Tour de Tarchomin
Zauważyłem, że najlepsze wycieczki to te nieplanowane. Dzisiaj, co prawda blisko, bo na Tarchomin, ale nigdy tam nie jeździłem. Byłem raz, ale przelotem i to dobrych 5-6 lat temu.
Z Bemowa najlepiej dojechać na Tarchomin przez Most Marii Skłodowskiej-Curie, ale ścieżka rowerowa wciąż jest nieczynna (ale o tym potem). Pojechałem przez Młociny, przy moście MSC, tamtędy, gdzie ścieżka jest już otwarta.
Wokół mostu robota wre. Ale jakoś nie za bardzo. Impet robót nieco przysiadł. Ot przykład. Urwana ścieżka czy chodnik. Nie wiem co to jest, ale w takim stanie jest już kilka miesięcy, a w okolicy nic się nie rusza.
Potem wzdłuż Wisły do Mostu Grota-Roweckiego. Tam jeszcze da się przejechać we w miarę komfortowy i bezpieczny sposób. Po drodze mijamy teren prywatny na rzecze.
Na moście asfalt sprzed kilkudziesięciu lat rozpływa się już w temperaturze 25 stopni. Czułem się, jakbym brodził w błocie. Na szczęście nie przykleja się do nóg. Z mostu prosto na Tarchomin. Tak po prostu przed siebie, gdzie ścieżka czy droga poniesie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym osiedlem. Co prawda daleko od centrum i poranne wydostanie się z niego graniczy z cudem, ale jednak jest przyjemnie. Cisza, spokój. Moim celem była Kępa Tarchomińska, czyli ścieżka wzdłuż Wisły. Droga solidnie ubita, równa. Po drodze trafiłem natrafiłem na rozpadające się drzewo.
A także domek zabity dechami...
Wyschniętą rzekę...
Nagle gdzieś w "głuszy" wyjeżdża się na piaskową autostradę.
Czas godzi. Trzeba wracać. Powrót górą wału. Ścieżka wąska, ale równa. Kolejny prztyczek w nos dla orędowników MTB w mieście. Trekingowym rowerem po takiej ścieżce bez problemu leci się 20-25 km/h.
Mijamy rezerwat Ławice Kiełpińskie. Skoro to jest rezerwat, to nie staramy się go rozjeżdżać rowerem.
Coś, co nie zdarza się na dużym miejskim osiedlu. Krzyż, który zapewne stoi tutaj od czasów, kiedy Tarchomin był jeszcze podwarszawską wsią.
Teraz wracamy do tematu Mostu Marii Skłodowskiej-Curie. Jak wiadomo ścieżki tam nie ma. Są dwa sposoby na pokonanie go. Zaznaczam, że oba nielegalne. Możemy wjechać na ulicę i po prostu przejechać go wraz z samochodami. Zrobiłem to raz. Tuż po jego otwarciu, kiedy mało ludzi o tym wiedziało i ruch w niedzielę przed południem był znikomy. Potem ruszył ruch i stało się zbyt niebezpiecznie, żeby jeździć po ulicy.
Dzisiaj most pokonałem ponownie, w sumie przez przypadek. Chcą nie chcąc pojechałem za starszym panem na szosówce, który wdrapał się ścieżką na most. Robotnik polecił nam chodnik. Dostanie się na chodnik oznaczało dla mnie spacer boso przez plac budowy. Średnio bezpieczne, ale żyję - nic mi nie jest. Rower mam szeroki, ze względu na sakwy. Jedzie się bardzo fajnie. Chodnik wystarczająco szeroki. Po drodze można obserwować postęp prac nad linią tramwajową.
No i na końcu mostu ZONK! Na chodniku zaczynają wyrastać latarnie. Robi się jeszcze mniej miejsca na przejazd niż na moście Grota. Latarni jest kilka. W ogólności porażka. W pewnym momencie zwątpiłem i zrobiłem coś, za co powinienem smażyć się w rowerowym piekle. Poczekałem, aż nie będzie nic jechać, przełożyłem rower przez bariery energochłonne i pojechałem końcówkę ulicą. Nie polecam ani jednego ani drugiego sposobu. Najlepiej jest nadrobić kawał i pojechać mostem Gdańskim, gdzie jest kulturalna ścieżka...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia