Bagning weekendowy
Miało być lajtowo, więc na dzisiaj wybrałem ciekawie wyglądającą trasę oficjalnymi rowerowymi szlakami w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego.
W założeniach mieliśmy machnąć pętle koło 70km i miało nam jeszcze zostać sporo czasu na wypoczynek nad wodą. A wyszło...
jak zwykle
Na początku trasa była znana - szlak wzdłuż Kanału Żerańskiego, bez niespodzianek. Naszą uwagę zwrócił jedynie sielski pan rowerzysta wyprowadzający krowę na spacer:
Początkowa trasa po wjechaniu w las też była dość niepozorna. Jak zwykle osoby umieszczające oznakowanie postarały się, by rowerzyści nie mieli zbyt łatwo. Bo przecież całkowicie odkryte i widoczne symbole mogłyby wywołać u jadących niebezpieczny dla zdrowia szok
A potem nagle zaczęło się robić pełno komarów. A chwilę później krzaków. Bardzo. Dużo. Krzaków
Na górze i w środku krzaki, pod kołami pełno błota, a powietrze ciężkie od wylęgających się wszędzie wokół w bagnach krwiopijców. Początkowo sądziliśmy, że gdzieś pobłądziliśmy, że przecież ci okropni ludzie od oznakowania, nie puściliby oficjalnego rowerowego szlaku środkiem zarośniętego, podmytego co parędziesiąt metrów trzęsawiska. I mieliśmy rację. To nie był szlak rowerowy. To były wszystkie największe szlaki rowerowe w okolicy w jednym
Robactwo oblazło nas do tego stopnia, że ledwo dało się coś zobaczyć, a my akurat dzisiaj nie mieliśmy nic na komary. Bo przecież to miał być lajtowy wytyczony oficjalnie przejazd przez las, a nie przeklęta wampirza matnia
Po drodze minęliśmy też punkt obserwacyjny - niechybnie dla komarologów. Jakoś nie mogłem się w tym wszechobecnym bzyczeniu wyzbyć wizji, że w środku leży wyssane z krwi truchło jakiegoś nieszczęsnego miłośnika przyrody:
W końcu przebiliśmy się na drugą stronę, ubłoceni, pogryzieni, wyssani i zmęczeni Gorzej już nie mogło być, postanowiliśmy się więc upodlić do cna serwowanym od niedawna w Nieporęcie amerykańskim żarciem (na zdjęciu trochę powyżej 3 tys kalorii):
Koniec końców wyszło tylko trochę ponad 50km. Jednak wracając do domu mieliśmy świadomość, iż tego dnia w Puszczy Słupeckiej zostawiliśmy cząstkę siebie. Tak ze 100ml od osoby.
1 komentarz
Rekomendowane komentarze