Skocz do zawartości

Rowerowy lamer

  • wpisów
    33
  • komentarzy
    347
  • wyświetleń
    78 289

We dwoje raźniej i nieszczęsny pedał


Gruby120

1 635 wyświetleń

Po krótkiej przerwie, spowodowanej bólem mięśni ud, wróciłem do kręcenia. Zrobiłem sobie 2 dni odpoczynku, bo uda tak mnie nawalały, że musiałem przystopować. Giry mi urosły (po 3 tygodniach jeżdżenia!), wręcz napuchły, ledwo wciskałem się w spodnie. Przez moment czułem się niczym zielony Hulk. Dzisiaj, wsiadając na bicykl, wciąż czułem ból, lecz po przejechaniu 25 km ustał. Może nie jak ręką odjął, ale - gdyby posłużyć się 10-stopniową skalą ocen - z wyjściowych 10 punktów obecnie zostały 2, może 3. Zrobiłbym znacznie więcej kilometrów, ale musiałem podjechać do serwisu.

 

Tak, tak, moich przygód ciąg dalszy. Po 3-krotnym złapaniu kapcia w tym samym kole, pora przyszła na złamany pedał oraz problem z łańcuchem. Pedał, jak to seryjny, tandetny, plastikowy pedał, nie wytrzymał naporu moich hulkowych supermięśni. Czułem pod stopami, że "pływa", więc przyjrzałem mu się bliżej.

 

gejf.jpg

 

Bingo! Długo się nie zastanawiając, pognałem do sklepu, aby dokonać zakupu kompletu nowych, stalowych "nakręcaczy". Sporo się naczytałem, że z takimi cudeńkami jeździ się znacznie bardziej komfortowo, lecz żadnych różnic nie odczułem. No, może poza komfortem psychicznym - mam pewność, że nie strzelą w najmniej oczekiwanym momencie. Nowe sztuki są metalowe, a na rantach powleczone gumą. Stopa z nich nie zjeżdża, jestem zadowolony.

 

Łańcuch również chciał mi spłatać figla. Mam tzw. wolnobieg, na wysokich przełożeniach łańcuch charakterystycznie "strzelał", tak jakby miał przeskoczyć na inny bieg, lecz nie przeskakiwał, a szarpnięcie co kilka obrotów było strasznie wkurzające. Do dyspozycji zostawały mi jedynie niskie biegi, które działały gładko, lecz taka jazda to nie jazda, a widok wyprzedzających mnie matek pchających wózki przysparzał o nerwicę (na blacie ok. 15 km/h). Facet w serwisie wskoczył na moją maszynę, przejechał się na niej 100 m i szybciutko zdiagnozował, że łańcuch jest suchy. Wyciągnął tajemniczy olejek, posmarował łańcuch, pogrzebał przy przerzutkach i... problem zniknął. Przy okazji przestrzegł mnie, że seryjny łańcuch jest za krótki i odradza mi stosowanie biegów 1-3 (Kross Hexagon V2, prawa manetka), bo może się to skończyć przykro dla mojej kieszeni. Wróciłem grzecznie do domu, po odczekaniu 2 godz. łańcuch przetarłem, zgodnie z zaleceniami, a o posiadaniu niskich biegów powoli zapominam.

 

We dwoje raźniej

Gdy kupiłem rower i zajawiłem się na kręcenie, do kupna takiej zabawki namawiałem kumpla. Biedaczysko złapał sporo sadła i podobnie jak ja zapomniał, że istnieje coś takiego jak kondycja. W miniony weekend kupił wreszcie cacko (ładny i solidny Rockrider), więc w niedzielę wybraliśmy się na wspólną przejażdżkę. Nawet nie przypuszczałem, że we dwoje jeździ się wprost proporcjonalnie przyjemniej, niż w pojedynkę. Kolejne kilometry trzaskały jak z bicza strzelił, zwiedzaliśmy rejony miasta, o istnieniu których zapomnieli już nawet urzędnicy, tj. dąbrowski park Zielona (polecam, świetny teren do jazdy) oraz tamę na Pogorii 4. Pogadaliśmy o życiu, co sił w płucach komentowaliśmy mijane dziunie, wymądrzaliśmy się na temat swoich rowerów, obgadaliśmy pół miasta etc. Normalnie gadka, jak regularnie przy wódce. Co mnie rozbawiło, to fakt, że kumpel nie mógł za mną nadążyć i co kilka chwil musiał mnie powstrzymywać, natomiast na podjazdach oglądał moje piękne poślady, a i tak z daleka. Nie to, że się przechwalam, lecz po 3 tygodniach regularnego jeżdżenia widzę na swoim przykładzie, że trening czyni mistrza. Mam nadzieję, że po bieżącym, pierwszym sezonie będę się czuł niczym młody bóg, a spodnie to będę kupował z lampasami;). Tak czy inaczej, wspólne jeżdżenie jest świetną rzeczą i mam nadzieję, że proza życia pozwoli nam na więcej takich wypadów. Niech no się tylko kolega Adam "rozjeździ", a będziemy wspólnie rzeźniczyć. Zresztą okazało się, że moja świetna, zwichrowana kumpela (hi there, Ewelina!) również popyla namiętnie na rowerze, aczkolwiek nieregularnie, niemniej pokonuje jednorazowo spore dystanse. No, ale jako że znam jej temperament i siłę do pewnych rzeczy, to się nie dziwię. Tak, tak, z nią również jestem umówiony na wspólne kręcenie.

 

Oświecenie

Jeżdżąc po osiedlu czuję na sobie wzrok moich rówieśników, którzy dogorywają na ławkach czy z pomocą grawitacji wypadają z pubów. Widzę dziewczęta, do których dawno, dawno temu startowałem, pchające wózki z pociechami. Widzę wreszcie blade brzuszyszka na balkonach, zgarbione sylwetki, ludzi włóczących nogami, żuli polujących pod monopolowym oraz młodzież, która nie wie, co ze sobą zrobić. Patrzę, patrzę i duma mnie rozpiera, że zdecydowałem się wsiąść na rower. Rzekłem.

15 komentarzy


Rekomendowane komentarze

jak doszedłem do "Oświecenia"- chociaż może wydać się to dziwne- poczułem się podobnie. Czas na rowerze, to świetna chwila na refleksje, przynajmniej jak dla mnie. Spojrzenie kilka lat wstecz, oraz rozmyślanie "co by było gdyby...?". We dwójkę zawsze jedzie się lepiej, jest dodatkowa motywacja, a przy okazji czas mija szybciej.

Taki bro tip: przed intensywnym kręceniem zrób sobie rozgrzewkę, trochę stretching'u oraz po jeździe, a nogi nie będą tak bolały ;) Pozdrowionka.

Odnośnik do komentarza

Staram się stretchować, ale jak widać za długo siedziałem przed kompem itd., żeby wszystko przeszło, jak ręką odjął.

Odnośnik do komentarza

A ja, jak doszedłem do "Oświecenia" to dostałem szokowstrętu. Ustawienie kobiet, które pchają wózek w jednym rzędzie z menelami, pijanymi facetami i młodzieżą, która nie wie co ze sobą zrobić. No toś się popisał. Pewnie nie masz dzieci, ja mam - dwie córeczki. Lat mam tyle co Ty, na rowerze robię po około 8000 km rocznie w przyszłym, a najdalej w 2014r (kwestie urlopowe) na pewno wybiorę się na jakiś TransAlp (oczywiście rowerem, tak 600km po ścieżkach górskich- mniam, mniam) i wierz mi, że dzieci w tym nie przeszkadzają.

Pomijając końcówkę to fajne:), dużo lepsze od Twoich "poradników", tego nurtu się trzymaj:)

Odnośnik do komentarza

A ja, jak doszedłem do "Oświecenia" to dostałem szokowstrętu. Ustawienie kobiet, które pchają wózek w jednym rzędzie z menelami, pijanymi facetami i młodzieżą, która nie wie co ze sobą zrobić. No toś się popisał. Pewnie nie masz dzieci, ja mam - dwie córeczki. Lat mam tyle co Ty, na rowerze robię po około 8000 km rocznie w przyszłym, a najdalej w 2014r (kwestie urlopowe) na pewno wybiorę się na jakiś TransAlp (oczywiście rowerem, tak 600km po ścieżkach górskich- mniam, mniam) i wierz mi, że dzieci w tym nie przeszkadzają.Pomijając końcówkę to fajne:), dużo lepsze od Twoich "poradników", tego nurtu się trzymaj:)

 

Nie ustawiam kobiet w jednym rzędzie z menelami, po prostu wyliczam. Po co ta złośliwa nadinterpretacja? Dziecko mam, nie bój nic:). Lada dzień sprawię mu sprzęt jeżdżący:). Pozdrower!

Odnośnik do komentarza

Jeżdżąc po osiedlu czuję na sobie wzrok moich rówieśników, którzy dogorywają na ławkach czy z pomocą grawitacji wypadają z pubów. Widzę dziewczęta, do których dawno, dawno temu startowałem, pchające wózki z pociechami. Widzę wreszcie blade brzuszyszka na balkonach, zgarbione sylwetki, ludzi włóczących nogami, żuli polujących pod monopolowym oraz młodzież, która nie wie, co ze sobą zrobić. Patrzę, patrzę i duma mnie rozpiera, że zdecydowałem się wsiąść na rower.

Ale ja tego nie pisałem, tylko Ty. No chyba nie powiesz, że to był komplement w ich stronę.

To żadna złośliwa nadinterpretacja, po prostu napisałem o moich odczuciach, zarówno złych jak i dobrych. Publikujesz więc mam chyba prawo coś napisać. A może wolisz tylko pozytywne komentarza, ale wtedy człek się nie rozwija:)

Powodzenia na rowerku - kiedy 100km w jeden dzień? We dwóch to już nie problem.

Odnośnik do komentarza

O paniach nie napisałem nic złego:).

100 km w jeden dzień... jak będzie czas i mój kolega będzie już w stanie tyle nakręcić. Ja machnąłem dzisiaj w pojedynkę niemal 40 km (w jednym podejściu, dumny jestem, że hej!), ale zrobiło się ciemno i generalnie nie miałem ochoty na więcej (spokojnie bym jeszcze pokręcił). Prędzej czy później porwę się na dłuższą trasę.

Odnośnik do komentarza

ja jak na razie najwiecej zrobilem 51 km jednego dnia:) podczas jednego wypadu oczywiście:)

na stówkę troche boję sie jeszcze porwac... na pewno nie sam w każdym bądź razie. Kompana niestety tez na takie trasy nie mam;/

Odnośnik do komentarza

Ja do pracy 45km w jedną stronę, oczywiście rowerem:)

Jak pierwszy raz 100 ogarnąłem to byłem dumny jak paw, po pierwszej 200km już nie było takiej frajdy.

Odnośnik do komentarza

No, ja jakoś nie widzę zasuwania 2 x 45 km. Czasu szkoda, a i nikt nie wygląda dobrze w garniturze po pokonaniu takiego dystansu;).

Odnośnik do komentarza

Ja widzę sens, zwłaszcza jak potem w górach z kumplami zasuwam:) przynajmniej jęzeyk jest w jamie ustnej a nie wisi koło korby. Do pracy w rowerowych ciuchach i przebranie w służbowy strój. Czasu na rower nigdy mi nie szkoda.

Standardowy czas przejazdu to 1:40h,

Odnośnik do komentarza

kurde ja do pracy mam ok 2 km ale też jeżdże rowerem;p a tak poważnie to mam nadzieje w przyszłości niedalekiej robić takie dystanse jak Ty, Przeor:)

Odnośnik do komentarza

Kiedy nowy wpis? :) Co do "Oswiecenia" to nie wydaje mi sie żeby kolega stawiał kobiety na równi z żulami ;) po prostu są wyliczeni ;)

Odnośnik do komentarza
Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...