Mój rower to szmelc
Nastał weekend, więc sobotnia wycieczka zaplanowana została zawczasu. Tym razem, do mnie i BTH dołączył kumpel z zamierzchłych czasów, Bartek. Chłopak regularnie biega, ale nie jeździ na rowerze. Zgłosił się na ochotnika, aby wspólnie z nami polamerzyć na dwóch kółkach, więc zaplanowaliśmy spokojną, niezbyt długą trasę, gdzieś wokół dąbrowskich Pogorii, aby w razie ewentualnego braku sił witalnych u Bartka, nie zostać w lesie. Mieliśmy wystartować o 10.00, lecz Bartek spóźnił się, bagatela, 30 minut. No nic, zdarza się nawet najlepszym, a co dopiero jemu...
W czasie rzeczywistym ustaliliśmy, że objedziemy Pogorię III i - korzystając z wyśmienitej pogody - zażyjemy kąpieli. Luźno licząc, 17 km - miało być w sam raz dla kolegi na pierwszy raz. No to jedziemy.
Po przejechaniu 3 km zaniepokoiło mnie dziwne szarpanie w tylnym kole. Wczoraj również to czułem, ale w znacznie mniejszym stopniu. Dzisiaj czułem każdy obrót koła, lekko podskakując na siodełku. Po dojechaniu na Pogorię zsiadłem z roweru, zakręciłem korbą i... O zgrozo, koło chodzi na boki jak szalone. Myślałem, że poluzowała się śruba, więc ją dokręciłem, ale to nie było to. Moje opony są już łyse po przejechaniu niepełna 900 km, więc cień podejrzeń padł na nie. Po chwili, przyglądając się oponom dokładniej, namierzyłem niepokojące zjawisko - w kilku miejscach była ona przetarta blisko obręczy. Co jest powodem tego defektu? Albo opona poddała się pod wpływem pokonanego dystansu, albo skrzywiłem obręcz i zadziałała fizyka. Co prawda na rowerze nie wyprawiałem nic głupiego, ale człowiek nigdy nie wie. Wystarczy niefortunnie wybrany krawężnik czy inny snake.
Cokolwiek się stało, wiedziałem, że z telepiącym się kołem nie ujadę daleko. Na szczęście koledzy nie porzucili mnie na pastwę losu, lecz towarzyszyli w niedoli - jechaliśmy wokół Pogorii III wolno, majestatycznie. Wreszcie namierzyliśmy kawałek wolnej, dzikiej plaży, więc zeskoczyliśmy z rowerów i popluskaliśmy się. Ach, cóż za ulga! Tytułem dygresji, nad wodą kobiety rozbierają się żwawo. Niestety, wszystkie.
Po 20-minutowym postoju ruszyliśmy przed siebie, a raczej - z mojego powodu - w drogę powrotną. Wolno, majestatycznie. Wjechawszy na osiedle, z tylnego koła rozległ się świst. Wyrwa przy obręczy powiększyła się na tyle, że puściła. Widocznie wskutek turbulencji oberwało się również dętce. Jak by na to nie patrzeć, szykuję się na wydatki. Do domu nie miałem daleko - rozstałem się z kumplami i ruszyłem z buta.
Czy to normalne, że opony zdzierają się do cna po zaliczeniu 900 km? Fabryczne, tanie - to fakt, ale wydaje mi się, że to przesada. Mój rower to szmelc, ale tak to jest, jak się kupuje model budżetowy. Wycieczka miała być dłuższa, a i pod wieczór planowałem samotny wypad, aby pstryknąć kilka fotek z XVIII Międzynarodowego Pikniku Country. Dupcia zbita. Jeśli masz taką możliwość, pędź na Pogorię III - jest tam masa ludzi, a impreza będzie po zbóju! Pozdrower!
Aktualizacja
Zdjęcia defektu są mylące - perspektywa sugeruje, że klocek ocierał o oponę, ale nic z tych rzeczy. Sprawdziłem organoleptycznie. Zrobiłem nawet fotkę. Jakość kiepska, bo aparat w moim telefonie nie lubi pstrykać z bliska. Podsumowując, klocki ustawione są idealnie.
21 komentarzy
Rekomendowane komentarze