Mam 23 lata z czego od 20 jeżdżę rowerem.
Początki standardowe - rodzice kupili coś na kształt roweru (i pchali na kijku (ledwo go pamiętam siostra zniszczyła gdy zaczęła go ujeżdżać)). Kolejno Garbunok - mały zielony z kółeczkami. Męczarnia na czterech kołach trwała do piątego roku życia. Pewnego dnia tata po prostu ściągnął kółka i puścił z górki. Do dziś pamiętam te chwile. Niesamowite doświadczenie wolności (dziś tak ubieram to w słowa). Potem pamiętam krzaki, krew na kolanie, bliznę mam do dziś. Po prostu brak nawyku hamowania:). Ktoś inny może by się rozczarował, ja nie!
Rower nr trzy - stary składaczek taty, który przejechał setki kilometrów po podwórku. Zielony, zespawany z różnych części. Jazda na nim hehe nazywam to pętlą podwórkową - start koło garażu, 50 metrów prosto, u końca kawałek górki, na niej zawrótka, prosto 25 m, zakręt w lewo i okrążenie stodoły, okrążenie jabłonki i garaż. I tak w koło aż do pierwszej komunii świętej.
25 maja 1997 jest długo oczekiwany prezent, ku mojemu rozczarowaniu składak Romecik Jubilat 2... prawie każdy w klasie dostał górala... Chwila kombinacji i jest pomysł - Romecik sprzedany babci (tak wiem prezentów się nie sprzedaje, nie oddaje i takie tam), dokładam kasę z kopert i jest rower jak na tamte czasy nie osiągalny - Corrado. Takie były tylko dwa w roczniku na siedemdziesiąt(!!!) dzieci z czego jeden był mój! Cena około 700 zł. Przejechał setki kilometrów przez 10 lat z czego pierwszy rok mój tyłęk nawet nie dotknął siedzenia bo nóżki były za krótkie.
Lato 2007 matura, nowa miłość i nowy rower... ale to już inna historia
Nawet nie wiecie jak fajnie to opisywać i wracać do tych chwil. Postanowione od dziś - choćby ktoś nie miał tego czytać i tak wyrzucę z serca moje rowerowe wspomnienia:) dobranoc
1 komentarz
Rekomendowane komentarze