Pod górkę (czyli życiowo), ale z pięknymi widokami
W minioną sobotę machnąłem 30 km, wczoraj odpocząłem, a dzisiaj wpadło kolejne 30 kilosów. Mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że już się "rozjeździłem". Stawy, poślady, kręgosłup, mięśnie - nic nie boli, aczkolwiek uda dają o sobie znać, co nie powinno dziwić w świetle pokonywanych odległości. Nie wiem czy to dobre tempo, czy nie, ale na płaskiej drodze utrzymuję prędkość w przedziale 23 - 26 km/h. Jak przycisnę, licznik wskazuje 30 km/h, ale to raczej hardkor i długo tak nie wytrzymuję. Nie jestem więc, jak sądzę, ani Szybkim Billem, ani nie ślamazarzę się niczym żółw. Ot, dla mnie jazda w sam raz. Kupując MTB nie nastawiałem się na bicie rekordu prędkości.
Piękna pogoda i dni wolne od pracy dla wielu Polaków, to doskonała okazja, aby ruszyć się z domu. Dzisiaj na dąbrowskiej Pogorii III było tłoczno, masa ludzi wylegiwała się na plaży, zażywając kąpieli słonecznej, a najtwardsi zawodnicy pluskali się w wodzie.
Na rowerach jeździ coraz więcej osób, momentami robi się tłoczno na ścieżce, no i zdecydowanie jest już co podziwiać (fotek z tej kategorii nie robię podczas jazdy, aż tak zwichrowany nie jestem. Jeszcze:). W tak pięknej scenerii aż chce się pedałować. Szkoda tylko, że wielu spacerowiczów nie kojarzy, jakie jest przeznaczenie ścieżki rowerowej.
Pod koniec treningu zazwyczaj czuję, że mam jeszcze sporo siły i mógłbym machnąć kolejne 10 czy 20 km (inna sprawa, że po zejściu z roweru mam nogi z waty). Dzisiaj, w drodze powrotnej do domu, mając na liczniku 28 km, postawiłem sobie wyzwanie: podjechać pod stromą górę (ul. 3-go Maja w Dąbrowie Górniczej).
Co prawda podołałem wyzwaniu, ale na szczycie zdechłem. Po prostu zdechłem, niemal na śmierć. Takie zagrania są wciąż ponad moje siły. Mam nadzieję, że w końcu będę wciągał nosem takie podjazdy, z uśmiechem na ustach.
Z ciekawostek, tędy przejeżdża Tour de Pologne (Dąbrowa Górnicza, osiedle Mydlice). W bieżącym roku niestety trasa ominie Dąbrowę, jeden z odcinków rozpocznie się w Będzinie, a zakończy w Katowicach.
Dzisiaj zamontowałem sakwę oraz bidon, z których zrobiłem użytek. 0,7 l wody mineralnej zeszło podczas treningu jak z bicza strzelił. Co jak co, ale bidon to podstawa, szczególnie w tak upalne dni. Rower z osprzętem wygląda tak jakby dostojniej, poważniej, bardziej pro. A może się mylę...?
PS Po tygodniu mój blog zaliczył niemal 2 tysiące wyświetleń. To jest woda na mój młyn, żywe dyskusje w "komentarzach" to jest to, co lubię. Dziękuję, to mnie motywuje do stukania w klawiaturę.
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze