Oto wpis! Chcę przeprosić za tak długie niepisanie - całe szczęście admini nie uznali mojego konta na forum za pozostałość po nieboszczyku. Wytłumaczenie będzie w poniższej ścianie tekstu; postaram się utrzymać swój niski poziom pisarski pomimo gryzącej mnie infekcji gardła. Marketingowo zachęcę, że będą wybuchy, strzelaniny, gołe cycki itp. Zapraszam!
Szczerze mówiąc nie będzie jednak tych cycków, strzelanin i wybuchów. Ale jeżeli już kliknąwszy zorientowałeś się czytelniku, że nie kłamałem mówiąc o ścianie tekstu - bądź zaciekawion i niezgorszon.
Kupiłem w końcu ramę do FR/DH! Nie było to łatwe, gdyż jej wartość była wyższa od ceny rynkowej całego mojego dotychczasowego roweru. Tak sobie wymyśliłem, że zimą jeździć mogę na czymkolwiek; tych parę dni fajnej pogody na jazdę przeboleję. Celem był nowy pojazd, nastawiony na DH/FR. Tym sposobem przez zimę 2015/16 składałem do kupy Gamblera 2009. Składanie roweru typowo do grawitacji jest o tyle trudne, że niespecjalnie jest na czym przyoszczędzić. Całe szczęście moi przyjaciele poratowali mnie całym mnóstwem części, niektóre otrzymałem zupełnie za darmo! Rower był w jednym kawałku szybciej niż się spodziewałem a wizja jazdy na fullu stała się w końcu faktem. W międzyczasie znowuż zmieniłem pracę a dzięki szczęśliwym kolejom losu byłem w stanie nawet móc wziąć Gamblera w góry!
Uwag kilka się należy w tym miejscu temu, czym była dla mnie przesiadka ze sztywniaka na zjazdówkę. Spodziewałem się rewolucji i eksplozji możliwości, tymczasem było po prostu lepiej. Co odczuć się dało najbardziej to geometrię, zdecydowanie bezpieczniejszą na grawitacyjne harce. Druga rzecz to to, że gdy wpada się w kamienio-belko-mikrofalówki amortyzowany z tyłu rower nie chce człowieka zrzucić w krzaki Reszta wrażeń z grubsza nie uległa zmianie. No, może da się odczuć ciężar nowego pojazdu, podejrzewam go o jakieś 18 kilo z hakiem Z jednej strony niedobrze, bo trudniej takim rowerem szarpnąć, machnąć, odciążyć... ale z drugiej strony trudniej jest nim niekontrolowanie szarpnąć, przypadkowo nim machnąć albo źle odciążyć Smutek tylko towarzyszy pokonywaniu podjazdów, które pokonywać trzeba zawsze obok roweru. Aż się człek zastanawia czy to kondycja tak spadła czy jednak ten rower taki ciężki...
Regularne treningi na toruńskiej Skarpie mogły stanąć pod znakiem zapytania, przez to że zmieniłem tę pracę. Powód prozaiczny - odległość dzieląca mnie od toru wydłużyła się z 6,6 km do... 73,7 km. Musiałem więc przeprosić się z samochodem (nie lubię samochodów, a najbardziej tych, do których nie mieści się rower). Treningi nie zostały przerwane, a jedynie wzrósł ich koszt o te parę litrów podtlenku LPG tygodniowo Z rowerkiem pełnozawieszonym oswoiłem się bardzo szybko, a za to że zachowywał się jak należy odpłacałem mu okresowymi modernizacjami osprzętu. Bardzo mi zależało, by przygotować się na to, czego niegdyś nie lubiłem, a teraz lubię bardzo...
Wyścigi! Diverse DH Contest na Górze Żar brzmiał zupełnie inaczej niż rok temu, kiedy to pojechałem tam pokibicować i pojeździć na A-Lajnie. Teraz miałem się ścigać na trasie DH, której ostatnio nawet nie próbowałem pokonać. No to pojechaliśmy Wszystko grało, trasa okazała się nie taka straszna, rower działał... do dnia zawodów.
Eliminacji nie przeszedłem, miejsce 63. na 73 startujących w kategorii teoretycznie powinienem odebrać jako porażkę... Powiem tak: jeżeli Czarna Góra rok temu, na sztywniaku, mnie rozdziewiczyła, tak Żar na fullu zrobił ze mnie szmatę potraktowaną bez lubrykantu Choć właściwie powinienem powiedzieć że było dużo lubrykantu - na trasie. Pogoda nie pyta o zdanie, ulewa waliła przez całą noc przed zawodami, a temperatura oscylowała potem wokół 3°C na początku a 10°C na końcu trasy. Po pierwszym przejeździe zmieniłem rękawiczki na zimowe. Gdy zaś ujrzałem, że mój okazyjnie nabyty powietrzny Boxxer stracił skok mimo nabicia do 200 PSI... Postanowiłem postawić sobie 2 cele na tych zawodach: po pierwsze nie umrzeć, a po drugie (pobożne życzenia) nie wywalić się. Aha, zapomniałbym - na szczycie Żaru zaległo nawet trochę śniegu!
Skłamałbym mówiąc, że się nie cieszyłem na widok mety Fajnie się zjeżdża na suchym, kiedy można próbować różnych linii, wypróbowywać zasłyszane "patenty" na pokonanie kolejnych odcinków szybko i gładko. Ale gdy na trasie zalega 5 cm błota w najsuchszym miejscu, wszystkie te patenty można sobie wsadzić Człowiek odkrywa chicken-lajny o których wcześniej nawet nie wiedział, nie myślał... Korzonek nad którym wcześniej się leciało teraz trzeba było obmyśleć, by nie stał się on przyczynkiem do przemalowania się na ciemny brąz. Do tej pory się zastanawiam jak to się udało, że się nie wywaliłem. Chociaż w sumie turlałem się ledwo-ledwo, a hamulce robiły ciągle tak:
YYYYYYYYYYYYY!
Natenczas wznoszę modły, by na Mistrzostwach Polski na Czarnej Górze było sucho. To już za tydzień! Jaram się Kto jedzie ze mną?
3 komentarze
Rekomendowane komentarze