Skocz do zawartości

Ranking

  1. kapec07

    kapec07

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      70


  2. krism4a1

    krism4a1

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      1 821


  3. Gruby120

    Gruby120

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      317


  4. Maciek764

    Maciek764

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      207


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 10.05.2012 uwzględniając wszystkie działy

  1. Przegląd serwisowy pedałów Shimano PD-M520 systemu SPD. Kiedy pierwszy raz sprawiłem sobie pedały systemu SPD byłem wniebowzięty, wcześniej korzystałem z „nosków” które święciły tryumfy dwie dekady temu. Same pedały potwierdziły w pełni moje oczekiwania tak pod względem użytkowym, jak i serwisowym, a w zasadzie braku konieczności serwisu przez ok 4 tyś. km. Po osiągnięciu tej granicy, lub w jej okolicach pedały wyłapały delikatny luz, co prawda nieodczuwalny jeszcze na nogach tylko przy bliższej kontroli, ale czas było podjąć decyzję o zajrzeniu do środka. Pierwszym dobrym pomysłem może okazać się ściągnięcie karty serwisowej dzięki której możemy przekonać się co nas czeka: W przypadku 520-tek praktycznie na starcie napotykamy problem w postaci konieczności zastosowania specjalnego przyrządu / klucza (TL PD-40) Niestety czasy kiedy rower można było rozebrać i złożyć przy pomocy dwóch wkrętaków i podstawowego zestawu kluczy płaskich minęły bezpowrotnie, dzisiaj musimy albo zdać się na płatny serwis rowerowy, albo wyposażyć się w spory zestaw specjalistycznych narzędzi używanych tylko do jednej czynności. Poza tym trzeba przygotować następujące klucze: Klucz imbusowy 8 mm Klucz płaski otwarty 15 mm Klucz płaski otwarty (oczkowy) 10 mm Klucz płaski otwarty (oczkowy) 7 mm Wspomniany Shimano TL PD-40, lub dwie pary popularnych żabek Smar maszynowy np. ŁT-43 Szmatka Manges Nie możemy zapominać o tym, że to pedały, a więc mamy do czynienie z lewym i prawym gwintem, dla pewności producent opatrzył nakrętko tuleję którą w pierwszej kolejności odkręcamy w stosowne ostrzeżenie o kierunku dokręcania w/w nakrętki. Uwaga: odkręcamy w przeciwnym kierunku niż pokazuje strzałka. Poradziłem sobie z brakiem narzędzia dedykowanego przez Shimano stosując dwie popularne żabki do rur. Należy tylko uważać żeby zbytnio nie ściskać plastykowej nakrętki, nie powinna sprawiać zbytnich kłopotów, po kilku obrotach wykręciła się przy pomocy gołych rąk. Po wysunięciu zespołu osi pedału z korpusu zwróćmy uwagę na to, że oś na zewnątrz nie jest pokryta smarem, jest zupełnie sucha. W takim stanie, bezwzględnie, ma być powtórnie zmontowana. Smar nakładamy tylko na łożyska. Ma to związek z tym, że „sucha” tuleja ma mieć kontakt metaliczny z korpusem po to żeby prawidłowo przenosić siły i naprężenia podczas pedałowania. Smar mógłby powodować przesunięcia, lub obrót tulei co z kolei może powodować przedwczesne zużycie części i brak możliwości skasowania luzów w przyszłości. Teraz już bez niespodzianek i problemów, odkręciłem nakrętkę kontrującą kluczem 7 mm, po niej nakrętkę łożyskową kluczem 10 mm. Następnie zdjąłem z osi tuleję uważając aby nie rozsypać kulek z łożysk, teraz trzymają się tylko na smarze. Na każde łożysko przypada 12 kulek. Ściągnąłem z osi plastykową tulejkę umieszczoną między łożyskami pod metalową tuleją i ostatnią bieżnię łożyska. Teraz zostało zdjąć ostatnią tuleję gwintowaną i uszczelnienie. Wszystkie części dokładnie wyczyszczone ze starego smaru, dla uniknięcia zgubienia kulek zastosowałem magnes. O ile stan większości części mogłem ocenić wzrokowo bez problemu, to już stan bieżni jest ocenić ciężko ze względu na ich niewielkie rozmiary. Pomocny okazał się aparat z funkcją micro – doskonale pokazał stan bieżni. Oceniłem, że nic nie wymaga wymiany i będzie jeszcze służyć, czas przystąpić do montażu. Naniosłem cienką warstwę smaru ŁT-43 na główną oś I przystąpiłem do montażu w odwrotnej kolejności do demontażu. Najwięcej zabawy jest z ustawieniem odpowiedniego luzu na łożyskach, należy nabrać trochę wprawy przy kontrowaniu nakrętek końcowych, po chwili osiągnąłem satysfakcjonujący wyniki i można było już zmontować oś w piastą pedału. Tak jak wspominałem cały zespół osi na zewnątrz ma być suchy – pozbawiony smaru. Użycie „żabek” zamiast dedykowanego klucza TL-PD-40 prowadzi do zniszczenia plastykowych „ząbków” nakrętki co jednak nie ma wpływu na pracę pedałów. Klucz TL PD-40 w Internecie można kupić już za ok 10 zł, więc lepiej zaopatrzyć się w taki i nie ryzykować ewentualnego zniszczenia tej plastykowej nakrętko tulei. Pod tym względem ukazuje się wyższość modelu pedałów M540 które mają tą tuleję aluminiową przystosowaną po płaski klucz. Wnioski. Serwis / konserwacja tego typu pedałów to żadna czarna magia i każdy średnio rozgarnięty rowerzysta powinien sobie z tym dać radę. Trochę martwi konieczność inwestowania w kolejny klucz / przyrząd tym bardziej, że w modelu „wyższym” udało się tego producentowi uniknąć.
    1 punkt
  2. Po krótkiej przerwie, spowodowanej bólem mięśni ud, wróciłem do kręcenia. Zrobiłem sobie 2 dni odpoczynku, bo uda tak mnie nawalały, że musiałem przystopować. Giry mi urosły (po 3 tygodniach jeżdżenia!), wręcz napuchły, ledwo wciskałem się w spodnie. Przez moment czułem się niczym zielony Hulk. Dzisiaj, wsiadając na bicykl, wciąż czułem ból, lecz po przejechaniu 25 km ustał. Może nie jak ręką odjął, ale - gdyby posłużyć się 10-stopniową skalą ocen - z wyjściowych 10 punktów obecnie zostały 2, może 3. Zrobiłbym znacznie więcej kilometrów, ale musiałem podjechać do serwisu. Tak, tak, moich przygód ciąg dalszy. Po 3-krotnym złapaniu kapcia w tym samym kole, pora przyszła na złamany pedał oraz problem z łańcuchem. Pedał, jak to seryjny, tandetny, plastikowy pedał, nie wytrzymał naporu moich hulkowych supermięśni. Czułem pod stopami, że "pływa", więc przyjrzałem mu się bliżej. Bingo! Długo się nie zastanawiając, pognałem do sklepu, aby dokonać zakupu kompletu nowych, stalowych "nakręcaczy". Sporo się naczytałem, że z takimi cudeńkami jeździ się znacznie bardziej komfortowo, lecz żadnych różnic nie odczułem. No, może poza komfortem psychicznym - mam pewność, że nie strzelą w najmniej oczekiwanym momencie. Nowe sztuki są metalowe, a na rantach powleczone gumą. Stopa z nich nie zjeżdża, jestem zadowolony. Łańcuch również chciał mi spłatać figla. Mam tzw. wolnobieg, na wysokich przełożeniach łańcuch charakterystycznie "strzelał", tak jakby miał przeskoczyć na inny bieg, lecz nie przeskakiwał, a szarpnięcie co kilka obrotów było strasznie wkurzające. Do dyspozycji zostawały mi jedynie niskie biegi, które działały gładko, lecz taka jazda to nie jazda, a widok wyprzedzających mnie matek pchających wózki przysparzał o nerwicę (na blacie ok. 15 km/h). Facet w serwisie wskoczył na moją maszynę, przejechał się na niej 100 m i szybciutko zdiagnozował, że łańcuch jest suchy. Wyciągnął tajemniczy olejek, posmarował łańcuch, pogrzebał przy przerzutkach i... problem zniknął. Przy okazji przestrzegł mnie, że seryjny łańcuch jest za krótki i odradza mi stosowanie biegów 1-3 (Kross Hexagon V2, prawa manetka), bo może się to skończyć przykro dla mojej kieszeni. Wróciłem grzecznie do domu, po odczekaniu 2 godz. łańcuch przetarłem, zgodnie z zaleceniami, a o posiadaniu niskich biegów powoli zapominam. We dwoje raźniej Gdy kupiłem rower i zajawiłem się na kręcenie, do kupna takiej zabawki namawiałem kumpla. Biedaczysko złapał sporo sadła i podobnie jak ja zapomniał, że istnieje coś takiego jak kondycja. W miniony weekend kupił wreszcie cacko (ładny i solidny Rockrider), więc w niedzielę wybraliśmy się na wspólną przejażdżkę. Nawet nie przypuszczałem, że we dwoje jeździ się wprost proporcjonalnie przyjemniej, niż w pojedynkę. Kolejne kilometry trzaskały jak z bicza strzelił, zwiedzaliśmy rejony miasta, o istnieniu których zapomnieli już nawet urzędnicy, tj. dąbrowski park Zielona (polecam, świetny teren do jazdy) oraz tamę na Pogorii 4. Pogadaliśmy o życiu, co sił w płucach komentowaliśmy mijane dziunie, wymądrzaliśmy się na temat swoich rowerów, obgadaliśmy pół miasta etc. Normalnie gadka, jak regularnie przy wódce. Co mnie rozbawiło, to fakt, że kumpel nie mógł za mną nadążyć i co kilka chwil musiał mnie powstrzymywać, natomiast na podjazdach oglądał moje piękne poślady, a i tak z daleka. Nie to, że się przechwalam, lecz po 3 tygodniach regularnego jeżdżenia widzę na swoim przykładzie, że trening czyni mistrza. Mam nadzieję, że po bieżącym, pierwszym sezonie będę się czuł niczym młody bóg, a spodnie to będę kupował z lampasami;). Tak czy inaczej, wspólne jeżdżenie jest świetną rzeczą i mam nadzieję, że proza życia pozwoli nam na więcej takich wypadów. Niech no się tylko kolega Adam "rozjeździ", a będziemy wspólnie rzeźniczyć. Zresztą okazało się, że moja świetna, zwichrowana kumpela (hi there, Ewelina!) również popyla namiętnie na rowerze, aczkolwiek nieregularnie, niemniej pokonuje jednorazowo spore dystanse. No, ale jako że znam jej temperament i siłę do pewnych rzeczy, to się nie dziwię. Tak, tak, z nią również jestem umówiony na wspólne kręcenie. Oświecenie Jeżdżąc po osiedlu czuję na sobie wzrok moich rówieśników, którzy dogorywają na ławkach czy z pomocą grawitacji wypadają z pubów. Widzę dziewczęta, do których dawno, dawno temu startowałem, pchające wózki z pociechami. Widzę wreszcie blade brzuszyszka na balkonach, zgarbione sylwetki, ludzi włóczących nogami, żuli polujących pod monopolowym oraz młodzież, która nie wie, co ze sobą zrobić. Patrzę, patrzę i duma mnie rozpiera, że zdecydowałem się wsiąść na rower. Rzekłem.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...