Cholera, złapałem kolejny raz gumę, tym razem na przednim kole. Jak na 2-tygodniowy staż, zerwanie łańcucha i 2 kapcie to spore zamieszanie, nieprawdaż? Pech, złośliwa opatrzność, zemsta bóstwa, rowerowa laleczka voodoo? Mniejsza o to.
Chociaż we wtorek chciałem machnąć 50 km, na rower mogłem wyskoczyć dopiero późnym wieczorem, więc skończyło się na 15 km wokół osiedla, w lesie etc. Bez spinki, za to w trudnym, pofałdowanym terenie. Gdy zapragnąłem wrócić na chatę (było już kompletnie ciemno
Jako laik przymierzający się do kupna roweru, trafiłem na forumrowerowe.org - bardzo je sobie chwalę, jednak podczas lektury tonąłem w natłoku informacji, skakałem z tematu na temat, terminologia mnie przerastała, a czytania było... No, opasłe tomy. Postanowiłem zebrać wszelkie najważniejsze informacje, jakich szuka POCZĄTKUJĄCY rowerzysta, wzorując się na własnych doświadczeniach, i spisać je łopatologicznie, prostym językiem, tak aby każdy lamer wiedział, czym się je kupno roweru, w co powinie
W minioną sobotę machnąłem 30 km, wczoraj odpocząłem, a dzisiaj wpadło kolejne 30 kilosów. Mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że już się "rozjeździłem". Stawy, poślady, kręgosłup, mięśnie - nic nie boli, aczkolwiek uda dają o sobie znać, co nie powinno dziwić w świetle pokonywanych odległości. Nie wiem czy to dobre tempo, czy nie, ale na płaskiej drodze utrzymuję prędkość w przedziale 23 - 26 km/h. Jak przycisnę, licznik wskazuje 30 km/h, ale to raczej hardkor i długo tak nie wytrzymuję
Nieszczęścia chodzą parami. Dosłownie kilka dni po kupnie nowego roweru strzelił mi łańcuch, ale nie zraziłem się tym faktem. Po pierwsze, swoje ważę, a po drugie - popełniłem karygodny błąd podczas wjazdu na stromą górę (głupie ustawienie przerzutek "po skosie" oraz stanięcie na pedałach w całej swej okazałości, bez zbicia biegu "na sucho"). Spoko, sypnąłem groszem na spinkę i po problemie. Serwis mam niedaleko od chaty, więc spacerek z maszyną u boku nie szkodzi. Jednak na zerwanym łańcuchu ni
Śląsk przeżył dzisiaj popołudniowy atak pięknej pogody, więc - jako że każdy pretekst jest dobry - wsiadłem na swojego aluminiowego rumaka. Nosiłem się z zamiarem machnięcia ok. 10 km w kniejach, ale po ok. 6 kilosach brodzenia w błocie postanowiłem uderzyć na dąbrowską Pogorię III (a co!). Znów zastałem tam sporo ludzi i piękne widoki. Proszę bardzo, poniżej fotki przedstawiające piękne okoliczności przyrody oraz jeden z moich butów, cierpiących wskutek błotnych przepraw.
Po wczorajszej przygodzie, dzisiaj czym prędzej udałem się do serwisu, aby naprawić łańcuch. Spece uporali się z nim w 3 minuty, więc miałem chwilkę, aby obejrzeć ofertę sklepu, w którym ów serwis funkcjonuje. Mając na uwadze rzeczoną wtopę i wszelkie inne potencjalne zagrożenia, powoli myślę o zakupie zestawu survivalowego w sakwie zintegrowanej z chwytakiem na bidon, czy w dowolnej innej konfiguracji. O ile 1,5 km z buta to pikuś, o tyle wizja awarii z dala od domu, np. w środku lasu, nie jawi
Dzisiaj na Śląsku panowała piękna pogoda, więc postanowiłem - a jakże! - wsiąść na rower i trochę pokręcić. Niesiony na fali wczorajszego szaleństwa, postanowiłem rzucić się na głębszą wodę, a w zasadzie tuż obok wody - w Dąbrowie Górniczej jest bowiem gdzie jeździć, mianowicie wybrałem się nad zalew Pogoria. Dodatkową motywację stanowił fakt, że dzisiaj dotarł do mnie licznik rowerowy, który czym prędzej zainstalowałem i skonfigurowałem.
Z chaty na Pogorię wybiło 4,8 km, to była rozgrzewka
Chodź, opowiem Ci bajkę, jak kot palił fajkę...
Jeszcze tydzień temu założenie blogu rowerowego uznałbym za przejaw skrajnego lamerstwa. Jest przecież tyle pięknych rzeczy na świecie, szczególnie dla 35-letniego faceta... Niniejszy blog zakładam po to, aby uświadomić ludzi - np. zniechęconych do życia lub narzekających na obrastanie tłuszczem - że warto wskoczyć na rower, bo daje to niesamowitą satysfakcję. Ponadto, dzisiaj w mojej przygodzie z pedałowaniem (hm...) nastąpił przełom. Zanim to