Upadki, wzloty i powroty
Tonsillektomia mnie nie zabiła ale zaowocowała niestety kolejną dłuższą przerwą w kręceniu. Pierwsze dwa tygodnie bezpośrednio po zabiegu okazały się męczarnią (czyt. „jednak ból”, no i nie obyło się bez przygód…). „Prowadzenie oszczędzającego trybu życia dwa tygodnie po zabiegu, brak wysiłku, etc. …” w/g zaleceń oczywiście okazało się fikcją ponieważ już na drugi dzień po wyjściu ze szpitala pojawiłem się na służbie w pracy – poza tym w moim przypadku jest to raczej niewykonalne (ów oszczędzający tryb życia) wobec obecności dwójki małych terrorystów w domu, buhahaha.
Tak więc od tygodnia zaczynam kolejny początek. Trzytygodniowa w sumie przerwa nie minęła tak zupełnie rowerowo-bezproduktywnie jakby się mogło wydawać. Zwiozłem moją Maszynę do serwisu (TAK, wiem… popełniłem świętokradztwo ale kompletnie nie miałem wtedy czasu by samodzielnie przeserwisować rower w domu ) celem regulacji względnie odpowietrzenia i zalania przedniego hydraulika, wymiany na nowe sfatygowanych kółeczek przerzutki tylniej oraz wyczyszczenia i przesmarowania na nowo łożysk tylnej piasty (w kolejce do wymiany czekają też linki i pancerze ale to już następnym razem, i pewnie zrobię to sam o czym dalej). Nie wiem czy to pech czy też złośliwość panów serwisantów (trochę trułem im dupę) – hamulec wcale lepiej wyregulowany nie jest (naprawdę tylko tyle można niego wykrzesać ?! normalnie aż nie wierzę…) a uszczelki fabrycznie nowego górnego kółeczka przerzutki tylnej… założono mi odwrotnie. Przedwczoraj dokładnie czyściłem i smarowałem to i owo więc poprawiłem i jest git. Pytanie tylko takie: za co ja k… w tym serwisie płacę no i dlaczego tak drogo ? Po raz kolejny potwierdza się stara prawda, że jak chce się mieć rower zrobiony na tip-top to lepiej... nie oddawać go do serwisu tylko zrobić samemu.
W międzyczasie zima schowała się na dobre i powoli powraca tak długo wyczekiwana wiosna. Chociaż robi się coraz cieplej i słoneczniej za oknem, nad ranem jeszcze przymrozki i chłód. Dwa dni temu np. padał śnieg. Drobne zawirowania pogodowe trwają nadal a ja cieszę się, że jednak pozostawiłem swoje błotniste Dirty Dany i nie zamieniłem ich na Nobby Nic’i. Przez ostatnie dni trochę popadało i ilość błota w okolicznym lesie dosłownie powala, a to głównie dzięki pracom „porządkowym” przeprowadzonym przez panów leśników. Wywóz ciężkim sprzętem sporej ilości drzewa ze ścinki zmielił oraz powywracał do góry nogami większość dróg i zamienił je w błotne grzęzawiska (ku mojej uciesze rzecz jasna ! ).
2 komentarze
Rekomendowane komentarze