Skocz do zawartości
  • wpisów
    7
  • komentarzy
    38
  • wyświetleń
    25 910

No i jest blog. Może bez sensu? A tam, wstęp!


djzatorze

4 192 wyświetleń

Cóż, stało się. Powstał blog, ale raczej będę trzymał się nazwy Notatki.

Cel#1: dokumentacja tego co się może w głowie dziać zwykłemu człowiekowi gdy mu się zachce frirajdu, kiedy wcześniej zawsze kroskantry.

Cel#2: zmuszenie się do składania poprawnych zdań po polsku. Ta umiejętność może się w życiu jeszcze przydać (chociaż internet świeci przykładami że u niektórych potrafi ona zaniknąć).

 

Użytkowniczy blog to nie fejsbuk, żeby pisać masę pierdół, żeby wszyscy mnie widzieli... ale na pewno się jakieś zdarzą, pewnie nawet gęsto, nie sposób ich uniknąć. Mogą wręcz zdarzyć się w nieprzyjemnej ilości. Wiadomo, cykloza robi swoje i pewnie zdarzy się jakiś wylewny komentarz jaką to wspaniałą część do roweru udało mi się zdobyć albo jaką piękną trasą jechałem :sweat: Chcę jednak głównie wywalić z głowy zalegające myśli i zastąpić je kilkoma zdaniami, żebym nawet ja je zrozumiał :laugh:

 

Koniec, dobra, dosyć tego suchego wstępu, jedziem z tym koksem. Jak to się stało że usilnie próbuję zrobić z siebie kolarza freeride? Jak to się stało że w ogóle jeżdżę tak a nie inaczej? Trzebaby się cofnąć trochę w czasie, żeby sens przynajmniej śladowo zachować. No dobra, jest sobie rok 2012, piździernik za pasem, zaczynam być studentem drugiego stopnia geografii. Pierwszy raz mieszkanie, już nie akademik. Już nie będzie wstawania z łóżka 10 minut przed zajęciami, 3 kilometry na uczelnię! Kurde bela. Myślę - rower. No proste. W listopadzie staję się dumnym posiadaczem roweru XC, firmy Mexller. Osprzęt Altus, rama alu, w miarę lekki (z tym rowerem wiąże się smutna historia ale to kiedy indziej). Potem był Alton, stalowe krosiwo z obniżoną górną rurą, jeszcze przed remontem. Na komunię go dostałem przed laty :laugh: Przygnębiający stan jego napędu i brak czasu na reperacje zmuszają mnie do pożyczenia domowego makrokesza... Przemęczyłem się na wymienionych sprzętach do lipca 2013. Zmobilizowałem się i wszelkie zarobione pieniądze przeznaczałem na części do nowego Roweru. Roweru przez duże Ry, który nie miał być byle środkiem transportu, tylko pasją! Niestety, Brutalna Rzeczywistość zajrzała do portfela i zadowolić się musiałem częściami tanimi i używanymi. Rower ten składałem kompletnie bez sensu, bo ramę kupiłem niemal na samym końcu :icon_lol: ale każdy kiedyś zaczynał... Na szczęście, udało się złożyć całkiem niezły, działający pojazd. Jeździłem sobie więc moim Accentem El Norte na uczelnię i po okolicznych lasach, ciesząc się tą prostą czynnością ile wlezie. Aż pewnego dnia dotarłem TAM.

 

I zaczęło się.

 

Niedaleko lotniska, jest sobie w Toruniu miejsce znane mieszkańcom jako Kacze Doły. Większość z nich (mieszkańców, nie dołów) kojarzy, że wśród tamtejszych sosen błyszczał uroczy stawik, nad którym Torunianie spędzali wolne niedziele. Obiło mi się o uszy, że stawik był jeszcze wcześniej wyrobiskiem gliny, ale nie wiem czy to prawda. No i te Kacze Doły ukazały przed mą duszą zniewieściałą... Tor. Zniszczony, ale niewątpliwie był to tor. Mimo zalegającego materaca liści dało się wypatrzyć dawne trasy przejazdu. Mnie, chuderlawemu krosiarzowi, wysokie na pół metra hopy wyrywały z ust szepcące bluzgi pełne niedowierzania, że tak ktoś tu sobie ot, jeździł. Tu, w Toruniu, pod moim nosem. A były i wyższe konstrukcje, których majestat przerażał niedoświadczonego chłopaczynę. Wpadałem tam czasem, mimo błota, deszczu i śniegu, żeby odkrywać kolejne fragmenty tras. Najbardziej kusił mnie 3-metrowy mostek przez strumyk. Dwie krzywawe kłody rzucone w poprzek głębokiego na 2 m wąwozu i na nich poprzybijane deseczki. Bałem się mostka, ale on kusił. "Przejedź po mnie, szmato", mruczał. Długo trwało zanim się odważyłem. Nie pamiętam kiedy, ale przejechałem w końcu, zestresowany i zadowolony. Jednak nie szmato, drogi mostku, przejechałem cię i nie boję się ciebie! Jakiś czas potem, na wikimapii odnalazłem Tor. W opisie kilka zdjęć z wiosny, w słońcu wszystko wyglądało lepiej. Tor okazał się mieć nawet nazwę - "Kanada". Jeszcze wtedy nie wiedziałem z czym to skojarzyć, człowiek nic nie wiedział... Dokopałem się w końcu do archiwalnych zdjęć z 2005 i 2006 roku, jak ów Tor wyglądał. Nastąpił wtedy w mojej głowie przełom. Szepcące bluzgi pełne niedowierzania po raz kolejny wyrwały się z moich ust. Tor, z wielkiiiimi hopami, mostkami na drzewach, nawet pionową ścianą do wjeżdżania rowerem, a na nim - ludzie! Ludzie na rowerach na krawędziach wyskoków, na rowerach na ścianie, na rowerach w powietrzu. Ma dusza zniewieściała widziała takie tam rzeczy we telewizorze, ale żeby Tu, w Toruniu, pod moim nosem?! Zapragnąłem być frirajdowcem. Brutalna Rzeczywistość, moja stała towarzyszka życia, słusznie zauważyła że może być trudno nauczyć się tak jeździć. Niemniej miałem już trzy składniki, żeby stworzyć z siebie rajdera: chęci, rower i tor.

 

Intrygujacym odkryciem podzieliłem się z kumplem. Pokazałem co na torze było, a co jest i że można by sobie poćwiczyć technikę na jakichś najcieńszych traskach dla siuśków takich jak my :whistling: Chęci się wyklarowały i pojechaliśmy tam raz czy dwa. Niestety, znowu Brutalna Rzeczywistość miała coś do powiedzenia. Tor był po zimie w naprawdę złym stanie. Przejezdne były może 2, 3 trasy. Narodziła się więc idea - można tor naprawić. No toć przecież! Tutaj narodził się w zniewieściałej mej duszy plan, żeby jeździć oraz budować, a przez to nauczyć się jazdy rowerem po tym wszystkim, co wcześniej wyrywało te bluzgi niedowierzania. Tak oto zachciało mi się być frirajdowcem. Chuderlawemu chłopaczynie na rowerze XC. Co z tego wynikło i jak to się stało że jeżdżę na tym, na czym jeżdżę, skrobnę w następnym wpisie. Bonus dla tych, co wytrwali całą tą ścianę tekstu: pierwsze litery akapitów tworzą nazwę surowca na najwyższe odznaczenie, jakie może otrzymać uczestnik tego wątku. Druga w nocy dochodzi, aj jej, dosyć tego.

 

Aloha!

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

I zdjąłżem monokl z lewego oka. Wyjąłemże chsteczkę atłasową z kieszeni na piersi, tej, w której zwykłem nosić grawerowaną papierośnicę. Przetarłem szkło, nalałem sobie 30 letniej szkockiej do szklanki, założylem monokl ponownie i zacząłem lekturę raz jeszcze. Szkocka musi poczekać.

 

Młody człowiek pełen marzeń już krystalizuje swoje pragnienia. Jakże to piękne. Gdyby nie ropne zapalenie rogówki, to bym w owej chwili łzę uronił. A tak wciągnąłem swoje skórzane bambosze, szlafrok i podnosząc się z wyraźnym trudem z fotela ruszyłem do garażu. Wbrew wyraźnym protestom mojej ukochanej małżonki wbiłem się z wyraźnym trudem w już lekko znoszony strój z Lidla, kupiony wiele lat temu i wyciągnąłem zapomnianą już Cobię z czeluści garażu. Mijając nowego Mercedesa żony, VW syna i Land Rovera córki modliłem się tylko, że buty SPD jeszcze są tam, gdzie zwykły być. Maserati tak ładnie wypolerowane przed dwoma dniami dziwnie przestało od tego momentu wzbudzać emocje.

 

I ruszyłem przed siebie. Ruszyłem w zapomnienie, w nicość przesłości, w nieodgadnione nigdzie. Tam, gdzie zawsze czułem się najlepiej. Smak błota na ustach smakował lepiej niż 30 letnia szkocka, która pewnie zdążyła już się podgrzać przed kominkiem.

 

I jechałem ... nawet nie wiem gdzie.

 

[Ja za 20 lat po przeczytaniu takiego tekstu jak twój. Szacunek djzatorze!]

Odnośnik do komentarza

W zasadzie mógłbym napisać to samo tylko zmienić jedno zdanie o znalezieniu toru. Niewiele osób zna ten ból gdy chce polatać, na początku fajnie, a potem jednak dowiaduje się że z rowerem jest coś nie tak.

Odnośnik do komentarza

Bejker, słuchaj stary. Ci, co mówią że jak się nie ma fulla obłożonego Foxem, to się nie da jeździć ekstremalnie, głównie mają na myśli znikomy komfort i wątpliwe bezpieczeństwo takiej jazdy. Ale wystarczy trochę przerobić rower, znaleźć dobrą miejscówkę i... jeździć ile fabryka dała. Wiadomo, są pewne rzeczy, których się nie przeskoczy (dosłownie i przenośni:) ), ale naprawdę - czasem jestem zdumiony jak jakiś dzieciak na rozlatującym się hardtailu z gracją ogarnia wertepy na których "pr0si" na wychuchanych fullach się zwyczajnie tłuką. Jeździć, jeździć! Jak dętka pęknie to lecieć po nową tego samego dnia! byle cisnąć i szlifować co się już umie.

Odnośnik do komentarza
Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...