Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 26.07.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
12 punktów
-
12 punktów
-
11 punktów
-
11 punktów
-
10 punktów
-
10 punktów
-
10 punktów
-
9 punktów
-
No i mamy to, LPR '22 odbyte zakończone! Cztery dni kulania się wokół Kotliny Kłodzkiej przy maksymalnym wykorzystaniu sieci Singletrack Glacensis i spaniu na dziko. Spakowani tak połowicznie samowystarczalnie, to znaczy że jako amatorzy byliśmy w stanie przeżyć całą dobę w terenie, ale bez nastawienia na filtrowanie wody z kałuży i jedzenie szyszek Krótki opis trasy, może kogoś zainspiruje: Dzień 1, Bardo - Lądek Zdrój, 55km/1158m Jako początek trasy wybieramy Bardo, z kilku względów: da się tam w miarę szybko i łatwo dojechać zarówno ze Śląska Górnego, jak i Dolnego (a konkretnie samochodem z Gliwic i pociągiem z Wrocławia) oraz rozpoczyna się tam sieć szlaków Singletrack Glacensis, na które nastawiamy się dosyć mocno. Do tego bardzo fajny parking tuż przy początku szlaku, nad rzeką - czego chcieć więcej Jako, że robiliśmy pętlę, rozpocząć można było w zasadzie gdziekolwiek, jednak asfaltowe przelotówki i wiejsko-miejskie dojazdy przez nudniejszą, północno-środkową część kotliny woleliśmy zostawić sobie na dobicie ostatniego dnia. Trasa to w 2/3 single po górach, więc niech nie zwiedzie Was krótki dystans, bo z rowerami ważącymi dobre 20kg jest co robić przez cały dzień. Raczej niespieszne tempo wymusza również temperatura, która w czwartek dobijała do 35 w cieniu.... No, nie polecam. Na ten odcinek trzeba się zaopatrzyć w zapas wody i jedzenia, bo pomiędzy Bardem a Lądkiem nie ma absolutnie nic, ani jednego sklepu czy schroniska, ze źródłami wody pitnej również słabo. Po morderczych 28km (pętle Łaszczowa, Kłodzka, Chwalisław i Złota) głównie podjazdu w upale, zaliczam zgon, ale zmartwychwstanie następuje już po około godzinie i lecimy dalej. A jest co lecieć, bo zjazdowy odcinek pętli Orłowiec do Lądka Zdroju to ponad 10km gładziutkim singlem! Na miejscu zaliczamy obowiązkową pizzę z chmielem, szybkie tankowanie w ujęciu wód zdrojowych (uwaga, woda siarkowa - capi jajami ) i na koniec cudowna kąpiel w rzece. Biwak rozbijamy kilka kilometrów za miastem, w pobliżu Trojaka, niestety z racji solidnego wpierdzielu w ciągu dnia - rozbijamy się po zmroku. Dzień 2, Lądek Zdrój - Spalona, 52km/968m Po nieco niespokojnej nocy (niedaleko nas przechodziła burza, a jakiś burek postanowił oznajmiać światu swoje niezadowolenie do 3 w nocy) przywitał nas zdecydowanie bardziej rześki poranek. Powietrze pozwalało wreszcie odetchnąć pełnym cycem bez prażenia wnętrzności, więc czmychnęliśmy uzupełnić zapasy do Owada w Stroniu Śląskim. Stamtąd dokulaliśmy się do startu kolejnej pętli SG, zwanej Rudką i ciągnąc dalej pętlą Międzygórze. Białą Wodę postanowiliśmy taktycznie ominąć zboczami Czarnej Góry, żeby nie tracić wysokości, a popas zaplanowaliśmy właśnie w Międzygórzu - bo i tak mieliśmy tam zjechać, zgodnie z planem. Niestety popołudniu upał znowu dał się we znaki, tak więc kolejny mozolny podjazd pętlą pod Śnieżnikiem nie szedł nam już tak dobrze jak dwa poprzednie odcinki. Całe szczęście single prowadzą przez niewielki wodospad z kojąco lodowatą wodą i tam nieco odżywamy. Przed nami jeszcze sporo kilometrów singlami, całe szczęście już głównie z górki. Ważna uwaga, na odcinku Stronie Śląskie - Międzygórze i dalej w stronę Spalonej również nie ma co liczyć na źródła pożywienia, także trzeba dobrze zaplanować popas na zapas, bo inaczej ryzykujemy jazdę do "odcinki". Biwak tym razem rozbijamy o ludzkiej porze i przy kolacji zgodnie stwierdzamy, że to był Bardzo Udany Dzień. Dzień 3, Spalona - Szczytna, ~50km/800m Po spokojnej nocy pod Spaloną (tą śnieżnicką), opuszczamy masyw Śnieżnika i tym samym wschodnią stronę kotliny. Na początek przyjemny zjazd do pobliskich wiosek (niesamowicie klimatycznych i urokliwych, choć mocno zapuszczonych) a potem mozolne kulanie się przez nieco bardziej płaską, południowo-środkową część kotliny. Pogoda typu "duszno i porno", także nie jest lekko, zwłaszcza że przed nami solidny podjazd na zachodnie pasmo kotliny, czyli Góry Bystrzyckie. Trzeci dzień jest zdecydowanie bardziej szutrowy, bo w tej części trasy nie mamy po drodze z żadną z pętli sieci SG - też fajnie Podjazd na Jagodną okraszony był spodziewanym prysznicem, całe szczęście raczej lekkim i raczej przyjemnie orzeźwiającym. W schronisku przy autostradzie sudeckiej pojedlim, popilim i w trasę ruszylim czerwonym szlakiem, kierunek leśne szutry i drogi bystrzyckie. Obolałe już nieco tyłki i niestrawność jednego z Muszkieterów trochę nas spowalnia, ale za to przyjemnie lekki charakter drugiej części trasy tego dnia pozwala dokulać się do miejsca biwaku o wybitnie (jak na nas) wczesnej porze. A miejsce malownicze! Do samej Szczytnej oczywiście nie zjeżdżamy, rozbijamy się w okolicy strumyka w Szklanej Dolinie. Dzień 4, Szczytna - Bardo, 43km/413m Nie mogło oczywiście wszystko pójść jak po maśle i ostatniego dnia o poranku wspomniana wcześniej niestrawność nadal dokuczała, zatem z dwóch wariantów trasy domykającej pętlę, wybieramy ten lżejszy, asfaltowy. W samej Szczytnej się nie zatrzymujemy, lecimy prosto do Polanicy Zdrój, gdzie uzupełniamy zapasy płynów wszelkich i ciśniemy bocznymi drogami przez wioseczki do Kłodzka. Krótki popas nad rzeką, potem szybki telefon na 112 do upojonego jegomościa w pobliżu dworca i już mamy dosyć cywilizacji lecimy zatem drogą wylotową w stronę znanej nam już Łaszczowej. Aż do jej szczytu cały dzień ciśniemy asfaltami, zatem czas mamy dobry i postanawiamy zakończyć pętlę tak jak rozpoczęliśmy, czyli zjazdem do Barda singlami Glacensis (alternatywą była droga krajowa nr 8 i jazda pośród Przemiłych Polskich Kierowców w Niemieckich Samochodach, co w zasadzie nie wchodziło w grę, więc dylemat niejako sam się rozwiązał). Do parkingu startowego docieramy cali i zdrowi, ale nieco szczuplejsi, co w zasadzie nikomu nie przeszkadzało Wypad bardzo udany, pomimo niezłej jazdy temperaturowej dnia pierwszego. Generalnie raczej bym tego nie powtórzył, z perspektywy czasu uznajemy, że plan jak plan, ale przecież nic na siłę i jazdę w temperaturze sięgającej 40 stopni zdecydowanie należy odpuścić. Co do samej Kotliny Kłodzkiej, to jest to chyba aktualnie mój ulubiony rejon rowerowy na południu. Jest tu co robić na każdym rodzaju roweru, od tras DH w bikeparku Czarna Góra dla leniwych z wyciągiem, po solidne asfaltowe podjazdy autostradą sudecką czy szosą stu zakrętów w rejonie gór stołowych dla golinogów. Niezliczona ilość szutrów dla tatusiów z nowymi gravelami, 200km gładziutkich singli Glacensis dla spełnienia niespełnialnych ambicji kolarzy XC. Srebrna Góra i szlaki wokół Śnieżnika dla jedynych słusznych, brodatych riderów tru ęduro w kolorowych gaciach. Słowem - wszystko! A to wszystko okraszone niepowtarzalnym klimatem zaniedbanych, ale uroczych poniemieckich wiosek, setką małych kapliczek i przydrożnych krzyży pośrodku pól, rzut beretem do Czeskich sąsiadów w Jeseniki, do Trutnova i tak dalej, i tak dalej... Jeśli ktoś jeszcze nie wie gdzie spędzić rowerowy wywczas w tym roku, to już wie Na koniec powiem jeszcze tylko, że bagażnik sprzed kilku postów spisał się na medal i do zwykłej podsiodłówki już na pewno nie wrócę! Pyrsk!8 punktów
-
8 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
6 punktów
-
6 punktów
-
TV, smartfon, fora... Najwięksi złodzieje czasu 🤣 Ja odstawiłem TV i radio, czasami obejrzę Columbo ale broń boże jakichś wiadomości czy dyskusji o... niczym. Wiadomości nie oglądam już z 15 lat, radio wyłączyłem 2 lata temu, nie podnieca mnie bicie piany. Generalnie jak się odsyfi swoje życie, to jest czas na... proste przyjemności jak jazda na rowerze, zbieranie grzybów czy chodzenie po górach4 punkty
-
4 punkty
-
4 punkty
-
4 punkty
-
4 punkty
-
4 punkty
-
Ja wciąż się ścigam na stalowym Bianchi ze sztywnym widelcem, napędem 3x7 i kołami 26 cali. Hamulce oczywiście działające na obręcz (canti z tyłu wymieniłem na V i jakoś daje się wyregulować, ale koła mam prościutkie, bo własnej roboty). Ostatni maraton (Kresowe - Janów/Chełm) jechałem mając z przodu oponę 2.35, a z tyłu 2.2, ale na takiej końskiej ścieżce (podziurawione kopytami) i tak strasznie mnie wytrzęsło, a ci zawieszeni i na dużych kołach mnie wtedy wyprzedzali. W każdym razie w open dojechałem w górnej połowie tabeli, nigdzie nie pchałem, zero gum czy wywrotek. W zasadzie stać mnie na lepszy rower na dużych kołach (choć raczej dla mnie nie ma gotowych pod moje dziwaczne wymagania i musiałbym składać), ale czy to by aż tak wiele zmieniło? Parę oczek w open i tyle, może jedno w kategorii. A tak przynajmniej ubarwiam widowisko i lubię czasem te docinki albo komentarze (nie zawsze złośliwe) współzawodników.3 punkty
-
Autor wątku już dawno temu zniknął, zapewne nie jest tak zakręcony rowerowo, jak szanowni dysputanci, przepraszam 😁 Wg mnie ma rower - jeśli jest dopasowany - w praktyce niczym się nie różniący od graweli/crossów w możliwościach do sprawnego i spokojnego (patrz pierwszy wpis tego wątku) "pokonywania" leśnych "terenów". 🙂 Różnica leży tylko w pozycji (kiera) ogólnej sprawności fizycznej. Jazda na sztywnym rowerze po leśnych ścieżkach z korzeniami, dziurami i kamieniami jest bardzo nieprzyjemna - rodzaj kierownicy czy materiału ramy ma tu znaczenie drugorzędne. Trzeba unosić tyłek, jechać po prostu aktywnie - to rodzaj sportu albo kwestia uosobienia. Mnie się podoba zmęczenie fizyczne po takiej przejażdżce. Mam sztywny rower zbudowany na starej ramie Krossa, lekko wygięta płaska kiera plus amortyzyjące grawelowe opony. Teraz zaczynam budować rower bardziej crossowy - czytaj: lżejszy i z niższą pozycją. Dla kondycji i chyba dla sztuki. Baranek mi nie przypadł do gustu, bo nieprecyzyjnie w lesie się prowadzi i za nisko mam na nim oczy, a lubię poobserwować las i prędkość dla 50-latka mało istotna😆 A przede wszystkim mnie się wizualnie podoba taki rower, choć d...a mnie boli.😁 A w ogóle z tego, co wyczytałem, to rowery szutrowe z barankami zostały wymyślone dla RÓWNYCH dróch szutrowych, żeby pokonać sprawnie/szybko spore odległości na szerszych oponach, w bardziej wyprostowanej pozycji itd. Amerykański pragmatyzm. Nie chodziło o żadne lasy, korzenie, tereny. A potem wtrącił się marketing i naiwni amatorscy kolarze wierzą, że jak się pochylą, wężej złożą ręce, utwardzą rower, wyrzucą amortyzację - to będą sprawnej przemieszczali leśne i polne dukty i na dodatek będą zdrowsi. 🤣 🤣🤣 Nobel z fizyki/kinetyki + bonus dla wysportowanych jutuberów, którzy sprzedadzą każdy typ roweru, bo są po prostu fizycznie sprawni, mają gadane i z tego żyją.3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
Nazwę "gravel bike" wymyślili Amerykanie (Salsa Cycles) i początkowo faktycznie chodziło o rower do długodystansowych jazd po amerykańskich szutrówkach. Marketing chwycił na tyle dobrze że gravelem jest obecnie wszystko, co do tej pory po prostu nazywało się "touring bike", a i od przełajówek ciężko toto czasem odróżnić.2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Od dawna to pisałem to oczywiście masa wysrywów, że przepisy nakazują jazdę jak najbliżej krawędzi itd. Trzeba jechać tak żeby nikt cię nie mógł nawet pomyśleć o wyprzedzaniu nie zmieniając pasa ruchu. Jeśli jest jakaś kręta droga/ciągle ruch z przeciwka itd to ewentualnie można trochę zjechać i delikwenta przepuścić ale to już po tym kiedy zrówna się z tobą prędkością1 punkt
-
Nooo i mylisz się pan. Dopiero jak sobie gravela kupisz to się stajesz sportowcem i 30kg nadwagi nie ma tu nic do rzeczy;)1 punkt
-
@SieKreci1 mnie elektryk też nie bawi nawet mam jednego w domu do sprzedania 🤣 ja przejechałem na nim z 50km żona mniej i stoi. Ale już wiem że jak zacznie brakować siły to zawita jakiś fajny w moim rowerowym garażu. Za bardzo lubię być w górach na rowerze żeby nie skorzystać z tego jak będzie brakowało sił. Na razie kręcę sam ale nie mówię nie wspomaganiu kiedys... No chyba że nie będzie potrzebne.... 🤣1 punkt
-
Można tez jechać środkiem pasa. Jak samochód za tobą zwolni, to usuwasz się na prawa stronę robiąc miejsce. Samochód ma wtedy mała prędkość, a kierowca jest Ci wdzięczny ze go prrzepuscilesc1 punkt
-
Z mojego doświadczenia wynika że: - jedziesz "po linii" - "durnyś", bo niektórzy kierowcy nie zmienią o jotę toru jazdy i miną na gazetę. Wręcz "prowokujesz" niektórych do tego. A jak kilka samochodów jedzie blisko i któryś Cię minie bez kierunkowskazu to kolejny który Cię nie widział jest już skrajnym zagrożeniem. - jedziesz niemal "środkiem" niby durny nie jesteś ale narażasz się na częste otrąbienia i generalnie różne "niemiliaki" ale nie, raczej nikt nie będzie jako pierwszy "gazety" testował. Za to jak już Cię wyprzedzi... to znowu ten kolejny, ten co będzie robił to "na trzeciego" może być w tym wypadku zagrożeniem. - jedziesz wyraźnie zaznaczając fakt po którym pasie jedziesz ale robisz to stosunkowo blisko krawędzi (te "pół metra ") to wtedy masz najmniej przekichane.1 punkt
-
1 punkt
-
Nikt słowa nie powiedział ale nie wiem czy byli zadowoleni Postawiłem z boczku, żeby nikomu nie przeszkadzało...1 punkt
-
Co mnie wkurzyło? Kierowcy. Taka sytuacja: Jadę na krawędzi drogi, przy linii i często to powoduje, że kierowcy mijają "na lusterko". Zatem po wczorajszej wycieczce powiedziałem dość, od dzisiaj jeźdzę metr od krawędzi, nie będą mieli wizji " na pewno się zmieszcze". Dodam, że przez ostatnie jakieś 10k km jeździłem jak najbliżej się dało prawej krawędzi, ale po wczorajszych 2 mijankach na żyletkę powiedziałem PASS - nie potrafią normalnie, to będą się za mną wlekli 25 km/h.1 punkt
-
@KrisK @spidelli OK, na pewno wezmę na poważnie to, co mi radzicie. Po prostu wyjdę w środę pojeździć 70 km i będę się starał jechać szybko, jak na swoje możliwości, ale bez ekstremów. I tak mam podjazdy znacznie lepsze, niż 2 miesiące temu. Wtedy zdarzało mi się wskakiwać na największą zębatkę z tyłu przy wjeździe na wiadukt 🥴 Teraz udają mi się podjazdy na coraz mniejszych zębatkach z szybką kadencją. Więc RELATYWNIE jest duża poprawa. RELATYWNIE! 😁1 punkt
-
Ja tam się nie znam ale właśnie zimą, przed rozpoczęciem jazd robisz siłę na siłowni (albo chociaż przysiady). Na podjazdy i sprinty (no to raczej dla zawodników). A jak wróciłeś niedawno do aktywności, to rób bazę Ja na początku po latach, zaczynałem od ciężkiego crossa z biegami w piaście. Podjazdy często wypychałem. Potem zacząłem jeździć bardziej technicznie - najwolnijej jak się dało - zacząłem podjeżdżać bez przystanków. Z kolejnymi miesiącami było lepiej, choć to tylko z rozjeżdżenia wynikało - mam sporo podjazdów w okolicy. Ale nie robiłem wtedy jeszcze żadnych treningów. Zanim wsiadłem na rower, w kryzysie wieku średniego wziąłem się za bieganie - tak na pałę, kupiłem sobie zegarek, poczytałem o strefach, zacząłem biegać. Tylko byłem najwolniejszy na bieżni Zacząłem więc szarżować z interwałami. Efekt - wizyta u ortopedy, stan zapalny Ciesz się jazdą na razie, efekty przyjdą. Poczytaj i od stycznia zaczniesz swój plan treningowy 👍1 punkt
-
Coache to w większości hopsztaplery są co frazesami walą. Na podjazdy jest jeden sposób... jeździć ich dużo. Ale zdecydowanie jeśli one są słabym punktem to nie lądował bym się w interwały na nich. Pozatym interwały mają większy sens jak je robisz w warunkach kontrolowanych. Pozatym jak nogi są słabe i zaczniesz na podjazdach interwały robić to przywitasz się z ortopedą. Już radzę zacząć robić po 100 przysiadów dziennie byle poprawnych 😉 Z tego co piszesz jesteś słaby a chcesz szybkiego progresu do mocnych. To się kończy urazem albo przetrenowaniem. Podjazdy to owszem wydolność itd itp ale w dużej części technika i oddech. Ale pedałowanie gra tu olbrzymią rolę. Tu kadencja jest kluczem do długich podjazdów. A to się osiąga z kolejnymi km. Boję się że ważniejsze niż interwały będą jazdy dla bazy. One niepozorne a po kilku tys nie wiesz kiedy jedziesz z prędkościami pod 30 i masz tętno jak na spacerze. Mocny sezon z szarpaniem dal mi mniej niż ten w którym mam to w 4 literach a jedziemy sobie gadając... na koniec wychodzą lepsze średnie 🤣 w tym roku nawet nie szarpałem żadnej z moich tras testowych... może na jesieni 🤣1 punkt
-
Róznica kiedy po 3” wsiadasz na rower Davajmajka bezcenna!!!! Kosmos apokalipsa, łechtanie piórkem, na asfalcie i normalnej nawierzchni nr to zasada działania kierownicy i narowistość ruchu prawo lewo. W piasku to nie jedzie co więcej jako awangarda 29 cali od dawien dawna w Kampinosach czy innych Otwockach w ściganiu objeżdżałem ścigantów na łachach, nawet te 8 kilowe maszyny brnęły…. No a teraz to kto się na małych kołach ściga, chyba tylko F1 🙂 Dawes w drodze na jedzenie - po afalcie śmiga jak ta lala , turbo talala!!! I ma piękne mufy!!! I chyba lepiej dać mu ciasne biegi np 8s troszkę stylowych fantów i zrobić miastówkę z pełnymi błotnikami!!! Z daleka od Pilicy!1 punkt
-
To właśnie była hałda w Kostuchnie, wtedy miałem właśnie w planach pozwiedzać te hałdy, była też w planie hałda Murcki, no ale już po tej sobie dałem spokój. Jeszcze po drodze w tych lasach w okolicach Murcki wzdłuż torów takie coś przywitało: Miałem masę szczęścia że w ostatniej chwili tego potwora zauważyłem, konkretny kamuflaż przysypany liściem i akurat to jeszcze z górki było, ale rykoszetem oberwałem: Ja również jestem tego samego zdania że rower jest dla nas a nie odwrotnie, ale też jazda po takim terenie nie za bardzo mnie rajcuje i gdybym faktycznie wiedział co mnie czeka, to tego dnia bym pojechał inna trasę, a też że byłem tam 1 raz to nie wiedziałem co może spotkać, a też nigdy nie zawracam i nigdy nie jadę tej samej trasy .1 punkt
-
1 punkt
-
@skom25 Nie sądzę, bo mam słabiutkie zdrowie: dyskopatia, cieśnia nadgarstka i parę innych spraw. Poza tym nie mam pojęcia, ile to dużo, a ile mało, bo mierzę relatywnie, własną miarą 😅 No i nie nadaję temu jakiejś ogromnej wagi, nie utożsamiam się z kolarstwem, po prostu w tym roku bardzo mi się spodobał ten sposób spędzania czasu 🙂 Ale dzięki za motywację do jazdy 🙂1 punkt
-
Jak dla mnie to tylko kwestia budżetu. Karbon jest lepszy, bo lżejszy i tyle. Jeśli waga jest priorytetem to za bardzo nie ma innej opcji. Za wagą idą osiągi, a przynajmniej wrażenie osiągów Co do "komfortu" na dziurach to realny efekt jest homeopatyczny. Nadal jest źle ale za to nie bardzo źle Natomiast jeśli naprawdę zależy nam na komforcie to kosztem wagi w cenie karbonu mamy lepsze możliwości wyposażenia roweru alu w to i owo. Amortyzowana sztyca i mostek jak u mnie robi znacznie lepszą robotę, niż jakakolwiek sztywna rama. A przecież można też wsadzić prawilny amortyzator i myk-myka, który przynajmniej wg deklaracji producenta też ma coś tłumić przy okazji. I w terenie da to jeszcze lepsze możliwości. Ideałem byłoby połączyć jedno z drugim ale tu znowu wracamy do kwestii budżetu. A jak go brakuje to w tej samej cenie albo waga i osiągi albo komfort.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00