jeżdżenia z aparatem ciąg dalszy....
Mimo zaklejenia mikrofonu 2 warstwami grubej taśmy montażowej, najbardziej denerwujące odgłosy nie ustały - wnioskuję więc że to drgania przenoszone z roweru bezpośrednio na obudowę aparatu i dalej do mikrofonu. Jedynym sposobem rozwiązania byłoby stworzenie jakiegoś uchwytu który nie trzymałby aparatu przy pomocy śruby lecz na przykład jakieś okładziny filcowe, żelowe czy coś w tym stylu. Drugie rozwiązanie (które dość śmiesznie by chyba wyglądało) jest przymocowanie aparatu u szczytu kasku. Rozwiązanie to ma dwa zauważalne plusy - obracając głową filmujemy dokładnie to co widzimy (szczególnie istotne gdy np. zauważymy coś ciekawego przy ścieżce ) ponadto kamera znajduje się wyżej i bliżej perspektywy rowerzysty. Po drugie, głowa jest dość dobrze stabilizowana przez ciało. To chyba naturalny i wrodzony odruch naszego organizmu, który dba o mózg. Dlatego zupełnie nieświadomie nasze ciało stabilizuje drgania - po jeździe najczęściej bolą nas stopy, kolana, dłonie, nadgarstki i tyłek (bo to one przyjmują na siebie drgania) głowa chyba nigdy (nie wliczam tu wypadków ). W moim kasku jest na szczycie szczelina w którą od biedy można by wsadzić śrubę i przykręcić aparacik... Sprawa do przemyślenia...
4 komentarze
Rekomendowane komentarze