Rekordy, kierownica i masa
Minęło trochę czasu od ostatniego wpisu...
Bo i nie działo się zbyt wiele, poza konsekwentnym zaliczaniem wyznaczonych na ten sezon celów.
1. Przekroczyliśmy z żoną 1000 zaliczonych w sezonie kilometrów. Co może dla większości nie jest niczym szczególnym, ale prawdopodobnie jest to więcej, niż do tej pory zrobiliśmy łącznie w całym życiu i do tego wspólnie, z czego - przyznam szczerze - jestem dumny, bo na samym początku z motywowaniem mojej lepszej połówki bywało różnie i myślałem, że - jak to często bywa - pisany mi będzie los samotnego jeźdźcy. No i nabijamy dalej, sezon się jeszcze nie skończył
2. Pokonaliśmy limit dziennego dystansu - z 62km zrobiło się 80km (w mocno mieszanym terenie!). I o dziwo nie bolał mnie po tym tyłek, mimo że trasa została zaliczona w normalnych krótkich gaciach bez pampersów. Inna sprawa, że dystans nie był do końca dobrowolny, bo na mapie wyglądał na krótszy i w drodze powrotnej ścigaliśmy się ze zmrokiem
3. Zabrałem się za wymianę mocno już nadrdzewiałego zoomowego kokpitu mojej maszyny. Na pierwszy rzut poszła kierownica, która z takiej o wzniosie 5cm i kącie 15, zmieniła się na odpowiednio 2,5 i 5, a konkretniej na używaną Truvativ XR. Przyznam, że rower zdecydowanie zyskał na "rasowości" i estetyce, jednak jeszcze trochę minie, nim do bardziej sportowej pozycji przyzwyczają się moje mięśnie postawy. Ewentualnie, jeśli tak miałoby się nie stać, rozważam regulowany mostek Amoeby, który jest w dość rozsądnej cenie.
4. Chwyty. Do tej pory miałem najprostsze piankowe z Kauflandu - do dostania w cenie około pięciu złotych. Cóż, szczerze przyznam, że były super wygodne. Niestety strasznie chłonęły syf z rąk i po paru miesiącach nadawały się tylko do kosza. Rozważałem piankowe obite tkaniną Setlaza za około 40zł z przesyłką, ale nie dość że pewnie nie byłyby specjalnie wygodniejsze, to jeszcze miały brzydkie krzykliwe logo. Póki co chyba uzbieram zapas tych kauflandowych i będę wywalał co pół sezonu
5. Zaliczyliśmy pierwszą Masę Krytyczną w życiu. W sumie z ciekawości, zawsze chcieliśmy spróbować, ale standardowe założenia polegające na przejeździe w najbardziej uciążliwych porach przez i tak już zatłoczone centrum miasta niespecjalnie nas przekonywało - choć oczywiście na co dzień docenialiśmy widoczne w Warszawie efekty tego lekkiego terroryzmu Jakby nie było, tym razem Masa we współpracy z Muzeum Wilanowa zrobiła lajtowy turystyczny przejazd w sobotę - i to nas zachęciło. Było fajnie, choć oczywiście i tak kupa osób się na nas wkurzała, bo musiała poczekać te dziesięć minut, aż Masa przejedzie. Ciekawość została zaspokojona, Masa zaliczona, więcej pewnie nie zajrzymy, no chyba że znowu kiedyś będzie coś okolicznościowego na luzie.
6. Pomału szykuje się też do wymiany chińskiej tylnej lampki na coś porządniejszego, co będzie widoczne też w dzień przy gorszej pogodzie. Myślałem o Wall-E, ale po jezdniach tak naprawdę jeździmy może z 5-10% czasu, a innym rowerzystom na ścieżce niekoniecznie chcę robić aż taką krzywdę, więc pewnie skończy się na Bright Eye'u. Szkoda, że nie ma podobnej silnej, taniej lampki z trybem słabszym. Z podobnego trybu w mojej chińskiej latarce z przodu jestem bardzo zadowolony. Gdy wjeżdżam na ścieżki zawsze daje 30% i kieruję ją lekko do dołu.
7. Rozważam też jakiś zakup uchwytu na telefon do nawigacji. Popularne ostatnio torby na ramę odpadają - nie żebym przesadnie dbał o estetykę roweru, ale dla mnie są naprawdę bardzo brzydkie. Potrzeba pojawiła się głównie, gdy ostatnio przy Kampinosie musieliśmy się wracać 4 razy, bo za późno zauważyłem, że przejechaliśmy już za daleko i minęliśmy interesujący nas zakręt
I to chyba tyle. Tony małych, codziennych rzeczy z życia niedzielnego rowerzysty
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze