia 3. Znalezienie sobie pracy, którą się naprawdę lubi i w której nie czujesz, że dokładasz do interesu Aktualnie - w wieku 40 lat - jak chcę gdzieś wyjść, to wychodzę. Nie mam wstrętu do swojej pasji - rowerów. Nie musiałem kupić rodzinnej fury tylko taką, jaką zawsze chciałem mieć (i moja Dziewczyna także). Nie muszę chodzić na rodzinne obiady i opowiadać co u - dajmy na to - Jacusia w szkole i kiedy drugie dziecko do kompletu. Szczerze mówiąc z natury jestem pesymistą, a jednak mając czterdziechę patrzę sobie z uśmiechem w przyszłość i mówię "hej, przygodo!" 😉 Co ciekawe bardzo podobny temat był ostatnio na jdnej z facebookowych grup, której jestem członkiem. Z grubsza napisałem to samo, co tutaj i kilka osób odpowiedziało mi, że za późno na super rady. Także mam nadzieję, że tym wpisem uratuję kogoś od narzekania na +/- półmetku życia 🙂1 punkt
-
A są tłumiki nie olejowe? Po to się taki kupuje, żeby pracował dobrze w normalnej temperaturze, na mrozie jeździsz może w 5% całego użytkowania.1 punkt
-
Brak checi to straszna sila i trudna do zwalczenia,pare razy przegralem ale nie zamierzam poddawac sie,mimo ze rozne wymowki i usprawiedliwienia aby przestac wciaz sie rodza.1 punkt
-
Skąd od razu takie negatywne nastawienie? Gość w pierwszym poście napisał, że zdarzało mu się robić rocznie 10k km, to nie jest mało, takich wyników nie robią ludzie leniwi albo szukający tanich wymówek. To nie jest powód do pogardy, że dopadła go proza życia, która oczywiście sama w sobie nie jest niczym negatywnym, ale zupełnie po ludzku może spowodować, że gdzieś facetowi już trochę brakuje ognia do sportu. I według mnie fajnie, że przyszedł na forum i szuka jakiejś inspiracji jak go znowu rozpalić, zamiast spocząć na kanapie na wieki.1 punkt
-
Mnie za tydzień stuknie 45 lat. Mam trójkę dzieci, wyżła, któremu codziennie trzeba poświęcić minimum 90 minut na spacerze i nikt mnie nie przekona, że na jazdę zawsze się znajdzie czas. Ja muszę takie aktywności planować minimum 2-3 dni wcześniej. Ostatnio jeszcze rozsypało mi się kolano i doszło do tego, że więcej przyjemności obecnie znajduję z dłubania przy rowerach, niż z samej jazdy. Zwłaszcza, że mogę wejść do warsztatu na 30 minut, coś grzebnąć, pobrudzić się, a potem jak gdyby nigdy, nic, przejść do codziennej rutyny.1 punkt
-
A ja się cieszę jak wyskoczę nawet na godzinę. Do tego ile mam czasu na rower dopasowuję trasę i rower, jak mam tylko godzinę to biorę fitnessa, którego wykorzystuję jako szosę z prostą kierownicą i jadę na szybką przejażdżkę po asfaltach i ścieżkach rowerowych a jak mam 2 godziny to biorę mtb i jadę się umęczyć w lesie na lokalnych pagórkach1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
^^^ Mogę potwierdzić, jakoś Everesting 10k zrobiłem na 50kę, nigdy nie czułem się silniejszy i wytrzymalszy, wcześniej bym nie dał rady, więc całe życie przed Tobą!1 punkt
-
Zaczne od tego ze od paru miesiecy mam 70 lat.Jezdze od dziecka z rozna intensywnoscia.Z doswiadczenia moge powiedziec ze forme mozna poprawic w kazdym wieku ,chociaz jest to coraz trudniejsze i wymaga trudu i znoju.W wieku 50-53 bylem na pewno w lepszej formie niz w przedziale 40-45.Badz optymista 37 lat to jeszcze wiek sportowy.Przepraszam za brak polskich znakow ale taki mam komputer.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Dziwi mnie to ze są tacy, którzy pochwalają patologię... Gospodarka gospodarką, ale nie daje ona prawa do odbierania ludziom konstytucyjnych praw. Zwłaszcza że nikt nie krzyczy żeby zaprzestać wycinek, ale żeby sprzątali za sobą i żeby z umiarem cięli. Czyli żeby de facto respektowali prawo. a Ty piszesz ze oni to mają gdzieś i dobrze. Dla mnie nie dobrze. Nie. W mieście masz obowiązek jechać DDRem. W lesie DDRów nie ma. Ale masz prawo jechać lasem.1 punkt
-
Polska to kraj gdzie przeciętny cwaniak sprzeda wszystko na pniu , jak złomiarz który oddaje na wagę za kilogram pocięty pomnik czy dzwon… sprzedawanie są „drzewa” a nie rezultat produkcji wyrobów z drewna, u nas w Polsce to jest strata na kilku poziomach i finanse, gospodarka, rynek pracy i przyroda… bo dodatkowo las pozwala utrzymać niską temperaturę, retencję wody i dać drewno… wycięty do gołej wydmy kawałek puszczy to plama gorąca susza i karłowate nasadzenia… i wyrwa w krajobrazie Parku Narodowego.1 punkt
-
Nie bez kozery Brzechwa pisał "...dzik jest dziki , dzik jest zły.....". Wpisując się w obecną narrację mam kilka postulatów: 1. Odciąć dziki od zaplecza - wyciąć całkowicie wszystkie lasy , zagajniki 2. Aby uniemożliwić im rycie tereny powstałe po wycince - zabetonować 3. W celu uniknięcia potencjalnego desantu na tereny "ludzkie" proponuję pootwierać wszystkie studzienki , włazy. Niech w nie wpadają. Że parę dzieci też czeluści pochłoną - ofiara musi być w myśl zasady cel uświęca środki. 4. Dajemy zielone światło naszym wspaniałym myśliwym - niech dobiją to co zostało. Że zginie przy okazji parę naszych futrzastych milusińskich - takie są oblicza wojny. 5. A na koniec aby uniemożliwić potencjalne odrodzenie przeklętej flory i fauny nad Polską rozpylić Roundup. Budzimy się w pięknej wspaniałej rzeczywistości pozbawionej "brykających salcesonów"1 punkt
-
Wraz z likwidacją naturalnych siedlisk dzik będzie szukał żarcia u ludzi. Inna kwestia to całoroczne "dokarmianie" (tuczenie) dzikich zwierząt przez LP i Koła łowieckie - to uczy zwierzęta, że ludzie=jedzenie i powoduje rozrost populacji ponad możliwości niszy ekologicznej w której żyją. Na dziki w mieście sami sobie zapracowaliśmy.1 punkt
-
1 punkt
-
Marin Muirwoods w wersji bikepackingowej. W porównaniu z aktualną wersją - ten na zdjęciu nie ma jeszcze błotników SKS Bluemels, ma kasetę Sunrace 11-51 (obecnie Microshift 11-48) i nie ma bocznych koszyków Blackburn Outpost Cage (z przodu) i Topeak VersaCage (z tyłu). Ot, taki osiołek na wyprawy. Mam go też w wersji lighter&faster na szybsze wypady 1-2 dniowe - bez bagażnika, błotników, z większą tarczą (38T) i na lżejszych kołach (Ryde Rival 23 + WTB Riddler 45).1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00