Podlaski sprint, jesień 2014
Pomysł wypadu na Podlasie zrodził się przy okazji weekendowego wypadu rowerowej grupy TTX. Ich celem było zwiedzanie Białegostoku i okolic. Ja postanowiłem ów wypad nieco rozszerzyć. Moje plany były nie sprecyzowane. A oto co z tego wynikło.
Dzień 1 ... dojazd.
Trasa...Małkinia - Zaręby kościelne - Wysokie Mazowieckie
Do Małkini dojeżdżam pociągiem. Szybka przekąska w lokalnym barze i startuję na żółtą drogę. Jest mało ciekawie więc odbijam na lokalne drogi. Ruch zdecydowanie słabnie ale widoki wcale się nie poprawiają mimo, że teren zaczął nieznacznie falować. Okolica jest nastawiona na produkcję bydła więc większości to same łąki. Tylko raz udało mi się zawiesić oko na kwitnącym rzepaku.
Planowałem dojechać aż pod Narew ale krótki jesienny dzień sprawił, że tuż za Wysokim Mazowieckim słońce w bardzo szybkim tempie chowało się za horyzont.
Byłem na łąkach więc groziła mi poranna rosa. Chcąc uniknąć pakowania mokrego namiotu schroniłem się do małego składziku na tyczki. Tyczki od pomidorów na niekończącej się łące? Dziwne.
Pomachałem trochę siekierką i mogłem walnąć się do wyra.
Dzień 2... jazda dookoła własnego cienia.
Trasa... Wysokie Mazowieckie - Białystok - Święta Woda - Czarna Białostocka - Supraśl
Temperatura w chatce szybko osiągnęła temperaturę jaka była na zewnątrz ale przynajmniej wszystko było suche zwłaszcza, że o poranku lekko siąpiło.
Rezygnuję z jazdy w deszczu aż do samego Białegostoku i posiłkuję się koleją.
W Białymstoku było nie wiele lepiej.
Na rynku szukam czynnego baru mlecznego i zajadam olbrzymią jajecznicę.
Po posiłku snuję się białostockich uliczkach i grubo przed czasem zajeżdżam na stacje po resztę ekipy. Pojawia się słońce i zaczyna od razu przypiekać jak w lecie.
Ponownie zajeżdżam na rynek, który w porannym słońcu zdecydowanie lepiej się prezentuje niż podczas deszczu.
Trochę zwiedzania. Tu mamy Pałac Branickich.
Z Białegostoku przewodnik-organizator prowadzi po DDRach wzdłuż głównych arterii wylotowych miasta. Koszmar! Próbuje negocjować nad zmianą trasy na jakąś bardziej lokalną ale pozostał niewzruszony.
Dojeżdżamy planowo do Świętej Wody.
A póżniej kręcimy się w kółko lokalnymi szutrowymi drogami.
Czarna Wieś Kościelna. Zajeżdżamy z wizytą do kowala, który już dawno przerzucił się z kowalstwa użytkowego na kowalstwo artystyczne. Starzec z długą siwą brodą okazał się rubasznym gadułą więc płeć piękna była lekko zażenowana.
Nad lokalnym zalewem koło Czarnej Białostockiej. Ciekawostką jest fakt, że swego rodzaju estrada znajduje się na wielkim molo na dość dużej części jeziora.
W planie była także wizyta do łyżkarza ale zmotoryzowani nas ubiegli. Alternatywą był rajd po lokalnych kościołkach.
W trakcie szybkiego zmierzania na obrado-kolację w Supraślu udało mi się jeszcze uchwycić ostatnie chwilę zachodzącego słońca.
Po posiłku grupa ląduje pod dachem a ja obieram kurs na lokalne pole namiotowe. Tuż po wyjechaniu z miasta od razu błogosławię moje super mocne oświetlenie przednie. Bez najmniejszego trudu poruszam się po leśnych drogach odnajdując szeroką polankę. Czekam kilkanaście minut aż okolicznych krzaków wyjadą dymanko-samochodziki i rozbijam się.
Dzień 3 ... w poszukiwaniu przestrzeni.
Trasa ... Supraśl - Surażkowo- Kopna Góra - Szudziałowo - Krynki - Studzianka
Noc była chłodna ale mój zimowy śpiwór sprawował się wyśmienicie. Poranek oczywiście przywitał mnie gęstą mgłą i wielką rosą. W oczekiwaniu na pierwsze promienie słońca zrobiłem sobie w klapeczkach pieszy tour po okolicy.
Oglądam cudny wschód słońca nad Supraślą.
Po śniadanku, pieczona kiełbasa z ogniska, zebrałem się ruszyłem na objazd Supraśla.
Ekipa jakiś czas temu pojechała więc ja udałem się swoją drogą po okolicznych lasach. Kręte drogi i kopne piachy nie dawały najmniejszej satysfakcji z jazdy.
Surażkowo. Dojechałem do wsi zabitej dechami...dosłownie.
Tuż za nią otworzył się widok na bagienny rezerwat przyrody.
..i dopływ Supraśli.
Koło Arboretum w Kopnej Górze spotykam oto taki dziwny znak. Strach się bać???
Spotykam ekipę, witam się i zarazem się z nią żegnam. Jazda szlakiem, którym właśnie przejechałem nie bardzo mnie interesuje. Dalej jadę lokalną nitką asfaltową. Koło niej spotykam polującego w ściernisku lisa.
Wierzchlesie. Po wyjechaniu na szutry można było się wreszcie rozpędzić a teren zaczynał lekko falować.
Otworzył się surowy jesienny wiejski krajobraz.
Dojeżdżam do miejscowości Krynki. Jedyna knajpa była zarezerwowana więc głód zaspokoiłem nieśmiertelnym kebabem. Trochę zwiedzania i dalej w trasę.
Planowałem jechać asfaltem do Bohonik ale pomyliłem trasę i wylądowałem na szerokich szutrach prowadzących obrzeżami Puszczy Knyszyńskiej. I dobrze bo ruch na nich był praktycznie żaden.
.
Dojeżdżam do wątpliwej atrakcji.
Od razu klimat zaczął się psuć.
.
Popsuła się także jakość dróg.
Na godzinę przed zmierzchem spostrzegam ambonkę. Okna, drzwi i ławeczka! Super! Takiej okazji nie mogłem przepuścić.
.
Rozgaszczam się na noc.
.
Dzień 4 ...samotność sakwiarza.
Trasa... Gródek - Jałówka - Siemianówka - Narewka - Białowieża
O świcie, standard...Pojawiają się mgły.
Silne promienie słońca szybko je jednak rozpraszają i mogę cieszyć się kolorami jesieni.
.
Humor wyraźnie mi się poprawił tak samo jak poprawiła się nawierzchnia drogi.
Mijam drogę Białystok-Bobrowniki i ponownie ląduję na lokalnych asfaltach prowadzących do mieściny o nazwie Gródek.
.
Chyba tylko na Podlasiu można spotkać taką symbiozę chrześcijaństwa i prawosławia.
Zjeżdżam z asfaltu i kieruję w okolicy wsi Straszewo na szlak pieszy. Prowadzi niesamowicie prostym i malowniczym duktem leśnym. I znowu czuję ogrom przestrzeni mimo iż cały czas jestem w lesie.
.
Lokalne nadleśnictwo dba o dziką zwierzynę.
.
Dojeżdżam do kolejnej wsi. Znajduję pozostałą starą drogę brukową. Jadę nią wzdłuż starych zabudowań.
.
Zaskoczyła mnie ogrom przestrzeni jaka znajdowała się po za nikłym drewnianym płotkiem
.
Trochę kluczenia po polach i ponownie jestem na szerokich leśnych szutrach prowadzących do Jałówki.
.
Po drodze jeszcze odbijam zobaczyć kolejną zabytkową cerkiew.
W Jałówce zatrzymuje mnie Straż Graniczna. Kilka szybkich pytań o pobyt, trasę i noclegi. Udzielam ogólnikowych odpowiedzi. W zamian jednak otrzymuję szczegółową informację jak trafić do ruinek w Jałówce. Pojechałem tam.
Wycofując się z Jałówki tuż przy samym rynku wpadam na piękną zabytkową cerkiew.
.
Kiedyś w Jałówce był hotelik w którym można było się posilić. Niestety po nim pozostały tylko wspomnienia. Najbliższa knajpa była w Michałowie oddalonej wiele km. Chwila zastanowienia. Nie! Nie po drodze. Wyjmuję maszynkę i na tarasie przy remizie robię sobie obiad ze słoiczka. Posilony jadę w kierunku zalewu Siemianówka.
.
Na drodze napotykam wygrzewającego się padalca. Mam nadzieję, że nie podzieli losu kilku innych, które zginęły pod kołami z rzadka jeżdżących samochodów.
Po drodze oglądam tradycyjne wiejskie drewniane chałupy, które powoli są zastępowane przez murowane klocki.
Przez łąki dojeżdżam do zalewu. Zastanawiam się czy go objechać i czy pokonać groblą? Dookoła już raz jechałem więc pora na jazdę groblą.
.
Dojeżdżam do linii kolejowej i spotykam wolno sunący skład towarowy na Białoruś.
Pomiędzy torowiskiem położonym na wysokim nasypie a brzegiem zalewu biegnie droga gruntowa. Mogłaby być to malownicza trasa ale spotykam wiele śladów bytności po tubylcach. Przy każdym ognisku walały się puszki, butelki i wszelki niepotrzebny sprzęt wędkarski. MASAKRA! Świadomość ekologiczna tubylców nie bardzo różni się od ludów Afryki.
Tuż koło mostu spotykam kolejną straż graniczną. Tradycyjne pytania, tradycyjne odpowiedzi i ... troska pograniczników. Miałem się spodziewać zimnych nocy. Ha, ha...Te noce już miałem za sobą.
Wjeżdżam na most i ....
.
.... jestem w kolejnej krainie. Krainie żubra.
.
Do Narewki dojeżdżam po mało uczęszczanych asfaltach. Robię szybkie zakupy w lokalnym markecie i ponownie jestem na szerokich szutrach. Tym razem jestem w Puszczy Białowieskiej. Zbliża się powoli zmierzch więc zaczynam się rozglądać za jakimś miejscem noclegowym. Nie widzę ani ambonki ani fajnej polanki. Nagle tuż obok drogi wyłania się miejsce postoju z wielka wypasionym domkiem. Jest to raczej wiata bo nie posiadała drzwi.
.
Rzut oka do środka i widzę, że będzie to mój hotelik na tę noc. Na belkach stropowych układam porozrzucane deski i mam piękne legowisko.
.
W obawie przed zwierzyną wszelkie jadło także ląduje na górze. Tymczasem tuż po zapadnięciu zmroku nadjeżdża samochód, wyłania się para kieruje swe kroki na bzykanko. Szybko robię rumor. Odnoszę sukces. Kobiecina w popłochu krzyczy, że to jakiś zwierz grasuje i czym prędzej umyka do autka. Koleś nieco sie waha ale też daje nura do swojej bryki. Mam chatkę tylko dla siebie.
Dzień 5 ...o krok od sąsiada.
Trasa ... Białowieża - Topiło - Wygon - Policzna
Noc była zadziwiająco spokojna. Żaden zwierz nie zakłócił mi spokoju. Dojeżdżam do Białowieży. Na granicy miasteczka dostrzegam skansen więc kieruję swoje kroki do środka.
.
Następnie kieruję się na objazd miasteczka w tym zabytkowej stacji w której to ulokowała się ekskluzywna restauracja.
Właścicielowi było mało więc otworzył hotel...hotel urządzony w zabytkowych wagonach. Każdy wagon do osobny pokój o naprawdę wysokich standardach.
Jem wczesny obiad, ale w innej, lokalnej restauracji i ponownie zagłębiam się w las. Kieruję się nadal na południe.
.
Puszcza Białowieska to rezerwat lasów naturalnych więc wszelkie bagienka to norma. Gdyby nie grobla to bardzo ciężko byłoby się po tych lasach przemieszczać.
Wzdłuż torów pozostałych po kolejce wąskotorowej dojeżdżam do wsi Topiło.
Ponownie jestem na szlaku ale coś mnie tchnęło i zjeżdżam ze szlaku prosto ku najbardziej odległej wsi wciśniętej tuż pod granicą Białoruską. Jestem we wsi Wygon.
Tu niespodzianka ...napotykam na wielką osobliwość galerię leśną.
Tuż za Wygonem jest kolejna zapomniana wieś ...Nikiforszczyzna.
Mijam ją i jestem w kolejnej wsi o 5-6 osadach. Cudownie! Jeżdżąc tak wzdłuż granicy odkrywam wiele takich zapomnianych wsi oraz wiele ciekawych dróg.
Tuż przez zachodem słońca rozglądam się za noclegiem. Spostrzegam daleko pod lasem ambonę. Podążam do niej nieco dookoła po wyjeżdżonej łące gdy wtem pod lasem dostrzegam kolejną ambonkę. Jest ona świeżo postawiona z widoczną jeszcze wiechą. Oczywiście tej nocy jest to moje lokum.
Zbieram nieco chrustu i długo siedzę przy ognisku posilając się kiełbasą i sącząc złocisty napój.
Dzień 6
http://www.forumrowerowe.org/blog/333/entry-950-podlaski-sprint-dzien-6/
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze