MALOWANIE ALUMINIOWEJ RAMY ROWEROWEJ w warunkach domowych.
MALOWANIE ALUMINIOWEJ RAMY ROWEROWEJ w warunkach domowych.
Nadszedł taki dzień kiedy patrząc na mojego trekkinga poczułem niesmak, stan roweru po pięciu latach codziennego katowania w słońcu, deszczu i śniegu odcisnął na lakierze ramy swoje piętno. Rama była w fatalnym stanie, poprzecierany lakier, bród wciśnięty w każdą możliwą rysę. Co szczególnie mnie zaniepokoiło zauważyłem w okolicy spojenia tylnego trójkąta z suportem pęknięcia lakieru. Wyglądało na to że może to być pęknięcie ramy. Ponieważ nadszedł czas urlopu wakacyjnego, a z racji wyjazdu (niestety bez rowerów – tak wiem świętokractwo) postanowiłem chociaż pozbyć się starego lakieru i stwierdzić czy rama jest cała, czy jednak uszkodzona. W razie pozytywnego wyniku oględzin padła decyzja o malowaniu ramy we własnym zakresie.
Mój rower to marka znana z forum LAZARO Integral V (rocznik 2011), w wielu komentarzach przewijał się problem słabej jakości lakieru na tych rowerach. Może nie jest jakaś bardzo słaba, ale widziałem już lepiej wyglądające lakiery. Na usprawiedliwienie mojego roweru muszę przyznać, że jest używany całorocznie, maź śniegowo, błotno solna nie wpływa poprawnie na jego stan. Decyzja padła, trzeba było brać się do roboty.
1. Rozbiórka.
Przy takiej okazji nie mogłem sobie odmówić rozpirzenia wszystkiego w drobny mak. Ponieważ postanowiłem że pomaluje też amortyzator więc trafiła się okazja powalczyć z nim też.
Z ramy zniknęły wszystkie odkręcane części i podzespoły włącznie z hakiem przerzutki, zostały tylko wciskane miski sterów.
2. Czyszczenie ramy ze starego lakieru.
Jako, że postanowiłem wszystko zrobić we własnym zakresie, o piaskowaniu ramy nie było mowy. Choć mogłem to zrobić w mojej pracy za przysłowiowe piwo. Do usunięcia warstw lakieru służył mi płyn (chemia) kupiony w Castoramie, na ramę 21’ plus amortyzator poszło 1 ½ puszki tego specyfiku. Pracuje się tym nienajgorzej, nanosi się warstwę na lakier pędzlem, uwaga nie należy tego rozsmarowywać, tylko nanosić grubą warstwę. Po upływie ok. 15 min. można przystąpić do mechanicznego usuwania „rozpuszczonej” warstwy lakieru. Ciekawe spostrzeżenie, różne kolory ramy, różnie reagowały z chemią. Najłatwiej rozpuszczał się kolor czerwony, następnie czarny, najgorzej reagował kolor biały potrzeba było kilku powtórzeń z nanoszeniem chemii. Czym usuwałem? Próbowałem wszystkiego co miałem pod ręką. Z prostych odcinków rur dobrze schodziło szczotką drucianą, nie radziła ona sobie natomiast we wszelkiego rodzaju zakamarkach po paru minutach zgubiła połowę drutów (a była to produkcja odziedziczona po dziadku, szczotka miała pewnie z pięćdziesiąt lat – niezniszczalna, do tej pory) Na spawach i tego typu łączeniach najlepiej sprawdził się taki kuchenny druciak do mycia garnków, takie coś w kształcie gąbki – zwinięte wióry. Rozleciało to się w końcu też ale koszt żaden. Na koniec wypolerowałem całą ramę drobnym papierem na gąbce (Castorama) przy czym wcale nie jakimś drobniuteńkim, ok. 100. Gwinty suportu zabezpieczyłem wkręcając kilka zwoi stre miski.
3. Malowanie podkładem antykorozyjnym.
Zaprzyjaźniony sklep lakierniczy – warto chwilę pogadać o tym co będziemy tworzyć, Pan sprzedający wszelkiego rodzaju lakiery wygadał się że przynoszą do niego na „fuchę” takie ramy do pomalowania, więc miałem pewność że rozumiemy się co moich oczekiwań.
Podkład antykorozyjny w spray’u wystarczył w ilości 500 ml na ramę i amortyzator. Malowałem „techniką” mgiełka – pięć minut przerwy – mgiełka – pięć minut przerwy - … - do wyczerpania farby (dwa, trzy „psiknięcia” – wstrząśnięcie spray’em…)
4. Malowanie właściwe
Zdecydowałem się na farbę chemoutwardzalną, która stygnie po wymieszaniu jej składników bazowego z utwardzaczem, więc jeśli taki zakup robi się w postaci spray’u to jest to już wymieszane i trzeba malować praktycznie niezwłocznie. Znowu zaprzyjaźniony sklep lakierniczy i zaczynamy właściwą zabawę.
Ponieważ warstwa farby podkładowej nie wyszła zupełnie gładka więc polecono mi jej delikatne przeszlifowanie i znów nie jakby się to wydawało papierem 300 – 400 i wyżej tylko zupełnie chamskim 150 – 200 co uczyniłem o dziwo niczego nie psując.
Malowałem identyczną techniką co wcześniej i muszę przyznać że to nie takie trudne. Najwięcej „kłopotów” nie miałem wcale z łączami, zakamarkami itp. tylko z prostymi długimi odcinkami rur, pokrycie jednolitą warstwą owalnej powierzchni wcale nie jest takie łatwe.
Przyszedł czas na wyjazd w góry (wspomniany wcześniej) rama miała okazję dojrzeć sobie w spokoju.
5. Montaż i podsumowanie.
Po skompletowaniu wszystkich wymienialnych części typu linki, pancerze, klocki hamulcowe, można było zabrać się za to co najbardziej lubimy czyli poskładanie wszystkiego do kupy. Miałem rzadką okazję rozebrania wszystkiego w drobny mak. Hamulce, przerzutki, mechanizm korbowy były rozkręcone do ostatniej śrubki. Nie rozbierałem tylko manetek, mam z tym niemiłe wspomnienia gdy (nie pamiętam dokładnie ,ale coś rzędu Acery) rozbierana manetka, a w zasadzie jej bebechy wystrzeliły pod sufit spadając w zupełnie nie rozpoznawalnym, nieodtwarzanym porządku. Z moim aktualnym SLX-em nie chciałem tego powtarzać, klika kropli oleju do środka w zupełności wystarczy.
Większy koszt miałem z kołami. Oddałem je do centrowania i okazało się ze o ile przednie bez kłopotu udało się wyprowadzić to tylne ma już tak zapieczone nyple że konieczna okazało się przeplecenie koła na nowo i popłynąłem na następną stówkę.
Ogólnie koszt:
- chemia do usunięcia lakieru x2 – 60 zł
- farba podkładowa 500 ml spray - 30 zł
- farba chemoutwardzalna 400 ml – 50 zł
- narzędzia, papier ścierny itp. – 20 zł
Podsumowując, o ile efekt przerósł moje oczekiwania (tym bardziej, że robiłem to pierwszy raz), bardzo odpowiada mi czarny pół-mat, to koszt takiej zabawy biorąc moją ramę jest zupełnie nieopłacalny finansowo. Moja rama u producenta jest do dostania nowa poniżej 200 zł. Nie mniej doświadczenia nabyte przy tej okazji są wg mnie warte kilku godzin spędzonych nad rowerem. No i biorąc pod uwagę że przy okazji robimy kompleksowy serwis nie ma co narzekać.
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze